środa, czerwca 30, 2010

Wideo dnia #110



Sesja sesją, a odkrycia odkryciami. Prezentujemy Wam z doskoku świetną EPkę artysty, który pojawi się na festiwalu Creepy Teepee (więcej: dwa widea temu) i na katowickim OFFie. Tom Marshall, czyli Dam Mantle i jego Grey to bez wątpienia jedno z najlepszych małych wydawnictw 2010. Muzyka oksymoroniczna - zderza dubstepowy, elektroniczny minimalizm z eklektyzmem charakteryzującym zespoły, które Marshall mixował (Animal Collective, Battles) i wielością instrumentów. Jeden pochodzi z Polski:

Some of your stuff sounds like it's made using pretty bizarre instruments. Is it? What do you usually use?
Lots of different percussion, pots and pans, im a sucker like a lot of people are for casio keyboards and drum machines. toys. recorder, this little radio i got in a flee market in Poland for like 30p, the back fell off of and i found that when you put your finger on certain solders it changes the sound, i love that thing.

cały wywiad tutaj



A co jeszcze w ramach kojących przesłuchań? Dylan, Sleater-Kinney, Suzanne Vega (po bardzo dobrym koncercie we Wrocławiu), Six by Seven, a z nowości ceo (Eric Berglund z Tough Alliance), M.I.A., nowa piosenka Juvelena (All-Time High, świetna) i Air Waves, o której Dan Deacon powiedział: Her music is like your favourite blanket, into which you wrap yourself.

niedziela, czerwca 27, 2010

Wideo dnia #109



Zarzucamy na chwilę przyczyny gęsich skórek i pytamy: Kto dziś będzie słodzić na wyspie słodowej? (reporterski żart, głowa odpada ze śmiechu, kamera nie wytrzymuje i pęka, kochamy frejzale, szanujemy polskie przysłowia, broda Drozdy się trzęsie, używamy pięknej kontekstowej polszczyzny) Suzanne Vega! Ale czy słodzić? No właśnie nie, bo w przypadku Suzanne i jej tej-piosenki płaszczyzny utwór-odbiór zazębiają się jak szczęka stulatka. Zerowo. Znana wszystkim Luka - świetny popowy numer (scoverowany nawet przez Lemonheads sprzed Ray'a), a jednocześnie żywo poruszające ujęcie tematu domowej przemocy wpada w popkulturę i funkcjonuje w niej na zasadach dżingla, kolejnej rozstaniowej serenady, niedzielnego murmuranda w rytm radia złote przeboje. A w tym wszystkim rok 1987 i Kalifornijka przesiedlona do Nowego Yorku (Tom's Diner - miejsce prawdziwe, ale przede wszystkim utwór z kapitalnym klimatem rozpiętym między Hopperowskim Nighthawks a Jarmuschowskim budo-barem), autorka dwóch płyt - bardzo dobrze przyjętego debiutu i najlepszej chyba, a na pewno najbardziej znanej - Solitude Standing (1987). Intertekstualność nie jest jeszcze trendy jak raybany, a urokliwe Night Vision inspirowane wierszem Juan Gris Eluarda brzmi prawdziwym pięknem. Muzyka pościelowa? Czasami na pewno tak, ale w jakości, którą ciężko znaleźć w dzisiejszej nieinwazyjnej stronie popu. Czekamy na dzisiejszy sprawdzian na żywo i na odsłuch nowej płyty Close-Up (jak intertekstualność to intertekstualność). A czasy, w których Luka stanie się bohaterem nie tylko znanym, ale też zrozumianym? Very nice, maybe in the next world.



sobota, czerwca 26, 2010

Wideo dnia #108



USA - Ghana 1:1 i dogrywka (edit: 2:1 Ghana), a ja coraz bardziej boleśnie odczuwam brak Czechów na tym mundialu. Cóż, podlizywanie się na egzaminach trzeba będzie oprzeć na wysłanym Włochom przez Słowaków sycylijskim telegramie. No i właśnie - Czechy. Oprócz jutrzejszej Suzanne Vegi na wyspie to nasz kolejny koncertowy cel. Kutná Hora - miasto kucia srebra, miejsce narodzin autora czeskiego hymnu, strefa wpływów praskiego slangu i klasztor Jezuitów - nowa siedziba najlepszego muzeum Czech (w sensie krainy, nie republiki). Muzeum, w którym (zamiast gablot o przekroju knedla i kulturowym znaczeniu kombinacji sandał-skarpeta) Czesi dopieprzyli festiwal muzyki nowoczesnej, eksperymentalnej i niepopularnej. Creepy Teepee (tak nazywa się impreza) kładzie nacisk właśnie na ten creepy element w twórczości wykonawców, ale pojawią się też zespoły bajeczne - słodko-gorzko szumiące Vivian Girls czy nasi ulubieni 2010owcy - Memoryhouse. Poza tym jednak sporo grozy, mroku, gotyckiej czcionki i świecących prześcieradeł (jak pyta czeski horrorowy blogger - Co je lepší než Krvavá hostina 2: Masakr?), ale mury wytrzymają - w końcu co może być straszniejsze od Jezuitów? Bardzo interesujący festiwal, polecamy i zaczynamy prezentację. Air Waves - Circle of Gnomes.



piątek, czerwca 25, 2010

Wideo dnia #107



Wideo dnia? Pierwszy gol Villi w meczu z Chile (brr), ale są ważniejsze sprawy. Pamiętamy o naprawdę-niezastąpionym w pierwszą rocznicę jego śmierci. A w pe-esie nowe wideo Animal Collective. Do jutra.


You know I like you, don't you?

PS My animal home . net

czwartek, czerwca 24, 2010

Wideo dnia #106



Świętując wejście Japonii do 1/8 finału mundialu (mecz z Danią = Stałe fragmenty gry - podręcznik dla Europejczyków i mimo wszystko niespodzianka - mieliśmy dziś puszczać The Raveonettes) gramy jpop. Miała być Megu, ale o Megu swego czasu mówiliśmy (mówiliśmy? byłem pewien, ale archiwum puste. Może twitter?), a o mniej znanej immi nie. A warto, bo Nakazawa Mayu prezentuje ciekawy jpop odsłodzony chłodno-elektroniczną dyskotekową ciągotą. W tym roku ukazała się jej nowa płyta zatytułowana Spiral, a w maju promujący ją singiel - Sign of Love.



+ What you waiting for? Dziś kolejne typy - nowy album Blonde Redhead (!) - Penny Sparkle (14.09) i nowe No Age (Everything in Between, dwa tygodnie później).

środa, czerwca 23, 2010

Wideo dnia #105

Substancje ciekłe i teledyski nie są dla siebie stworzone, a nowy dziwny klip Interpolu tylko to potwierdza. Natomiast jeśli ktoś mnie spyta Kim jest Paul Banks? to powiem, że zdolnym muzykiem średnio-młodszego pokolenia. Zamiast jednak rozmieniać się na plenti drobnych, Banks powinien wrócić do pisania świetnych piosenek. Lights daje trochę nadziei. Basista Slint? Bardzo fajnie. Muzycy muszę jednak pamiętać, że OLTA (powtarzam - wbrew ględzeniu znawców album bardzo dobry) narysowała pewną kreskę. A jeśli ktoś mnie zapyta Co to za kreska? to powiem, że to granica, za którą rozciąga się wielki pusty stadion.









wtorek, czerwca 22, 2010

Wideo dnia #104



Oto Kalifornijka tworząca muzykę bardzo amerykańską, ale zdecydowanie bardziej w klimacie południa i country niż stricte zachodnich klimatów nadbrzeżnych. Dodatkowo wolna Amerykanka rozpoczyna swoją karierę w Londynie. Londyńskie country?! Brzmi karkołomnie, ale Lissie nagrała płytę, która nie drażni mimo pełnych garści inspiracji amerykańską ludowością. Niektórzy słusznie zauważą, że to już spore osiągnięcie. No a na dodatek mamy tu przecież kilka bardzo przyjemnych kompozycji (ze wskazaniem na stronę A) na granicy popu i folku oraz opinię Paula Drapera (szykuje się specjał w sprawie Mansun), że to first thing [he] liked this year.



poniedziałek, czerwca 21, 2010

Wideo dnia #103


Rozentuzjazmowany zespół nie kryje radości związanej z nagraniem nowego mini-albumu

Dzisiejszy dzień to seria bardzo przyjemnych, a do tego pewnych jak OBOP nowości. Zapowiedzi nowych płyt Radiohead i Clinic? Proszę bardzo. Nowa piosenka The Books? Jest. Hiszpanie jednak w grze w RPA? Mimo spieprzonego penaltiego - tak! Nowy mini-album The Clientele? Mmm... i to we wrześniu, na łamaniu lata z jesienią - chyba najlepszej porze na ich muzykę. Czytelnikom LTB nie muszę chyba przypominać, że lubimy ten zespół nie tylko za to, że hasło Sin Retiro me muero zamienili w jedną z najlepszych piosenek 2008 (Retiro Park, EPka That Night, a Forest Grew), a okładką Strange Geometry (patrz niżej) uczynili wiszący w Thyssenie genialny obraz Paula Delvaux ogniskujący w sobie przytulność ciepłego miejskiego wieczoru i dyskretny urok burżujskiego kolejnictwa spod znaku złoconych salonek i pociągowych miejsc zbrodni Agathy Christie.

Well, well, well - przed Wami zajawki, czyli otwieracz ich najpiękniejszej płyty na żywo oraz stream The Clientele coverujących As The World Rises and Falls West Coast Pop Art Experimental Band - utwór, który znajdzie się na wspomnianej małej płycie zatytułowanej Minotaur.

The Clientele - As The World Rises and Falls


Since K Got Over Me (live)

niedziela, czerwca 20, 2010

Wideo dnia #102



Brian Wilson na prezydenta! Oh, wouldn't it be nice? Z pewnością, szczególnie w 68 urodziny geniusza. Więc smile i na wybory, my gramy Wilsona i Eltona wspólnie wykonujących opener Pet Sounds.



sobota, czerwca 19, 2010

Wideo dnia #101



Mieliśmy cieszyć się wczoraj z Meksykańcami (Lubański, śmiertelna powaga) Cafe Tacubą (ach, kiedy to było, zapodawanie na Dworcu Świebodzkim przy Puntos Cardinales) ze zwycięstwa nad rozdętymi le-bleee. Mieliśmy grać coś z zachodniego wybrzeża w związku z finałem finału NBA. Ostatecznie jednak zwyciężył makijaż i oto mamy nowy layout. Na dziś znów trzeba by znaleźć jakiś rytm serbski (Ano Ivanović, tęsknię!), ew. algierski (hm), bo po paraolimpijskim wykonie Anglia na wideo dnia nie zasłużyła. I kiedy już straciłem nadzieję, a gówno gotowało mi się w gardle po kolejnej dawce tików Czarnogórca, dźwięku wuwuzeli, żartów o wuwuzelach, komentarzach w TVPfe zawierających zwroty takie jak 'tatarzyn' i 'lisy pustyni', lub zaczynających się od 'tak krawiec kraje' (błagam), z odsieczą przychodzą Blonde Redhead z piękną nową piosenką, więc kontynuujemy tradycję i gramy tuż po premierze.

Blonde Redhead - Here Sometimes (MP3, Pitchfork)



czwartek, czerwca 17, 2010

Wideo dnia #Aww... 100



Setne wideo dnia to jednocześnie raport z trwającej od przedPrimaverowych przygotowań fazy na Pavement. Wiadomo, zawsze jest faza na Pavement, ale jeśli w autobusie zastanawiasz się, czy przypadkiem te twarze zdziwione dokoła to nie efekt twojego:

oh, get off the air
i'm on the stereo stereo
oh my baby baby baby baby baby babe
gave me malaria hysteria


zaśpiewu - nie jest dobrze nie jest dobrze nie jest dobrze nie. No i co to za malaria, hm? Niedługo zamiast części do Żuka, na szyldach pojawi się wynajem ważek, bo "pani to czymś smaruje" powoli przestaje działać na te komary-mutanty.

U nas natomiast ważki problem, bo chronologia wspomnianej Pavement-fazy została częściowo zachwiana. All-time-fav, wspomnienie beztroskich nineties i pierwszego spotkania z chodnikiem, Crooked Rain, Crooked Rain, zaklepało sobie repeatowe miejsce przed festiwalem. Potem wielki powrót do wielkiego debiutu, dalej Wowee Zowee, a ostatnio właśnie Brighten The Corners.

No to co, wideo dnia nr 100, histeria malaria w stere-o, teledysk z Cheerios, cheer up i cheers!



środa, czerwca 16, 2010

Wideo dnia #099

Cut Copy zapowiadają nową płytę, a ja wspominam madryckie (i wrocławskie) spacery z In Ghost Colours nawiniętym na słuchawki. Nagłe wyprzedanie się karnetów na Nowe Horyzonty (buu) zwiększa nasze szanse na zobaczenie ich w Polsce (jee). Wytnij wklej kojarzy się zaliczeniowo, więc w okresie sesji Australijczycy wpisują się w nasz indeks klipów dnia z najładniejszym utworem z Colours właśnie.



wtorek, czerwca 15, 2010

Wideo dnia #098

Małe przymiarki do OFFa -> The Flaming Lips coverujący jedną z moich ulubionych piosenek Yo La Tengo + potwierdzenie, że najlepszy zawód świata to dyrygent. No i ten tekst, Whatever you want from me, is what I want to do for you, nie usłyszycie tego od pani z dziekanatu.



poniedziałek, czerwca 14, 2010

Wideo dnia #097

A dzisiaj kolejny świetny utwór Japandroids o tym, że nie rozgłos, nie sława, nie stroje, zabawa. Widać cząstka *young* w tytule ich piosenki musi oznaczać dużo dobrego.



niedziela, czerwca 13, 2010

Wideo dnia #096



W związku z jedną z niewielu okazji, przy których interesujemy się piłką nożną:
Meloy - ten killer o twarzy... no właśnie, też killera



sobota, czerwca 12, 2010

Wideo dnia #095


Samce uciekli, czyli dziewczęcego cyklu klipów dnia ciąg dalszy

Dla szukających popu out from blown speakers, zaszumionego noise'owym grubym ziarnem i nagranego w ponownie modnym lołfaju, spotkanie z Dum Dum Girls może być wielkim HI DEFINITION!, bo muzyka Dee Dee (Dexter, wanna see my new dance?) i koleżanek wpisuje się w 100 % w prawidła noisepopowego katechizmu. Jest głośno, szorstko i brudno ale melodyjnie i uwodzicielsko. Po nagraniu świetnej płyty, równie dobrym występie na Primaverze 2010, czas na nowy teledysk do Bhang Bhang, I'm a Burnout.




piątek, czerwca 11, 2010

Wideo dnia #094



You wanna talk about it? Uh! Let me talk about it! Więc Ufff i eeee? - te dwa odgłosy wydałem na wieść o wycieku debiutanckiego longplay'a Uffie w sieć. Ufff, bo w końcu, eeee? z obawy czy to się uda, gdzie to = zachowanie na płaszczyźnie długogrającej płyty świeżości i radochy singli. Udało się. Jest podrasowana wersja znanego lubianego (Pop the Glock), jest świetne Difficult - spore nawiązanie do stylu Majowego, wręcz tegoroczne Paper Planes (chyba że M.I.A. sama nagra nowe), jest aksamitno-pościelowe, wrzące i bulgoczące ciepłym beatem Give It Away, jest w końcu mój aktualny niezliczony repeat, absolutnie cudowne i zabawne Neuneu, które brzmi jak zdjęte z Justice'owego krzyża, lepsze D.A.N.C.E. i The Party (w którym to numerze zresztą Anna Katarzyna Hartley się pojawiła) w jednym. Mało? Dawajcie jeszczio? No to jeszczio np. Siouxsie (Hong Kong Garden) i Velvet Underground (Rock & Roll w tytułowym, a tytuł przecież do schrupania szczególnie dla tych z dżinsfetyszem w ulubionych. Płyta trochę napchana, ale broniąca się i wysoką średnią i świetnymi jednostkami. Zabawna, seksowna, zwiewna, dla za młodych na sen i nie za starych na grzech. Dziewczęcy urok, wdzięk i takt i chyba... I got the sound that kills and there is nothin like it. No tak, tak.



czwartek, czerwca 10, 2010

Wideo dnia #093



A mi się podoba nowa Sky Ferreira, mniej niż 17, fakt, ale jednak nadal czuję kratkę zeszytów, przetarty parkiet i kombinację denim jeans-black tights.



Właśnie, denim jeans, zapętlam fragmenty Uffie, żałuję Selectora tylko z jej powodu, ale there's always hope:



Email me, będę czekał.

PS Nie, też nie wiem dlaczego Mietków.

środa, czerwca 09, 2010

Wideo dnia #6:0 (92)


Broken Social Scene. Lisa Lobsinger i Kevin Drew na festiwalu Primavera Sound 2010 (relacja tutaj) ; fot.: Daniel Villanueva

Zgodnie z zapowiedzią dział Wideo dnia wraca jutro, ale już dziś mały to-on, bo czy już This Movie Is Broken znasz?

This Movie Is Broken - Trailer from Arts & Crafts on Vimeo.


I nawet jeśli zostaniemy caught in bad romance, a w trakcie scen obyczajowych czekają nas przerwy tytoniowe, na pewno warto zobaczyć ten film dla świetnie zapowiadających się scen koncertowych z Toronto.

niedziela, czerwca 06, 2010

Primavera Sound 2010 - dzień 3.





PS2010 | POCZTÓWKI | WIDEO | CZWARTEK | PIĄTEK | SOBOTA



Po bezbłędnym czwartku i piątku jak malowanie przyszedł czas na sobotę, która jako najmniej napakowana delicjami dała chwilę wytchnienia, ale oprócz tego przyniosła kilka znakomitych koncertów. Dwa sympatyczne fragmenty - Real Estate i Dr. Dog - to na początkowe przesłuchanie. A potem solowy Bradford, którego nie mogliśmy obejrzeć dwa lata temu.

ATLAS SOUND - 19:15, scena PITCHFORK


Britt Daniels (Spoon) ogląda Bradforda Coxa (Atlas Sound) ; fot.: evitale
[nasz ulubiony Primaverowy set zdjęć /
our favourite Primavera photo set - evitale]


Po dwóch fantastycznych występach zespołu Coxa na PS08 i PS09 przyszła pora na Bradafora i jego solówkie na scenie Pitchfork. Koncert wypadł bajecznie i choć nie tak dobry jak wspomniane miazgi Deerhuntera, zapadł w pamięć z zupełnie innych względów.


wideo: louder than bombs

Otóż wśród całego fest-rozgardiaszu Bradford wyglądał jak postać z innej planety. Postać, która przyjechała nad morze zagrać ludziom kilka piosenek. Nierealny jak preWoodstockowy Max Born śpiewający Don't Think Twice, It's All Right Dylana w przerwie kręcenia Satyriconu (do zobaczenia na świetnej wystawie o Fellinim w Caixa Forum i u nas, niżej). Skok przez fale w sedno muzyki to bardzo ożywcze doświadczenie.



FLORENCE AND THE MACHINE - 20:50, scena SAN MIGUEL

Tu natomiast wielka porażka. Jak długo można naciągać samogłoskę zanim pęknie? Pretensjonalna nuda, spłaszczone hity, denerwująca maniera. Sometimes I feel like saying "Lord I just don't care" But you've got the love I need to see me through? A paszła won.

GRIZZLY BEAR - 21:55, scena RAY-BAN


Grizzly Bear ; fot.: louder than bombs

Wóz tym razem nie nawalił, więc w przeciwieństwie do Górnego Śląska, środkowa Katalonia Grizzlych usłyszała. Zagrali znakomicie, a mi od razu przypomniał się (cytowany zresztą na LTB przy okazji podsumowania 09) tekst recenzenta Uncut - tej płyty trzeba posłuchać wszędzie. Veckatimest, podobnie zresztą jak Yellow House (bo Horn to już trochę inna historia), to płyta tylko z pozoru klimatycznie konkretna. Tak naprawdę utwory Grizzly Bear dostosowują się do przestrzeni, w której są grane. Mogą brzmieć jak przytulne przydymione numery, mogą jak bardzo przestrzenne i żywiołowe (a chodzi tu i o siłę i o naturalność brzmienia) piosenki, jakby uszyte na dużą scenę.


wideo: louder than bombs

Muzyczne wrażenia ogromne zarówno przy ubiegłorocznych hitach (Two Weeks, While You Wait For The Others), jak i przy ulubieńcach trochę już przykurzonych (bardzo wzruszające Knife). I tylko estetyka twarzy nieco niepokojąca - co prawda bez znanych z teledysku koszmarnych świateł, ale z momentami gdy śpiewające licko niepostrzeżenie zamieniało się w Lipko.


wideo: pleasureperhaps

NO AGE - 23:00, scena PITCHFORK


No Age ; fot.: evitale
[nasz ulubiony Primaverowy set zdjęć /
our favourite Primavera photo set - evitale]


Mieliśmy iść na Built to Spill, ale tłum napierający na scenę ATP przegonił nas pod zadaszenie. A że koncert No Age nigdy nie jest zły nie zmartwiliśmy się i nie pożałowaliśmy. Po brawurowych akcjach ekipy Wschodu, (Atlas Sound, Grizzly Bear) przyszła pora na Zachód, a na pytanie How are things on the west coast? Randy i Dean zgodnie z przewidywaniami odpowiedzieli WWWHHOOOOAAA!!!sh away what we create! Bardzo energetyzujący występ, piękne aranże świetnych fragmentów Nouns, bijemy brawo, czekamy na OFFa.

DUM DUM GIRLS - 00:15, scena PITCHFORK


Dum Dum Girls ; fot.: ghostdrone

Rozochocony Zachód kontynuował ofensywę, a po kolejnym koncercie zespołu z LA piosenkowe pytanie Gibbarda Is this the city of Angeles or demons? zaczęło brzmieć wyjątkowo głupio. Po szatańskim darciu ryja na dokładkę grzesznice w pięknych tutaj toaletach, prezentujące jedną z najlepszych płyt tego roku i zaczynające od coveru jednej z moich pięciu ulubionych piosenek The Rolling Stones. W 2008 Primavera skończyła się dla nas absolutnym koncertem Animal Collective, w 2009 finał należał do świetnych Gang Gang Dance, w tym roku odpowiedzialność kończenia spadła na Dum Dum Girls. Po żenadzie na Summer of Music odpuściliśmy Pet Shop Boys (bo to nie można wyjść i trzasnąć Behaviour? trzeba udawać odbiornik telewizyjny?) i na końcówkę wybraliśmy właśnie girlsband z Kalifornii, co okazało się decyzją słuszną i w sumie jednym z najfajniejszych momentów całego festiwalu. Najlepsze na płycie Oh Mein Me wypadło obłędnie, singlowe Jail La La pociągająco, piękne, naiwne, szczeniackie Rest of Our Lives poruszająco. Słuszne pytanie padło kiedyś w ich kontekście. What's not to love?


wideo: louder than bombs

I już koniec? No koniec, ale umówmy się - festiwal żyje. Przez pierwsze pół roku wspomnieniami i grubym ziarnem jutuba, przez drugie pół zapowiedziami kolejnej edycji, datami ogłaszania nowych zespołów i odbitym na palcu klawiszu F5. Żegnamy się więc bez wielkiego smutku, bo Primavero, you’re the reason I’m trav’lin’ on So don’t think twice, it’s all right. Dzięki za dobrnięcie do końca i do przeczytania wkrótce!

piątek, czerwca 04, 2010

Primavera Sound 2010 - dzień 2.





PS2010 | POCZTÓWKI | WIDEO | CZWARTEK | PIĄTEK | SOBOTA



Piątek był dniem wyrzeczeń i urzeczeń. Wyrzeczeń, bo co prawda trudne wybory były naszą baguetiną powszednią, ale 28. dzień maja sprawił, że bieganie między scenami przestało być metaforą i nabrało kształtu realnego truchtu. Po takiej rozgrzewce można było spokojnie ubrać się w obcisłe, przypiąć sobie numerek i wystartować w niedzielnym biegu El Corte Ingles. Wypadło Wire, wypadło Japandroids - to, przyznacie, poświęcenia XXL. Urzeczeń natomiast, bo kilka piątkowych koncertów to magia i chęć krzyczenia:



i jak trafnie napisał Britt Daniel (jeden z piątkowych bohaterów): I felt so permanently alive. I saw the light. A że potem, w środku nocy, bardziej odpowiednim stał się cytat z Newmana - You had to send a wrecking crew after me, I can't walk right - to już zupełnie inna sprawa.

OWEN PALLETT - 16:00, scena AUDITORI (ROCKDELUX)


Owen Pallett ; fot.: Christoph!

Taka kolejka do Auditori skojarzyła mi się z mocarnym My Bloody Valentine z Primavery 09, ale występ, który rozpoczął nasz koncertowy dzień to zupełnie inna historia. Owena widzieliśmy już w czwartek podczas genialnego koncertu Broken Social Scene (ej, zobaczcie to zdjęcie, już zacząłem szukać wolnego miejsca na ścianie), ale jako fani Patricka Wolfa sprzed zderzenia z dyskotekową kulą, chcieliśmy zobaczyć jego muzyczny równoleżnik. Mogłoby się wydawać, że Auditori jest za duże na tak miniaturową momentami muzykę, ale ta ogromna przestrzeń nie tłamsiła, a unosiła Pallettowskie piosenki. Najlepiej wypadł chyba materiał z Heartland i bardzo udany cover Odessy Caribou. Pisałem na pocztówce, że skończyło się to wszystko ogromną falą braw, która kilkukrotnie rozpieprzyłaby wskazującą łapę z Od przedszkola do Opola (- A jak tatuś woła na kotka? - Chodź tu, sierściuchu jebany!). I nawet jeśli nie czułem się tak dobrze by wstawać z miejsca, sam dołożyłem trochę klaskanych decybeli. Naprawdę dobry koncert.


wideo: mlibis

HOPE SANDOVAL & THE WARM INVENTIONS - 17:25, scena AUDITORI (ROCKDELUX)

Tylko dwie piosenki przy drzwiach, bo zaraz trzeba było biec na pornoli. Wrażenie pozytywne - głos z Fade Into You słyszany na żywo podkopuje ziemię pod nogami.

THE NEW PORNOGRAPHERS - 18:15, scena SAN MIGUEL


The New Pornographers ; fot.: evitale
[nasz ulubiony Primaverowy set zdjęć /
our favourite Primavera photo set - evitale]


To piosenka o waszym kraju i muzyce techno powiedział AC Newman i The New Pornographers zaczęli swój świetny występ otwierający w piątek główną scenę festiwalu. To nie xx, więc kwestii lidera było znacznie więcej, między innymi taka: Barcelona to moje ulubione miasto na świecie. Nie, nie, zespoły kłamią, ale to szczera prawda. Albo taka: o, jaki ładny widok, co to? i późniejsza dyskusja, czy chodziło o ludzi czy o morze. To morze, które Bradford Cox pomyli w sobotę z oceanem, podczas swojego setu również wychwalając Barcę i Primaverę (to najlepszy festiwal na świecie). OK, wracamy do Pornographers, którzy zaprezentowali się naprawdę świetnie grając set bardzo hiciorski, ze stosunkowo małą ilością utworów z Together (i alleluja). Tak jak w Madrycie pojawili się bez Neko i pornosa-marudy Destroyera, który pewnie nie cieRpi festiwali. Mimo braków kadrowych koncert przemiły i definiujący nazwę imprezy. Podobno w każdej sekundzie średnio ponad 28 tysięcy internautów na całym świecie ogląda materiały pornograficzne w internecie. Obejrzyjcie i Wy.


wideo: louder than bombs

BEST COAST - 19:15, scena PITCHFORK


Best Coast ; fot.: scannerfm

Muzyka Bethany Cosentino pachnie mleczkiem do opalania, jej tegoroczna EPka powinna być przepisywana w przypadku niedoboru jodu, a uzdrowiska powinny nazywać muszle koncertowe jej imieniem. Poza tym, dzięki tej sympatycznej dziewczynie mignęliśmy na Pitchforku, czym wyczerpaliśmy zapotrzebowanie na lans co najmniej do końca roku i możemy spokojnie snuć się po mieście w ciemnych dziadach i bez ray-banów na nosie. Świetny, orzeźwiający występ i serio, w przypadku jakiejkolwiek klimatycznej depresji, zamiast Zabłockiej solanki termalnej wybierzcie Kalifornijską piosenkarkę kapitalną.


wideo: louder than bombs

SPOON - 20:20, scena SAN MIGUEL


Spoon ; fot.: louder than bombs

Cóż za dziwna setlista, czyżby doradzał im Steven Patrick? Chyba jednak nie, bo ten koncert tylko częściowo odzwierciedlał Mozz-filozofię - graj to, czego nie lubią. W przeciwieństwie do bardzo przebojowego zestawu The New Pornographers występ Spoon nie przymilał się, nie łasił i zamiast płynąć, wytrącał z muzycznej równowagi. Niby pojawiało się dużo utworów koncertowo zdatnych, a The Ghost Of You Lingers zawsze wymiata, ale czy kompozycyjnie zestawiony z utworami raczej szorstkimi nie prowadzi do małego zatoru? Żeby nie było - to naprawdę był dobry koncert, ale to chyba kwestia tego, że Spoon po prostu nie grają innych. Rzecz w tym, że za co innego nachwalić się ich nie mogliśmy. Niefestiwalowy, niechlujny, drapiący występ do dłuższego przetrawienia.

PS A, brak Bradforda oczywiście nie pomagał.


wideo: louder than bombs

BEACH HOUSE - 21:40, scena ATP


Beach House ; fot.: louder than bombs

Aaaa, to tak to wygląda. To takie emocje towarzyszą oglądaniu koncertu zespołu, który czarował i podobał się (bardzo!) już wcześniej (Barcelona, sala [2]), a teraz gra triumfalną trasę po najlepszej płycie w swojej karierze. Obcowanie na żywo z narodzinami i wzrostem czegoś gigantycznego sprawia, że zamiast pisać jakąkolwiek relację możemy sobie równie dobrze posolić ubranie. Jeden z najlepszych koncertów jakie widziałem, hypersensitive dream pop zagrany i ułożony perfekcyjnie, od początku do końca na najwyższych rejestrach emocji, z abstrakcyjnie wręcz cudowną końcówką w postaci 10 Mile Stereo. Teen dream, one soul, one prize, one goal, one golden glance of what should be. To bez wątpienia był rodzaj magii.


wideo: louder than bombs

WILCO - 22:30, scena SAN MIGUEL


Wilco ; fot.: evitale
[nasz ulubiony Primaverowy set zdjęć /
our favourite Primavera photo set - evitale]


Po genialnym Beach House i po wspomnieniach madryckich uniesień poprzeczka dla Wilco była zawieszona na poziomie dobrego dnia Isinbajewej. A tu duża scena, rozprężona atmosfera, gastro-wycieczki festiwalowiczów i średnie (to chyba jedyny taki przypadek w tym roku) nagłośnienie. Mimo tego, w pewnym sensie, Wilco obronili się swoim solidnym materiałem, no bo jak tu się nie wzruszyć przy Jesus Etc. albo siedzieć cicho przy Shot in the Arm. Koncert oglądany z boku i przy fali pierwszego zmęczenia. Trudno oceniać.

PANDA BEAR - 23:00, scena VICE


Panda Bear ; fot.: louder than bombs

Pierwsza wizyta na scenie VICE i pierwsze rozczarowanie tegorocznej Primavery. To nie tak, że jeśli ludzie nie usłyszą Jak pory roku Vivaldiego zmienia się światło to światło zmienia im się na czerwone i wychodzą. Rączki były umyte, zepsute wizualizacje olane i zaraz miał się zacząć świetny koncert. Tymczasem, zamiast wyważonych bram muzycznej percepcji otrzymaliśmy uchylone drzwi do laboratorium, w którym Lennox bawił się nowym materiałem na etapie probówek i eksperymentów. Radość podczas przepięknego Ponytail nie wynikała więc tylko z wyświechtanej mamoniowskiej teorii piosenki, ale przede wszystkim z tego, że w końcu pojawiła się kompozycja udana - poruszająca i porywająca. Dziwny, hermetyczny koncert, który pozostawił mnie z niedosytem i wątpliwościami dotyczącymi nowego materiału wielkiego muzyka.


wideo: louder than bombs

PIXIES - 01:15, scena SAN MIGUEL


Pixies ; fot.: feticeira_org

Jak mówił pewien sfrustrowany polonista i nie PIknikowy nastrój, tylko pikniKOwy nastrój. I właśnie kwesta piknikowej atmosfery i rozłożenia akcentów uszczknęła wielkości temu występowi. Z Pixies na Primaverze było trochę jak z U2 w Chorzowie. Niby potężnie i mocarnie, ale trochę stadionowo i bezdusznie. Niby koncert-siłacz, a ciężko powiedzieć żeby jak żur smakował mi. Ten przekrojowy set - to dopiero była historia muzyki, ale emocje instant ulatywały rozpuszczone w wielkim tłumie.


wideo: stoptheroc

YEASAYER - 02:30, scena VICE

A na koniec duży zawód nr 2. Zamiast oczekiwanej energetyzującej biby otrzymaliśmy koncert napuszony i zmanierowany. Zamiast zapasów muzycznego farszu, sporo muzycznego fałszu. Ślepa uliczka na mapie prawdziwych muzycznych emocji i po dobrej płycie zmiana mojego nastawienia z yeasayera na człowieka raczej kręcącego nosem. Słabe show na koniec znakomitego dnia.

czwartek, czerwca 03, 2010

Primavera Sound 2010 - dzień 1.




PS2010 | POCZTÓWKI | WIDEO | CZWARTEK | PIĄTEK | SOBOTA



EDIT: koncert Pavement z Primavery, pocięty i otagowany / Pavement PS2010 gig (originally recorded from WFMU.org by stu66) now divided into seperate mp3 tracks and tagged : DOWNLOAD



Tego festiwalu na P nie jest w stanie powstrzymać ani wulkan na E ani część narodu na A. Co roku jest inny - w 2008 z mieszanką różnych muzycznych cudów i kapitalną, praktycznie niefestiwalową atmosferą, w 2009 z niebywale czułą reakcją na to nowe w muzyce, w 2010 ze składem gigantem. I nawet jeśli czasami tęskniliśmy do tej bardziej dźwiękocentrycznej, mniej hipsterskiej, a bardziej listenerskiej atmosfery sprzed dwóch lat (choć oczywiście bez przesady, to wciąż good ol' Primavera!), mankamenty większej popularności barcelońskiego festu niknęły w natłoku genialnych koncertów. Było rocznicowo i z rozmachem, z nie zostawiającym czasu na oddech rozkładem jazdy, z historią i współczesnością rozrywkowego grania w pigułce. Niczym praktyczna realizacja idealnego podręcznika do muzyki, zapraszam więc do pianina i jak powiem teraz to teraz.

1,2,3,4, jeszcze nie teraz.

1,2,3,4.

Teraz.

THE BOOKS, których nie było.

A w zasadzie byli, ale zamiast o 19:00 to o 00:30, co krzyżowało ich trochę z Broken Social Scene, a trochę z Pavement. Wielka szkoda, bo The Lemon of Pink to mistrz w swojej klasie, a koncert The Books miał być jednym z najciekawszych czwartkowych wydarzeń. A tak - lektura do nadrobienia.

SURFER BLOOD i TITUS ANDRONICUS - 19:15, 20:30, scena PITCHFORK

Na Surfer Blood zależało nam bardzo umiarkowanie - Astro Coast średnie, twarz lidera z nutą niemowlęctwa (nie chcę myśleć co będzie when he's sixty four), kupony na napoje do kupienia. Zajrzeliśmy więc na chwilę i (zgodnie z przewidywaniami) nie wkręcając się pooglądaliśmy bez obrzydzenia (bo z daleka) ten poprawny rockowy set. Muzyka letnia - niestety w każdym znaczeniu tego słowa.


Titus Andronicus ; fot.: louder than bombs

Bum tarararara za oknami noc
Czego chcesz dziewczyno ja wiem - Tarzana!


Krótka rundka po Forum, a zaraz potem Titus Andronicus. Tu już znacznie ciekawiej, bo jarmarczny powerpop na początek dnia nie jest zły. Patrick Stickles - człowiek o aparycji powiększonego Rumcajsa i scenicznej manierze Tarzana właśnie - żywiołowo zapodawał (ach, co za wspaniały świat!), a i rytmiczne popisy reszty zespołu oglądało się bardzo przyjemnie. Jednak w porównaniu ze środowym Los Campesinos!, zespół z New Jersey (buuu! Go Knicks go!) wypadł słabiej, co zresztą nie dziwi, bo wieśniaki mają płyty lepsze niż Titus. Na +, ale bez większych emocji, poza tym nie do końca, bo przed 21:00 trzeba było iść na scenę Ray-Ban.


wideo: louder than bombs

THE XX - 21:15, scena RAY-BAN


The XX ; fot.: louder than bombs

Pierwsze duże wydarzenie tego festiwalu. The XX zagrali koncert bardzo intymny, o charakterze wybitnie niefestynowym, pozbawionym zbytniego mizdrzenia się, pytania o samopoczucie i żółwika z pierwszym rzędem. Nie chodzi zresztą wyłącznie o brak wodzirejskich ciągot, ale o samą muzykę, którą Londyńczycy rozłożyli nad tym wielkim sceniszczem przytulny namiot. Zaczęło się tak jak płyta - instrumentalnym intrem, które jednak nie przeszło w pozytywkowe VCR, ale zapisało się jako asysta dla największego chyba przeboju grupy - Crystalized. Granie tak dużych koncertów po pierwszej płycie to spory problem (przede wszystkim kompozycyjny), ale nawet tutaj obyło się bez wpadki. Świetnie zagrała jedna z moich ulubionych piosenek - Do You Mind (coverowy b-side z Islands, oryginał tu, xx tu), bardzo dobrze wypadła pokryta skwiercząco-pulsującą folią bąbelkową wersja Infinity. Występ ze stonowaną, podskórną, ale naprawdę dużą siłą rażenia.


wideo: louder than bombs

BROKEN SOCIAL SCENE - 23:15, scena RAY-BAN


Lisa Lobsinger (Broken Social Scene) ; fot.: Daniel Villanueva

Pastwiłem się trochę nad nowym BSS, więc może po tak fantastycznym koncercie czas na Forgiveness Rock Review? Nie do końca, bo nadal uważam, że proporcje między świetną stroną A (EJ! side) a średnią stroną B (PHI! side) są tak gigantycznie zachwiane, że punkty za kompozycję odejmują się same. Nie wiem, czy członkowie Broken Social Scene uważają podobnie, w każdym razie na koncertach, jeśli chodzi o nowości, grają same michałki. Zaczęli swoim nowym robust-hitem - krzepkim, jurnym, szerokim w biodrach World Sick i to właśnie w treściwym, ultramelodyjnym przypierdoleniu należy się doszukiwać źródeł wrażeń-mutantów, które wynieśliśmy z tego występu. Nawet w utwory z pozoru pościelowe/plażowe/zwiewne tchnięta została nowa siła fatalna (cudowne wykonanie 7/4 Shoreline). Tam natomiast, gdzie już na płycie buzowało muzycznymi hormonami, na żywo czwartkową kumulacją emocji rozsadzało wielką czachę sceny Ray-Ban (Cause=Time!). I niby brakowało Anthems i wielu innych hymnów, ale ciężko byłoby je tu naturalnie wpasować, bo zbyt mocno poszli, żeby wracać po ballady.


wideo: louder than bombs

My wracamy za to na moment do nowej płyty, bo warto wspomnieć o tourującej obecnie z BSS Lisie Lobsinger (Reverie Sound Revue, polecaliśmy tutaj). Można narzekać, że nie gra ani Feist, ani Emily Haines, ani Amy Milan, ale no ej, mięso też byś chciał? Poza tym, to właśnie Lobsinger wywindowała (i nie later, a dokładnie wtedy) najlepszy utwór z Forgiveness Rock Record - mrowiące All to All - do top 5 najlepszych wykonów całego festiwalu. Gdyby tego było mało, mamy jeszcze gościnny występ Spiral Stairs (na ciętą ripostę nie trzeba było długo czekać - więcej w opisie Pavement) i Owena Palletta (wiadomo, ziomek). Ale tego nie jest mało - oszałamiający, znakomity, porywający występ. Brawa brawa brawa.

PS W ogóle postać Brendana Canninga. Koleś gra jak mieszkaniec kosmosu, a wygląda jak połączenie Jarvisa z finalistą Wielkiej gry. Mocne doznania estetyczne każdego rodzaju.

setlista

PAVEMENT - 01:00, scena SAN MIGUEL


Stephen Malkmus (Pavement) ; fot.: Shannon McLean

Im dłużej trwał koncert Broken Social Scene, tym bardziej oddalała się perspektywa zobaczenia choćby fragmentu The Books. Skończyło się na tym, że na główną scenę festiwalu trzeba było przejść od razu. Pavement - główna gwiazda wieczoru - przyciągnęli pod San Miguela tłumy. Bardzo słusznie, bo zgodnie z oczekiwaniami zagrali cudownie, a sam fakt słuchania na żywo tych wszystkich pomnikowych kompozycji spowodował całkowite odrealnienie wydarzenia. Po spanglishowej strzałeczce (Oh-la, Quei tahl?) skwitowanej autoironicznym śmiechem ruszyli z dwójki przeznanym i prześwietnym Cut Your Hair. Skończyli Stop Breathin', a w międzyczasie pojawiło się nieziemskiej urody Elevate Me Later, więc zagłębie cudów z Crooked Rain, Crooked Rain (2,3,4) pojawiło się w całości. Oprócz tego dużo Slanted, co ucieszyło mnie niezmiernie. Zagrali m.in. cudowne Here, rewelacyjne In the Mouth of a Desert (z wyj-alongiem zamiast sing-alonga), a przy samym początku masakrujące Trigger Cut. Nie zabrakło też Wowee Zowee - świetnie zabrzmiało We Dance (!), Father to a Sister of Thought, a podczas Kennel District na scenie pojawił się Kevin Drew, który tym samym zrewanżował się Kannbergowi (Kennel to zresztą jego piosenka) za partie w Texico Bitches podczas gigu Broken Social Scene. Poza tym znakomicie wypadły otwieracze dwóch późniejszych płyt Pavement - Stereo i Spit On a Stranger.


wideo: louder than bombs

Wracając do domu pomyślałem sobie, że jakikolwiek by ten występ nie był, uczestnictwo w nim jest wydarzeniem historycznym. Myśl w błoto, to był kapitalny koncert. You sleep with electric guitars? W takie wieczory człowiek nabiera ochoty.

setlista
mp3 stream (WFMU)

DELOREAN - 02:45, scena PITCHFORK


Delorean ; fot.: louder than bombs

Wykrakałem z tym Sleigh Bells i w końcu czasu starczyło tylko na to, żeby zrobić sobie zdjęcie z Alexis (coś jak w parkowej scenie z Reprise, ale z otwartą przesłoną obiektywu). A potem Delorean - wielka niewiadoma, bo po przygodach z Guinchem (który btw wydaje teraz serię epek - Piraci z... nie, z Ameryki Południowej ; opiszemy z pewnością) wiedzieliśmy, że w przypadku tego typu dobrych hiszpańskich wydawnictw, koncert to nadal spora zagadka. Mieszkający obecnie w Barcelonie Baskowie nagrali jedną z najlepszych płyt 2010 i jedną z najlepszych EPek 2009. To zobowiązuje i na szczęście Delorean na żywo nie zawiedli. Na zamknięcie czwartkowej odsłosny sceny Pitchfork zagrali świetny, wybuchowy set (rozumiecie tę terro-niejednoznaczność, nie?). Przez cały roztańczony czas lecieli inteligentną ibizą (sample-chórki!) zanurzoną głęboko w inspiracjach Animal Collective (jeden z nich wygląda nawet jak Geologist). I choć z pewnością nie wysmażyli całego ogromu smaczków z Subizy, zachowali jednak (a może i dzięki temu) czystość rozrywkowej, natchnionej, napędzanej popową elektroniką jazdy. Bardzo udany live, jeszcze lepsza płyta - to co, najmilsi? Do zobaczenia w podsumowaniu roku. A na razie w kolejce Primaverowy piątek. Pewnie już jutro.


wideo: louder than bombs

środa, czerwca 02, 2010

PS10 - video list + Best Coast

PRIMAVERA SOUND 2010 - 20 KLIPÓW / 20 VIDEOS:





PS2010 | POCZTÓWKI | WIDEO | CZWARTEK | PIĄTEK | SOBOTA



Atlas Sound
Beach House - 10 Mile Stereo
Beach House - Walk In The Park
Best Coast - I'm So Bored (wavves cover)
Best Coast - That's The Way Boys Are (Lesley Gore cover)
Broken Social Scene - All To All (feat. Lisa Lobsinger, Owen Pallett)
Broken Social Scene - World Sick
Delorean
Dum Dum Girls - Play With Fire (The Rolling Stones cover)
Grizzly Bear - Two Weeks
Los Campesinos! - Miserabilia
Maika Makovski
Owen Pallett - Odessa (Caribou cover)
Panda Bear - Ponytail
Pavement - Cut Your Hair
Pavement - Kennel District (feat. Kevin Drew)
Spoon - Nobody Gets Me But You
The New Pornographers - Use It
The XX - Intro + Crystalized
Titus Andronicus

+ 30 FOT (FLICKR)




+ nagranie z Best Coast



O losie, znów ten lans i hype i rejban! Na naszej liście 20 klipów z Primavery (patrz wyżej) pojawiło się m.in. unikatowe nagranie z koncertu Best Coast. Bethany scoverowała I'm So Bored wavves (nawiazując do alkonarkoamoku Nathana Williamsa na Primaverze 2009). My nagraliśmy, Best Coast opublikowała na swoim blogu z dedykacją "For my homie", Pitchfork opisał, a my się ucieszyliśmy.



Czekamy na Crazy For You, a na razie zapraszamy na trzecie już w historii Louder Than Bombs sprawozdanie z Primavery.

PRIMAVERA SOUND 2008 - relacja
PRIMAVERA SOUND 2009 - relacja
PRIMAVERA SOUND 2010 - zapraszamy w weekend