czwartek, czerwca 03, 2010

Primavera Sound 2010 - dzień 1.




PS2010 | POCZTÓWKI | WIDEO | CZWARTEK | PIĄTEK | SOBOTA



EDIT: koncert Pavement z Primavery, pocięty i otagowany / Pavement PS2010 gig (originally recorded from WFMU.org by stu66) now divided into seperate mp3 tracks and tagged : DOWNLOAD



Tego festiwalu na P nie jest w stanie powstrzymać ani wulkan na E ani część narodu na A. Co roku jest inny - w 2008 z mieszanką różnych muzycznych cudów i kapitalną, praktycznie niefestiwalową atmosferą, w 2009 z niebywale czułą reakcją na to nowe w muzyce, w 2010 ze składem gigantem. I nawet jeśli czasami tęskniliśmy do tej bardziej dźwiękocentrycznej, mniej hipsterskiej, a bardziej listenerskiej atmosfery sprzed dwóch lat (choć oczywiście bez przesady, to wciąż good ol' Primavera!), mankamenty większej popularności barcelońskiego festu niknęły w natłoku genialnych koncertów. Było rocznicowo i z rozmachem, z nie zostawiającym czasu na oddech rozkładem jazdy, z historią i współczesnością rozrywkowego grania w pigułce. Niczym praktyczna realizacja idealnego podręcznika do muzyki, zapraszam więc do pianina i jak powiem teraz to teraz.

1,2,3,4, jeszcze nie teraz.

1,2,3,4.

Teraz.

THE BOOKS, których nie było.

A w zasadzie byli, ale zamiast o 19:00 to o 00:30, co krzyżowało ich trochę z Broken Social Scene, a trochę z Pavement. Wielka szkoda, bo The Lemon of Pink to mistrz w swojej klasie, a koncert The Books miał być jednym z najciekawszych czwartkowych wydarzeń. A tak - lektura do nadrobienia.

SURFER BLOOD i TITUS ANDRONICUS - 19:15, 20:30, scena PITCHFORK

Na Surfer Blood zależało nam bardzo umiarkowanie - Astro Coast średnie, twarz lidera z nutą niemowlęctwa (nie chcę myśleć co będzie when he's sixty four), kupony na napoje do kupienia. Zajrzeliśmy więc na chwilę i (zgodnie z przewidywaniami) nie wkręcając się pooglądaliśmy bez obrzydzenia (bo z daleka) ten poprawny rockowy set. Muzyka letnia - niestety w każdym znaczeniu tego słowa.


Titus Andronicus ; fot.: louder than bombs

Bum tarararara za oknami noc
Czego chcesz dziewczyno ja wiem - Tarzana!


Krótka rundka po Forum, a zaraz potem Titus Andronicus. Tu już znacznie ciekawiej, bo jarmarczny powerpop na początek dnia nie jest zły. Patrick Stickles - człowiek o aparycji powiększonego Rumcajsa i scenicznej manierze Tarzana właśnie - żywiołowo zapodawał (ach, co za wspaniały świat!), a i rytmiczne popisy reszty zespołu oglądało się bardzo przyjemnie. Jednak w porównaniu ze środowym Los Campesinos!, zespół z New Jersey (buuu! Go Knicks go!) wypadł słabiej, co zresztą nie dziwi, bo wieśniaki mają płyty lepsze niż Titus. Na +, ale bez większych emocji, poza tym nie do końca, bo przed 21:00 trzeba było iść na scenę Ray-Ban.


wideo: louder than bombs

THE XX - 21:15, scena RAY-BAN


The XX ; fot.: louder than bombs

Pierwsze duże wydarzenie tego festiwalu. The XX zagrali koncert bardzo intymny, o charakterze wybitnie niefestynowym, pozbawionym zbytniego mizdrzenia się, pytania o samopoczucie i żółwika z pierwszym rzędem. Nie chodzi zresztą wyłącznie o brak wodzirejskich ciągot, ale o samą muzykę, którą Londyńczycy rozłożyli nad tym wielkim sceniszczem przytulny namiot. Zaczęło się tak jak płyta - instrumentalnym intrem, które jednak nie przeszło w pozytywkowe VCR, ale zapisało się jako asysta dla największego chyba przeboju grupy - Crystalized. Granie tak dużych koncertów po pierwszej płycie to spory problem (przede wszystkim kompozycyjny), ale nawet tutaj obyło się bez wpadki. Świetnie zagrała jedna z moich ulubionych piosenek - Do You Mind (coverowy b-side z Islands, oryginał tu, xx tu), bardzo dobrze wypadła pokryta skwiercząco-pulsującą folią bąbelkową wersja Infinity. Występ ze stonowaną, podskórną, ale naprawdę dużą siłą rażenia.


wideo: louder than bombs

BROKEN SOCIAL SCENE - 23:15, scena RAY-BAN


Lisa Lobsinger (Broken Social Scene) ; fot.: Daniel Villanueva

Pastwiłem się trochę nad nowym BSS, więc może po tak fantastycznym koncercie czas na Forgiveness Rock Review? Nie do końca, bo nadal uważam, że proporcje między świetną stroną A (EJ! side) a średnią stroną B (PHI! side) są tak gigantycznie zachwiane, że punkty za kompozycję odejmują się same. Nie wiem, czy członkowie Broken Social Scene uważają podobnie, w każdym razie na koncertach, jeśli chodzi o nowości, grają same michałki. Zaczęli swoim nowym robust-hitem - krzepkim, jurnym, szerokim w biodrach World Sick i to właśnie w treściwym, ultramelodyjnym przypierdoleniu należy się doszukiwać źródeł wrażeń-mutantów, które wynieśliśmy z tego występu. Nawet w utwory z pozoru pościelowe/plażowe/zwiewne tchnięta została nowa siła fatalna (cudowne wykonanie 7/4 Shoreline). Tam natomiast, gdzie już na płycie buzowało muzycznymi hormonami, na żywo czwartkową kumulacją emocji rozsadzało wielką czachę sceny Ray-Ban (Cause=Time!). I niby brakowało Anthems i wielu innych hymnów, ale ciężko byłoby je tu naturalnie wpasować, bo zbyt mocno poszli, żeby wracać po ballady.


wideo: louder than bombs

My wracamy za to na moment do nowej płyty, bo warto wspomnieć o tourującej obecnie z BSS Lisie Lobsinger (Reverie Sound Revue, polecaliśmy tutaj). Można narzekać, że nie gra ani Feist, ani Emily Haines, ani Amy Milan, ale no ej, mięso też byś chciał? Poza tym, to właśnie Lobsinger wywindowała (i nie later, a dokładnie wtedy) najlepszy utwór z Forgiveness Rock Record - mrowiące All to All - do top 5 najlepszych wykonów całego festiwalu. Gdyby tego było mało, mamy jeszcze gościnny występ Spiral Stairs (na ciętą ripostę nie trzeba było długo czekać - więcej w opisie Pavement) i Owena Palletta (wiadomo, ziomek). Ale tego nie jest mało - oszałamiający, znakomity, porywający występ. Brawa brawa brawa.

PS W ogóle postać Brendana Canninga. Koleś gra jak mieszkaniec kosmosu, a wygląda jak połączenie Jarvisa z finalistą Wielkiej gry. Mocne doznania estetyczne każdego rodzaju.

setlista

PAVEMENT - 01:00, scena SAN MIGUEL


Stephen Malkmus (Pavement) ; fot.: Shannon McLean

Im dłużej trwał koncert Broken Social Scene, tym bardziej oddalała się perspektywa zobaczenia choćby fragmentu The Books. Skończyło się na tym, że na główną scenę festiwalu trzeba było przejść od razu. Pavement - główna gwiazda wieczoru - przyciągnęli pod San Miguela tłumy. Bardzo słusznie, bo zgodnie z oczekiwaniami zagrali cudownie, a sam fakt słuchania na żywo tych wszystkich pomnikowych kompozycji spowodował całkowite odrealnienie wydarzenia. Po spanglishowej strzałeczce (Oh-la, Quei tahl?) skwitowanej autoironicznym śmiechem ruszyli z dwójki przeznanym i prześwietnym Cut Your Hair. Skończyli Stop Breathin', a w międzyczasie pojawiło się nieziemskiej urody Elevate Me Later, więc zagłębie cudów z Crooked Rain, Crooked Rain (2,3,4) pojawiło się w całości. Oprócz tego dużo Slanted, co ucieszyło mnie niezmiernie. Zagrali m.in. cudowne Here, rewelacyjne In the Mouth of a Desert (z wyj-alongiem zamiast sing-alonga), a przy samym początku masakrujące Trigger Cut. Nie zabrakło też Wowee Zowee - świetnie zabrzmiało We Dance (!), Father to a Sister of Thought, a podczas Kennel District na scenie pojawił się Kevin Drew, który tym samym zrewanżował się Kannbergowi (Kennel to zresztą jego piosenka) za partie w Texico Bitches podczas gigu Broken Social Scene. Poza tym znakomicie wypadły otwieracze dwóch późniejszych płyt Pavement - Stereo i Spit On a Stranger.


wideo: louder than bombs

Wracając do domu pomyślałem sobie, że jakikolwiek by ten występ nie był, uczestnictwo w nim jest wydarzeniem historycznym. Myśl w błoto, to był kapitalny koncert. You sleep with electric guitars? W takie wieczory człowiek nabiera ochoty.

setlista
mp3 stream (WFMU)

DELOREAN - 02:45, scena PITCHFORK


Delorean ; fot.: louder than bombs

Wykrakałem z tym Sleigh Bells i w końcu czasu starczyło tylko na to, żeby zrobić sobie zdjęcie z Alexis (coś jak w parkowej scenie z Reprise, ale z otwartą przesłoną obiektywu). A potem Delorean - wielka niewiadoma, bo po przygodach z Guinchem (który btw wydaje teraz serię epek - Piraci z... nie, z Ameryki Południowej ; opiszemy z pewnością) wiedzieliśmy, że w przypadku tego typu dobrych hiszpańskich wydawnictw, koncert to nadal spora zagadka. Mieszkający obecnie w Barcelonie Baskowie nagrali jedną z najlepszych płyt 2010 i jedną z najlepszych EPek 2009. To zobowiązuje i na szczęście Delorean na żywo nie zawiedli. Na zamknięcie czwartkowej odsłosny sceny Pitchfork zagrali świetny, wybuchowy set (rozumiecie tę terro-niejednoznaczność, nie?). Przez cały roztańczony czas lecieli inteligentną ibizą (sample-chórki!) zanurzoną głęboko w inspiracjach Animal Collective (jeden z nich wygląda nawet jak Geologist). I choć z pewnością nie wysmażyli całego ogromu smaczków z Subizy, zachowali jednak (a może i dzięki temu) czystość rozrywkowej, natchnionej, napędzanej popową elektroniką jazdy. Bardzo udany live, jeszcze lepsza płyta - to co, najmilsi? Do zobaczenia w podsumowaniu roku. A na razie w kolejce Primaverowy piątek. Pewnie już jutro.


wideo: louder than bombs

Brak komentarzy: