środa, grudnia 30, 2009

przerwowaliśmy

Hej!

Przepraszamy za kolejną sporą przerwę, ale duże problemy, długie choroby i inne przyjemniaczki tej kategorii uniemożliwiły nam normalne redagowanie bloga. Odezwiemy się już w nowym roku, podsumujemy stary, pojedziemy z rzymską setlistą i pojaramy się Primaverą i nie tylko. Wszystko powinno pójść zgodnie z planem.

Dzisiaj życzymy Wam dużo cudownej muzyki w przyszłym roku, a chyba jest na co czekać. Pozdrawiamy i do przeczytania!

środa, listopada 25, 2009

co nowego? + PS10 - suplement

Co nowego ogólnie i co nowego na Primavera Sound 2010 przeczytacie niżej, ja chciałem dodać tylko jeszcze jeden potwierdzony zespół...



WIRE! Szykuje się nie skład, a składzisko.

PS. Tutaj fajny wywiad z Pandą, m.in. nt. n.p. (między innymi na temat nowej płyty, nie?). Płyta ma być mroczno-romantyczna, no no... Mój ulubiony fragment:

Does having a family influence your music all that much? Has having children changed anything?

I’m wary of hitting that vibe too much. You know those guys that have a kid and then that’s all they talk about and you just want them to shut the fuck up. Well I don’t want to be that guy. But it was an important idea for me.

poniedziałek, listopada 23, 2009

co nowego? + PS10




Przeziębiony leżę w łóżku. Jest 15:48, za ok. 12 minut (a może równo za 12 minut, jeśli Katalończycy będą chcieli zaprezentować swoją narodową=katalońską punktualność) skład przyszłorocznej Primavery ma się powiększyć. Czekam niecierpliwie, choć stwierdziłem, że nawet jeśli ogłaszanie zespołów miałoby się zakończyć na wiadomej już trójce na 'P': Pavement-Pixies-Panda Bear i tak pojechalibyśmy do parku Forum z wielką radością. Clubować w tym roku nie będziemy, ale może kiedyś uda się zrealizować cudowny plan Clubu w Madrycie i Soundu w Barnie. Trzeba kupić skarbonkę i ogradzać ją elektrycznym pastuchem.

Odwołali Grizlliego i St. Vincent. Cisną się na usta słowa, które po raz pierwszy usłyszane na wieki już niewinność odbierają. No ale niby ma być w najbliższym możliwym terminie. Zobaczymy.

W każdym razie, w związku z wieloma zawirowaniami, które uderzyły w nas w ostatnich tygodniach kurujemy się muzyką. Stare, piwniczne winyle przyjemnie skwierczą (nowe przyjemnie płyną). Przed chwilą np. słuchając wspaniałego The Dreaming Kate Bush pomyślałem, że mimo wielu różnic Natasha Khan jest dzisiejszym wcieleniem Bush. A na Two Suns jest narratorką z The Dreaming właśnie, która po podróży do przyszłości (przez taneczność 19haties po minimalizm nowoczesnej elektroniki) wraca na pustynię (patrz: 2+2 poniżej) i ujarzmia emocje w piosenki. Poniżej okładka nowego numeru magazynu Loud and Quiet. Fajna, nie?



[wciskam wytarty już klawisz F5, Katalończycy mają jednak sporo wspólnego z Hiszpanami, czekamy dalej]

Co jeszcze ostatnio nawinęliśmy na uszy?

M.in. moja ukochana płyta z dzieciństwa, Breakfast in America Supertramp (nie słyszę tych podśmiechów) kręci się całkiem często. Przypomniałem sobie jej wielkość i to jak w mocarny sposób przenosi do swojego całkiem osobnego świata. Jak obrazy Hoppera albo filmy braci Coen. Nie chodzi tu o "przechodzenie do świata bajek" ani np. "powrót do świata dzieciństwa". Tak otagowany towar okazuje się najczęściej tanią podpuchą, przygranicznym niemieckim gipsokrasnoludkiem. Chodzi o prawdziwe równoległe światy i prawdziwe emocjonalne spotkania. Płyta wielka nie może być pocztówką, powinna być podróżą albo przeprowadzką. Nie za dużo dzisiaj słów na 'p'?

Jeśli nie, to powiem coś o podsumowaniu rocznym, jeśli tak - niech będzie, że to ranking. Powoli się zbieramy, zaczynamy wszystko układać. Dosłuchujemy, odsłuchujemy, ja przenoszę wyżej Farm Dinosaur Jr. (cudowna płyta) i myślę gdzie tu powiesić plakat z okładką. A żeby nie było, że zdziadzieliśmy, teraz wybiegamy w przyszłość. W roku 2010 będzie się działo. Poniżej świetny nowy teledysk Vampire Weekend, a w głowie nowa płyta Beach House. Tak, już słuchaliśmy. Tak, dźwiękiem zajmuje się Chris Coady (płyta z naszego topu wszechczasów - 23 Blonde Redhead, mieszanie przy całym dorobku TV On The Radio, YYYs, Gang Gang Dance, Grizzly Bear...). Tak, to chyba jest ich najlepsza płyta.



No a teraz wracamy do Primavery: hmmm... to jednak przebiega na forum. Mnóstwo mówionej hiszpańszczyzny + katalońszczyzny. Linki do youtube'a. Postaram się coś z tego wyciągnąć. O, jednak będzie łatwo.

Zespoły potwierdzone:

- Panda Bear już na pewno tak = ufff! + urra!
- Ganglians też potwierdzeni (i dobrze)
- La Leyenda Del Tiempo (30 lat później)!!!
- Joker (hmmm)
- Dum Dum Girls (no i ok ; więcej w podsumowaniu EPek 2009)
- Delorean (brawo! tak miało być ; więcej w podsumowaniu EPek 2009)
- The Antlers (nooo, ok!)
- The Wild Beasts (oj dobrze!)
- The Fall (może czas się przekonać?)
- Bloody Beetroots (Samoobrona przyjedzie? edit: nie, lepiej, włoskie electro house!)
- The New Pornographers (taaaak! ale to był fajny koncert!)
- Bis (do nadrobienia)
- Here We Go Magic (do przesłuchania)
- Hope Sandoval & the Warm Inventions (edit: przesłuchane, mmmm!)
- The XX (hurrrrrraaaa!!!!)
- Wilco (hurrrrrraaaa!!!! nr 2)

Koniec, następne ogłoszenie pod koniec roku. Rewelacja.

PS. W Społem wyciągnięto już zakurzone choinki, a ciężarówka coca-coli rozjechała reklamową rozkładówkę. Święta znów przychodzą nie czekając nawet na grudzień. Zamiast kolęd polecamy Sama Cooke'a śpiewającego Billie Holiday. Nastrój śnieżny, jakość najwyższa czego o Oj maluśki powiedzieć się nie da. Chyba zaraz znów każę to sobie wyskwierczeć. Do przeczytania!

wtorek, października 27, 2009

2 + 2 = ∞



PITCHFORK TV sprawiła, że z czystym sumieniem mogłem na zajęciach z rosyjskiego użyć jednego z niewielu znanych mi rosyjskich zwrotów dotyczących spędzania wolnego czasu, a mianowicie [smatrić cielewizor]. Bo odkąd P4TV emituje dokumenty, wywiady, teledyski, koncerty (na dachu, w piwnicy, w kaplicy cmentarnej), po przyjściu do domu faktycznie wgapiam się w TV.

Co nowego? Widzę Yo La Tengo na dachu, zaraz będę oglądał. Poza tym wspomniany cykl Cemetry Gates - zdecydowanie polecam. No i to, o czym dziś piszę, czyli trwający niecałe 50 min. dokument o Bat For Lashes i Two Suns.

Wychwalana przez nas wielokrotnie na łamach LTB, wspaniała Natasha Khan opowiada w nim m.in.:

- o tym, że chce pisać piosenki, które dziewczynki będą śpiewać do swoich szczotek do włosów,
- o swoim alter ego - jasnowłosej Pearl (znanej choćby z teledysku do Pearl's Dream) zainspirowanej postacią z filmu Night of the Hunter,
- o naturze, okrutnej geografii i rozdzielonych kochankach,
- o szklanym Brooklynie i plażach Los Angeles,
- o potrzebie bliskości wody,
- o tym, że album jest jak podróż, a jego nagrywanie to kalkowanie podświadomości.

Dokument Two Plus Two tutaj. Film jest emitowany w serii One Week Only, a już kilka dni wisi, więc spieszcie się!

PS. Pavement na Primaverze 2010, to już pewne! Urrra!

czwartek, października 22, 2009

NAJLEPSZE PIOSENKI ROKU - cz. II

Dziś bez zbędnego gadania. Część 1. (z gadaniem) tutaj. A w programie:

1) Nasza od-dawna ulubienica Annie Clark (St. Vincent), która po genialnym Marry me nagrała wspaniałego Actora,
2) Grizzly Bear (Ars Cameralis, ta sama scena co St. Vincent, nie możemy się doczekać),
3) Debiutanci roku, czyli The XX,
4) Camera Obscura (nasłodziliśmy się już tu i tu),
5) i strasznie fajni The Pains Of Being Pure At Heart.


ST. VINCENT



Marrow:



Actor Out of Work:



Laughing With a Mouth of Blood:




GRIZZLY BEAR



Two Weeks:



Foreground:



While You Wait For The Others:




THE XX



Islands:



Crystalized:



Shelter:




CAMERA OBSCURA



French Navy:



James:



Forests and Sands:




THE PAINS OF BEING PURE AT HEART



Young Adult Friction:



Come Saturday:



This Love Is Fucking Right!




piątek, października 09, 2009

You said I made you feel warm, said I made you feel warm inside



Ależ to był koncert! Co prawda publiczność baaardzo nieliczna (za to żywo reagująca), ale to znowu pozwoliło na barierki bez wystawania godzinami pod klubem (Morrissey, anybody?). A barierki okazały się być wielkim plusem, bo obserwowanie min Tracyanne i (przede wszystkim) Carey było bezcenne. Liderka onieśmielona i wycofana (dodanie w tym momencie, że fajny ten nowy singiel Hey'a będzie jak najbardziej BY THE WAY), koleżanka całościowo wczuta. Obie do zjedzenia małą łyżeczką z małej salaterki.

No ale muzyka, muzyka, bo niesie nas w dziwne strony. Więc muzycznie było naprawdę świetnie. Po pierwsze - set (zdjęcie poniżej + na II bis Keep It Clean z Underachievers), nie tylko naszpikowany tym, co w dorobku Camery najlepsze, ale też baaardzo dobry od strony kompozycyjnej (koniec z pomniejszaniem znaczenia kompozycji!). Po drugie - urocze wykonanie, naprawdę, pooglądajcie ich sobie na youtubie, miodność (przede wszystkim wokalu, ale nie tylko) jest ogromna.



Najlepsze momenty? The Sweetest Thing, niedługo potem jeden z najlepszych numerów ostatnich lat, czyli Forests & Sands (uczucie jakby ktoś przyłożył Wam do serca odkurzacz, wbrew pozorom niezwykle ujmujące) połączone z Honey In The Sun. Oczywiście silna czwórka - French Navy, Let's Get Out, Lloyd (Are you ready to be heartbroken? No dajesz!) i If Looks Could Kill. No i jeszcze ten James - z jednej strony niepo-, z drugiej kojący, jak TOP 10 kołysanek wszech czasów wtłoczone w te kilka minut smutnej piosenki o miłości.

Aż chce się zaśpiewać:

You're the sweetest thing
I would trade my mother to hear you sing


Ale nie bój się mamo, to nieprawda. Co nie zmienia faktu, że sporo bym dał żeby usłyszeć ich na żywo znowu. I znowu. I jeszcze raz. Ooostatni. Ej no jeeeeszcze, jeszcze grajcie! Jeszcze z kawałeczek?

wtorek, września 22, 2009

NAJLEPSZE PIOSENKI ROKU - cz. I z kilku

ZESPOŁAMI. KOLEJNOŚĆ PRZYPADKOWA.
Z bólem, ale dla uproszczenia – max 3 na płytę.

Animal Collective – Merriweather Post Pavillion



In The Flowers – epilepsja kolorów w końcówce świetnie wykańcza mięsisty, pluszowy, migocząco-transowy wstęp do piosenki i do płyty. Pamiętajcie o ogrodach, siedźcie w kwiatach.

My Girls – pierwszy utwór z tego genialnego albumu, w którym zakochałem się po uszy (dokładniej – jeszcze w wersji live). Skandowane, splątane cudo sprawia, że chce się podskakiwać, ale potem okazuje się, że samo podskakiwanie nie wystarcza i trzeba uciekać się do innych niepoważnych zachowań, które ujawnione publicznie zrujnowałyby każdego. Tekstowo jest uroczo, prośba o M3 nigdy nie brzmiała tak przejmująco.



Bluish – chyba najbardziej wzruszająca piosenka tego roku. Smukła, satynowa i łagodna. Rozpływa się w uszach. Tekstowo znów uroczo, a na dodatek sam dobór brzmienia wyrazów zachwyca. Poza tym wyjście po pierwszym refrenie (2:10 – 2:22) – jeden z muzycznych momentów wszechczasów. Absolut.


fan video

Bat For Lashes – Two Suns



Moon And Moon – ballada utrzymana w stylistyce księżycowo-wiejskiej (patrz: ostatni Goldfrapp i „White Chalk” PJ Harvey). Piękne partie fortepianu, żabie chórki, rozgwieżdżone niebo. Spokój i niepokój nocy w jednym.

Daniel – okładka singla – to raz. Fakt powstania stricte tanecznego utworu BFL – to dwa. Przeseksowne „my hee-ee-aa-rt” w końcówce refrenu – to trzy.



Travelling Woman – kolejny wielki muzyczny moment tego roku - 1:35 – 2:00. Miękną kolana.

Lily Allen – It’s Not Me, It’s You



Everyone’s At It – świetny początek świetnej płyty. Lily jak zawsze celnie komentująca, cennie zdystansowana i cudnie brzmiąca.



22 – Opcje -> Powtórz jedną.

video - tutaj

Who’d Have Known / Chinese – obchodzimy trochę przepis o 3 piosenkach na płytę, bo na „It’s Not Me, It’s You” aż kipi od singlowego dobra ; wspólny wybór tych dwóch utworów bierze się z ich stylistycznego podobieństwa. Lily jest tu dziewczęco seksowna, zarówno kiedy śpiewa o zamawianiu chińszczyzny jak i wtedy gdy w absolutnie rozczulający sposób mówi: „Today you accidentally called me ‘baby’”.





Phoenix – Wolfgang Amadeus Phoenix



Lisztomania – wydawało się, że tak dobrego otwieracza jak „Napoleon Says” nie będą mieli przez długi czas. A już na następnej płycie mają jeszcze lepszy.



Rome – zakochany w Rzymie wybitny artysta pisze piosenkę o obejmowaniu Paryża („I’m Throwing My Arms Around Paris” nie weszło na naszą listę z powodu limitów, które sami sobie zgotowaliśmy), zdolni artyści z Francji piszą numer o Rzymie. W obu przypadkach efekt jest fantastyczny. Podejrzane.

Armistice – prawdopodobnie najczęściej słuchana przeze mnie piosenka pierwszej połowy 2009 roku. Perfekcyjnie, zwięźle, okropnie przebojowo. Lśniący drobiazg zamykający Wolfganga. Świetny i w studio i na żywo (patrz: relacja z PS09).



Morrissey – Years Of Refusal



Mama Lay Softy On The River Bed – w wydanej niedawno “Mozipedii” Simon Goddard wiąże historię przedstawioną w “Mamie” z życiem i twórczością Virginii Woolf. I nawet jeśli pisarka nie była dla Moza bezpośrednią inspiracją, czuć tu wybitnie Woolfowski klimat. A „Life is nothing much to lose, it’s just so lonely here without you” i “We’re gonna lay down beside you, mama” – liryczna perła w koronie wyrzeczeń.



It’s Not Your Birthday Anymore – chyba najlepszy utwór na tej płycie. Płakaliśmy rzewnie, że mimo czterech podejść nie udało nam się usłyszeć go na żywo. Wokaliza w kulminacyjnym punkcie piosenki jest tak porażająca i przejmująca, że słowo „genialny” zyskuje nowy, muzyczny synonim.

I’m OK By Myself – nie zamknęliśmy oczu na zdjęciu z Jessem Tobiasem. Urrra!



Fever Ray – Fever Ray



If I Had A Heart – “This will never end cause I want more” to tekst roku. Jedna z najbardziej przejmujących piosenek jakie znam. Teraz już tylko Karin śpiewająca to na żywo i zakurzony Nick Drake z komisu przychodzą mi do głowy gdy słyszę słowo „Sztokholm”. No i kilka filmów („Fishy”! – choć to przedmieścia) ze szwedzkiej nowohoryzontowej serii.



Seven – w typie “Pass This On”, niezwykle czepliwy, świetny numer.



Triangle Walks – po prostu - najfajniejsza figura chodzi.



The Bird And The Bee – Ray Guns Are Not Just The Future



My Love – Jak chłodna



Diamond Dave – aksamitna pościel



Witch – w letnią noc. Cudowność.



very nice



St. Vincent - Marrow



St. Vincent - Actor Out Of Work

I jeszcze cudowna sesja dla Pitchforka, Cemetry Gates - tutaj.

wtorek, września 08, 2009

Spiderland



W pochmurny, burzowy dzień, na podmiejskim przystanku unosiłem się słuchając wspaniałego Spiderland grupy Slint. W pewnym momencie minęła mnie ciężarówka oblepiona reklamą producenta napojów. Napis głosił "Zabierzemy Cię nad wodę." Przeraziłem się nie na żarty.

PS. Charakterystyczne zdjęcie zdobiące okładkę Spiderland zrobił Bonnie "Polihistor" Billy. Mój szacun dla Willa wychodzi już poza skalę. Chyba dam Beware kolejną szansę.

I jeszcze coś - czasami sieć ocieka żałością:



A Ty, komu przypiszesz tę melodyjkę?

wtorek, września 01, 2009

just in case

Pewnie już to wszystko macie, ale:

JUNIOR BOYS - bootleg z Wrocławia TUTAJ
RADIOHEAD - bootleg z Poznania TUTAJ (hasło: maslo)

Do przeczytania wkrótce!

PS. St. Vincent już niedługo w Polsce (i Grizzly Bear!), a ja natknąłem się na to wspaniałe zdjęcie. Wymiękam.



środa, sierpnia 26, 2009

Radiohead w Poznaniu






Setlist:

1. 15 Step
2. There There
3. Weird Fishes/Arpeggi
4. All I Need
5. Optimistic
6. 2+2=5
7. Street Spirit (Fade Out)
8. The Gloaming
9. Myxomatosis
10. Paranoid Android
11. Videotape
12. Nude
13. Karma Police
14. Bangers + Mash
15. Bodysnatchers
16. Idioteque
17. Everything In Its Right Place
***
18. You and Whose Army?
19. These Are My Twisted Words
20. Jigsaw Falling Into Place
21. I Might Be Wrong
22. The National Anthem
***
23. Reckoner
24. Lucky
25. Creep


Krótko - rewelacyjny koncert wielkiego zespołu. Jeżeli jedynym widocznym minusem wydarzenia artystycznego są tak naprawdę sprawy organizacyjne (mam na myśli przede wszystkim nowy rozdział Księgi wyjścia zapisany na trawach Cytadeli) oraz przed- i po-koncertowe dyskusje (czyli stały miks przemądrzałości, chamstwa, jadu, głupoty i lansu - brzmi jak definicja słowa 'forum' w stylu Urban Dictionary, hm?), to o czym my w ogóle rozmawiamy?
Jeszcze jedno narzeknięcie, żeby potem było już tylko dobrze - support pt. Moderat okazał się Nuderatem i (ludzie!) tu naprawdę nie chodzi o zamknięcie się na jeden gatunek muzyczny. Fakt - grać przed Radiohead ciężko, ale co ma powiedzieć support przed Depeszami w Polsce ("wy-pier-dalać!" - typowa polska gość inność)? Dobry zespół przyciąga uwagę w każdej sytuacji. Tu było po prostu nudno i dla porządku powiem, że w obrębie uprawianego przez Moderat gatunku można by spokojnie znaleźć sporo lepszych grup. Nieważne. Ważne zaczęło się o 21.

Cały koncert był znakomity. Bardzo dobrze skomponowany, świetnie wyważony, pełen wymarzonych wręcz utworów. Highlighty? Ciężko powiedzieć, ale postaram się:

* 'czerwone' There There - perkusja na żywo zabija jeszcze bardziej niż na płycie,
* 2+2=nieskończoność,
* cudowne Street Spirit,
* zaskakująco wręcz porywające Myxomatosis - ścisła czołówka wieczoru,
* Nude w Karmę,
* końcówka części zasadniczej + początek pierwszego bisu: Idioteque - Everything In Its Right Place - You And Whose Army (THE EYE!),
* I Might Be Wrong + The National Anthem ("nie ma co się obrażać"),
* duże zaskoczenie w postaci Creep (z bardzo fajnym ironicznym intrem wykonanym przez Yorke'a)
* i oczywiście WSZYSTKO Z OK COMPUTER (ze wskazaniem na Lucky i z tęsknotą za Exit Music).

Podsumowując - idąc na koncert Radiohead bałem się, że może mi się przydarzyć to, co biednym Japończykom w Paryżu (syndrom paryski - "dolegliwość występująca u turystów, najczęściej japońskich, którzy odwiedzając Paryż odkrywają, że miasto nie spełnia ich oczekiwań, a ich wymarzony czy znany z mediów obraz Paryża różni się w znaczący sposób od rzeczywistości" za wikipedią). No i co? No i nic z tych rzeczy. Więc albo ten Paryż nie jest taki fajny, albo oni są aż tak. Weeeeee riiiidee toooniiiiiggghhht! Nooo, pojechaliśmy.

PS. Podobno ma być bootleg - jak będzie, damy znać. Podlinkujemy i może wrzucimy coś jeszcze.

poniedziałek, sierpnia 24, 2009

Folk songs

Zgodnie z zapowiedziami chwalimy się nowym Yorkstonem. A w kwestii ogólnej - tego typu wytwórniane akcje oceniamy jak najbardziej pozytywnie. Niedługo pierwsza część piosenek roku 2009. Zapraszamy.










czwartek, sierpnia 20, 2009

Primavera Sound 2009 - dzień trzeci



17:00 Maika Makovski



Maika Makovski > Majka Jeżowska

17:30 Ariel Pink’s Haunted Graffiti



Gorąąąącoooo! I jakoś tak dziiiiwnieeee. Ale całkiem faaaajnieeeee i iiinteresuująąącooo. Ogólnie Pink trochę poniżej oczekiwań, ale z pozytywnym bilansem.

18:15 Shearwater



Bardzo przyjemna niespodzianka. Entuzjastycznie przyjęty przez krytykę "Rook" nie zrobił na nas wielkiego wrażenia, więc nie nastawialiśmy się specjalnie, a tu świetny koncert. Stojący obok Artur Rojek mówił do kolegi, że zajebiście, więc trzymajcie kciuki za Shearwater na OFFie.



19:30 Plants & Animals



Przyjemny, ale nierówny koncert - miejscami nużący, miejscami bardzo fajny. W porządku, jeśli nawet z rozczarowaniem to malutkim. No a potem…

21:15 Neil Young

… długa przerwa, bo jak gra Neil to nie gra nikt inny. To pewnie trochę wstyd nie zachwycać się Neilem, ale trudno, najwyżej z lansu nici. Było średnio, długo i zbyt nijako żeby porwać. Może to kwestia zmęczenia, może nie. Odwiedziliśmy pana Jacka Danielsa i wszystko się ułożyło.

23:30 Liars



Świetnie, ale czemu tak krótko?! Nakładka Liars/Deerhunter była chyba najbardziej okrutną w tym roku. Zaczęło się gęsto, ciemno, mrocznie i mocno. Czerń brzmienia była wręcz Schulzowsko namacalna. A kiedy już się rozkręcili, my z ATP przemieszczaliśmy się na scenę Rockdelux, bo tam zaczynali:

23:50 Deerhunter



Koncert Deerhunter z Primavery do odsłuchania/pobrania TUTAJ.

„To może być jedna z najlepszych chwil w moim życiu” powiedział Bradford i nie wyglądało to na kokieterię. Koncert Deerhunter wypadł rewelacyjnie, jeszcze lepiej niż na Primaverze 08. „Hazel St” wywołało u mnie najprawdziwsze dreszcze, zachwycająco zabrzmiało "Microcastle". Duet paralizatorów z ostatniej płyty - "Never Stops" i "Nothing Ever Happened” nie zawiódł, i w ogóle „jjjjaaaaciiiięęę”!

01:00 Gang Gang Dance + Do widzenia


foto: Studio koku

Musieliśmy odpuścić Sonic Youth, ale trudno, oni byli na Open'erze. Natomiast Gang Gang Dance - twórcy jednej z najlepszych płyt 2008 zakończyli nam festiwal w sposób nadzwyczaj udany. Było tajemniczo, żywiołowo, zmysłowo i pasjonująco. Dziwna prośba o skandowanie imion znajomej pary artystów nie zepsuła świetnego efektu. A przecież tylu zespołom by zepsuła! Gang Gang Dance unosili się nad scenę i wszystko jest im wybaczone. A teraz już czekamy na (PC09 i) PS10. Na kolejną edycję naszego ulubionego festiwalu.

środa, sierpnia 19, 2009

Primavera Sound 2009 - dzień drugi



18:15 Crystal Stilts

Nie bez powodu ich debiutancki album znalazł się w naszym ubiegłorocznym płytowym podsumowaniu roku. Wielkim zaniedbaniem z naszej strony było haniebne spóźnienie się na ich występ na scenie Pitchforka. Trochę jednak usłyszeliśmy, a to co usłyszeliśmy tylko umocniło nasze dobre zdanie o „Crystal Stilts”. Czekamy na więcej.

19:10 Bat For Lashes


foto: alterna2

Pierwsza piątka tegorocznych koncertów. Wokalnie bajecznie, czyściutko, porywająco. Muzycznie znakomicie – „What’s A Girl To Do” oczyszczone z fajerwerków ujawniło jeszcze dobitniej rewelacyjną melodię, „Daniel” był jeszcze bardziej taneczny niż jest, „Sleep Alone” jeszcze bardziej klimatyczne. A już pomijając to wszystko – przebywanie tak blisko Natashy jest przeżyciem niezwykłym. Khan jest zaprzeczeniem pretensjonalności, przez cały czas przyciąga uwagę, czaruje, jest przesympatyczna, ale zachowuje też lekki dystans. A jej kostium to temat na osobną notkę.





19:30 Vivian Girls


foto: Studio koku

Koncert Vivian Girls z Primavery do odsłuchania/pobrania TUTAJ.

Naiwnie licząc na to, że Bat For Lashes będzie słabe/średnie do końca mieliśmy nadzieję, że ten koncert zobaczymy od samego początku. Niestety/stety BFL wymiotło, więc dobiegliśmy na scenę Pitchfork dopiero w połowie występu Vivian Girls. Występu świetnego, który już całkowicie ustawił ten dzień pod znakiem "girl power". Po raz kolejny uderzyła nas wspaniała wakacyjna atmosfera słonecznego zblazowania. Dziewczyny zamieniały się rolami i wycinały kawałki z debiutu w sposób fantastycznie wyluzowany. Potem tańczyły na koncercie The Pains Of Being Pure At Hart. A w sobotę perkusista Ariel Pink’s Haunted Graffiti miał na sobie koszulkę Vivian Girls. Ma się za co adorować to doborowe towarzystwo.

20:15 Spiritualized

Pomimo dużej sympatii do „Ladies and Gentleman” Spiritualized nigdy nie należeli do moich ulubionych zespołów. Fragment ich koncertu potraktowaliśmy więc jako odpoczynek. Było widowiskowo i miło. W przestrzeni się jednak nie unosiliśmy.

21:00 The Pains Of Being Pure At Heart

Lepsi od Red Bulla za 3 kupony. Diabelski mix "Come Saturday", "Young Adult Friction" i "This Love Is Fucking Right" rozwalił nas i z pewnością jest jednym z highlightów całej Primavery 09. Było cudownie, ale kolejka na MBV rosła, więc z bólem serca w połowie występu Pains musieliśmy udać się pod Auditori i ustawić się w niej po potężną szuflę w twarz.



21:45 My Bloody Valentine (Auditori)

Dzień dobry, automacie z napojami i biletami. Po pierwsze, poproszę cię o kilka piwnych kuponów, bo nadal jest bardzo ciepło, a gardło boli coraz mniej. Po drugie, może jakąś wodę bym dokupił na podróż festiwalowym+nocnym do hostelu. Słucham? Czy dorzucić potężnego muzycznego kopa w szczękę? Chyba mam jeszcze trochę drobnych, no dobra, może być.

Automat, w którym można kupić piwo, Jacka Danielsa i rezerwację miejsca na koncercie MBV w Auditori to dobra sprawa. Jeszcze lepsza sprawa to sam koncert MBV. Nagłośnienie było o niebo lepsze. Było co prawda przesadnie głośno (szczególnie w kakofonicznej, okrutnie długiej, ale fascynującej wersji „You Made Me Realise”), wciąż nieidealnie, ale już jak najbardziej do zaakceptowania. Mocny, w pewnym sensie męczący występ, pozostawiający jednak poczucie, że obcowało się z czymś pięknym i potężnym.



23:55 Jarvis Cocker


foto: Daniel Villanueva

Z perspektywy czasu patrzę na ten koncert przychylnym okiem, choć muszę przyznać, że tej piątkowej nocy byliśmy nieco rozczarowani. Po pierwsze – przeważał materiał z „Further Complications”, a nam żal było uciekających kawałków z solowego debiutu Jarvisa (na szczęście było „Big Julie”!). Po drugie – sceniczna maniera Cockera brała często górę nad samym śpiewaniem, a tego nieeee lubimy. Mimo wszystko wyszło jednak nieźle, momentami zabawnie (połamany taniec + wygląd spod znaku nieodebranego przez lata bagażu), momentami bardzo fajnie (wspomniana Julka czy "Slush" z nowej płyty). Na plus, ale bez przesady.

01:00 Dan Deacon Ensemble

No a taka dobra płyta z tego Bromsta, no! Koncert natomiast fatalny. Ciężko w ogóle nazwać to koncertem. Nocny występ Deacona i jego licznego zespoły na scenie Pitchforka był głupawą zabawą z tańczeniem i wylewaniem piwa w centrum. Taką, którą potem jarają się fani na forach mówiąc "ale show odstawił Dan w Barcelonie, naprułem się, że aż nie pamiętam.”

01:05 Saint Etienne



Więc skoczyliśmy na piwo i na Saint Etienne szczęśliwie trafiając w "Only Love Can Break Your Heart", które zabrzmiało bardzo ładnie, bo dlaczego by miało zabrzmieć inaczej.

02:15 Bloc Party

Każdy kolejny koncert Bloc Party, na którym jesteśmy jest gorszy od poprzedniego. Ten był tak słaby, że po kilku piosenkach wyszliśmy. Sztuczny, wymuszony, bez porywu i polotu. Ten na Open'erze był średni. Ten przed Interpolem w Berlinie był fajny. Naturalny, zwierzęcy, energetyczny. Two more years i może w ogóle być po sprawie. Oby nie!



Jeszcze dziś relacja z soboty - zapraszamy!

Primavera Sound 2009 - dzień pierwszy



Dzień dobry + 19:15 The Bats

Koncert The Bats z Primavery do odsłuchania/pobrania TUTAJ.

Festiwal zaczęliśmy od odnalezienia nowej lokalizacji sceny VICE, która przeniosła się znad samego morza na tyły sceny ATP. Zamiast wieczorynki, od 19 piętnaście minut westchnień i narzekań, że „kuuurdeee, a tak było fajnie w zeszłym roku tam na starym Vajsie, a jak tam The Mary Onettes pasowało, a że Man Man pojechali po całości, a że jesteśmy na zdjęciu w festiwalowym katalogu jak tam stoimy zmęczeni przed Guinchem”. To tak do dziesięć po. Przez kolejne pięć minut dyskusje nad następnym odkryciem. „Ejjj! A my przecież teraz na The Bats przyszliśmy, oni to by tam się wpasowali, nooo nieeee!” No ale nic, z kupionymi w automacie gastro-garmażero-kuponami i z wlewaną w chore gardło pyszną zimną Estrellą przystąpiliśmy do koncertu numer 1 tegorocznej Primavery niezwykle podjarani (btw: propozycja Worda – podjadani, też by mogło być) i złaknieni wakacyjnych dźwięków.

The Bats nas nie zawiedli. Grali pastelowo, ale mięsiście, bardzo letnio-wiosennie, tak jakby słuchać jakiegoś słonecznego pop-rocka z wysłużonego samochodowego radia na gorącej autostradzie. Właśnie – gorącej. To ja poproszę jeszcze jedną Estrellę. I Strepsilsa na zagrychę.

20:30 Marnie Stern



„Marnie, did you get fingered by your boyfriend tonight?” – to pyta ta czarna, zła, tej blond, tej dobr… oj, zaraz zaraz, to nie Esmeralda i mowa barw włosów. Ta blondynka z miną urwisa to też niezłe ziółko. A jak łoją! Świetny, zwarty set uprzyjemnił oswajanie się z nową sceną VICE. Wysokie tony wokalu i gitar świdrowały uszy, ale nie była to zdecydowanie tortura, raczej perwersyjna radość obcowania z całą puszką przyjemnie kłujących dźwięków-szpilek. Zresztą, posłuchajcie sami. Aha! Na perkusji zdobywca honorowego wyróżnienia w tegorocznym konkursie sobowtórów Devendry. Zimna Estrella? Dla tego, który bez podglądania poda tytuł ostatniej płyty Marnie.

Jeżeli nam się uda, niedługo wrzucimy youtube'owy klip.

21:45 Yo La Tengo


foto: Josep M Marti

Wspaniałość. Scena, w której członkowie zespołu ustawili się do zdjęcia dla jednego fana („nie róbcie zdjęć, niech to będzie fotografia tylko dla niego”) w koszulce Yo La Tengo, który kadrował ich sobie w trakcie koncertu, była wręcz filmowo urocza. Nie dziwota, że obecni na festiwalu dziennikarze Pitchforka aż westchnęli z zachwytu w swojej Tweeterowej relacji.

Muzycznie piękny koncert, może tylko zbyt mało intymny, ale tak to już bywa na scenie Estrella Damm (chociaż ubiegłoroczne Animal Collective zmiotło wszystko i o braku intymności nie mogło być mowy). W każdym razie zobaczenie ich na żywo to świetna sprawa. Czekaliśmy, czekaliśmy i się doczekaliśmy. Warto było czekać.

23:20 Phoenix



Obok YLT ajlepszy koncert dnia pierwszego i jeden z najlepszych koncertów całego festiwalu. Większość numerów z Wolfganga, ich najlepszej płyty w historii. Naładowana energią, idealna na otwieracz „Lisztomania” na sam początek, a potem już cały czas miażdżąco. Czy to przy kosmicznym, wciągającym jak zagęszczone mleko w tubce „If I Ever Feel Belter” z debiutu, przy perełce ze wspomnianego Mozarta, czyli „Armistice” czy przy singlowym „1906” albo „Consolation Prizes” z płyty nr 2 w moim Phoenix-rankingu, czyli „It’s Never Been Like That”. Żywiołowy, świeży, znakomicie ułożony set (naprawdę kompozycja boska). Radość Rockdeluxowej publiczności, radość zespołu, smutek gardła (darcie się o dziwo nie pomogło), ale co tam – to było koncerciacho.


video: lemonsips

Kolejne klipy prawdopodobnie już niedługo.

00:20 My Bloody Valentine

Yyy… czy na obiekcie jest nagłośnieniowiec? Koncert na Benicassim był świetny, więc już przed festiwalem stwierdziliśmy, że na MBV idziemy dwa razy – pierwszego dnia na scenę Estrella Damm, drugiego do Auditori. Pierwsze podejście okazało się nieudane. Ten zespół trzeba umieć nagłośnić i o ile pod względem dźwięku Primavera stoi na naprawdę wysokim poziomie, tym razem się nie udało. Zaraźliwa melodyjność kawałków z „Isn’t Anything” czy „Loveless” uciekała bokiem do morza, a z głośników wył podwodny hałas. W Auditori będzie równie głośno, ale o wiele lepiej.



Już jutro piątek i sobota - zapraszamy!

Primavera Sound 2009


Primavera Sound 2009
Originally uploaded by lazysunbathers
A już jutro... zapowiadana relacja z Primavery 2009. Zapraszamy!

WRACAMY



Witamy po długiej przerwie na łamach Louder Than Bombs! Żeby nie przynudzać - nowości i plany poniżej.

Sprawy techniczne:

* strona zbiorcza z linkami do wszystkiego co ważne i związane z Louder Than Bombs - od dziś zapraszamy na: loud.er.pl!
* chcemy używać majspejsa (a dokładniej imeem, ale jako majspejsowej wkładki) do prezentowania audycji (starych i nowych), jeśli się to nie uda będziemy kombinować.

Czekamy na szybszy internet, który powinien nastać już niedługo. Wtedy będzie łatwiej.

Sprawy blogowe:

* już na dniach obiecywana od dawna relacja z Primavery 2009! Teksty, zdjęcia, filmiki itd.,
* poza tym - też wkrótce - pierwsza część Najlepszych piosenek 2009,
* co jeszcze? pochwalimy Jamesa Yorkstona albo pochwalimy się Jamesem Yorkstonem,
* i napiszemy coś o nowohoryzontowym koncercie Junior Boys i zdamy relację z Radiohead w Poznaniu.

Pozdrawiamy i do przeczytania/usłyszenia!

czwartek, lutego 05, 2009

NAJBARDZIEJ SPÓŹNIONE PODSUMOWANIE ROKU 2008 - całość




50. CSS - Donkey



Zbyt duże oczekiwania powodują spore rozczarowania, ale czas i koncert pokazały, że na 'Donkey' jest co najmniej kilka świetnych popowych numerów. Tekstowo mniej inteligentnie niż na znakomitym debiucie, melodie mniej lotne, para mniejsza, ale... mimo wszystko CSS nadal grają pop na poziomie, a liderka nie opuszcza listy najbardziej wyrazistych dziewcząt przy mikrofonie.

koncert w Barcelonie - bootleg (niedługo, być może, lepsza jakość)


49. Lindstrom - Where You Go I Go Too



Pozornie bardzo jednostajny elektroniczny pejzaż, po kilku przesłuchaniach jawi się jako bardzo interesujące dzieło. Nie podzielamy wszechobecnych zachwytów, ale co jakiś czas sięgamy z przyjemnością.


48. Crystal Castles - Crystal Castles



Nazwa zespołu myląca, bo CC zamiast zwiewnych, koronkowych melodii prezentują muzykę smolistą, pulsującą i niepokojącą. Byłoby wyżej gdyby nie objawienie się zachwycającej świętej Dympny (o której zdecydowanie później).


47. Hercules and Love Affair - Hercules and Love Affair



Tu również szykowała się wyższa pozycja - singiel z Antonym był rasowy, reszta nie odstawała, ale wracamy do 'Herculesa' raczej przypadkowo i to najczęściej do 'Blind' właśnie. Dobra płyta, ale zauroczenie przelotne.


46. British Sea Power - Do You Like Rock Music?



Najbardziej nierówna z dotychczasowych błyt BSP - nie tak zachwycająca jak 'The Decline...', nie tak spójna i urzekająca jak 'Open Season'. Zdarzają się piosenki okropnie nudne, ale do takich wymiataczy jak 'No Lucifer', 'Atom', czy przede wszystkim 'Waving Flags' wracamy często i z wielką przyjemnością.


45. The Last Shadow Puppets - The Age of the Understatement



Dobra zabawa z konwencją zakłada brak wyśmiewania. Turner i Kane o tym wiedzą i swój muzyczny żart podpierają solidną pracą kompozytorską. Kilka bardzo dobrych numerów, ogólnie na plus.


44. Goldfrapp - Seventh Tree




Niczym wysmakowany i dobrze zrobiony film kostiumowy. Raz na jakiś czas bardzo pożądany, jednak niestety nie porusza, a my wciąż czekamy na godnego następcę 'Felt Mountain'.


43. Plants and Animals - Parc Avenue



Będą na Primaverze 2009 i może wtedy jeszcze bardziej polubimy ten album. Z potencjałem, ciekawie, dobrze piosenkowo. W kategorii nadzieje na przyszłość, na razie jednak małym druczkiem.


42. Death Cab For Cutie - Narrow Stairs



Mimo całej sympatii do otwieracza, do 'I Will Possess Your Heart', kapitalnej 'Cath' czy pięknego 'Grapevine Fires' muszę przyznać, że jest to najsłabsza płyta tego zespołu w historii. Czytając wywiady z Gibbardem można się dowiedzieć, że jest on szczerze zadowolony z tekstów, które napisał na nową płytę DCFC. Mają one podobno trafiać do ludzi od razu i opisywać ich uczucia lepiej niż te niejednoznaczne, niejasne, skomplikowane z (dajmy na to) 'We Have The Facts...' Tak? Od prostych i trafiających są inni! Np. ten od zamieniania słów w złoto i sprawdzania ligowej tabeli. Dawać mi tu stare DCFC!


41. El Perro del Mar - From the Valley to the Stars



Enigmatyczna Szwedka ma w głosie coś takiego, że człowiek czuje się jak gdyby właśnie zaczynał się weekend. Kompozycyjnie bywa różnie, ale jest to płyta godna uwagi, choćby za niezwykły, kameralny klimat Sztuki przez duże 'Szzz!!!'

koncert w Barcelonie - bootleg


40. Hello Saferide - More Modern Short Stories From...



Prosty, wdzięczny, melodyjny pop. Kolejna dawka pięknego ukojenia zza Bałtyku.


39. Ida Maria - Fortress Round My Heart



Annie w tym roku poza zestawieniem ('My Love Is Better' jest cudownym, naiwnym dichem, ale im dalej w płytę tym gorzej), a honoru Norwegii broni inna młoda, zdolna - Ida Maria. Bardzo dobry rockowy album, wokal do zapamiętania!


38. Deerhoof - Offend Maggie



Rebound, rebound, rebound, very ok.


37. Fujiya & Miyagi - Lightbulbs



Nasi ulubieni udawani Japończycy wracają z płytą nie tak dobrą jak 'Transparent Things', ale wciąż świetną i wypolerowaną na błysk. Utwór tytułowy znakomity, teksty nadal bystre, trochę zbyt oczywistych autoplagiatów, ale wszystko pod kontrolą.


36. Girl Talk - Feed the Animals






35. Lykke Li - Youth Novels



'Little Bit' - tekstowo i muzycznie - to jeden z singli roku, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Wymoszczone pięknym popowym podkładem wyznanie miłosne urzeka ogromnie, a lekkość 'Między słowami' nasuwa się bardzo oczywiście. Gdyby taka była cała płyta, byłoby to naprawdę spore wydarzenie. A tak - jest po prostu dobrze. Aha, 'I'm Good I'm Gone' z sesji iTunes live - ściągnąć koniecznie!


34. Beach House - Devotion



Piękna, naprawdę piękna płyta. Wystarczy poprzycinać i mamy jedną z EPek roku.

koncert w Barcelonie - bootleg


33. Ra Ra Riot - The Rhumb Line



Nagrali kapitalne 'Too Too Too Fast', nie wysypali się przy coverowaniu Kate Bush, zagrali bardzo dobry koncert w ramach ubiegłorocznego Wintercase. Gratulujemy i czekamy na więcej.

koncert w Barcelonie - bootleg


32. The Futureheads - This Is Not the World



Oni, Maximo Park i Arctic Monkeys - trzy najbardziej solidne zespoły spośród nowych, rockowych 'objawień'. 'World' to ich najprostsza i najsłabsza płyta. I co? I wciąż bardzo, bardzo dobra. Aha, 'The Begining of the Twist' otwieraczem roku? Całkiem prawdopodobne.

koncert w Barcelonie - bootleg


31. Crystal Stilts - Crystal Stilts



Just like honey. Słucha się tego znakomicie. Kolejny koncert Primavery 2009, na który czekamy bardzo niecierpliwie.



30. Erykah Badu - New Amerykah Part One (4th World War)



Niczym niezapomniany klient TELE2 przez długi czas nie mogłem się przebić przez tę płytę "w ni chuja kurwa nigdzie", ale w końcu zaskoczyło. Nie jest to, jak uważają niektórzy, płyta kompletna, wielki portret muzyczny Ameryki, ale mimo tego udało się Badu nagrać album bardzo charakterystyczny, chwytliwy i warty zapamiętania.


29. Vivian Girls - Vivian Girls



Te sympatyczne panie również zagrają na Primaverze 2009 i również bardzo nas to cieszy. Ich album jest króciutki (niecałe pół godziny), ale w obranej przez dziewczyny konwencji jest to zdecydowanie zaletą. Wyszła im energetyzująca pigułka do łyknięcia "na raz", ale wiele wiele razy. Gdyby PJ Harvey po 'Uh Huh Her' utrzymała kurs na minimalizm i szorstkość, efekt mógłby być podobny. Mocna, zwarta płyta, anty-mydłek roku.


28. Fuck Buttons - Street Horrrsing



Zespół, który obudził nas na ubiegłorocznej Primaverze, gdy było z nami już bardzo źle (patrz: relacja z festiwalu, rozdział - przysypianie na Cat Power, nie z winy artystyki oczywiście!). Niełatwy jest to kawałek dźwięku, ale sunie przez świadomość niczym Taz i tymi drganiami, tą egzotyczną gorączką oczyszcza, czasem do bólu. Wymagająca płyta, tańczącym gratulujemy.


27. M83 - Saturdays=Youth



Świetny tytuł, dobra płyta, niezły koncert. Gonzalez często ociera się o pretensjonalność i kicz, ale robi to na tyle umiejętnie i (zdaje się) świadomie, że takie 'Kim & Jessie' czy 'Cemetery Girl' można spokojnie zaliczyć do piosenkowej czołówki roku. Płyta nierówna, ale przynajmniej częściowo zdecydowanie godna uwagi. Album roku wg Drowned in Sound.

koncert w Barcelonie - bootleg (link bezpośredni do Rapidshare, niestety żenujący Web Sheriff czuwa, także jeśli chodzi o nagrania koncertowe)


26. Man Man - Rabbit Habits



1 + 2 + 3 + ?! = Man Man


25. Beck - Modern Guilt



Cat Power udziela się na tej płycie, a obecność tej niezwykłej artystki jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodziła. Jej 'Jukebox' znalazło się poza naszym zestawieniem, tym bardziej cieszę się, że jednak jest obecna. Co, co? A, to o Becku jest tekst?


24. The Rosebuds - Life Like



Nasza ulubiona para nagrała kolejny świetny album, który przeszedł bez echa (tak jak i 'Birds Make Good Neighbors' z 2005 roku). Bywa na 'Life Like' naprawdę pięknie, więc słuchajcie i mówcie znajomym.


23. She & Him - Volume One



Pary - c.d. Śliczna Zooey Deschanel i M. Ward debiutują w duecie bardzo udaną płytą. Kompozycyjne retro wspierają urocze wokale. Album roku wg Paste. PikniKOwy nastrój.


22. Portishead - Third



Ciężka, momentami przytłaczająca trzecia płyta Portishead jest albumem mocnym, zdecydowanym i dostojnym. Nie podzielamy ogólnego zachwytu, ale klaszczemy głośno, bo to naprawdę bardzo dobry powrót.


21. Juvelen - 1



Szwed wygrzał kilka tanecznych singli roku, a jego '1' może uchodzić za tegoroczne 'Pretend Not To Love'. Nie aż tak dobre, ale niemiłosiernie chwytliwe i wywołujące na twarzy błogi uśmiech.


20. The Kills - Midnight Boom



Bardzo dobry koncert na FIBie potwierdził niezwykłą fajność tej płyty. Jest wzruszająco-grzejąca wtedy, kiedy ma taka być (piękne 'Goodnight Bad Morning'), momentami bywa wymiatająca ('Last Day of Magic' - my little tornado, my little hurricano!), wchodzi pięknie cała, wywołując radość na twarzy i chęć zapalenia z Alison Marlborego. Wracamy za chwilę.


19. & 18. - Los Campesinos! - Hold on Now, Youngster... / We Are Beautiful, We Are Doomed




Kolejni ADHDowcy, rozemocjonowani na płytach i na żywo jak Hiszpanie po wygrywanych podczas Euro 2008 meczach.



koncert w Barcelonie - bootleg


17. Atlas Sound - Let the Blind Lead Those Who Can See but Cannot Feel



Bradford Cox jest postacią niezwykłą. Jako Atlas Sound nagrał znakomite 'Let the Blind...', jedną z kilkunastu najlepszych płyt roku. Trochę później, z zespołem Deerhunter, nagrał jedną z kilku płyt roku. Jego kolejny album, zapowiadane na ten rok 'Logos' zapowiada się rewelacyjnie. Pokłony przed mistrzem.


16. Peter Bjorn and John - Seaside Rock



Ta płyta kojarzy mi się bardzo mocno z nieodżałowanym Ingmarem Bergmanem. Jest dziwna, na swój sposób genialna i mocno niezrozumiana. Klimat szwedzkiego wycofania i inteligentnej, przenikliwej refleksji sprawia, że doceniamy trzech panów jeszcze bardziej niż po fantastycznym 'Writer's Block'. Są odważni, zdolni i niezależni. Czekamy na ciąg dalszy tej fascynującej muzycznej podróży.


15. No Age - Nouns



Najprzyjemniejszy i najbardziej wyluzowany hałas roku. Fuck it, Dude. Let's go bowling.




14. Scarlett Johansson - Anywhere I Lay My Head



Rewelacyjnie wyprodukowana przez Sitka płyta, na której Scarlett mierzy się z arcytrudnym zadaniem nagrania Waitsa od nowa i wbrew gderaniu wielu 'znawców' wygrywa absolutnie. Nie da się Waitsa zdziewczęcić i Johansson ani przez chwilę nie próbuje tego robić. Swoim niskim głosem nie oprowadza po jego twórczości, ale reinterpretuje ją w sposób bardzo oryginalny, ale jednocześnie wyważony i nienachalny. 'Anywhere I Lay My Head' staje się w jej ustach kosmopolitycznym hymnem nagranym z czułością i smaczkiem charakterystycznymi dla innego z mistrzów aktorki - Kevina Shieldsa. 'Falling Down' wymiata zupełnie po nowemu. Kolejny sukces tej pani, imponujące.


13. High Places - High Places



Świetnie zagrali na Primavera Club 08 sprawiając mi miłą niespodziankę i nakazując wsłuchać się w ten album. Efekt? Szturmem wzięta pierwsza piętnastka roku. Niesłychanie interesująca płyta do długiego (ciągłego?) i bardzo przyjemnego rozkminiania.


12. Vampire Weekend - Vampire Weekend



Zwiewność, świeżość i bezpośredniość kompozycji na 'Vampire Weekend' urzeka nas z niesłabnącą siłą. 'Campus' jest muzyczną odpowiedzią na frazę 'Shyness is nice', otwierające płytę 'Mansard Rood' jest openerem prawie tak ujmującym jak klasyczne 'Care od Cell 44', a 'I Stand Corrected' to jeden z kawałków roku. Pięknie!


11. Gang Gang Dance - Saint Dymphna



W kategorii, w której tworzą wygląda to mniej więcej tak:



I wiecie co? Tak, grają na tegorocznej Primaverze.



10. Fleet Foxes - Fleet Foxes



'White Winter Hymnal' - ten utwór powinien przejść do historii muzyki popularnej jako jeden z jej najpiękniejszych obrazów. EPka 'Sun Giant' zapowiadała, że debiutancki album Fleet Foxes będzie bardzo dobry, a EPki rzadko kłamią. 'Fleet Foxes' to płyta pełna bardzo dobrych piosenek, spójna, świetnie rozplanowana, krzepiąca. Działa jak ten kanał telewizyjny, gdzie cały czas pali się w kominku, a w dodatku grzeje i to bardzo mocno. Album roku wg Pitchforka.




9. The Dodos - Visiter



Bardzo dziwny koncert zagrali na PC 08 (Ciiii! Staram się unikać tego słowa na "p" co znaczy "wiosna") - na początku byłem lekko rozczarowany, a potem (mniej więcej w połowie) doceniłem kompletny przearanż i zdolność utrzymania wszystkich utworów w jednym, a nowym przecież, koncertowym klimacie.

Jeśli chodzi o płytę - 'Visiter' jest być może nieco za długi i traci przez to na kompozycyjnej zwartości. Bez wątpienia jest to jednak płyta naszpikowana fantastycznymi piosenkami. Energetyzujący wymiatacz 'Foals', wzruszające 'Winter' czy (przede wszystkim) 'The Season', piękne 'Ashley', mruczanka roku - 'Undeclared'... Wszystko ciepłe i poruszające, ale jednocześnie surowe i zdystansowane.




8. Cut Copy - In Ghost Colours



Był czas w ubiegłym roku, kiedy nie słuchaliśmy niczego innego. Więcej - przez długi czas nie mogliśmy wyjść poza pierwszy utwór, poza arcychwytliwą pętlę 'Feel The Love'. Potem przechodziliśmy fazę kapitalnego 'Unforgettable Season', który jest tak wiosenno-letni i soczysty jak letnie płyty Gorky's Zygotic Minci i tak wkręcający jak 'Slow Jam' New Order. 'Hearts on Fire' - osobny rozdział, górna część zestawienia singli ostatnich kilku lat. No a poza tym chociażby piękne 'Strangers in the Wind'.




7. MGMT - Oracular Spectacular



Oni tak naprawdę otwierali ubiegłoroczną P _ _ _ _ _ e r ę. Otworzyli bardzo dobrze, raźnym koncertem z karaoke-bisem w postaci singla tego roku, czyli utworu 'Kids'.

Druga część tej płyty jest bardzo ciekawa, tajemnicza i gęsta. Pierwsza jest fantastycznie przebojowa, zabawna i znakomicie napisana. Na pierwszą reaguję mniej więcej tak:



A to 'Kids':




6. Bonnie "Prince" Billy - Lie Down in the Light



Autor jednej z płyt wszech czasów - 'I See a Darkness' - powraca z albumem określanym często jako rozpromieniony brat bliźniak wspomnianego dzieła. 'Lie Down in the Light' nie jest tak nabrzmiałe emocjami jak opus magnum Bonniego, ale jest to niewątpliwie płyta bardzo udana. Oprócz prostych piosenek mocno zakorzenionych w amerykańskiej tradycji muzycznej ('You Want that Picture') znajdziemy tu jeden utwór wybitny (niepokojące, romantyczne, mocarne 'Willow Trees Bend') oraz kilka perełek, wśród których wyróżnić trzeba 'You Remind Me of Something (The Glory Goes)' - jeden z najczęściej słuchanych przeze mnie utworów w tym roku. Wracamy regularnie, gratulujemy i czekamy na 'Beware!'


koncert w Madrycie ; video: paquitobzh


5. Deerhunter - Microcastle / Weird Era Continued



Nad postacią Bradforda Coxa rozpływałem się już przy okazji opisywania albumu Atlas Sound. Jego zespół - Deerhunter to bez wątpienia jedna z najlepszych współczesnych grup muzycznych. Nagrali dwie rewelacyjne płyty ('Cryptograms' i tegoroczne 'Microcastle'), w zasadzie trzy jeśli liczyć album dodatkowy - 'Weird Era Continued'. Grają świetne koncerty, są ogromnie twórczy. W piosenkach z 'Microcastle' tkwi wielki potencjał - 'Never Stops' dysponuje niepozornym, ale zabójczym refrenem, 'Nothing Ever Happened To Me' to świetny muzycznie, smutny hymn szaraków, 'Agoraphobia' to fantastyczne wprowadzenie (i dziwna historia - zainteresowanym polecam In The Studio with Deerhunter na Pitchfork.tv), utwór tytułowy miażdży. 'Weird Era Continued' jest płytą bardziej kameralną, bardziej w stylu Atlas Sound, ale z brzmieniem jakże charakterystycznym dla całego zespołu. 'Vox Humana' startuje jak 'Just Like Honey', aby po chwili zmienić się w utwór wyjęty z potańcówki umarlaków w dawno zapomnianym górskim kurorcie. Kompozycje się bronią, wyobraźnia pracuje. Świetne płyty.




4. James Yorkston - When The Haar Rolls In



To zdecydowanie najlepsza płyta Yorkstona. Płyta, na której zbliża się momentami na całkiem niedużą odległość do geniuszu mistrza nad mistrzami - Nicka Drake'a. Jednym z tych momentów jest otwierający album 'B's Jig' - moment, w którym do gitary i głosu dołącza szersze instrumentarium przywodzi na myśl 'Fruit Tree' i subtelne "rozbrzmiewanie" fragmentów tego utworu. Klasykiem jest też 'Queen of Spain' - poruszająca do głębi ballada zaśpiewana tak pięknie, że duch Drake'a ożywa ponownie i przypomina nam melancholię 'River Man' (bardziej w wersji z Cambridge niż w tej z 'Five Leaves Left'). Album niezwykłej urody, dostępny w przepięknie wydanej edycji specjalnej.




3. El Guincho - Alegranza



W naszym poprzednim rocznym podsumowaniu zabrakło naszej płyty roku. Ot, drobne przeoczenie - miś Panda wyszedł poza kadr. Zaczynamy tym usprawiedliwieniem, bo Pandę z Guinchem sporo łączy i często bywają porównywani. 'Alegranza' nie jest dziełem aż tak genialnym jak 'Person Pitch', ale to nie powinno być w ogóle przedmiotem dyskusji. 'Alegranza' jest inna. 'Alegranza' dla Hiszpanii i jej wysp (Guincho urodził się w Las Palmas de Gran Canaria) jest absolutnie nowoczesną muzyczną wizytówką. Tropikalny klimat napływowy, hiszpańska żywiołowość, barwność życia tutaj - to wszystko wpada w mikser i kipi z niego fantastyczną muzyką. To nie jest tylko inspiracja czymś egzotycznym przepuszczona przez talent autora. To jest nowe spojrzenie na muzykę i emocjonalny klimat swojego regionu. 'Alegranza' jest imprezowa, taneczna, nadmorska, porywcza. Fakt, dźwięki, które słyszymy wpisują się w pewnym sensie w nurt, na którego czele stoi Panda i Animal Collective, ale Pablo Díaz-Reixa i jego debiutancka płyta tworzą tak naprawdę swój osobny, bardzo ciekawy i pociągający gatunek.




2. Bon Iver - For Emma, Forever Ago



Isolation doesn't get more splendid than this. (MOJO)




1. TV On The Radio - Dear Science



W sferze, nazwijmy to, metamuzycznej ta płyta to wykładnia eklektyzmu. Porównania 'Dear Science' do 'OK Computer' są jak najbardziej uzasadnione. Obie te płyty są kompletne, zamknięte, idealne. Łączą w sobie niezwykłą energię z niezwykłym spokojem, zaniepokojenie z ukojeniem, bogate aranżacje z prostymi, celnymi pomysłami. Nowy album TV On The Radio zaskakuje ciętością i błyskotliwością tekstów, oszałamia seksownością bijącą zarówno ze słów jak i z dźwięków, cieszy i zachwyca różnorodnością (od pędzących singli po nieoczywiste ballady) oraz perfekcyjnym songwritingiem. 'Halfway Home' zapowiada, że dzieje się coś wielkiego, 'Crying' już nas tylko upewnia. Pierwszy singiel - 'Golden Age' to fantastyczna muzyczna utopia, 'Stork and Owl' to piosenka roku, końcówka w postaci 'DLZ' i 'Lover's Day' kładzie na łopatki. I mimo tego, że wiedzieliśmy, że TVOTR to świetny zespół, nie podejrzewaliśmy, że mogą oni nagrać coś tak genialnego. Rok się skończył. Game set and match TV On The Radio.