Wszyscy mówią o mashupie Rey-Morrissey, ale my - przeglądając (na razie pobieżnie) katalog Gavina Burrella (Reborn Identity) - natknęliśmy się na prawdziwy klejnot.
ABBA vs Ellie Goulding - Lights Are Gonna Find Me (mashup)
Przekładane "Super Trouper" nabiera pod rękami manchesterskiego producenta charakteru melanżu epickiego i ostatecznego. Nie chodzi tu jednak o wyświechtaną, "hitlerowską” imprezę, lecz o prawdziwy - ostatni melanż przed końcem świata. Fraza "lights are gonna find me" nie brzmi już jak tagline dyskotekowej zabawy, raczej jak zdanie wyjęte z któregoś z horrorów Kinga lub drżąca fraza w ustach bohaterki filmów Lyncha. A przecież do mistrzowskiej warstwy audio dołącza także przenikanie się teledysków, które w tej formie dodatkowo podkreślają atmosferę całości, cytującą podświadomie klimat "Pass This On" The Knife. Hipnotyzujące zjawisko.
PS Tak, w ostatnich wpisach często odnoszę się do The Knife. I guess it's called longing.
Edit: Z rozbiegu nie linkowaliśmy oryginałów, naprawiamy błąd: TU starsi, TU starletka.
Jeśli skuszeni pączkującymi w sieci zachwytami wpiszecie w przeglądarkę adres www.johntalabot.com Waszym oczom - zamiast strony enigmatycznego muzyka - ukaże się witryna jednej z barcelońskich placówek edukacyjnych. Położona w pięknej - zielonej, górzystej, ustronnej i praktycznie wolnej od turystów dzielnicy Sarrià szkoła nie ma jeszcze w menu zakładki "znani absolwenci", ale wszystko wskazuje na to, że informatyk będzie musiał wrócić z urlopu. "fIN" triumfalnie zdobywa niezależne salony (24? więcej!) i utrzymuje się w czołówce płyt 2012 serwisu rateyourmusic.com, na którego stronach jest też jednym z najlepiej ocenianych albumów w historii gatunku Balearic Beat. Debiutancka długogrająca płyta barcelończyka rozpycha się jednak w towarzystwie dudniących składanek z palemką, a łańcuch iberyjskich wysp z ich charakterystyczną muzyczną kulturą służy jej głównie do wspięcia się na wyższe poziomy.
Otwierający album, gęsty, zmierzchający na naszych uszach "Depak Ine" nawiązuje tytułem do nazwy leku o działaniu przeciwdrgawkowym wystawiając się tym samym na ciętą czarną ripostę, że na albumie, który zapowiada w dużej mierze chodzi o drgawki. "Destiny", w którym Talabota wspomaga madrycki producent Pional można w ciemno wpisać na listę najlepszych numerów tego roku, a "Journeys" z wokalem znanego z Delorean Ekhiego zgrabnie tłumaczy pożyczoną od Jarmuscha nazwę monachijskiej wytwórni, nakładem której płyta się ukazała (tak, Permanent Vacation). No a jeśli przenieśliśmy się już myślami na północ Europy dodajmy jeszcze, że jak na mieszkańca stolicy Katalonii przystało, młody artysta nagrał album bardzo kosmopolityczny. Orient "Last Land" czy skandynawskie, Knife'owskie "Missing You" to tylko przykładowe tropy.
Istnieje duża szansa, że na dniach zaprezentujemy Wam tłumaczenie wywiadu z Talabotem, który ukazał się 20.02 w dzienniku El País. Bądźmy dobrej myśli!
EPka MIESIĄCA - GRANIT - GRANIT EP
Jednocześnie, nie opuszczając Barny, polecamy Wam EPkę duetu "Granit". Granit to Alba Blasi i Cristina Checa. Ta pierwsza wskazuje w wywiadach na bardzo słyszalną inspirację Beach House, ta druga udzielała się wokalnie na "Pop Negro" El Guincha. Ubiegłoroczny konkurs na EPkę roku nie został nawet rozpisany, w tym już w lutym mamy kandydatki do medalu. Ujmująca muzyka.
Stroną B najnowszego singla The Kills - „The Last Goodbye” - będzie podklejony poniżej cover „Pale Blue Eyes” - klasycznego utworu The Velvet Underground. Polecamy i jednocześnie przypominamy jeszcze ładniejszą wersję tego numeru zarejestrowaną przez nas pod koniec ciepłego barcelońskiego listopada 2008 roku.
PS Po odsłuchu Kills na normalnym poziomie głośności, gała w prawo - nagranie El Perro cichutkie!
Słuchamy i czekamy na zapowiadane duszpasterskie!
(aby pobrać pliki wystarczy kliknąć w strzałkę po prawej stronie / click on the arrow to download the recording)
edit3:W związku z tym, że mimo mrugnięcia okiem i obśmiania *ochrony* internetowych treści singiel został wycofany z sieci, polecamy zakup mp3 w dobrej jakości lub szukanie nagrań na youtubie.
edit2:A w oczekiwaniu na zmartwychwstanie soundcloud.com zapraszamy tutaj. No! Brakowało mi tego.
Mystery solved: “Bad As Me,” Tom Waits’ brand new single just hit iTunes along with a few key details on his forthcoming follow-up to Real Gone. As it turns out, the rumors were true: said single is, in fact, the title track to a 13-song album due out on October 25th. In addition to the standard LP, which opens with a tune called “Chicago” and closes with “New Year’s Eve,” a deluxe edition features bonus cuts “She Stole the Blush,” “Tell Me,” and “After You Die.” Both versions are now available to pre-order, while the “Bad As Me” single can be purchased/previewed right now.
01 “Chicago”
02 “Raised Right Men”
03 “Talking At the Same Time”
04 “Get Lost”
05 “Face to the Highway”
06 “Pay Me”
07 “Back In the Crowd”
08 “Bad As Me”
09 “Kiss Me”
10 “Satisfied”
11 “Last Leaf”
12 “Hell Broke Luce”
13 “New Year’s Eve”
14 “She Stole the Blush” *
15 “Tell Me” *
16 “After You Die” *
Recorded by: Scannerfm.com (streaming here)
Uploaded and cut into tracks by: Louder Than Bombs
Setlist:
The Cascades
Grown Ocean
Drops In The River
Battery Kinzie
Sim Sala Bim
Mykonos
Your Protector
White Winter Hymnal
Ragged Wood
He Doesn't Know Why
The Shrine/An Argument
Blue Ridge Mountains
Helplessness Blues
Jako wielcy miłośnicy kultury japońskiej, namawiamy Was do kupienia (za jak największe pieniądze) nowej piosenki Shugo Tokumaru. Cały dochód ze sprzedaży zostanie przeznaczony na pomoc ofiarom trzęsienia ziemi. Nie poruszaliśmy ostatnio kwestii japońskiej, aby nie wpisać się w jakikolwiek sposób w sieciową pupę lub medialną gębę, ale myślimy, że słuchanie świetnej muzyki to najlepsza z możliwych form wyrażenia solidarności i wsparcia Japończyków.
Panie i Panowie, przed Wami nowa, znakomita piosenka TV On The Radio! Nowy album - Nine Types of Light - ukazuje się nakładem wytwórni Interscope już 12.04, czyli za 48 dni. A teraz już ich Float On, czyli Will Do:
To ciekawe: Wstałem dziś z Angel Deradoorian w głowie, a wieczorem przeczytałem, że wydała ona dzisiaj dzieloną 7", którą oczywiście natychmiast zamówiłem. Część Deradoorian to naprawdę wspaniale surowa , wyprodukowana przez Avey Tare'a Marichka - skowronek na uwięzi mechanicznej muzycznej pętli. Obie strony splitsingla do odsłuchania tutaj. Bardziej zainteresowanym oferuję mailowo zripowaną empetrójkę.
To ciekawe 2: Od wczoraj przesłuchuję nową płytę Lykke Li. Uważam, że jest naprawdę niezła i stwierdzam bez zbędnego dumania, że jest czwartą tegoroczną płytą, która mi się podoba. Najlepszy chyba fragment - prężące się pod piątką Get Some - daje z liścia wszystkim czterem lady marmalade i bez wysiłku pulsuje dalej pociągającym, kabaretkowym flowem, żującym gumę wokalem i charakterystycznie przekorną nawijką:
Like the shotgun I can't be outdone
I'm your prostitute, you gon' get some
Like the shotgun needs an outcome
I'm your prostitue, you gon' get some
Wounded Rhymes nie składa się jednak z samych chwytliwych quickies. Po raz pierwszy byłem z Lykke w niebie po usłyszeniu debiutanckiego Little Bit, po raz drugi - po doznaniu koncertowego I'm Good, I'm Gone z nagranej dla iTunes żywej EPki, po raz trzeci - po spotkaniu z After Laughter (Comes Tears) z singla dzielonego z El Perro del Mar, a po raz czwarty, gdy zachłysnąłem się pochodzącym z nowego albumu, mocno disnejowskim, tęsknym i przestrzennym Love Out Of Lust. We will live longer than I will / We will be better than I was - no było to wszystko, było, ale mimo wszystko!
Trzeciego wczesnego faworyta z drugiego długograja Szwedki zostawiłem sobie na koniec, bo to właśnie z nim związana jest hipotetyczna ciekawostka z tytułu poprzedniego akapitu. Chodzi o otwieracz - równo trzyminutowe, baaardzo predestynowane do otwierania płyty Youth Knows No Pain, w sercu którego leży centralny motyw Depeszowego Strangelove. No i cóż - zapisałem to sobie przemykając autobusem A przez wyludnione miasto, wróciłem do domu i przeczytałem, że Bat For Lashes właśnie scoverowała Strangelove do reklamy Gucciego. Zaczyna się u mnie wykształcać swoisty fear of music, bo jak powiedziałby właściciel prochowca: "coś za dużo tych zbiegów okoliczności". Wrzucam więc do znudzenia kawałki już spalone. Albo w ten sposób tłumaczę sobie po prostu kilkunasty repeat Marichki lub Lykkowej "piątki".
Nie wiem, czy to kwestia tęsknoty i sentymentu (Can't you see I'm trying? I don't even like it. I just lied to Get to your apartment) czy przyjemności samego numeru, ale chyba podoba mi się nowa piosenka The Strokes - Under Cover of Darkness - a w każdym razie zupełnie, ale to zupełnie jej nie przełączam. No nic, czekamy na marcowe Angles, a na razie:
Witamy w nowej szarej rzeczywistości! Piszemy, bo: 1) chcemy zwrócić uwagę na oficjalne cząstkowe rozplanowanie tegorocznej Primavery, 2) powiedzieć, jak bardzo cieszymy się z zapowiedzi nowych płyt TV On The Radio (Nine Types of Light; po Dear Science, naszej płycie roku 2008, poprzeczka jak na Isinbajewą w formie), The Raveonettes (Raven in the Grave; Danio! - to wołacz, nie serek!) i Gang Gang Dance (Eye Contact; w tym roku znów w Barcelonie!), 3) podzielić się radością, która opanowała nas po otrzymaniu przesyłki od naszego Portugalczyka roku - Luisa Costy, 4) zapowiedzieć notatki z przesłuchania nowej, znakomitej płyty PJ Harvey.
PJ Harvey (anonsowana już wcześniej zagadkami na last.fm) oraz Sufjan Stevens (wygadany - z całą resztą zespołów - przez magazyn Rockdelux) to królewska para ogłoszona na wczorajszej konferencji prasowej festiwalu Primavera Sound. Inne wczorajsze konfirmacje to m.in. Interpol (to będzie nasz 4 raz, ale pierwszy bez Denglera i po słabszej płycie), brazylijski Amerykanin, lider DNA (No New York!) producent płyt Caetano Veloso, Gal Costy, Toma Ze, ale także Davida Byrne'a, tekściarz Towa Tei'a, autor m.in. świetnego Mundo Civilizado - Arto Lindsay, dalej - DJ Shadow, który zdradził się sam, PiL!, Glenn Branca, The Tallest Man on Earth, El Guincho (no może wreszcie na poziomie z płyt!), Einstürzende Neubauten [co oznacza, że w tym samym miejscu i czasie będziemy mieli Blixę, Cave'a, Harvey'a (i Harvey!)], Cults (aaajaaaiaaaj), Girl Talk (Lirg Klat, Rilg Latk, Igrl Atlk), Jamiego z XX, panie! Warpaint!, Pere Ubu (The Modern Dance!) oraz wielu innych znakomitych artystów - zgodnie z przewidywaniami znów zrobiło się ciasno.
Znamy już także kilka terminów, bo cóż jest przyjemniejszego w okresie sesji niż wyszukiwanie dat po majspejsach i oficjalnych stronach zespołów?
DATY:
25.05 (Poble Espanyol) - Las Robertas, Nisennenmodai, Echo & The Bunnymen, Caribou, 26.05 - Belle and Sebastian, The Flaming Lips, Sufjan Stevens (Auditori), Gang Gang Dance [?], PiL 27.05 - Pulp, Sufjan Stevens (Auditori), The Walkmen, Mercury Rev [?] 28.05 - DJ Shadow, Fleet Foxes, PJ Harvey, The Tallest Man on Earth, Einstürzende Neubauten 29.05 (Poble Espanyol) - Mercury Rev (playing Deserter's Songs), BMX Bandits, Deakin, My Teenage Stride, The Vaccines, Me And The Bees.
Z Kaputt - najsmaczniejszej świeżej bułeczki roku (z posypką z gorących dęciaków) - Piękne i bestia, czyli Moda na Destroyera - odcinek 2011 - do obejrzenia na PITCHFORK.TV.
A na deser tościk, czyli odgrzane piosenki z ForgetTwin Shadowa z wczorajszej sesji dla Daytrottera oraz trochę wcześniejszego nagrania dla Yours Truly:
Bardzo fajna EPka. Aż żal, że po kilku świetnych momentach ląduje z lekkim podparciem. Zawodzi głównie końcówka - Galaxy Plateau jest zbyt miałkie na samodzielny numer i przydługie na intro do zamykającego całość Phenomenons. Ale płyńmy od początku. Wszystko zaczyna się długą wzbierającą falą, wbrew tytułowi, spranych muzycznych barw. Nie chodzi o odtwórczość, raczej o atmosferę, bo to właśnie klimatyczne smaczki stanowią bakalie tej małej płyty. Start Lady Daydream brzmi jak zagubiony skarb z Virgin Suicides Air, start Milk&Honey jak któryś z błotnych numerów Waitsa. Ogólny atmosfer to jednak przemoknięty dream pop z szemrzącym (ale nie szemranym) tłem i wokalem na pierwszym planie. Estrellą Twin Sister jest bowiem Andrea Estella, która jednym wersem potrafi wbić kawałek na wysokie miejsce listy utworów roku. W kapitalnym, najlepszym w zestawie All Around and Away We Go robi to, co np. Stina Nordenstam w równie zimowym Get on with your life. Za jednym wokalnym hookiem wywołuje skrajne emocje - palącego podniecenia i błogiego ukojenia i naprawdę zazdroszczę Wam momentu usłyszenia tego numeru po raz pierwszy. Po świetnej płycie Twin Shadowa i Color Your Life Twin Sister powiem coś, za co pewnie można pójść do więzenia. To był dobry rok dla bliźniaków.
LAS ROBERTAS - Cry Out Loud
Jeśli ktoś nie lubi brudnego szumiącego garażowego dziewczęcego grania z dużym ziarnem może nie słuchać i nie czytać. Kto lubi, polubi Las Robertas za bezpretensjonalność, treściwość i możliwość lansu na mieście, bo how cool jest słuchać lo-fi panien z Kostaryki. Po pierwszych przesłuchaniach Las Robertas przegrywają na punkty i z Dum Dum Girls i z Best Coast i z Vivian Girls, ale fakt, że grając w stylu bardzo podobnym i ostatnio bardzo popularnym nadal mogą się podobać i nęcić zasługuje na wyróżnienie. Do lata, do lata, do lata poczekać z braniem na uszy w miasto. W zimie brzmi nie na miejscu.
THE FRESH & ONLYS - Play It Strange
Niby bez przełączania, ale głównie z lenistwa. Płyta, która skojarzyła mi się z Midlake grającymi przed The National. Niby w miłym przygodowym (lasy, góry, morza, ogniska) klimacie, ale często nudnawo i na średnim poziomie kompozycyjnym. Obleci, ja natomiast odpalę sobie Dodos albo poczekam na nowe Fleet Foxes.
TRIÁNGULO DE AMOR BIZARRO - Año Santo
Króciutka płyta łamiąca obietnicę świetnego utworu numer jeden - De la monarquía a la criptocracia. Wygrzane to i w miarę do rzeczy, ale bez polotu i hooków. Poza tym wydaje mi się, że to "bizarre" odnosiło się do "triangle", nie do "love", ale - no sami widzicie - już nie piszę o samej płycie.
W kolejnych przesłuchaniach m.in. Japonia: Nisennenmondai i Soutaiseiriron. To jednak w przypływie wolnego czasu i już po (tak, tak) lizbońskiej playliście. W międzyczasie nadal kochamy się w Dënver oraz, po ostatnich Primaverowych zapowiedziach, ćwiczymy jeszcze tegorocznego Grindermana (Cave w Hali Ludowej to było coś...). I jak zwykle dziesiątki innych rzeczy.
Aha, ściągnijcie jeden z niewielu niewkurzających świątecznych numerów, czyli anonsowany przez nas wczoraj na twitterze I Do Not Care For The Winter SunBeach House. Oni mają taki rok, że wszystko im wychodzi.
We wczorajszym raporcie z muzycznych pętli zapomniałem wspomnieć o płycie-wibrującym jaju, czyli nowym darmowymGirl Talk. Nie wiem jak to się stało, biorąc pod uwagę fakt, że po pierwszych przesłuchaniach włączyłem sobie oryginalne Mr. Blue Sky (tak, w tę pogodę) i czegoś mi w tym numerze brakowało. Czegoś mi brakowało w pieprzonym Mr. Blue Sky Electric Fucking Light Orchestra. No i jak to świadczy o płycie? No? No pytam siebie. Well, I ask a psychopath, I get that kind of an answer.
Ogólnie to niby tylko wirtuozeria rytmu, timingu i doboru, ale wychodzi z tego rozrywka na najwyższym poziomie. Chyba nie aż tak dobra jak na Feed the Animals, ale... Ten pan to wikileaks popkultury. Ucho mam nadwyrężone jak łapa, która przedawkowała kaledojskop, bo oto po raz kolejny Gregg 'lawsuit waiting to happen' Gillis pierdolnął muzyczną jolkę roku. Hasło nadsyłajcie na adres Sądu Najwyższego.
Runaway Anyone's Ghost Mistaken For Strangers Bloodbuzz Ohio Slow Show Squalor Victoria Afraid Of Everyone Available Cardinal Song Conversation 16 Sorrow Apartment Story Abel Daughters Of The Soho Riots England Fake Empire
Tribute to Henryk Mikołaj Górecki Start A War Mr. November Terrible Love Vanderlyle Crybaby Geeks (acoustic)
zdj.: Joanna 'frota' Kurkowska/wp.pl
O! To będzie teraz moja ulubiona piosenka The National - pomyślałem - ta, w trakcie której Matt Berninger usiadł krzesło w krzesło z nami, a przecież takie atrakcje nie były naniesione na plan widowni Teatru Rozrywki. Miały więc pospadać z tronu wszyskie Secret Meetingi, Apartment Stories i Gospele, Lucky You z EPki Virginia miało opuścić lokal. Co znowu za Slow Show, Mr. November, jakie Driver, Surprise Me czy dziesięć innych aktualnie repeatowanych? Teraz mam, hm, no i właśnie - co? I chociaż mi sprzyjał ten wieczór mglisty i ta noc bezgwiezdna, jakże ukocham nową piosenkę _ jeśli jej nie znam? Gdzieś 2/3 koncertu, pierwsze chyba wyjście Berningera wgłąb strefy krzesełkowej, prawy 2/3 rząd? No nic, nie pamiętam i coś czuję, że gdyby nie nagranie z Trójki i setlist.fm białe plamy byłyby jeszcze większe.
Te podkreślające najlepsze partie linii melodycznej aranże, możliwość żywego doznawania perkusji wyrośniętego Lennona, wszystkie "Matt lost it" wywalały spore kawałki tego bardzo dobrego koncertu w kosmos. Hitler dowiadywał się, że jadło i KDT otwarte, że matematyka jednak nieobowiązkowa, że Hello! Kitty! Niby nie powinienem być zaskoczony, bo przecież wykon pod namiotem Benicassim był wielki jak świebodziński dżizus kurwa ja pierdolę, ale... Fakty są takie, że kameralis miejsca, trzy dzwonki, składane fotele, sekcja dęta, loty Matta, teatralność tej muzyki (Boxer!), techniczna profeska - wszystko to tak i wszystko na tak. Sieć podopowiadała, co będzie grane, ale co szkodzi irracjonalnie zdziwić się i ucieszyć po wyrywającym wejściu Available - najlepszego numeru z Sad Songs For Dirty Lovers? "Love song full of hate?" No tak, ale to chyba definicja połowy piosenek braci brothers i Berningera.
zdj.: Joanna 'frota' Kurkowska/wp.pl
The National szyli przedwczoraj bez chwili zadyszki. Nawet przydługie rozmowy (takiemu choćby Shieldsowi słów starczyłoby na trzy trasy) ze wspaniała chorzowską publicznością nie naruszały atmosferu. Zagrali z wygarem dobrą setlistę z momentami. Soho Riots w najsmutniejszej wersji jaką słyszałem, mocarny jak zawsze Mr. November, Fake Empire, dalej Anyone's Ghost + Conversation 16 - Sorrow - chyba najlepsze wykonania z nowej płyty, razem z kończącym koncert akustycznym, ogniskowym Vanderlyle Crybaby Geeks. Udała się nawet ryzykowna improwizacja poświęcona pamięci zmarłego dzień wcześniej Henryka Mikołaja Góreckiego, a czający się patos dostał drzwiami po gębie uwagą Berningera o "cyckach i cukierkach."
Wspomniałem o swego rodzaju bliskości klimatów: muzyki zespołu i przestrzeni, w której odbywał się koncert i ta uwaga wymaga uzupełnienia. Na płaszczyźnie płyta-odbiorca piosenki The National są bardzo szczere, dosadne i natychmiast wchodzą w burzliwe reakcje z zastanym u słuchacza stanem emocjonalnym. I oni przekładają możliwie dużą część tych emocji na scenę, tak więc teatralność w tym przypadku to elegancki noir i wymuskane brzmienie, nie rutyna i recytacja. Jest taka scena w Black Adder, kiedy głupawy książę (najlepsza chyba rola Lauriego) widzi na scenie aktora, który leży udając nieżywego. Na uwagę "panie, to tylko przedstawienie" odpowiada "mówiąc panie, to tylko przedstawienie nie nakarmisz dziatek, które osierocił!" Tak właśnie było na The National, można się było zapomnieć.
EL GUINCHO - PRZEWODNIK | CZĘŚĆ 1. | CZĘŚĆ 2. | Alegranza - SUPLEMENT
Kiedy okazało się, że El Guincho wydaje w tym roku następczynię rewelacyjnej Alegranzy ciężko było stwierdzić czy 'on znowu to zrobi' czy 'niczego nie będzie'. Po zadaniu pieprzu multikolorowej papudze i twórczym, porywającym papugowaniu tropikalnych rytmów, po wylądowaniu na trzecim miejscu naszego płytowego podsumowania 2008 przyszedł czas na płytę-ośmiornicę - pieśni 8 + głowa - album nr 3 (licząc mało znane Folías) w dorobku Díaz-Reixy. Poniżej nasz jakże niekompletny przewodnik po Pop Negro i Guinchu w ogóle:
MUZYKA
Sposób tworzenia muzyki przez Guincha przypomina sposób tworzenia pączków przez swedish chefa
- jest radosnym strzałem w tradycję. Z jednej strony są to dźwięki tworzone przez kanaryjskiego zioma (miejsce urodzenia: Las Palmas de Gran Canaria) z wybitnym czuciem subtropików, z drugiej czuć bliskość Hiszpanii i przeprowadzkę do Barcelony. O ile wspomniana Alegranza była wahnięta w stronę wyspiarskiej pstrokacizny, Pop Negro minimalnie przechyla się w stronę osiągnięć spanishpopu, wielkich motywów tanecznych (Saura!) i gęstego miejskiego beatu. Trochę mniej tu Pandy, do którego odwoływano się w recenzjach 2008 roku, trochę więcej soundtracków starych filmów i hitowego zacięcia.
KANARY
The Canary Islands are in the middle of the world and the middle of nowhere. They’re right next to the Sahara desert. Below you’ve got Senegal, above you’ve got Morocco. It’s really far down—the islands belong to Spain, but it’s a three and a half hour flight to Barcelona. (El Guincho, Fader)
+ między innymi:
- ulubiony sklep płytowy - Moebius (http://www.tiendamoebius.com/), - zespół Los Gofiones, czyli twórcy Guincha piosenki wszech czasów - Isa de Salón (ściągnij tu, poczytaj tu).
BARCELONA
Europejski New York New York to Katalonia, czyli jak wiadomo Hiszpania mniej hiszpańska, Hiszpania probyk i trochę jak w alternatywnej wersji reklamy Seata - z hiszpańską precyzją i niemieckim temperamentem. Z jednej strony fantastyczna baza muzealno-kulturalna, kipiąca od drogich klubów i zamkniętych dyskotek, z drugiej ciepła, przybrudzona, z chropowatą piracko-lumpiarską Barcelonetą z ulicznymi festynami, niedzielną gorącą bagietką od Araba i praniem na sznurach. To co? 100 stron bloga o BCN? Chętnie, ale głodnym żywej miejskiej tkanki proponujemy raczej przejrzenie LTB z okresu barcelońskiego i Primaverowych relacji.
Barcelona Guincha to m.in.:
- SURFING - surferskie klimaty na Barceloneciej plaży oraz w na innych barcelońskich piaskach ; Lycra Mistral:
After watching the Tom Curren surfing documentary The Search, I really wanted to do a song like this. In high school there was a group of us obsessed with surfing and bodyboarding. We used to spend Friday to Sunday on the beach and skipped classes whenever we could to go riding the waves. We bought the magazines, watched the movies and all that. I was easily one of the worst, I couldn’t do many tricks and had a strange style, but I used to love it out there in the water. There’s always an incredible moment when the series of waves arrives, you see them a long way out and they start to come towards you - that moment when you start to paddle out and have decide whether to catch that wave or not. It’s a very special sensation that you only get in that situation.
- Gràcia - jedna z najprzyjemniejszych barcelońskich dzielni, w której Díaz-Reixa mieszka ; mnóstwo orientalnych knajp, bliskość parku Güell, kawa i papierosy w Café Nilo, - Sala Apolo - patrz: koncertowe relacje i bootlegi na LTB (Apolo i Apolo [2]):
My favorite music venue so far is the Sala Apolo in Barcelona. I love the bass there and they've been supporting all the bands in the city a lot so they are definitely my first choice! (El Guincho, Pitchfork)
- tropicalia paradise w studio, - zaprzyjaźniony duet Thelematicos - autorzy EPki Thelematicos EP (do pobrania tutaj ; długograj w tym roku) ; Sergio z Thelematicos nagrywał z Guinchem demo genialnego otwieracza Pop Negro - Bombay, - ulubiona audycja radiowa - http://www.fotolog.com/diasderubias, - oraz mnóstwo nieudokumentowanego genius loci.
MADRYT
Mimo tego, że klimat albumów Guincha jest zdecydowanie nadmorski, nie kontynentalny, z kilku powodów warto wspomnieć w naszym przewodniku o hiszpańskiej stolicy. Madryt to miasto, w którym po raz pierwszy słuchałem Alegranzy. Mógłbym bardzo dokładnie wskazać miejsce absolutnego doznania w okolicach stacji metra Ciudad Universitaria. Jeśli chodzi o Madryt Guincha to na Pop Negro liczy się:
- stołeczna, hotelarska, saksofonowa (solówki Jensa Neumaiera) elegancja, - Cinearte - studio, w którym powstało np. FM Tan Sexy - miejsce nagłaśniania filmów Almodovara, którego poskramiany eklektyzm (tak, tak, patrz również: Tetro Coppoli) jest na nowej płycie Hiszpana mocno widoczny. Inspiracja - świadoma czy nie - sięga dalej, np. do:
- spanish-popu:
→ WIDEO NR 5 - MEGAMIX POP ESPAÑOL 80S + cytowana w Lycra Mistral 5-10-15 piosenka Que triste es el primer adiós - i Luz Casal, hiszpańskiej gwiazdy występującej między innymi w nagłaśnianych w Cinearte Wysokich obcasach:
- od Luz Casal płynnie przenosimy się na stację PRODUKCJA:
Wydaje się, że pomijając ruch tropicalismo, wyspiarskie dicho i hitowy pop (hiszpański i światowy), największą inspiracją naszego pupila pozostają producenci:
- Paco Trinidad produkujący album Luz V (Danza Invinto), - Bombay-ska inspiracją produkcją (→ WIDEO NR 8) Promise Ciary, - Afanasieff w (→ WIDEO NR 9) Fantasy Carey (Novias), - ulubieniec autora - numer Muerte midi (z tytułem i podkładem przypominającym ciasny ekran gameboy'a i pixelowe liany w Donkey Kongu) inspirowany kanapowym disciem, wspaniałą klasyczną płytą C'est Chic i postacią Nile Rodgersa:
- inspiracje mimo wszystko kluczowe, powracające i wykraczające poza swoje własne granice. Pop Negro i Alegranza to płyty niezwykle zabawowe, ale bez wątpienia podszyte dźwięczną czułością. To nie chłodny bounce z palemką, to raczej karnawałowy wir z dziurą w sercu jak ocean i jednocześnie radosnym szaleństwem w oku. Częściowo:
Granice zacierają się i pochłaniają chociażby afro-pop, samplowane Avalanches (→ WIDEO NR 13 - The Avalanches - Since I Left You), Miguelito Valdésa z Kuby śpiewającego (→ WIDEO NR 14) Babalú z orkiestrą Casino de la Playa. Czasami objawiają się bardzo namacalnie, jak na wydanej ostatnio EPce Piratas de Sudamérica (→ WIDEO NR 15 - El Guincho - Hindou), czasami są nieoczywiste, np. wtedy, gdy przenoszą na grunt muzyki ideę tropikalistycznego Cinemo Novo - Uma câmera na mão e uma idéia na cabeça - a camera in the hand and an idea in the head (w miejsce "kamera" wstaw samplera!).
- jak zwykle siedzimy w większych/mniejszych starociach (non stop Love + wczoraj - dzień Becka pod znakiem komondora i - która to już? - noc z berlińską trylogią Bowiego), - przesłuchujemy nowego, sprinterskiego (34 minuty), anonsowanego wielokrotnie i zapowiadającego się (Bombay, FM Tan Sexy) kapitalnie Guincha:
[świetna lektura pod przesłuch na Drowned in Sound - sam Pablo o każdym utworze]
- z wielką przyjemnością dajemy nury w nową EPkę Nite Jewel, która (Ramona, nie EPka) nadal brzmi jak Sade Tierieszkowa i wprowadza w modny w ostatnich dniach stan zawieszenia. Czysta przyjemność.
Dokładnie za tydzień, 13.09, ukaże się nowa płyta El Guincha. Od kilku dni z oficjalnej strony muzyka można pobrać kolejny bardzo obiecujący fragment Pop Negro - AN UPBEAT, NOSTALGIC POP JAM FOR THE BEACH, SUMMER DRIVES WITH FRIENDS AND TWILIGHT BBQ'S - FM Tan Sexy. Kawałek, podobnie jak wcześniej kuszący Bombay, robi dobrze, wieje sandałem z masłem (no właśnie: bardziej początek niż koniec wakacji) i zapowiada naprawdę dobre pieśni z Rolanda (SP-404). Jako piewcy wielkości Alegranzy nie możemy się doczekać i mamy tylko nadzieję, że Díaz-Reixa zamiast wpisywać się w modną egzotyczno-wakacyjną stylistykę głównego indie-nurtu pomłóci po swojemu i pokaże towarzystwu komu należy się buzi w pierścionek.