Twórcy jednej z naszych ulubionych EPek ubiegłego roku, wśród nich nasz ulubiony portugalski muzyk - Luís Costa, prezentują swoją interpretację przypowieści o nabyciu motoru przez Duszana, który tym razem ręce umył, wywołując tym artsowski rozbryzg kropli. Wysysajcie z przyjemnością portugalską zieleń:
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą luis costa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą luis costa. Pokaż wszystkie posty
środa, kwietnia 20, 2011
wtorek, lutego 08, 2011
Wideo dnia #176 + #177
Witamy w nowej szarej rzeczywistości! Piszemy, bo: 1) chcemy zwrócić uwagę na oficjalne cząstkowe rozplanowanie tegorocznej Primavery, 2) powiedzieć, jak bardzo cieszymy się z zapowiedzi nowych płyt TV On The Radio (Nine Types of Light; po Dear Science, naszej płycie roku 2008, poprzeczka jak na Isinbajewą w formie), The Raveonettes (Raven in the Grave; Danio! - to wołacz, nie serek!) i Gang Gang Dance (Eye Contact; w tym roku znów w Barcelonie!), 3) podzielić się radością, która opanowała nas po otrzymaniu przesyłki od naszego Portugalczyka roku - Luisa Costy, 4) zapowiedzieć notatki z przesłuchania nowej, znakomitej płyty PJ Harvey.
W związku z całym powyższym widea dnia są dwa:
Takie: Gang Gang Dance - First Communion (TV On The Radio Remix)
I takie: TV On The Radio - Stork & Owl (Gang Gang Dance Remix)
A na dokładkę:
The Raveonettes - pierwszy singiel z nowego albumu do pobrania
niedziela, stycznia 23, 2011
PODSUMOWANIE 2010 - 10 EPek roku

PODSUMOWANIE 2010 | PŁYTY | EPki | PIOSENKI
10. The Clientele - Minotaur
9. You Can't Win, Charlie Brown - You Can't Win, Charlie Brown
8. Nite Jewel - Am I Real?
7. Games - That We Can Play
6. Twin Sister - Color Your Life
5. Luís Costa - Layered
4. Dam Mantle - Grey

3. EL GUINCHO - Piratas de Sudamérica: Vol. I
Papuga z Alegranzy znalazła w końcu swój statek, a El Guincho - srebrny medalista podsumowania płytowego - zmienia jedynie miejsce na pudle. Zapiaszczone gramofony kręcą się na południowoamerykańskich brzegach w wyjątkowo urzekającym stylu, a zakonserwowane w skrzyniach klasyki świecą na nowo. Muzyka przygodowa z zagubionym skarbem pod postacią kapitalnego Mientes z gościnnym wokalem meksykańskiej gwiazdy - Juliety Venegas.
El Guincho / Mientes by Young Turks

2. MEMORYHOUSE - The Years
Autorzy EPki nr 2 roku 2010 to również autorzy najbardziej celnego, ironicznego określenia naszego kraju. Tak, odpisują na maile, a w odpowiedziach piszą między innymi: "Hopefully we'll be able to tour Poland someday, I hear it is quite beautiful." Dobre, prawda? I o ile z Polską faktycznie ciężko stwierdzić, czy bardziej quite czy bardziej beautiful, o tyle z The Years tego problemu nie ma. Krótka płyta Kanadyjczyków porusza błogie, kojące struny, które powinien poruszać dobry, rasowy dream pop. Jest szumiąca, rozleniwiona, pięknie napisana, zagrana i zaśpiewana (Denise Nouvion!). Złociste, pierzaste stosy ciastek dla ceniących jakość marzycieli.
Memoryhouse - Lately by lazergum
1. CLASS ACTRESS - Journal of Ardency

EPka Elizabeth Harper (bo umówmy się, to ona tu rządzi) zrobiła dla ubiegłorocznych małych płyt to, co albumy Javiery Meny i Anny Catheriny Hartley dla ubiegłorocznych dużych płyt. Zmysłowość i rozerotyzowanie piosenek na Journal of Ardency wzbija się bowiem na bajeczne poziomy Menowej artykulacji drżących spółgłosek i Hartlejowskiej soczystej, dziewczęcej bezpruderii. Napędzająca otwieracz fraza "How many times do I have to say it?" robi dobrze całemu tegorocznemu electropopowi w sposób, w jaki nikt mu w tym roku dobrze nie zrobił. Seksowność tych pięciu numerów jest uniwersalna, pozapłciowa, pozaorientacyjna, daleka od uniesień nad plakatem z Bravo. Pozostająć w kręgu pornomenklatury, śmiało można uznać Journal... za pierwszej klasy kuszący vouyerism, nie goliznę, a muzyczny upskirt. Class Actress zabierają nas jednak nie tylko do łóżka. (H)ejtis-owy styl aranżacji ewokuje nocne motoryzacyjne obrazy (Behind the wheel!), nie jest jednak nachalny, zdarty z modnej koszulki czy hasła trendy imprezy. Inspiracja genialnym popem lat 80. (Smiths!) jest szczera i świetnie wykorzystana, a barwa wokalu Harper (w stylu roztańczonej Feist) nadaje piosenkom pociągającego ciepła miłosnego wieczoru i rozgrzewa chłodne syntezatorowe podkłady. Ubierajcie więc swoją najlepszą nocną bieliznę i marsz w sidła najlepszej feromonowej pułapki roku. How many times do I have to say it?
Class Actress - Careful What You Say by The Recommender
środa, grudnia 29, 2010
AV - miejskie playlisty - Lizbona

Lizbona zasługuje na miano *czegoś* południa, tak jak Amsterdam zasługuje na miano *Wenecji północy*. To miasto górzyste, chłostające oceanicznym wiatrem, kameralne, tajemnicze, przygodowe, ale nierozbuchane. Lizbona to miasto Fernanda Pessoi i nie chodzi tu o breloki i kubeczki ze strefy wolnocłowej. Wyświechtane saudade coś jednak portugalskiego definiuje, a saudade w wykonaniu Pessoi to szczyty estetyki, kultury i ducha. Pomimo prób upupiania jego dorobku świadomemu czytelnikowi aż chce się nosić bluzę z cieniami jego heteronimów i szczerzyć zęby, gdy okazuje się, że w "Nowych kronikach wina" artystę cytuje Bieńczyk. Jasne, można z przekąsem cytować za Kunderą "Kafka was born in Prague" i dodawać "Pessoa was born in Lisbon", ale lektura "Księgi niepokoju" nakłada niezwykłą warstwę na obcowanie z tym miastem. I tak jak najbardziej dającą się pokochać metropolią jest Madryt, najbardziej soczystą Barcelona, itd. itd. itd., tak Lizbona (może ex aequo z Walencją) jest miastem najbardziej przytulnym. Dla poszczególnych osobowości Pessoi pewne jej fragmenty stanowią absolutnie stały ląd, punkt zaczepienia i latarnię morską. Dla samego autora były to być może ogrody Estrela mieszczące się tuż przy domu, w którym zamieszkał. Dla Bernarda Soaresa jest to Rua dos Douradores. Dla innych i dla nas: wszystkie pozostałe kolejki, ujścia Tagu, punkty widokowe, genialne wina wszystkich regionów, elevadory, babeczki śmietankowe i babeczki piwne, żółte tramwaje, które dziś mają fantastyczne muzeum, Belemy, Baixe, Chiada, Alfamy i wszystkie części biało-granatowego kalejdoskopu. Lizbona pombalowska, czyli potrzęsienna, ale nie współczesna (tj. stara i modernistyczna, nie peryferyjna - stadionowa czy blokowa) jest dla przyjezdnego hotelem z początku "Roku śmierci Ricarda Reisa" Saramago - częścią stałą i wieczną - suchą, oświetlaną ciepłym światłem wyspą na morzu mgły i wilgoci. Bardzo w stylu kojących harmonii na pierwszej płycie Noah Lennoxa i bardzo w stylu radości z lektury miejskiego przewodnika autorstwa Pessoi, który prowadzi nas po Lizbonie gdy już "opuścimy statek".
1) PANDA BEAR - Bros (albo jeszcze lepiej w wersji Bros live at ZDB, Lisbon)
Smakuję - nawet pośród codziennych zajęć - to przeczucie bezczynności, które niesie ze sobą sama ciemność, bo ciemność to noc - a noc to sen, dom, wyzwolenie.
+ z okazji zakupów w sklepie niezwykle miłej Fernandy Pereiry:
PANDA BEAR - You Can Count On Me
2) ANIMAL COLLECTIVE - College
Szlachetna jest nieśmiałość, chwalebna jest nieumiejętność działania, wspaniała jest niezdolność do życia.
3) DESTROYER - Watercolors Into the Ocean (na cześć portugalskich przylądków)
Otoczenie jest duszą rzeczy.
4) DAVID BYRNE - What a Day That Was
Dwa, trzy dni przypominające początek miłości.
Zakończył się ten dzień, to, co z niego pozostało, unosi się w oddali ponad morzem i umyka, zaledwie kilka godzin wcześniej płynął Ricardo Reis przez te wody.
+ płytowe połowy:
TALKING HEADS - The Lady Don't Mind
TOM TOM CLUB - Under the Boardwalk
+ re-odkryty przez Byrne'a TOM ZE - eksperymentujący tropikalista (bardziej tropikalnie kilka numerów niżej),
+ w związku z występem Toma Waitsa i Davida Byrne'a w Until the End of the World Wendersa (w którym to filmie kino Eden na placu Restauradores gra rosyjski hotel!) - coś MADREDEUS z jego Lisbon Story albo jakieś zabłocone, wampiryczne klimaty z Black Rider Waitsa w nawiązaniu do zamku w Sintrze. You choose.
5) LUIS COSTA - Verdes Anos
Poranny czas miasta.
Luisa poznaliśmy po przesłuchaniu zakupionej podczas naszej pierwszej wizyty w Lizbonie płyty Novos Talentos FNAC 2008. Zagrał najlepiej z debiutantów, a do tego okazał się człowiekem bardzo sympatycznym i artystą bardzo płodnym. Graliśmy go w radiu LTB (jechał z nami tramwajem 28) i gramy go cały czas, wspominaliśmy o nowych świetnych EPkach oraz o zespole You Can't Win Charlie Brown, wspomnimy raz jeszcze podczas podsumowania 2010. Po dłuższym zastanowieniu wybrałem Verdes Anos, ale dla zainteresowanych dodatkowo:
- całe najlepsze w dyskografii Short Fleeting Moods,
- nowe Layered, np. Wide:
Luís Costa - Wide by cakesandtapes
- coś z dostępnych na majspejsie płyt wcześniejszych.
6) + ze świeżych "nowych talentów FNAC" - COCHAISE - Porquê
myspace
7) CAETANO VELOSO - Clarice
Pisaliśmy już o Veloso przy okazji tropikalnego widea i przewodnika po Guinchu, ale o Kajetanie i jego debiucie nigdy za wiele i na pewno będziemy się jeszcze nad nim rozpływać. Ta płyta jest jednocześnie burżujskim balem i uliczną popijawą, filmem noir i kolorową wizją spod znaku magical mystery. Genialna kompozycyjnie i rewelacyjna klimatycznie, z timingiem godnym mistrza, bezbłędną kompozycją i kapitalnym wyczuciem. Beatlesowska i brazylijska (śpiewana tym jeszcze dziwniejszym portugalskim) do granic - naraz!
+ Estranha Forma De Vida z Fados Saury:
A ze znakomitej składanki wytwórni Soul Jazz Records jeszcze:
8) GAL COSTA - Tuareg
Do pokoju wciska się świeże powietrze, wilgotne od wiatru, który przemknął nad rzeką, rozbija stęchłą atmosferę jakby brudnych ubrań w zapomnianej szufladzie.
9) THE SMITHS - Some Girls Are Bigger Than Others
zamiast techno z paskami z głośników samochodu w środku nocnego Chiado (podróż nr 2)
+ z zasłyszanych i słuchanych: THE FUTUREHEADS przypadkowo zapętleni podczas nocnej podróży madryckim autokarem (podróż nr 1).
10) MANSUN - Six
I przestaję pisać, ponieważ przestaję pisać.
cytaty pochodzą z "Księgi niepokoju" Fernanda Pessoi oraz "Roku śmierci Ricarda Reisa" Jose Saramago.
Subskrybuj:
Posty (Atom)