Pokazywanie postów oznaczonych etykietą iron and wine. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą iron and wine. Pokaż wszystkie posty

środa, listopada 03, 2010

Wideo dnia #149 [+ pierwsze zapowiedzi 2011]



No dzień dobry!

Witamy przed wywczasem (w związku z nim zapowiadamy kolejną miejską playlistę), po nowości zapraszamy pod kreskę, a teraz gramy nowe wideo do Terrible Love The National. W klipie m.in.:

- nietrzeźwiejący lider,
- ole olek, czyli wiec-koncert na pocieszenie po dzisiejszych wynikach USA-wyborów,
- Matt i fanki jak z napisów po Jerrym Springerze,
- ożywiona okładka debiutanckiej płyty,
- przesłanie na bananie
- i oczywiście zapowiedź listopadowych Katowic (+ lutowych koncertów w Krakowie i Warszawie).





ŚWIEŻE PRZESŁUCHY:

- wspomniany w relacji z 1. AFF zespół Jarmuscha - The Del-Byzanteens, czyli coś więcej niż tylko muzyczna ciekawostka - rytmicznie i w klimacie czarnego ogryzka Nowego Jorku ; nic wielkiego, prosto i mroczno, do zapamiętania nie jako całość, ale fragmentami jak najbardziej. Prawie jak w żarcie z "Inaczej niż w raju" - Here, let me tell you a joke, all right? There's three guys, and they're walking down the street. One guy says to the other one, "Hey, your shoe's untied." He says, "I know that." And they walk... No... There's two guys, they're walking down the street, and one of them says to the other one, "Your shoe's untied." And the other guy says, "I know that." And they walk a couple blocks further, and they see a third friend, and he comes up and says, "Your shoe's untied." "Your shoe's un - " Aaah, I can't remember this joke. But it's good.


Muzyczne dokonania Jarmuscha można porównać do filmowych Waitsa - tylko odskocznia, ale mimo wszystko warta zachodu.

- dalej - nowości - świetna okładka, ale słaba płyta, czyli Clive Tanaka i jego orkiestra. Konkurs na znak kanji przedstawiający chillwave odwołany.

- poza tym Margins - miałki solowy Paul Smith. Spory zawód, bo tak go lubimy za dwa pierwsze Maximo, fragment trzeciego, pląsy na Summer of Music i wyznawanie Fitzgeralda.

Głowę bym dał, że było coś jeszcze, ale nawet jeśli, to na pewno średnio ciekawe. 2010. wypstrykał się z dobrych płyt. Jeszcze dwa pełne miesiące, a tu jaja puste i najwyraźniej zimową porą czeka nas dyskusyjny klub muzyczny (też dobrze!), bo najciekawsze zapowiedzi (oprócz Pandy, którego nie ma i nie ma) wpisujemy już w nowy kalendarz.

2011 - CZEKAMY:

- styczeń - Destroyer - Kaputt,
- styczeń - The Decemberists - The King Is Dead











- styczeń - Hercules & Love Affair - Blue Songs,
- styczeń - Iron & Wine - Sam Beam niczym San Epid radzi: Kiss Each Other Clean,
- luty - Cut Copy - Zonoscope,
- Valhalla Dancehall - British Sea Power,
- Live Fantastic (oj, prawda) Man Man,


zdj.: Amanda Bruns

- Vivian Girls - Share the Joy,
- & our fav fake japs - Fujiya & Miyagi - Ventriloquizzing.

Wszystkie "ej, wy, a co z..." mile widziane, a tymczasem I got three passports, a couple of visas, więc do przeczytania w miejskiej playliście!

środa, sierpnia 20, 2008

pocztówka z OFFa


zdjęcie: onet.pl

Dlaczego nie list z OFFa? Bo Górny Śląsk jest taaaaki dołująąący, bo padało, a to zawsze psuje odbiór, bo organizacyjnie to niestety krok w tył (strefa gastronomiczna? pfff... kolejki i wpuszczanie po kilka osób na pobliskim Orlenie mówią same za siebie), bo festiwalowy przesyt itp. itd. Nieważne. Zajmijmy się tym co najważniejsze, czyli muzyką.

Dzień pierwszy to m.in. świetne Muchy - nareszcie dobre koncertowo. Zaśpiewana razem z publicznością Galanteria to zdecydowanie jeden z highlightów całego festiwalu.


Zapach wrzątku


Galanteria

Co jeszcze? Lekkie rozczarowanie (z tych z serii: Grasz, kurwa, czy nie?) Of Montreal (trochę mało muzyki w muzyce), ale wciąż był to niezły koncert. A może bywał. Np. tutaj:


Oslo In The Summertime

No i Clinic. Dobry, miejscami bardzo dobry występ. A teraz to, co przegapiliśmy - podobno świetne Caribou (wierzymy, widzieliśmy fragment na Primaverze i bardzo ok), podobne nudne Mogwai oraz nie-wiemy-jakie DAT Politics. No trudno, zmęczenie wygrało.

Drugi dzień mieliśmy wyjęty całkowicie, więc nie komentujemy. Słyszeliśmy, że British Sea Power bardzo fajni, w to też (jak najbardziej!) jesteśmy w stanie uwierzyć.

Trzeci dzień to natomiast najciekawsze wydarzenie całości, czyli koncert Iron&Wine w kościele ewangelickim w Mysłowicach. Nie było tak pięknie jak na Bonniem, ale to też był bardzo dobry koncert. Z niezwykłym klimatem. Brawo, panie enormous beard!


Sodom, South Georgia


On Your Wings

[ bootleg z tego koncertu dostępny na blogu Strangeways, here we come! - polecamy! ]




Przepraszamy za lakoniczność, nastał u nas permanentny opad sił, wykaraskanie się z niego może potrwać. Mamy jednak nadzieję, że Wy czujecie się świetnie i oddajecie się pląsom na polanie i tego typu letnim rozrywkom. A co do polskich festiwali - coś jest na rzeczy, bo na Nowych Horyzontach też było fajnie, ale nie tak jak w 2007. No nie wiem, chyba jakiś spisek tych na m i tych na ż. Ale ciii!

PS. A jutro nowe Bloc Party!