piątek, lutego 29, 2008

porządki i nowości 2008

Cześć. No i tak:

1) Porządki w związku z najlepszymi utworami 2007:

dodaliśmy za pamięci Now Now St. Vincent, ale co ważniejsze: były problemy z tymi playerami (nie wyświetlały wszystkiego), więc zamieszczamy dwa bezpośrednie linki do playlist na youtubie:

część pierwsza
część druga.

2) Porządki w kolekcji internetowej (czyli dodanie wyników naszego muzycznego zakupoholizmu) już wkrótce (myślę, że we wtorek np.).



3) Nowości - 2008,

bo zapowiada się świetny rok (już mamy kilka dobrych, bardzo dobrych i jeden rewelacyjny album) i później możemy nie ogarnąć. Ale zacznijmy może od przykrego działu:

ROZCZAROWANIA


Nick Cave & The Bad Seeds - Dig Lazarus Dig!!!

Niezły singiel i słaba płyta. No, powiedzmy, że dostateczna. Ogólnie dużo rock-łomotu, ale brak witalności świeżutkiej, pachnącej Nocturamy. O wcześniejszych dziełach i arcydziałach zespołu nawet nie wspominam. Fajne jest Midnight Man i ten kawałek przed tym też OK, ale ogólnie to już było, miejmy nadzieję, że wróci więcej.

3


British Sea Power - Do You Like Rock Music?

Nadzieje były spore - po fenomenalnym debiucie i bardzo inteligentnym, wyważonym kroku nr 2 w postaci urokliwego Open Season. "Ta płyta ma kamień zamiast serca" napisał recenzent Pitchforka, ale my aż tak srodzy nie będziemy. DYLRM to bowiem płyta w sumie przyzwoita. Na szczęście średni, dostateczny poziom nie utrzymuje się cały czas. Mamy po prostu sporo wpadek, trochę nudziarstwa (czasem, jak to powiedział jeden z bohaterów Juno, "pachnie zupą"), ale też kilka świetnych momentów. Żeby już nie lecieć Oskarem z Ulicy Sezamkowej, skupmy się na dwóch głównych pozytywach. Pierwszy nazywa się Waving Flags, drugi No Lucifer. Pierwszy pożycza melodię od Such Great Heights Postal Service, ale przetwarza ją w sposób bajeczno-epicki. Powstaje świetny hymniczno-poruszający numer, brawo. Drugi przepisali od Mercury Rev, ale znów przefiltrowanie inspiracji przez własny charakter stworzyło coś bardzo przyjemnego. Więcej hooków nie pamiętam, wszystkich nie-hooków żałuję.

+3

PS. Wszystko to nie zmienia faktu, że występ BSP na Primaverze to jeden z koncertów, których nie możemy się doczekać najbardziej.


Elbow - The Seldom Seen Kid

Raczej w kategoriach rozczarowania, a (znów!) zapowiadało się dobrze. Pamiętacie singla? Nam się podobał - surowy, w klimacie new-westernowym (ale w inny, bardziej dosłowny sposób niż np. s/t Portishead), z fajnym przypieprzeniem w refrenie. Pary jednak brakuje przez 3/4 płyty. Nudnawo bywa często, szczególnie pod koniec (jakieś 3 ostatnie numery). Ale tak jak w przypadku BSP, są momenty do wyłowienia i zachowania. Oprócz wspomnianego, singlowego Grounds For Divorce, jeszcze typowo-Elbowowe Bones Of You i przede wszystkim śliczne, walczykowate Audience With The Pope. A! No i może jeszcze bardzo ładnie zatytułowane Loneliness Of A Tower Crane Driver. Ogólnie jednak wielka szkoda, tym bardziej, że po gigantycznym Asleep In The Back (Newborn! Newborn!!) i dwóch niezłych płytach, Dzieciak jawi się jako spory spadek formy.

+3



PŁYTY DOBRE I BARDZO DOBRE


Cat Power - Jukebox

W sumie nie wiadomo czy ta płyta nie powinna się znaleźć w dziale powyżej, bo biorąc pod uwagę re-we-la-cyj-ność takich albumów jak niezwykłe Moon Pix, wspaniałe You Are Free czy czarujące The Greatest, Jukebox jest w pewnym sensie rozczarowaniem. Nie pomaga dobór utworów - głównie coverów znanych, starych, klasycznych pieśni z repertuaru np. Sinatry (tu akurat bardzo dobre wykonanie New York) czy Janis Joplin. Śliczna Chan, do tej pory wzór i ideał jeśli chodzi o tworzenie prostych piosenek, które nie są ani prymitywne ani nudne, tu czasem osuwa się w okolice interpretacyjnego banału. Jednak często bywa świetnie - wspomniane New York, kapitalna rekonstrukcja Metal Heart z Moon Pix, nowy numer - Song To Bobby, czy pociągająca, tajemnicza wersja Don't Explain z repertuaru Billie Holiday.

4


Beach House - Devotion

Pastele suche i rozmazywanie ich palcami - o tym myślę i to widzę słuchając płyty nr 2 w dyskografii Beach House (btw - świetna nazwa). Utrzymanie tak "rozmazanej" płyty w pewnych ryzach było, podejrzewam, ciężkie, ale chyba się udało. Mnóstwo "czwórkowej" materii do słuchania w tle bądź na pierwszym planie + świetne Gila, Turtle Island (przede wszystkim!) czy Heart of Chambers.

4


These New Puritans - Beat Pyramid

Płyta na granicy czwórki i czwórki z plusem - często hipnotyzująca, rzadziej drażniąca, ogólnie bardzo fajna i do bezmózgiego i do mózgiegu densu. Rządzi Numbers (czy też Numerology), ale podobają się też np. Kasabianowy Elvis, albo Navigate - Colours z wokalami jak z debiutanckiej płyty Klaxons. Poza tym fajowy układ (sprawdźcie sami - mówię tu i o pierwszym i ostatnim kawałku i o ogólnym ułożeniu utworów) i spora siła rażenia. Fajne.

4


The Kills - Midnight Boom

Dobry, prosty rockowy album z dobrymi piosenkami. Dobrze, że są takie płyty. Dobre i proste i rockowe. Dobrze już, dobrze.

4


El Perro del Mar - From The Valley To The Stars

1) Płyta-muzeum. Bardzo pasuje do niej określenie "sztuka". Elegancka, dostojna, przestronna. 2) Wytchnienie od/po i tutaj wstawcie cokolwiek. 3) Spiżarnia z piosenkami w słoiczkach. Więc z jednej strony bardzo artystyczna i poważna, z drugiej kojąca i otulająca, chciałoby się powiedzieć lekka. Prześliczne muzyczne pejzaże tworzy Szwedka na swoim drugim longpleju. Nie tak porywające jak na znakomitym (5 / +5) debiucie, ale momentami wręcz zachwycające (Do Not Despair). Brawo.

+4


Atlas Sound - Let the Blind Lead Those Who Can See but Cannot Feel

Kiedy walnęliśmy się z yoko na trawę w Parku Zachodnim z Let The Blind... na uszach, przyszła mi do głowy pewna pretensjonalna, ale nieźle ilustrująca tę płytę myśl. Otóż - debiut Atlas Sound (solowy projekt Bradforda Jamesa Coxa z Deerhuntera - musztarda 2007) ma strukturę bardzo roślinną. Tworzy go 14 tkanek - bardzo podobnych, ale jednak różniących się masą szczegółów. Całość układa się w bujną liściastą (płyta raczej się ścieli niż kłuje) przestrzeń. Skomplikowane? Niejasne? Hm, włączcie Let The Blind... a zobaczycie jak trudno cokolwiek o tej płycie powiedzieć. Większość czasu to +4, ale jest jedno "ale", które podnosi ocenę solowego projekt Coxa. Ten element to teksty - zazwyczaj pomijane w tego typu "dźwiękowych" albumach, tu stanowią ważną i silną część. Dokładna analiza tutaj.

-5


Vampire Weekend - Vampire Weekend

recenzja LTB

5



REWELACJA


El Guincho - Alegranza!

To co prawda płyta wydana w 2007 r. (przez Discoteca Océano), ale większość świata dowiaduje się o niej w związku z jej reedycją w 2008. Na okładce sztuczne ognia i kolorowa papuga (oko x 18), zabudowania jakby z Barcelonety (artysta - Pablo Díaz-Reixa - tworzy w Barcelonie), kolorowa ryba, palmy, geometryczne, jaskrawe góry i krótki list od twórcy. Hmm. Jakieś pojechane latino? Niekoniecznie, aczkolwiek to też znajdziecie na tej płycie. Z albumu bije bardziej nocna, imprezowa, europejska hiszpańskość - zsamplowana i ułożona w przesmakowity kawał muzyki.

Lekkość, wakacyjność, słoneczność, nastoletniość, seksowność, orzeźwiająca siła Since I Left You The Avalanches wpływa z impetem w genialne, nienormalne kompozycje Animal Collective imponująco chłodząc w ogólnopanującym żarze fragmentami jak z solowego Pandy Beara. Ufff. No ale tak to wygląda! Jesteśmy strasznie ciekawi jak to wszystko wypadnie na żywo (Primavera again), tak, nie możmy się doczekać. W Alegranzy! eksplodują wszystkie uśmiechny pięknych dziewcząt i chłopców, chwilowe zauroczenia, nieprzespane noce, najfajniejsze momenty imprez i co tam jeszcze chcecie.

Nie jest to album kompletny. Takim jest dla mnie np. zeszłoroczne Strawberry Jam AC, które w zabójczym pędzie znajduje czas na dotykającą absolutu "balladę" Fireworks (znów te fajerwerki). Ale nie zmienia to faktu, że Alegranza! to dzieło wybitne. Najfajniejsza laska ostatnich lat, najmądrzejszy przystojniak w kurorcie.

Chłońcie ją, oszałamia.

+5



Uff... to tyle na dzisiaj :-) W następnej notce postaramy się dodać jakieś próbki płyt, o których napisaliśmy. Polecamy też własne poszukiwania, np. na majspejsie. Naprawdę zapowiada się świetny rok. Do kontaktu.

środa, lutego 27, 2008

LIVE: Art Brut w klubie Caracol

Art Brut - Klub Caracol, Madryt - 22.02.2008



pretensjonalny
1. «zachowujący się sztucznie, krygujący się»
2. «zbyt wyszukany, świadczący o złym guście»
• pretensjonalnie • pretensjonalność

dowcipny
1. «umiejący mówić, pisać żartobliwie, z humorem, zdolny do spostrzegania śmiesznych stron zjawisk, zdarzeń i ludzi; też: świadczący o takich cechach»
2. «pełen dowcipu»

a

melodeklamacja «deklamowanie utworów literackich przy akompaniamencie muzyki»

śpiew
1. «wykonywanie utworów muzycznych głosem»

a

"gra" na basie

gra na basie

a

dobre płyty wcale nie = dobry koncert.

definicje za http://sjp.pwn.pl



Ale okazało się, że jedziemy na wspaniały Primavera Sound Festival w Barcelonia. Dotychczasowy skład:

808 State, A Place To Bury Strangers, Alan Braxe, Animal Collective, Apparat Band, Dj Assault, Atlas Sound, Autolux, Awesome Color, Bill Callahan, Bishop Allen, Bob Mould Band, Bon Iver, Boris, British Sea Power, Buffalo Tom, Caribou, Cat Power, Clipse, The Cribs, De La Soul, Deerhunter, Digital Mystikz, Dinosaur Jr., Dirty Projectors, Dr. Octagon aka Kool Keith + Kutmasta Kurt, Edan & MC Dagha, El Guincho, Ellen Allien, Enon, Eric's Trip, Fanfarlo, The Felice Brothers, Fuck Buttons, Dj Funk, Gentle Music Men, The Go! Team, Grande-Marlaska, Health, Holly Golightly & The Brokeoffs, Holy Fuck, It's Not Not, Kavinsky, Kinski, Les Savy Fav, Lightspeed Champion, Madee, Man Man, The Mary Onettes, Mary Weiss, The Marzipan Man, Menomena, Messer Chups, Midnight Juggernauts, Mission Of Burma, Mixmaster Mike, Model 500, MV & EE with The Golden Road, Nick Lowe, No Age, The Notwist, Okkervil River, Om, Para One, Pissed Jeans, Polvo, Port O'Brien, Portishead, Prinzhorn Dance School, Public Enemy performing It Takes A Nation Of Millions To Hold Us Back, Robert Hood, Rufus Wainwright, The Rumble Strips, Scout Niblett, Sebadoh, Shipping News, Silver Jews, Simian Mobile Disco, Six Organs Of Admittance, Stephen Malkmus & The Jicks, The Strange Death Of Liberal England, Subterranean Kids, Supermayer, Surkin, The Swell Season, Tachenko, Tarántula, Thomas Brinkmann, Throbbing Gristle, Tiefschwarz, Tindersticks, Träd Gräs och Stenar, Vampire Weekend, Vórtice, Voxtrot, White Williams, Why?, Young Marble Giants.

http://www.primaverasound.com/

< buja_w_obłokach >

Możecie więc oczekiwać relacji i z Primavery i z Benicassim. Obszernych, z klipami itd. :-) Do kontaktu!

niedziela, lutego 24, 2008

LIVE: The Raveonettes w Sali Heineken

The Raveonettes - Sala Heineken, Madryt - 17.02.2008


zdjęcie: dr muerte

Setlista:

Hallucinations
Dead Sound
Great Love Sound
Let's Rave On
Here Comes Mary
Lust Lust Lust
Red Tan
Love in a Trashcan
Attack of the Ghost Rides
My Tornado
I Know That You Want The Candy
The Beat Dies
Black Satin
Blush
Noisy Summer
French Disko (Stereolab cover)
Aly, Walk With Me

Twilight


Na jednej nodze

Kiedy Bill Berry odszedł z R.E.M., Michael Stipe powiedział "Pies z trzema nogami, to wciąż pies. Musi tylko nauczyć się chodzić w inny sposób". Jednak co robić, gdy "odpada" połowa duetu?

Gdy zamiast wywoływanych Raveonettes na scenie madryckiej Sali Heineken pojawił się mężczyzna z karteczką w dłoni, na widowni zapanowała całkowita cisza. "Cześć. Mam wiadomość od zespołu - niestety, Sune Rose Wagner stracił głos. Próbowali wszystkiego, ale nie udało się wyleczyć go na czas. Zespół rozważał odwołanie koncertu, ale nie chcąc zawieść fanów, muzycy postanowili jednak wystąpić. Śpiewać będzie jednak tylko Sharin Foo". A potem już oklaski, wdzięczność, ciemność, światła i oni.

The Raveonettes na scenie to duet zasadniczy + grający na dwóch bębnach perkusista i podkłady z offu. O poczuciu ściemy nie ma jednak mowy. Więcej - z tak minimalistyczną wizją występu jest Duńczykom do twarzy. Zarówno gdy prezentuja westernowy materiał spod znaku "Pretty In Black" (ich drugiego albumu) jak i wtedy, kiedy z głośników wylewa się ich smolisty, szumiący pop z "Lust Lust Lust".

Zaczęło się od Hallucinations, ale prawdziwego początku setu należy upatrywać w fantastycznej mieszance - Dead Sound (jednego z najsilniej uzależniających singli 2007) i The Great Love Sound z "Chain Gang Of Love" (2003). W tym drugim brakowało co prawda znanego z płyty wokalnego splotu Wagnera i Foo, ale w perspektywie całego koncertu, Dunka zasługuje na wielkie brawa - wokalnie wymiata za dwoje.

Oprócz piosenek ze wszystkich czterech albumów (charakterystyczna dla rockowych koncertów "magia debiutu" znów zadziała i przy dwójce Attack of the Ghost Riders - My Tornado, publiczność szalała chyba najbardziej) pojawił się też smaczek - kapitalnie wykonane French Disko z repertuaru Stereolab. Potem jeszcze gitarowa orgia w pigułce, czyli Aly, Walk With Me i klasyk Twilight na bis.

The Raveonettes pokazali, że można zagrać koncert w artystycznych warunkach ekstremalnych. Aż strach pomyśleć, jak musi wyglądać ich "pełnowymiarowy" występ. Na wiosnę mają zawitać do Polski. Rezerwujcie czas.

slejw:
yoko:


The Raveonettes - French Disko (Stereolab cover) - live in Madrid (17.02.2008)
przepraszamy za słabą jakość, nie ma na youtubie nic lepszego

zdjęcia z koncertu

poniedziałek, lutego 18, 2008

from spain with love (St.Vincent w AV)



Na uszach jeszcze śliczna 'pani Annie', czyli St. Vincent, niedługo dołączy i do Musztardy i do piosenek roku. Piękna płyta! A jaka okładka!



+ teledysk i black cab session:





Poza tym Blur (the best of i live, oferta FNAC oczywiście) i "Forever Changes" Love.

A The Raveonettes świetni i wyjątkowi (!), szczegóły wkrótce. Pa :-)

niedziela, lutego 17, 2008

AV - teledyski z "You Forgot It In People" BSS (+ nowe Elbow!)



Broken Social Scene - You Forgot It In People

Ta (genialna) płyta na zmianę z nowym Lekmanem (kolejny underrated i to mocno w naszym podsumowaniu, już niedługo pomusztardowa podsuma, wtedy sporo mniejszych i większych roszad) okupuje nasz odtwarzacz.

Co poza tym? Vampire Weekend, limitowane Greatest Hits Morrissey'a (świetna koncertówka), Nouvelle Vague przed marcowym koncertem, Electrelane (Singles, B-sides & Live + wspomnienie kapitalnego występu na OFFie), The National (Alligator przede wszystkim ; oczekiwanie na Benicassim) i wiele innych...

ALE przede wszystkim The Raveonettes, bo dziś ok. 21:30 usłyszymy ich na żywo w Sali Heineken (tam gdzie BRMC, a w czerwcu Feist). Oczekujcie relacji, pojawi się na dniach ;-)

A później jeszcze koncert Art Brut, o którym również tu napiszemy.

Aha! Słyszeliście nowy singiel Elbow? Nam się podoba bardzo.



Do kontaktu!

czwartek, lutego 14, 2008

PODSUMOWANIE 2007 - NAJLEPSZE PIOSENKI 2007

Hej :-) Dziś prezentujemy Wam 65 piosenek roku 2007 wg Louder Than Bombs. Jest ich oczywiście o wiele więcej, ale dla porządku przyjęliśmy zasadę: jeden zespół - jeden kawałek.

Poniżej zamieszczamy dwa youtube'owe playery do Waszej dyspozycji. W pierwszym 45, w drugim 20 utworów. Staraliśmy się znaleźć najlepsze możliwe wersje (jeśli były to single, zamieszczaliśmy oficjalne teledyski) prezentowanych piosenek, ale nie zawsze udawało nam się znaleźć coś bezsprzecznie dobrego. Wybaczcie więc niektóre koszmarne clipy (patrz: Art Brut) czy wersje live z nienajlepszą jakością dźwięku.

W kolejnych postach będziemy dodawać krótkie opisy - dziś pierwsza dziesiątka.

Jak dobrze wiecie - często o czymś zapominamy. Jeśli przypomni nam się świetna piosenka zespołu, którego zabrakło w tym zestawieniu, dodamy ją do drugiego odtwarzacza, wkleimy go jeszcze raz i opatrzymy komentarzem.

Aha, kolejność piosenek jest zupełnie przypadkowa :-)

Miłego słuchania!



odtwarzacz 1.







The Raveonettes - Dead Sound
z płyty: Lust Lust Lust

Bez wątpienia jeden z singli roku - kolejna rewelacyjna melodia w dorobku The Raveonettes sącząca się w słuchającym słodką tęsknotą. Jak wstrzyknięte w dziąsło owocowe znieczulenie. I boli i koi i smakuje.

M.I.A. - Paper Planes
z płyty: Kala

Beztroska wyśpiewania "Some some some some I murder, some some I let go", przezabawny tekst i jeden z najfajniejszych refrenów ever. Owacje na stojąco dla tego uroczego dziewczęcia.

Feist - My Moon My Man
z płyty: The Reminder

Burżujskie dicho roku. Seksowne i eleganckie.

Electrelane - In Berlin
z płyty: No Shouts No Calls

Miłosna kartka/pocztówka ze smutnego, fascynującego, podzielonego miasta. Ten utwór jest tak berliński jak wspaniałe Low czy "Heroes" Bowiego.

Black Kids - Hurricane Jane
z EPki Wizard of Ahhhs - do pobrania za darmo na http://www.blackkidsmusic.com

Jeden z najbardziej obiecujących debiutów roku w swojej najlepszej piosence.

Klaxons - It's Not Over Yet (Grace cover)
z płyty: Myths of the Near Future

it'snotovernotovernotovernotoveryet it'snotovernotovernotovernotoveryet
it'snotovernotovernotovernotoveryet it'snotovernotovernotovernotoveryet
(repeat: on)

Róisín Murphy - Primitive
z płyty: Overpowered

Pannę Murphy chwaliśmy już kilka razy, więc tylko uzasadnienie wyboru - Primitive na żywo to przeżycie, którego się nie zapomina.

Jens Lekman - Postcard To Nina
z płyty: Night Falls Over Kortedala

Jeden z najlepszych poetów dzisiejszej muzyki w jednej z najlepszych piosenek z Night Falls Over Kortedala - płyty, która jest jak odsączona z hollywoodzkiego kiczu słodko-gorzka komedia romantyczna.

W zamieszczonej wersji Lekman opowiada niezwykłą historię powstania tego utworu :-)

CocoRosie - Japan
z płyty: The Adventures of Ghosthorse and Stillborn

Radośnie, przebojowo i z przekąsem o sprawach ważnych i mniej ważnych + wspomnienie warszawskiego występu.

Art Brut - Direct Hit
z płyty: It's A Bit Complicated

Pamiętacie taki filmik na youtubie - Worst Video Ever? Nadchodzi konkurencja! Obrzydliwy teledysk, ale jeden z najbardziej wymiatających hitów 2007.



odtwarzacz 2.





piątek, lutego 08, 2008

I do not understand what it is

m i a z g a.



Radiohead - Bodysnatchers (Live on Later with Jools Holland)



Radiohead - 15 Step (Live on Later with Jools Holland)



Radiohead - Weird Fishes/Arpegi (Live on Later With Jools Holland)

niedziela, lutego 03, 2008

halucynacje



Dziś wspomnienie wspaniałej Republiki przy okazji nierównych (momentami świetnych, momentami strasznych) Halucynacji Kościelniaka. A poza tym inne halucynacje, czyli oczekiwanie na Benicassim w towarzystwie Isn't Anything i Loveless hipnotyzujących My Bloody Valentine.



Znalazłem fajne zdanie:

"Their CDs are round and their cassettes are rectangular, but that's about all My Bloody Valentine has in common with anyone else making records these days."

No więc właśnie.

sobota, lutego 02, 2008

PODSUMOWANIE 2007 - Musztarda po obiedzie #3 - Ostrożnie, pożądanie



The Raveonettes - Lust Lust Lust

Dania jest bardzo ładna i odbywa się tam Roskilde. Kopenhaga to piękne miasto. No i jeszcze pewne piwo, najprawdopodobniej najlepsze na świecie. The Raveonettes mają więc plusy już na starcie.

Ten sympatyczny duet lubimy jednak i bez tego od czasów debiutu. Po świetnej płycie nr 1 (Whip It On) i dwóch środkowych, nadchodzi LP nr 4 - Lust Lust Lust. Mówię to bez najmniejszych wątpliwości - najlepszy. Ta płyta to dla mnie ta sama przeoczeniowa półka co Panda Bear czy M.I.A. Zaczyna się rewelacyjnie od hipnotyzującego Aly, Walk With Me. Płynnie, w mgnieniu oka przeskakujemy do innego muzycznego wymiaru. To już nie są tylko narkotyczne, ostre single wzorowane na The Jesus and Mary Chain. To własny, odrębny muzyczny świat. Pachnący czarnym kinem, mocną kawą i, jak sama nazwa wskazuje, pożądaniem.

Tytuły zresztą bardzo dobrze obrazują zawartość albumu. Nr 2 to Hallucinations i... zgadza się. A potem np. ~tytułowe Lust czy faktycznie ciemny Black Satin (startujący jak Don't Answer Me APP co potęguję atmosferę nierealności). Lust Lust Lust to jednak nie tylko wciągające obrazki. Rockowego (popowego?) mięcha jest tu sporo. Weźmy np. jeden z singli roku - Dead Sound, chwytliwością dorównujący (zwróćcie uwagę na zbieżność nazw) The Great Love Sound z The Chain Gang of Love. Albo ich interpretację ballady - tęskne, morskie, przestrzenne Expelled From Love.

17.02 okaże się czy muzycy potrafią oddać całe bogactwo swojego najnowszego dzieła w bezpośrednim przekazie. Możecie być pewni, że damy Wam znać. Na płycie brzmi to fenomenalnie. I nawet jeśli The Raveonettes czasem nużą i nie trzymają narzuconego przez siebie poziomu, dobrze, że są. W swojej kategorii - niepowtarzalni.

slejw:
yoko:



Dead Sound



Lista albumów z 2007 r., o których w Musztardzie pisać nie będziemy, ale które warte są (większej bądź mniejszej) uwagi to nowe płyty:

Sea and Cake,
Iron & Wine,
Clap Your Hands Say Yeah,
Stars,
Rilo Kiley
oraz solowy Kevin Drew.

Trochę szerzej chcemy jeszce opisać:

PJ Harvey - White Chalk,
Jose Gonzalez - In Our Nature,
Tigercity - Pretend Not To Love EP,
Patrick Wolf - The Magic Position

+ ew. inne płyty, których jeszcze dokładnie nie poznaliśmy. No zobaczymy jak to wyjdzie. Miłego weekendu!