Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radiohead. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą radiohead. Pokaż wszystkie posty
sobota, lutego 19, 2011
The King of Hmmm - pierwsze wrażenia z nowego RH - notatki z przesłuchania [10]
Niespodziewanie już On a Friday poznaliśmy The King of Limbs, a ukazanie się nowej płyty Radiohead to nawet nie info na żółtym pasku. To osobna czołówka, nowy dżingiel, prowadzący w strojach galowych. Od momentu nagłej notatki zapowiadającej wydanie longpleja, cały świat zastanawia się czy ci piekielnie zdolni artyści znajdą się po raz kolejny w grupie RH+ czy może w końcu osuną się do nieubłaganego (ale czy aby na pewno?) RH-. Ocena na Rate Your Music wynosi aktualnie 3.60/5.00 i - co ciekawsze - jest składową 856 poszczególnych punktowych recenzji. Każde stuknięcie w F5 to kilka ratingów więcej. W takim tempie, w drugim (a oficjalnie: w pierwszym) dniu społecznego funkcjonowania album ten przekroczy 1000 kliknięć w sędziowskie gwiazdki. Mało jest grup, które publikując dziś niecałe 40 minut nowej muzyki mogą liczyć na tak wielkie zainteresowanie. Z jednej strony jest to wyznacznik marki, z drugiej bolesny garb, bo płytę Radiohead ocenia się nie jako album, a właśnie 'album Radiohead'. Można silić się na oderwanie od tego schematu, ale dźwiękowa podświadomość wypuszcza obiektywizm tylną furtką muzycznego (radiowego) łba.
Mamy więc 8 piosenek i mnóstwo zmartwień, bo po pierwsze - co jeśli nie podoba mi się moje Radiohead, po drugie - co jeśli podoba się mi, ale jednocześnie nie podoba się modnemu towarzystwu, które alternatywnie odcina się od mody na RH? Pomijając błahe problemy strategii, która może dodać nam lub odjąć znajomych na laście, pozostaje kłopot kluczowy - kłopot muzyczny. Okazuje się, że The King of Limbs nie jest albumem, który w tej nadrzędnej kwestii przychodziłby nam z pomocą. Płyta nie jest z gatunku poruszających (stare dobre Radiohead), eksperymentalnych (nowe dobre Radiohead) czy po prostu ewidentnie znakomitych (dobre Radiohead). Bardzo ascetyczna, elektroniczna, niemalże ambientowo monotonna, beatowa i Yorke'owa, bo faktycznie najbliższa solowemu Eraserowi z 2006 roku. Pamiętam recenzję Hail to the Thief autorstwa Pawła Kostrzewy, która kończyła się stwierdzeniem, że pozornie wszystko z tą płytą OK, może poza tym, że "nie wywala w kosmos". Biorąc pod uwagę kosmiczną jakość Hail można powiedzieć, że Kostrzewa zaliczył tą opinią poważny falstart. Gdyby zachował ją 'til the morning after miałby pierwszorzędnego, idealnie pasującego leada.
Bliską moim odczuciom opinię znalazłem wczoraj na wspomnianym RYMie. Wygłosił ją użytkownik BowsAndArrows, a brzmi ona następująco: "As is the case with almost every good album I've ever heard, upon first listen I don't like this a lot, yet I immediately want to hear it again." Co z tego wynika? Kolejne kłopoty, bo 1) czy naprawdę jest tak z większością dobrych albumów, 2) czy chcę słuchać tej płyty na repeacie, bo a) naprawdę jest podskórnie dobrym, wolnym growerem, b) bo chcę żeby nowe Radiohead mi się spodobało? O ile pierwsze pytanie spokojnie możemy wrzucić do zakurzonego wora z niepotrzebnymi teoriami, o tyle odpowiedź na drugie może rozwiązać dręczącą zagadkę.
Komputer nie pomaga, rzuca suchym wynikiem - Your predicted rating 3.85. Poszukiwania muszą więc trwać dalej. Stosując metodę skupienia się na detalach wyłowiłem do tej pory dwie piosenki, które poruszają mnie już teraz, więc ewentualnie mogą rozrywać mnie później. Pierwsze odsłuchy mówią jasno - ten album faktycznie jest królem kończyn, bo to, co najlepsze znajdujemy 'na dole' strony B - pod numerami 6 i 8. Codex buduje się na bardzo typowym dla Radiohead podkładzie - lekkim jak wata cukrowa wokalu Yorke'a i zapętlonej, smęcącej partii fortepianu. Zamykacz - bardzo eraserowy (utrzymany w lotno-musującym klimacie, który mocno kojarzy mi się z tym niegdysiejszym pożeraczem czasu) Separator to natomiast utwór, który - ze względu na And if you think this is over. Then you're wrong w tekście - dał niezadowolonym nadzieję, że King to tylko przystawka przed daniem głównym, tylko tkol1.rar zapowiadający tkol2.rar. Fakt - sama obecność takich przypuszczeń podkopuje nieco pozycję materiału, ale nie powiem - po pierwszych razach z wałkowanymi ośmioma kawałkami też cicho liczyłem, że to jeszcze nie koniec.
Tytuł notki brzmi 'pierwsze wrażenia', nie chcę więc wgryzać się w ewolucję odbioru. Wracając do cytowanej recenzji BowsAndArrows mogę jedynie dodać, że faktycznie - wielkie płyty nie prują duszy za pierwszym cięciem, ale chyba zostawiają jednak w słuchającym pewien zadzior, linię startu dla dalszej ekspansji. Pomimo kompletnego braku odrzutu i sporej chęci dalszego obcowania z tą muzyką, na The King of Limbs takiego punktu zaczepienia nie znalazłem. Czas pokaże czy przesłyszałem się i I'm wrong czy może po prostu tym razem heart skipped a beat.
piątek, lutego 18, 2011
poniedziałek, lutego 14, 2011
Nowa płyta Radiohead
+ z cyklu "on znowu to zrobił - i niech robi!":
nowa płyta Radiohead
już 19.02 (wydanie fizyczne - 9.05)
więcej informacji: http://thekingoflimbs.com/
środa, stycznia 06, 2010
AV - miejskie playlisty - Rzym
What's my life for?
Miejskie playlisty charakteryzują się tym, że składają się na nie różne stada piosenek. Tworzą je utwory w sposób oczywisty związane z miastem (opisują je lub zostały w nim nagrane), te powiązane nieco luźniej (z państwem, z atmosferą) i te przypadkowe, zasłyszane podczas pobytu lub podróży. Takie miksy jarają więc głównie autorów, ale mamy nadzieję, że przedstawiając Wam nasze miejskie playlisty opowiemy jednocześnie jakąś ciekawą muzyczną historię o fascynujących miejscach. The city is here for you to use i tak dalej. Jedziemy.
1) MORRISSEY - album Ringleader of the Tormentors
Nie ma dla nas bardziej rzymskiej nuty. Płyta nagrana w Rzymie i przesycona jego atmosferą, album genialny i przejmujący. Moz, mimo explosive kegs między nogami, jest na Ringleaderze elegancki jak kolumna dorycka i potężny jak kolejka do Kaplicy Sykstyńskiej. Dear God, Please Help Me to jedna z najpiękniejszych piosenek jakie kiedykolwiek powstały i gdyby Panteon - rzymska świątynia wszystkich bogów - chciała kiedyś posiadać swój hymn, to został on już nagrany.
Co jeszcze - kalejdoskop włoskiego filmu w You Have Killed Me i Piazza Cavour, który dostojnie milczy w kwestii sensu życia. A poza tym The Youngest Was The Most Loved zaczynający się odgłosem słyszalnym w Rzymie co kilka sekund. Nie, serio.
2) PHOENIX - Rome
Nagrana w Paryżu, znakomita na żywo w Barcelonie piosenka o Rzymie.
Rome, Rome, Rome, Rome
Focus looking forward the Colosseum
3) RADIOHEAD - You And Whose Army
Come on, come on, Holy Roman Empire! Morze Tyrreńskie było definitely pissed off i nakręcało się jak ten miażdzący utwór z Amnesiaca.
live, Poznań (video: kenigmatic)
4) PULP - Bar Italia
włoskie jedzenie > inne jedzenie
5) CAMERA OBSCURA - Roman Holiday
Wakacje Romana, piękny b-side z Lloyda. Singla kupiliśmy w najfajniejszym mieście świata (takie na M, z dużym parkiem, mieszkaliśmy tam przez jakiś czas... łatwe, nie? pierwszą poprawną odpowiedź nagradzamy Peronim), ale fazę nań (faza nań, no no) mieliśmy właśnie w Rzymie (też świetnym, żeby nie było wątpliwości).
No i znów jest filmowo. I've never had a roman holiday, but I won't hold it against you...
6) muzyka Nino Roty
Czy Fellini (btw: jego "Rzym" - film rewelacyjny, kamera przejeżdża pod najważniejszymi zabytkami, a przed Włochami stawia się zwierciadło, nawet niekoniecznie krzywe) czy Il Padrino - włoski (rzymski) klimat w skali 1:1.
7) BEIRUT - Postcards from Italy
Podobno włoska poczta jest gorsza od polskiej. Wiem, mi również jest ciężko to sobie wyobrazić.
8) LADY GAGA - Bad Romance
Ten świetny popowy kawałek słyszeliśmy wielokrotnie w supermarkecie Pim. Występowaliśmy tam w roli atrakcji sklepu wybierając godzinami wina z różnych regionów (tak, to szokujące, ale na tzw. zachodzie dobre wina kupuje się w supermarkecie).
Teledysk też na duży plus.
9) ELBOW - An Audience with the Pope
Najlepszy numer z Seldom Seen Kid, zdecydowanie godny polecenia (i 'postrofjenia' też).
10) TOM WAITS - np. Please Call Me, Baby

Płyta CD z włoskim hologramem została nabyta (saldi baby!) i przywieziona do Polski (razem z kolejnym zagranicznym Nickiem Drakiem ; mamy już m.in. madryckiego i sztokoholmskiego, fajna tradycja, polecam). Włoskie kolacje upływały najczęściej właśnie przy The Heart of Saturday Night. W związku z tym wszystko było dobre: miasto, muzyka i micha.
wtorek, września 01, 2009
just in case
środa, sierpnia 26, 2009
Radiohead w Poznaniu

Setlist:
1. 15 Step
2. There There
3. Weird Fishes/Arpeggi
4. All I Need
5. Optimistic
6. 2+2=5
7. Street Spirit (Fade Out)
8. The Gloaming
9. Myxomatosis
10. Paranoid Android
11. Videotape
12. Nude
13. Karma Police
14. Bangers + Mash
15. Bodysnatchers
16. Idioteque
17. Everything In Its Right Place
***
18. You and Whose Army?
19. These Are My Twisted Words
20. Jigsaw Falling Into Place
21. I Might Be Wrong
22. The National Anthem
***
23. Reckoner
24. Lucky
25. Creep
Krótko - rewelacyjny koncert wielkiego zespołu. Jeżeli jedynym widocznym minusem wydarzenia artystycznego są tak naprawdę sprawy organizacyjne (mam na myśli przede wszystkim nowy rozdział Księgi wyjścia zapisany na trawach Cytadeli) oraz przed- i po-koncertowe dyskusje (czyli stały miks przemądrzałości, chamstwa, jadu, głupoty i lansu - brzmi jak definicja słowa 'forum' w stylu Urban Dictionary, hm?), to o czym my w ogóle rozmawiamy?
Jeszcze jedno narzeknięcie, żeby potem było już tylko dobrze - support pt. Moderat okazał się Nuderatem i (ludzie!) tu naprawdę nie chodzi o zamknięcie się na jeden gatunek muzyczny. Fakt - grać przed Radiohead ciężko, ale co ma powiedzieć support przed Depeszami w Polsce ("wy-pier-dalać!" - typowa polska gość inność)? Dobry zespół przyciąga uwagę w każdej sytuacji. Tu było po prostu nudno i dla porządku powiem, że w obrębie uprawianego przez Moderat gatunku można by spokojnie znaleźć sporo lepszych grup. Nieważne. Ważne zaczęło się o 21.
Cały koncert był znakomity. Bardzo dobrze skomponowany, świetnie wyważony, pełen wymarzonych wręcz utworów. Highlighty? Ciężko powiedzieć, ale postaram się:
* 'czerwone' There There - perkusja na żywo zabija jeszcze bardziej niż na płycie,
* 2+2=nieskończoność,
* cudowne Street Spirit,
* zaskakująco wręcz porywające Myxomatosis - ścisła czołówka wieczoru,
* Nude w Karmę,
* końcówka części zasadniczej + początek pierwszego bisu: Idioteque - Everything In Its Right Place - You And Whose Army (THE EYE!),
* I Might Be Wrong + The National Anthem ("nie ma co się obrażać"),
* duże zaskoczenie w postaci Creep (z bardzo fajnym ironicznym intrem wykonanym przez Yorke'a)
* i oczywiście WSZYSTKO Z OK COMPUTER (ze wskazaniem na Lucky i z tęsknotą za Exit Music).
Podsumowując - idąc na koncert Radiohead bałem się, że może mi się przydarzyć to, co biednym Japończykom w Paryżu (syndrom paryski - "dolegliwość występująca u turystów, najczęściej japońskich, którzy odwiedzając Paryż odkrywają, że miasto nie spełnia ich oczekiwań, a ich wymarzony czy znany z mediów obraz Paryża różni się w znaczący sposób od rzeczywistości" za wikipedią). No i co? No i nic z tych rzeczy. Więc albo ten Paryż nie jest taki fajny, albo oni są aż tak. Weeeeee riiiidee toooniiiiiggghhht! Nooo, pojechaliśmy.
PS. Podobno ma być bootleg - jak będzie, damy znać. Podlinkujemy i może wrzucimy coś jeszcze.
środa, lipca 16, 2008
before we go, czyli ostatnia notka przed Benicassim (AV)
Years of Refusal - taki oto optymistyczny tytuł będzie nosiła nowa płyta Morrissey'a. Jakoś nie jesteśmy zaskoczeni. Lata odmowy, lata wyrzeczeń? Pozostajemy w miłym nastroju i dorzucamy domek z kart. Czyli mówiąc w końcu po ludzku:
świetny numer Morrissey'a , który pojawi się na YoR, tu na żywo w programie Joolsa Hollanda:
Something Is Squeezing My Skull
oraz teledysk + making of (oglądać w komplecie!) do House of Cards Radiohead:
No i to by było na razie wszystko. Do usłyszenia i przeczytania po festiwalu! Będzie relacja dzień po dniu (tak jak po Primaverze) + najprawdopodobniej audycja Open'erowo-Benicassimowa. No zobaczycie (-czymy). Cześć!
świetny numer Morrissey'a , który pojawi się na YoR, tu na żywo w programie Joolsa Hollanda:
Something Is Squeezing My Skull
oraz teledysk + making of (oglądać w komplecie!) do House of Cards Radiohead:
No i to by było na razie wszystko. Do usłyszenia i przeczytania po festiwalu! Będzie relacja dzień po dniu (tak jak po Primaverze) + najprawdopodobniej audycja Open'erowo-Benicassimowa. No zobaczycie (-czymy). Cześć!
piątek, lutego 08, 2008
I do not understand what it is
m i a z g a.
Radiohead - Bodysnatchers (Live on Later with Jools Holland)
Radiohead - 15 Step (Live on Later with Jools Holland)
Radiohead - Weird Fishes/Arpegi (Live on Later With Jools Holland)
Radiohead - Bodysnatchers (Live on Later with Jools Holland)
Radiohead - 15 Step (Live on Later with Jools Holland)
Radiohead - Weird Fishes/Arpegi (Live on Later With Jools Holland)
niedziela, grudnia 16, 2007
PODSUMOWANIE 2007 - miejsca 5-1

5. 51 Editors – An End Has A Start (yoko: 5, slejw: 6)
yoko: Franz Ferdinand nie wydali w tym roku nowej płyty, więc to chyba do piosenek Editors tańczą w tym roku indie-dziewczęta. Świetnie, dynamiczne Bones czy Racing Rats doskonale nadają się pod lewą nóżkę, a szczególnie w wersji live, bo Editors to koncertowi wymiatacze. Wysokie miejsce w podsumowaniu właśnie za koncert, wzruszający zamykacz Well Worn Hand, no i za fantastyczną sekcję rytmiczną (perkusista umie!).
slejw: Że co?! Editors tak wysoko?! Eeee... Taaak, wyobraźnia pracuje i już widzę takie reakcje, od razu więc tłumaczę. Hasło "Don't believe the hype!" jest tak samo ważne jak "Don't believe the anti-hype!". Dlatego jeśli uwierzycie w to, że zespół A jest kalką zespołu B, który z kolei jest kalką zespołu C i przez to nie należy mu poświęcać uwagi, OK. Ale nie poznacie wtedy m.in. tej wzruszającej płyty. Wszystko zaczyna się podniosłym aranżacyjnym kremem sułtańskim, ale tak naprawdę jest to płyta prosta, taneczna. Jest kilka numerów, które zabrzmią dobrze na indie-potańcówkach (m.in. utwór tytułowy czy mocarne momentami Escape The Nest), ale taniec przy An End Has a Start jest raczej klasycznym, eleganckim tańcem zjaw przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Dystyngowanym balem częściej niż migającą dyskoteką. Najprostsze zabiegi poruszają, najprostsze kompozycje pobudzają i największe nawet błędy można wybaczyć tylko wtedy, kiedy obcujemy z czymś szczerym i prawdziwym. W tym przypadku nie mam co do autentyczności albumu najmniejszych wątpliwości. Aha, jeśli tego byłoby mało na An End Has a Start znajduje się jeden z najbardziej poruszających utworów jakie znam, czyli Well Worn Hand, o którym już na LTB pisaliśmy.
recenzja koncertu Editors w Madrycie

4. 52 The Arcade Fire - Neon Bible (yoko: 6, slejw: 4)
yoko: Po zachwycającym, magicznym Funeral nikt się chyba nie spodziewał, że zespół z Montrealu na drugiej płycie zafunduje nam barokowe aranże na organy i orkiestrę symfoniczną. Gdy pierwszy szok minie i zdołamy się przyzwyczaić okazuje się, że Neon Bible to jedna z najpiękniejszych płyt ever. Moje koncertowe marzenie nr 1, no, ex aequo z RH :-)
slejw: Ten zespół to jedno z największych muzycznych objawień XXI wieku. Funeral to jedna z najważniejszych i najlepszych płyt kilku, a może i kilkunastu ostatnich lat. Nagrywać pod taką presją to wyzwanie, a nagrać w takich warunkach świetny album to już prawdziwa sztuka. Neon Bible zachwyca bogactwem (m.in. gościnny udział orkiestry z Budapesztu) i dopieszczeniem kompozycji, które podporządkowane jednej koncepcji (zamaszystej, baśniowej, monumentalnej) układają się w zamkniętą całość. Rankingi to, jak mówiliśmy, "just a state of mind" i prawdę mówiąc w określonych warunkach Neon Bible mogłoby z powodzeniem znaleźć się na podium tego zestawienia. Z takimi utworami jak genialne My Body Is a Cage, odświeżone No Cars Go czy chociażby otwieracz - Black Mirror, mało jest dla tego albumu rzeczy niemożliwych.
3. 57 Radiohead – In Rainbows (yoko: 2, slejw: 3)
yoko: Pewnie zawiedli się ci którzy oczekiwali kolejnej rewolucyjno-przełomowej płyty, a zastali kontynuację Kid A, Amnesiaca i Hail to the Thief. Mimo wszystko RH nadal są o pół okrążenia przed resztą zawodników i jeszcze trochę będą musieli poczekać na godnych siebie rywali. A 12.06.2008 grają w Barcelonie, więc może wreszcie...
slejw: Coś chyba pisałem o presji, prawda? No właśnie. Muzycy Radiohead musieli do niej przywyknąć, trudno być geniuszem we własnym... świecie? Na Pablo Honey był ultraprzebojowy Creep, The Bends było już kompletnym rockowym dziełem, OK Computer to ścisła czołówka płyt wszechczasów, Kid A przełom i to przełom faktyczny, odczuwalny, Amnesiac - wyżyny elektroniczno-rockowo-popowego geniuszu, Hail To The Thief - płyta wymagająca, ale oddająca wszystko co w nią "zainwestujemy", no a In Rainbows? "Recenzję" już niby publikowaliśmy, ale o wielkich płytach można powiedzieć TAK dużo. Tylko czy naprawdę trzeba? Ten album broni się sam - niezwykle wysoką jakością piosenek, tęczowością uczuć, które wzbudza, brakiem silenia się na cokolwiek. Poza tym spotkanie z In Rainbows było jak spotkanie z przyjacielem po latach: Jak dobrze znów ich słyszeć.

2. 58 Animal Collective – Strawberry Jam (yoko: 3, slejw: 1)
yoko: ChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaos
ChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaos
ChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaos
ChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaosChaos
Oni są z innej planety.
slejw: WWWWWWOOOOOOOOWWWWWWWWW!!! To jest dopiero muzyczna miazga i najmilsza niespodzianka tego roku (oglądając ich na Malcie nie spodziewałem się, że nagrają COŚ TAKIEGO). To jedna z najlepszych płyt jakie słyszałem - For Reverend Green wywala słuchacza na takie wysokości, na których ten rzadko kiedy bywa. Fireworks to jedna z najpiękniejszych piosenek jakie znam. Peacebone masakruje tym "In-side" tak, że nie można o tej płycie mówić. Tak, to Ta-Płyta-O-Której-Nie-Można-Mówić to natomiast MÓWI o niej wiele. I jeszcze tylko pytanie do Was, panowie z zespołu, odwiedzaliście może kiedyś planetę Ziemia?
1. 59 Interpol – Our Love To Admire (yoko: 1, slejw: 2)
yoko: Pioneer to the Falls - No I in Threesome - The Scale - The Heinrich Maneuver - Mammoth - Pace Is the Trick - All Fired Up - Rest My Chemistry - Who Do You Think? - Wrecking Ball - The Lighthouse
Wystarczy posłuchać.
slejw: Wiecie jak chciałbym zacząć? "Że co?! Interpol tak wysoko?! Eeee... Taaak, wyobraźnia pracuje i już widzę takie reakcje, od razu więc tłumaczę." Sytuacja bowiem bardzo podobna do tej związanej z Editors pojawia się w mojej głowie. Pomijając fakt, że porównywanie Editors do Interpol i odwrotnie jest już tak nudne jak gramatyka język staro-cerkiewno-słowiańskiego. Ale OK, nie przejmujmy się tym co mówią, mówmy. Our Love To Admire nie jest najlepszą płytą Interpolu. Jest nią, jak mi się wydaję, debiut - Turn On The Bright Lights. Niezwykle cieszy natomiast to, że płyta nr 3 z TOTBL ścigać się wcale nie zamierza. To album kompletnie inny. Gotowy na eksperymenty (prześliczne The Lighthouse), nawiązujący do dokonań Antics (jeden z singli roku - The Heinrich Maneuver czy łopoczący Mammoth), wzruszający (Pace Is The Trick, masakrujące Rest My Chemistry, Who Do You Think czy jedna z ich najbardziej wzruszających piosenek - Wrecking Ball) w końcu - stworzony do grania na żywo (rozpoczynanie koncertów Pioneer To The Falls z pięknym, śpiewanym przez publiczność, tekstem jest bardzo dobrym pomysłem). Wrzućcie tabletkę z napisem OLTA w morze zgromadzonych w klubie ludzi a zasmakujecie jednego z najlepszych muzycznych koktajli jakie istnieją. A teraz brawa dla płyty roku wg Louder Than Bombs. Dzięki i do zobaczenia w rankingu 2008.
recenzja koncertu Interpol w Madrycie
EDIT: Pssst! Stali czytelnicy już wiedzą, niestałym obwieszczamy. To podsumowanie wygrał tak naprawdę Panda Bear. Zajął miejsce zerowe, to nad pierwszym i wszystkimi innymi. Dowody tu i tu.
EPki, składanki, płyty live, o których aktualnie pamiętamy:
Black Kids – The Wizards...
Daft Punk – Alive 2007
Drivealone – The Letitout EP
Hey – Unplugged
Junior Boys – Dead Horse EP
Offensywa 2
orchid - takk_soundsampler
Sigur Rós – Hvarf/Heim
Yeah Yeah Yeahs – Is Is
Rankingi osobiste:
YOKO:
30. Burial – Untrue
29. Beirut – The Flying Club Cup
28. Klaxons - Myths Of The Near Future
27. Art Brut – It's A Bit Complicated
26. Piano Magic - Part Monster
25. PJ Harvey – White Chalk
24. CocoRosie - The Adventures of Ghostborne and Stillborn
23. Wilco - Sky Blue Sky
22. Róisín Murphy – Overpowered
21. Nosowska – UniSexBlues
20. Yoko Ono – Yes I'm a Witch
19. Caribou - Andorra
18. The Aliens – Astronomy For Dogs
17. Muchy - Terroromans
16. LCD Soundsystem - Sound Of Silver
15. Super Furry Animals Hey Venus!
14. Bloc Party - A Weekend In The City
13. Modest Mouse - We Were Dead Before The Ship Even Sank
12. Blonde Redhead - 23
11. Maximo Park - Our Earthly Pleasures
10. The National - Boxer
09. The New Pornographers - Challengers
08. Devendra Banhart - Smokey Rolls Down Thunder Canyon
07. Spoon - Ga Ga Ga Ga Ga
06. The Arcade Fire - Neon Bible
05. Editors – An End Has a Start
04. Arctic Monkeys Favourite Worst Nightmare
03. Animal Collective – Strawberry Jam
02. Radiohead – In Rainbows
01. Interpol - Our Love To Admire
SLEJW:
30. Beirut – The Flying Club Cup
29. The Good, The Bad & The Queen - The Good, The Bad & The Queen
28. Art Brut – It's A Bit Complicated
27. Super Furry Animals Hey Venus!
26. Caribou - Andorra
25. Burial - Untrue
24. Black Rebel Motorcycle Club - Baby 81
23. The Field – From Here We Go Sublime
22. CocoRosie - The Adventures of Ghostborne and Stillborn
21. Jens Lekman - Night Falls Over Kortedala
20. Klaxons - Myths Of The Near Future
19. Piano Magic - Part Monster
18. Nosowska - UniSexBlues
17. Muchy - Terroromans
16. Bloc Party - A Weekend In The City
15. The National - Boxer
14. Arctic Monkeys - Favourite Worst Nightmare
13. LCD Soundsystem - Sound Of Silver
12. Wilco - Sky Blue Sky
11. Devendra Banhart - Smokey Rolls Down Thunder Canyon
10. Spoon - Ga Ga Ga Ga Ga
09. Modest Mouse - We Were Dead Before The Ship Even Sank
08. Maximo Park - Our Earthly Pleasures
07. Blonde Redhead - 23
06. Editors - An End Has A Start
05. The New Pornographers - Challengers
04. The Arcade Fire - Neon Bible
03. Radiohead - In Rainbows
02. Interpol - Our Love To Admire
01. Animal Collective - Strawberry Jam
Dziękujemy Wam bardzo za uwagę i już teraz zapraszamy na zapowiadany cykl Musztarda po obiedzie. Znajdą się w nim opisy płyt, których tu zabrakło a nie powinno + tych, które otarły się o pierwszą trzydziestkę. Będą to m.in. nowy Patrick Wolf, Lust Lust Lust grupy The Raveonettes, nowa płyta Sea and The Cake i wiele innych. Będą także wyznania osobiste, w których np. Slejw przeprosi za brak Overpowered w swoim głównym zestawieniu.
Poza tym - już dziś wieczorem relacja z koncertu tres b/Muchy/HEY a najprawdopodobniej na dniach tekst Yoko o występie Róisín Murphy w Madrycie.
Do przeczytania!
poniedziałek, grudnia 10, 2007
PŁYTOTEKA - krótkie wprowadzenie
Zgodnie z zapowiedzią zaczynamy opisywanie płyt z naszej kolekcji. Kolejność raczej alfabetyczna, chyba że kupimy coś, co powinno już (wg alfabetu) być. Wtedy opiszemy ten album i dodamy jako kolejny numer. Nie wiem czy to jasne, mam nadzieję, że tak ;-)
Aha, jeśli chodzi o nowe, ciekawe informacje to:
1) nowa płyta Antony And The Johnsons będzie się nazywała THE CRYING LIGHT ; więcej informacji + wywiad tutaj,
2) 22.02 w Madrycie wystąpi Art Brut,
3) stąd możecie pobrać Unravel w wykonaniu Radiohead (wersja Pocket remix), polecamy zdecydowanie,
4) a tu kilka ciekawych płyt z bloga Nočná Hudba, czyli nocna muzyka,
5) jeśli nie słyszeliście/widzieliście jeszcze nowej piosenki/teledysku The Futureheads to zajrzyjcie tu - uwaga, wrażenia audio przyjemniejsze niż video.
I pamiętajcie o sondzie.
Aha, jeśli chodzi o nowe, ciekawe informacje to:
1) nowa płyta Antony And The Johnsons będzie się nazywała THE CRYING LIGHT ; więcej informacji + wywiad tutaj,
2) 22.02 w Madrycie wystąpi Art Brut,
3) stąd możecie pobrać Unravel w wykonaniu Radiohead (wersja Pocket remix), polecamy zdecydowanie,
4) a tu kilka ciekawych płyt z bloga Nočná Hudba, czyli nocna muzyka,
5) jeśli nie słyszeliście/widzieliście jeszcze nowej piosenki/teledysku The Futureheads to zajrzyjcie tu - uwaga, wrażenia audio przyjemniejsze niż video.
I pamiętajcie o sondzie.
sobota, listopada 17, 2007
w chowanego
I tried living in the real world
Instead of a shell
But I was bored before I even began
I was bored before I even began
bored albo scared.
Wtedy albo ukryte miejsce:
albo:
Tom Smith: I wrote the words to that song when I found out that someone I went to school with was killed on their way home from work, for no reason. It's not about that event itself, it's about how I felt hearing the news. I can't even begin to imagine the kind of person that would do that to another human being, so when I heard I thought, 'Well, what's the point? What's the point in going outside? What's the point in having any hope at all?' That's all the song is really, just those thoughts....It's a lock the door, stay inside and throw away the key kind of song.
Zresztą sam tekst Well Worn Hand równie ważny i wzruszający.
Wake up my love
Today I heard some bad news
Just what are we all supposed to do?
I won't let them get to you
I don't want to go out on my own anymore
I cant face the night like I used to before
Take my well worn hand
Let's lock ourselves away
We'll never, ever step outside
We'll curl up in a ball and hide
I don't want to go out on my own anymore
I cant face the night like I used to before
I don't want to go out on my own anymore
I cant face the night like I used to before
I'm so sorry for the things that they've done
I'm so sorry about what we've all become
I o ile "An End Has A Start" na pewno nie jest najlepszą płytą tego roku, to te 3 minuty to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie słyszałem.
Yokowa dziś na Boxer Rebellion i Editors. Wczorajsze Super Furry Animals podobno bardzo bardzo. Ale mit świetnej hiszpańskiej publiczności podupadł. Zobaczymy jak dziś, może jakaś relacja się pojawi :-)
A na koniec, wracając do wątku przewodniego, absolutny Mistrz Krytych Kortów:
wtorek, listopada 13, 2007
live!
Hej.
Zamiast objadać się tabletkami trzeba było od razu pojechać na te dwa madryckie koncerty, o których zaraz. 'Hiszpańska publiczność' to synonim słowa 'wymiatać'. Nie dość, że (w większości, zdarzały się oczywiście małe wyjątki) dens nie polega tu na rozbryzgiwaniu piwa i waleniu łokciami w sąsiadów (zaleciało Juwenaliami, co?), to jeszcze ludzie znają i śpiewają teksty. A niektórzy, uwaga, tylko śpiewają (naśladując dźwięki i tworząc na potrzeby koncertu własny anglo-podobny język). Ważny jest efekt - miażdzący.
INTERPOL - 8.11.2007 - La Riviera
fragment zagranej na bis Stelli
setlista
Pioneer To The Falls
Obstacle 1
NARC
C'mere
The Scale
Say Hello To The Angels
Mammoth
No I In Threesome
Slow Hands
Rest My Chemistry
The Lighthouse
Evil
The Heinrich Maneuver
Not Even Jail
***
Hands Away
Stella Was A Diver And She Was Always Down
PDA

Zaczęło się od świetnego występu Blonde Redhead. Koszmarne nagłośnienie zostało wynagrodzone przez sceniczne zachowanie Kazu Makino (to trzeba zobaczyć) i niezwykły oniryczny nastrój krótkiego setu. Potem niezbyt długa przerwa i na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru.

Tu trzeba wyjaśnić sobie jedną sprawę. Zaczęło się od Pioneer, podczas całego występu muzycy zagrali 7 piosenek z nowego albumu. Płyty, jak się okazuje, stworzonej by ją grać na żywo. Wiem, że tworzenie zjebek (przyczepiło się do mnie to słowo od czasu lektury "Na krawędzi" dawno temu, sorry) i pozycja muzycznego znawcy (rozkminiającego co jest skąd zerżnięte i dlaczego) to fajna zabawa, ale muzyka obroni się też przed masową mądralokrytyką. Our Love To Admire triumfuje na scenie, chociaż nie wskazywały na to YouTube'owe przecieki (No I... w jakimś amerykańskim programie kazało się bać). Ale koniec tej bełkotliwej obrony Interpolu nr 3. Nevermind. Do rzeczy.
Po pierwsze, jak mówiłem - wszyscy uczestniczą. Niesamowite musi być czuć na sobie głos 2500 ludzi (tyle mieści La Riviera) śpiewających twoją piosenkę. Uhh... Po drugie - poczucie spełnienia po The Lighthouse, bo strasznie chcieliśmy usłyszeć to na żywo. Warto było czekać - punkt G closera OLTA strzela w publiczność mlecznym światłem i przepala nerwy. Boskość się wdziera do dyskotekowego klubu z palmami.
Po trzecie - zapasy, które zgromadziliśmy na dwóch koncertach w Berlinie. Pewnie, gdyby nie one, byłoby nam strasznie żal, że nie usłyszeliśmy Leifa Eriksona (którego podobno czasem grają na tej trasie) czy Specialist. A tak... :-)
Orgazmicznie, bardzo dobrze muzycznie, Kessler szaleje, Carlos (poimo naszego rozpaczliwego apelu) nie 'zgolił wąsa', Banks jednak wokalnie bardzo daje radę, Fogarino tłucze aż miło a klawiszowiec ma kapelusz. Jakby to powiedziała Pani Serwusowa: "Jak dla mnie bomba".
WILCO - 9.11.2007 - La Riviera
Najpierw support - zespół The Sunday Drivers z Toledo. Przesympatycznie grający - cukier w kostkach, drink z parasolką, lato miłości zimą. Posłuchajcie sobie, myślę że warto.
A później...
Jesus Etc.
Np. Hummingbird z wyśpiewanym w całości refrenem:
Remember to remember me
Standing still in your past
Floating fast like a hummingbird.
Albo niebieskie, kończące zasadniczy set On and On and On ze Sky Blue Sky (tytułowy utwór też wypadł pięknie).
No a Jesus Etc. właśnie? A kapitalne Shot in the Arm (tak bardzo na to czekałem po przesłuchaniu Kicking Television)? A mnóstwo improwizacji łącznie z zasugerowanym przez publiczność "Ole, ole, ole, ole!"? ;-)
No.
Ale generalnie to:
Radość grania.
RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
Właśnie. RADOŚĆ GRANIA.
To tyle na razie. Do kontaktu :-)
Aha, coś fajnego znalazłem dziś:
Zamiast objadać się tabletkami trzeba było od razu pojechać na te dwa madryckie koncerty, o których zaraz. 'Hiszpańska publiczność' to synonim słowa 'wymiatać'. Nie dość, że (w większości, zdarzały się oczywiście małe wyjątki) dens nie polega tu na rozbryzgiwaniu piwa i waleniu łokciami w sąsiadów (zaleciało Juwenaliami, co?), to jeszcze ludzie znają i śpiewają teksty. A niektórzy, uwaga, tylko śpiewają (naśladując dźwięki i tworząc na potrzeby koncertu własny anglo-podobny język). Ważny jest efekt - miażdzący.
INTERPOL - 8.11.2007 - La Riviera
fragment zagranej na bis Stelli
setlista
Pioneer To The Falls
Obstacle 1
NARC
C'mere
The Scale
Say Hello To The Angels
Mammoth
No I In Threesome
Slow Hands
Rest My Chemistry
The Lighthouse
Evil
The Heinrich Maneuver
Not Even Jail
***
Hands Away
Stella Was A Diver And She Was Always Down
PDA

Zaczęło się od świetnego występu Blonde Redhead. Koszmarne nagłośnienie zostało wynagrodzone przez sceniczne zachowanie Kazu Makino (to trzeba zobaczyć) i niezwykły oniryczny nastrój krótkiego setu. Potem niezbyt długa przerwa i na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru.

Tu trzeba wyjaśnić sobie jedną sprawę. Zaczęło się od Pioneer, podczas całego występu muzycy zagrali 7 piosenek z nowego albumu. Płyty, jak się okazuje, stworzonej by ją grać na żywo. Wiem, że tworzenie zjebek (przyczepiło się do mnie to słowo od czasu lektury "Na krawędzi" dawno temu, sorry) i pozycja muzycznego znawcy (rozkminiającego co jest skąd zerżnięte i dlaczego) to fajna zabawa, ale muzyka obroni się też przed masową mądralokrytyką. Our Love To Admire triumfuje na scenie, chociaż nie wskazywały na to YouTube'owe przecieki (No I... w jakimś amerykańskim programie kazało się bać). Ale koniec tej bełkotliwej obrony Interpolu nr 3. Nevermind. Do rzeczy.
Po pierwsze, jak mówiłem - wszyscy uczestniczą. Niesamowite musi być czuć na sobie głos 2500 ludzi (tyle mieści La Riviera) śpiewających twoją piosenkę. Uhh... Po drugie - poczucie spełnienia po The Lighthouse, bo strasznie chcieliśmy usłyszeć to na żywo. Warto było czekać - punkt G closera OLTA strzela w publiczność mlecznym światłem i przepala nerwy. Boskość się wdziera do dyskotekowego klubu z palmami.
Po trzecie - zapasy, które zgromadziliśmy na dwóch koncertach w Berlinie. Pewnie, gdyby nie one, byłoby nam strasznie żal, że nie usłyszeliśmy Leifa Eriksona (którego podobno czasem grają na tej trasie) czy Specialist. A tak... :-)
Orgazmicznie, bardzo dobrze muzycznie, Kessler szaleje, Carlos (poimo naszego rozpaczliwego apelu) nie 'zgolił wąsa', Banks jednak wokalnie bardzo daje radę, Fogarino tłucze aż miło a klawiszowiec ma kapelusz. Jakby to powiedziała Pani Serwusowa: "Jak dla mnie bomba".
WILCO - 9.11.2007 - La Riviera
Najpierw support - zespół The Sunday Drivers z Toledo. Przesympatycznie grający - cukier w kostkach, drink z parasolką, lato miłości zimą. Posłuchajcie sobie, myślę że warto.
A później...
Jesus Etc.
Np. Hummingbird z wyśpiewanym w całości refrenem:
Remember to remember me
Standing still in your past
Floating fast like a hummingbird.
Albo niebieskie, kończące zasadniczy set On and On and On ze Sky Blue Sky (tytułowy utwór też wypadł pięknie).
No a Jesus Etc. właśnie? A kapitalne Shot in the Arm (tak bardzo na to czekałem po przesłuchaniu Kicking Television)? A mnóstwo improwizacji łącznie z zasugerowanym przez publiczność "Ole, ole, ole, ole!"? ;-)
No.
Ale generalnie to:
Radość grania.
RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
Właśnie. RADOŚĆ GRANIA.
To tyle na razie. Do kontaktu :-)
Aha, coś fajnego znalazłem dziś:
czwartek, października 25, 2007
With sky blue sky this rotten time wouldn't seem so bad to me now
Witamy. Po pierwsze, chciałbym wyrazić wielką radość z powodu przegranej partii braci K. w wyborach. Już, dzięki. Możemy iść dalej.
Jesień wciąż jest jak wiadomo co, stąd tytuł notki (z nowego Wilca).
Tekst o Wilcu (nowym też) bardzo niedługo, bo już 9.11 koncert w Madrycie (bilety, razem z tymi na Interpol i New Pornographers leżą sobie w Yokowej szufladzie).
A teraz załatwimy kilka spraw bieżących i będę mógł zapowiedzieć coś fajnego ;-)
1) Recenzje In Rainbows.

Boli żenujące buranie się na system dystrybucji (albo że to brak szacunku - uwaga zupełnie niepoważna w erze 'home taping is killing music industry and it's fun', albo że sposób odwrócenia uwagi od "słabego materiału" - no, kochani, niektórzy najwidoczniej atmosferą spiskowości IV RP zdążyli nasiąknąć). Ale to jeszcze nic - właśnie stęki na ten podobno słaby poziom są dla mnie niezrozumiałe. Kwestie interpretacyjne nachodzą na ocenę wartości, fuj fuj. Kiedy Messi (Go Argentina!) strzela gola dla Barcelony, albo Ana Ivanovic (szacun i podziw) kończy mocarnym forehandem z niezwykle trudnej pozycji, nie patrzymy na to, że podwinęła się skarpetka. Panie i Panowie, ja wiem, że nieźle jest pojeździć sobie po geniuszach, rozumiem też, że nie dla każdego może to być szczyt marzeń. Ale recenzent patrzy na surowy kawał muzyki - tu, rewelacyjny, na najwyższym poziomie. Każdy przyrządzi sobie z tego kawałka co tylko będzie chciał. Amen.
PS. Na Metacritic okolice 90. Krzepiące.
2) Nowe teledyski.
Wspomniałem o The New Pornographers - ogromnie się cieszę, że zobaczymy ich na żywo. Z tego co wiem, jest dobrze - i ustawodawczo (setlisty) i wykonawczo (forma). Władza sądownicza to my.
Tymczasem chodź pomaluj mój świat na:
No i Zespół-O-Którego-Nowej-Płycie-Nie-Mogę-Mówić, w jednej z najpiękniejszych piosenek jakie mają w swoim repertuarze.
3) Trójkowe audycje.
Naprawdę polecam:
Offensywa - wiadomo.
Myśliwiecka 3/5/7 - nowy Stelka.
i świetne
Zjednoczone Królestwo Metza.
Całą pierwszą audycję (Peel!) i większość drugiej udostępniam (w formacie mp3) na życzenie ;-)
A jesli już o ZK mówimy to polecam zespół, który poznałem w audycji w zeszły piątek:
4) Kotki Dwa.
Niepolsko-polski z polską nazwą. Jest w ich muzyce coś urzekającego - jeśli "Parachutes" Coldplay to dwór i pałac to Kotki to bardzo fajne przedmieścia.
Kotki Dwa.
Na stronie m.in. kilka darmowych mp3. Ze 4 chyba te mp3.
5) Nosowska.
Fantastyczny koncert w WFF we Wrocławiu. Wielkie, monstrualne czapki z ogromnych głów przed Artystką i Zespołem. Ekstraklasa.
6) Zapowiedź.
No i wiadomość chyba najważniejsza. Nie wiem czy recenzje na bok czy nie, ale... teksty o zespołach na horyzoncie. Przekrojówki, ale raczej zwięzłe i z dużą ilością cytatów i YouTube'owych linków. Pierwsi w kolejce niezwykli, wspaniali i porywający
TELEVISION.
Do napisania! :-)
Jesień wciąż jest jak wiadomo co, stąd tytuł notki (z nowego Wilca).
Tekst o Wilcu (nowym też) bardzo niedługo, bo już 9.11 koncert w Madrycie (bilety, razem z tymi na Interpol i New Pornographers leżą sobie w Yokowej szufladzie).
A teraz załatwimy kilka spraw bieżących i będę mógł zapowiedzieć coś fajnego ;-)
1) Recenzje In Rainbows.

Boli żenujące buranie się na system dystrybucji (albo że to brak szacunku - uwaga zupełnie niepoważna w erze 'home taping is killing music industry and it's fun', albo że sposób odwrócenia uwagi od "słabego materiału" - no, kochani, niektórzy najwidoczniej atmosferą spiskowości IV RP zdążyli nasiąknąć). Ale to jeszcze nic - właśnie stęki na ten podobno słaby poziom są dla mnie niezrozumiałe. Kwestie interpretacyjne nachodzą na ocenę wartości, fuj fuj. Kiedy Messi (Go Argentina!) strzela gola dla Barcelony, albo Ana Ivanovic (szacun i podziw) kończy mocarnym forehandem z niezwykle trudnej pozycji, nie patrzymy na to, że podwinęła się skarpetka. Panie i Panowie, ja wiem, że nieźle jest pojeździć sobie po geniuszach, rozumiem też, że nie dla każdego może to być szczyt marzeń. Ale recenzent patrzy na surowy kawał muzyki - tu, rewelacyjny, na najwyższym poziomie. Każdy przyrządzi sobie z tego kawałka co tylko będzie chciał. Amen.
PS. Na Metacritic okolice 90. Krzepiące.
2) Nowe teledyski.
Wspomniałem o The New Pornographers - ogromnie się cieszę, że zobaczymy ich na żywo. Z tego co wiem, jest dobrze - i ustawodawczo (setlisty) i wykonawczo (forma). Władza sądownicza to my.
Tymczasem chodź pomaluj mój świat na:
No i Zespół-O-Którego-Nowej-Płycie-Nie-Mogę-Mówić, w jednej z najpiękniejszych piosenek jakie mają w swoim repertuarze.
3) Trójkowe audycje.
Naprawdę polecam:
Offensywa - wiadomo.
Myśliwiecka 3/5/7 - nowy Stelka.
i świetne
Zjednoczone Królestwo Metza.
Całą pierwszą audycję (Peel!) i większość drugiej udostępniam (w formacie mp3) na życzenie ;-)
A jesli już o ZK mówimy to polecam zespół, który poznałem w audycji w zeszły piątek:
4) Kotki Dwa.
Niepolsko-polski z polską nazwą. Jest w ich muzyce coś urzekającego - jeśli "Parachutes" Coldplay to dwór i pałac to Kotki to bardzo fajne przedmieścia.
Kotki Dwa.
Na stronie m.in. kilka darmowych mp3. Ze 4 chyba te mp3.
5) Nosowska.
Fantastyczny koncert w WFF we Wrocławiu. Wielkie, monstrualne czapki z ogromnych głów przed Artystką i Zespołem. Ekstraklasa.
6) Zapowiedź.
No i wiadomość chyba najważniejsza. Nie wiem czy recenzje na bok czy nie, ale... teksty o zespołach na horyzoncie. Przekrojówki, ale raczej zwięzłe i z dużą ilością cytatów i YouTube'owych linków. Pierwsi w kolejce niezwykli, wspaniali i porywający
TELEVISION.
Do napisania! :-)
środa, października 17, 2007
Radiohead - In Rainbows - 9/10

Bardzo interesująca uwaga na pitchwidelcu się pojawiła:
"Like many music lovers of a certain age, I have a lot of warm memories tied up with release days. I miss the simple ritual of making time to buy a record. I also miss listening to something special for the first time and imagining, against reason, the rest of the world holed up in their respective bedrooms, having the same experience. Before last Wednesday, I can't remember the last time I had that feeling. I also can't remember the last time I woke up voluntarily at 6 a.m. either, but like hundreds of thousands of other people around the world, there I was, sat at my computer, headphones on, groggy, but awake, and hitting play"
(Mark Pytlik, pitchforkmedia.com)
No i nie było tak? W świecie leaków (czyżby hydraulik Mario zawiódł?) droga dom-sklep-dom zamieniła się w drogę 0 % - 100 %. Co ciekawe - ekscytacja przetrwała - łapałem się na pospieszaniu autobusu, pstrykałem w niebieski pasek downloadu.
Ciekawostka: do 11.10 sprzedało się podobno ok. 1 200 000 "egzemplarzy". Nieźle jak na produkt bez oficjalnej okładki (fanarty tutaj: http://design.defymusicgroup.com/ir/ir.html).
No ale do treści, do treści. Odbiór In Rainbows zbiega mi się z odbiorem "Biegunów" Olgi Tokarczuk (highly recommended). "Być może najlepsza książka Tokarczuk" - piszą jedni, "Być może najlepsza płyta Radiohead" - drudzy. Pierwsi, być może, się nie mylą. Drudzy owszem.
TO NIE JEST OK COMPUTER. Kid A też nie. Z jednej strony szkoda, z drugiej who cares. Jeśli każda nowa płyta RH byłaby tak dobra to zżarłyby nas wątpliwości - czy to ziemia jeszcze czy może już wręcz przeciwnie? A tak there's nothing to fear and nothing to doubt.
ALE
..........
......
...
..
TO JEST NIESAMOWICIE PIĘKNA I BARDZO DOBRA PŁYTA.
Ten kwintet to kwintesencja tego co najpiękniejsze w muzyce rockowej, popowej, whatever. Na wysokości czterdziestej sekundy pierwszego utworu Radiohead pokazują, że bez wysiłku osiągają poziom dla 90 % nieosiągalny.
1. 15 Step - świetny początek w stylu "ja też muszę słuchać różnych pańskich odglosów" - wymieszane instrumentarium, fajny beat i już słychać, że Selway na Tęczach wymiata aż miło. I ta Amnesiacowa końcówka utworu na dodatek. Tzw. "No no".
2. Bodysnatchers - bardzo do przodu, truchcik dla zaawansowanych. Nawiązka do Smiths w:
Has the light gone out for you?
Cause the light's gone for me
- przypadkowa czy nie - bardzo zacne.
3. Nude - piękne i z kandydatem do najpiękniejszego dwuwersu albumu:
Now that you've found it, it's gone
Now that you feel it, you don't
No i wokal, wokal, wokal. Bardzo się stęskniliśmy.
4. Weird Fishes/Arpeggi - to też jest bardzo dobry numer, chwalony wszędzie, faworyta fanów itd. Morski! I w dobrym miejscu, bo luzuje trochę między wymiataczami.
5. All I Need. Odpowiedź na moje pytania o ulubiony utwór po pierwszych przesłuchaniach w ok. 3/4 przypadków brzmiała "piątka". Trudno się dziwić. Wyściółka wokalnej drabiny (ależ jesteśmy pretensjonalni dziś wieczór) rozgniata (rozkmińcie, proszę, stosunek muzyka-śpiew na wysokości chociażby I am a moth who just wants to share your light No i ta "Nosurprise"-owatość, noooo...).
You are all I need
You are all I need
I'm in the middle of your picture
Lying in the leaves
It's all wrong
It's all right
It's all wrong
"Jesień jak chuj, nie?" zapytała Karolina i jest to pytanie jak najbardziej na miejscu. Tak, Karolino, jesień jak chuj.
Jedziemy dalej.
6. Faust ARP - miniaturka godna najlepszych cedeczek ever. Ale jak dziś przypomniałem sobie głośno i na słuchawkach Fitter Happier (na wysokości disneylandowego nocą kościoła - Krucza, Wrocław) to w sumie, hm, jak tu ich rozliczać z miniatur. No rządy silnej ręki.
7. Reckoner. Kolejna miazga, Redhotowy początek + energia w klatce. Na koncertach, z tego co widziałem na Tubie, miecie aż miło. A tu schowane takie. "Co to jest? Uderzyło poszło w kąt i śmieje się?" No i już wiemy, że to Reckoner.
8. House Of Cards. Luz, wakacje, I don't wanna be your friend, I just wanna be your lover. Panie Tomaszu, cóż to??? Robi wrażenie. Westernowo trochę? No może i tak, ale pierwsze objawy były już na HTTT, więc nie ma co się dziwić.
9. Jigsaw Falling into Place. Dziwnie umiejscowione, bo bardzo przebojowe. Ktoś gdzieś pisał, że brakuje porządniejszego "jebnięcia" na IR. Może to i prawda, ale jeśli patrzeć na poziom chwytliwości niektórych elementów to naprawdę jest świetnie.
10. Videotape. No i tu był problem bo zobaczmy jak oni kończyli płyty:
1) Blow Out
2) Street Spirit (Fade Out)
3) The Tourist
4) Motion Picture Soundtrack
5) Life in a Glass House
6) A Wolf at the Door
Więc umówmy się - jest to "grupa śmierci".
Ale z całkowitym spokojem możemy tu dopisać:
7) Videotape.
Ten "nokturn", jak powiedziała Katarzyna, kontynuuje metodę ścielenia z "All I Need" wykańczając IR cudownym:
No matter what happens now
You shouldn't be afraid
Because I know today has been the most perfect day I've ever seen.
Tak, tak, znamy już te tekstowe ściemy. Tak jak Everything in its right place. Mhm, na pewno.
Ale, co by nie mówić, ta Yorke'owa niezgodność nastrojów (tekst-śpiew) zawsze robi wrażenie. Tu - ogromne.
***
O nowym RH będziemy pewnie jeszcze pisać. Tekstu o Animal Collective jak nie było tak nie ma. Co do pojedynku na szczycie (Dżem X Tęcze) - obstawiam długiego tajbreka.
Dzięki za uwagę i do usłyszenia, trzymajcie się ciepło, bo jesień jak...
sobota, października 06, 2007
true love waits

O, jeszcze coś, na osłodzenie czekania na "In Rainbows".
Creep (acoustic version) - flash
Z podziękowaniami i pozdrowieniami dla naszej ulubionej Rosany.
Subskrybuj:
Posty (Atom)