Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HEY. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą HEY. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, sierpnia 09, 2010

OFF sobota 2010



Kiedy piszę te słowa na głównej scenie OFF Festivalu kończy się prawdopodobnie koncert The Flaming Lips. Koncert, którego nie możemy oglądać z przyczyn niezależnych od organizatora, występ, którego byłoby mi bardzo żal gdyby nie: słaba trasowa setlista (złożona głównie z przestrzelonego Embryonica) oraz tancerze na złoto i ogólny, skupiony bardziej na formie niż na treści, trend w karierze tego znakomitego zespołu. The Flaming Lips trzeba było oglądać po The Soft Bulletin, ewentualnie po Yoshimi, teraz trzeba czekać w nadziei. Czego żal bardziej? Na pewno The Tallest Man on Earth, który swoim The Freewhelin' Kristian Matsson dopisał się do listy najlepszych singerów/songwriterów nowego stulecia. Damon & Naomi? Też szkoda, bo sam fakt obcowania z muzykami Galaxie 500 to duża przyjemność. Żałujemy również Shearwater (ale PS09, a Rook > The Golden Archipelago), No Age (to już było x3, ale zawsze jest świetnie) oraz The Raveonettes i Dum Dum Girls, ale ich widzieliśmy odpowiednio w Madrycie (niezapomniany koncert na jedno gardło, który odbył się w ramach trasy po najlepszym w ich dyskografii Lust Lust Lust) i Barcelonie (świetna końcówka tegorocznej Primavery). Tak więc z hedonistycznego punktu widzenia średnio, z kolekcjonerskiego - wszystko w porządku.

Nasz tegoroczny OFF to sobotni wieczór i cztery koncerty. Hey, który potwierdził, że gra swoją najlepszą trasę po swoim najlepszym albumie (widzieliśmy już we Wrocławiu, ale nie pamiętam, czy opowiadaliśmy), stosunek przerywany z Farinellim północy - zespołem Mew (Are you my lady, are you?), ale przede wszystkim dwa występy, które muzycznie otworzyły i zamknęły nasz tegoroczny offowy wypad.



Najpierw Dinosaur Jr. - zespół, który wygląda jak warsztaty fryzjerskie w Radomiu i który zgodnie z przewidywaniami zagrał koncert niesłychanie dobry, surowy i mięsisty. Joseph Donald Mascis pokazał, że po pierwsze - można ukraść wieczór na pożyczonym (od The Black Heart Procession i No Age) sprzęcie, po drugie - można być Gandalfem i Sarumanem rockowej sceny naraz i po trzecie - że po ponad ćwierćwieczu od założenia zespołu to wciąż trias, nie kreda. Pokazał też jak skupiać na sobie uwagę bez najmniejszego mizdrzenia się do publiczności, którą pozdrowił "na Rokitę" słowami Pierdol się Lufthanso! (to ona nie dostarczyła efektów gitarowych i części sprzętu). Muzycznie było bajecznie - tak jak na płytach Dinosaur Jr. często bywa. Łojenie z duszą - ostre, głośne, krnąbrne (chociażby w coverze Just Like Heaven Cure, który na żywo brzmi jeszcze lepiej niż na ogonie You're Living All Over Me), ciepło kapitalnie skrojonych numerów, kilka szybciej niż na płycie zagranych wymiataczy z Farmy (nie, nie Facebookowej) i bycie muzycznym Majstro przez duże M. Klasyka poza gablotą, riffy bez smyczy i zdeptane trawniki. No aż kupiłbym sobie te ich najki, gdyby tylko nie były takie brzydkie.


wideo: kpleb

No a potem to już Lali Puna, znaczy się Mjymce, nasi, ja? No. I tu już zupełnie inna historia i zamiast potwierdzenia jakości miła niespodzianka. Lalipuńczycy, zamiast zanudzać swoją średnią nową płytą, zagrali niezwykle do przodu, z żywą perkusją i znaną z płyt, ujmującą manierą wokalną Trebeljahr. Takie żywe wycinki ze Scary World Theory (tytułowy!) czy Faking the Books (Micronomic, a przede wszystkim Call 1-800-FEAR) to najlepsze, co może się przydarzyć po starciu uszu na Dinosaur. Piękny koncert, warto było.

Czyli co, OFF potwierdza klasę, Katowice jako miasto sprawdzają się średnio, ale na pewno lepiej niż Mysłowice, Trzy Stawy lepsze na festiwal niż Słupna, na forach bicie lansu, brylowanie i komiczne dysputy rankingowe, na polu namiotowym najpewniej lastfmowa wymiana statystyk, a przede mną mocno wzorowana na Primaverowej książeczka festiwalowa. Niezła, ale z koszmarnym tekstem OFF to po prostu sposób na życie. Przestańcie, to przecież taki fajny festiwal. Do zobaczenia za rok, my widzimy się o wiele wcześniej. Pozdrawiamy i do kontaktu.



EDIT (12.08): na offowym forum last.fm pojawił się koncert Dinosaur Jr. nagrany z radiowej Trójki, polecamy!

niedziela, grudnia 16, 2007

tres b / Muchy / HEY

Uwaga! Ostatnia część podsumowania roku 2007 (miejsca 5-1) znajduje się pod tą notką. Zapraszamy.



Poniższa relacja była pisana dla portalu G-punkt.pl. Tam też może być znaleziona.



Trzy mocne muzyczne strzały zamykają powoli koncertowy rok we Wrocławiu. tres B dają się poznać, Muchy promują świetny debiut, HEY obchodzi piętnastolecie.

Wielki napis „92-07“ z tyłu sceny przypominał wszystkim, którzy wybrali się 14 grudnia do WFF o głównej gwieździe wieczoru, jednak zanim na scenie pojawiła się wywoływana „Kasia!“ z zespołem, przed wrocławską publicznością zaprezentowały się jeszcze dwa muzyczne składy.


Jako pierwszy na scenie zameldował się międzynarodowy kolektyw tres b pod wodzą wokalistki Misi Furtak. Ograniczenia czasowe nie pozwoliły im pograć zbyt długo, tym którym było mało polecam zajrzeć na http://www.myspace.com/meetb.

Szybka zmiana sprzętu i za chwilę mogliśmy oglądać w akcji poznańskie Muchy. Główny set (Fototapeta / Brudny śnieg / Zapach wrzątku / 21 dni / Miasto doznań / Wyścigi / Galanteria) był prezentacją „Terroromansu“ - zdecydowanie najlepszej polskiej płyty roku 2007, ba, najlepszego krajowego debiutu ostatnich lat. Z pozapłytowych utworów usłyszeliśmy jedynie zagrane na bis „Half of that“. Czy koncertowo zespół jest tak dobry jak w studio? Chyba jeszcze nie, ale trzymamy: 1) kciuki, 2) za słowo – podobno ponownie odwiedzą Wrocław na wiosnę.


Przechodzimy do gwiazdy. Po świetnym październikowym koncercie Kasi Nosowskiej z zespołem, oczekiwania były spore. Zresztą HEY nie gra raczej słabych koncertów (niedowiarkom polecam album [koncertowy]). 15 lat bez poważniejszej wpadki to spory wyczyn w czasach, gdy sporo zespołów wysypuje się już na swoich drugich, góra trzecich płytach. Zawodu nie było i tym razem. Długi, około dwugodzinny występ ukazywał twórczość grupy przekrojowo, ale o nudnej lekcji historii nie mogło być mowy.
Wcześniejsze utwory (m.in. najbardziej wzruszający moment wieczoru, czyli przepięknie zaaranżowany „List“) świetnie brzmiały przeplecione kawałkami z płyt nowszych (kończący zasadniczą część koncertu „Byłabym“, wyśpiewana przez publiczność „Muka“ czy obowiązkowy na koncertach grupy tytułowy utwór z płyty [sic!]).
Co jeszcze? M.in. kilka słabszych momentów z niepotrzebnie zalatującą Mrągowem wersją wyświechtanego „Teksańskiego“ na czele. Za to na osłodę dwa covery – „Angelene“ PJ Harvey (jeśli nie słyszeliście jeszcze wersji z gościnnym udziałem Agnieszki Chylińskiej, koniecznie kupcie HEY – MTV Unplugged) oraz piękna, wyciszona wersja „So Real“ Jeffa Buckley'a z jego wspaniałego albumu „Grace“.

Muzyka jest sztuką na tyle osobistą, że trudno silić się na jakiekolwiek podsumowania. To może jakiś cytat? Z pomocą przychodzi właśnie Chylińska, która podczas wspomnianego koncertu HEY - „bez prądu“, życząc zespołowi wszystkiego najlepszego powiedziała: „No i grajcie dalej, k... mać“. Czego autor tej relacji również życzy czekając na kolejne dobre występy. Hey!

tekst: slejw
zdjęcia: mama slejwa




Niedługo wrzucimy też skany relacji Slejwa pisanych dla Dziennika.