środa, października 31, 2007

L4 + por fin en madrid



I wrote the news today in a tent outside the midway rides, and as my money flew, singing to their pockets, you could only know your shame, knowing what the good ones do. And when you see the bruises on my legs from kicking pills yeah, then you see how recklessly the pages are filled. Make headlines, believe them, come back. Want to be upside down, maybe thrown from side to side. Want to fall from the clouds, sailing like a ship at sea. Want to think out so loud that the fashion police break me. I wrote the news today in a tent outside the midway rides, and as my money flew, singing to their pockets, I... I filled the whole front page with the catchiest words I could find, believe me, come back. Fake headlines, believe them, come...

niedziela, października 28, 2007

chorość



Jestem chory. Tekst o Television przesunie się w związku z tym za relacje z Interpol i Wilco w Madrycie. Próbuję się leczyć mieszanką In The Morning Junior Boys (głównie Hot Chip remix) i Coldrexu MaxGrip C. Nie wiem czy to działa.

Najstarsze zwierzę na świecie to małż Wenus. Ma 405-410 lat, urodził się kiedy Szekspir pisał Hamleta. Jeśli istniał. Szekspir.

Skończyłem Biegunów. Forma r.ż. l.poj. tego słowa faktycznie jest krzywdząca. A książka świetna, naprawdę rewelacyjna.

Luzuję się New Pornos i Superfutrzastymi.

Ludzie, HOW I LONG to feel that SUMMER in my heart.

czwartek, października 25, 2007

With sky blue sky this rotten time wouldn't seem so bad to me now

Witamy. Po pierwsze, chciałbym wyrazić wielką radość z powodu przegranej partii braci K. w wyborach. Już, dzięki. Możemy iść dalej.

Jesień wciąż jest jak wiadomo co, stąd tytuł notki (z nowego Wilca).
Tekst o Wilcu (nowym też) bardzo niedługo, bo już 9.11 koncert w Madrycie (bilety, razem z tymi na Interpol i New Pornographers leżą sobie w Yokowej szufladzie).

A teraz załatwimy kilka spraw bieżących i będę mógł zapowiedzieć coś fajnego ;-)

1) Recenzje In Rainbows.



Boli żenujące buranie się na system dystrybucji (albo że to brak szacunku - uwaga zupełnie niepoważna w erze 'home taping is killing music industry and it's fun', albo że sposób odwrócenia uwagi od "słabego materiału" - no, kochani, niektórzy najwidoczniej atmosferą spiskowości IV RP zdążyli nasiąknąć). Ale to jeszcze nic - właśnie stęki na ten podobno słaby poziom są dla mnie niezrozumiałe. Kwestie interpretacyjne nachodzą na ocenę wartości, fuj fuj. Kiedy Messi (Go Argentina!) strzela gola dla Barcelony, albo Ana Ivanovic (szacun i podziw) kończy mocarnym forehandem z niezwykle trudnej pozycji, nie patrzymy na to, że podwinęła się skarpetka. Panie i Panowie, ja wiem, że nieźle jest pojeździć sobie po geniuszach, rozumiem też, że nie dla każdego może to być szczyt marzeń. Ale recenzent patrzy na surowy kawał muzyki - tu, rewelacyjny, na najwyższym poziomie. Każdy przyrządzi sobie z tego kawałka co tylko będzie chciał. Amen.

PS. Na Metacritic okolice 90. Krzepiące.

2) Nowe teledyski.

Wspomniałem o The New Pornographers - ogromnie się cieszę, że zobaczymy ich na żywo. Z tego co wiem, jest dobrze - i ustawodawczo (setlisty) i wykonawczo (forma). Władza sądownicza to my.

Tymczasem chodź pomaluj mój świat na:



No i Zespół-O-Którego-Nowej-Płycie-Nie-Mogę-Mówić, w jednej z najpiękniejszych piosenek jakie mają w swoim repertuarze.



3) Trójkowe audycje.

Naprawdę polecam:

Offensywa - wiadomo.
Myśliwiecka 3/5/7 - nowy Stelka.

i świetne

Zjednoczone Królestwo Metza.

Całą pierwszą audycję (Peel!) i większość drugiej udostępniam (w formacie mp3) na życzenie ;-)

A jesli już o ZK mówimy to polecam zespół, który poznałem w audycji w zeszły piątek:

4) Kotki Dwa.

Niepolsko-polski z polską nazwą. Jest w ich muzyce coś urzekającego - jeśli "Parachutes" Coldplay to dwór i pałac to Kotki to bardzo fajne przedmieścia.

Kotki Dwa.
Na stronie m.in. kilka darmowych mp3. Ze 4 chyba te mp3.

5) Nosowska.

Fantastyczny koncert w WFF we Wrocławiu. Wielkie, monstrualne czapki z ogromnych głów przed Artystką i Zespołem. Ekstraklasa.

6) Zapowiedź.

No i wiadomość chyba najważniejsza. Nie wiem czy recenzje na bok czy nie, ale... teksty o zespołach na horyzoncie. Przekrojówki, ale raczej zwięzłe i z dużą ilością cytatów i YouTube'owych linków. Pierwsi w kolejce niezwykli, wspaniali i porywający

TELEVISION.

Do napisania! :-)

środa, października 17, 2007

Radiohead - In Rainbows - 9/10



Bardzo interesująca uwaga na pitchwidelcu się pojawiła:

"Like many music lovers of a certain age, I have a lot of warm memories tied up with release days. I miss the simple ritual of making time to buy a record. I also miss listening to something special for the first time and imagining, against reason, the rest of the world holed up in their respective bedrooms, having the same experience. Before last Wednesday, I can't remember the last time I had that feeling. I also can't remember the last time I woke up voluntarily at 6 a.m. either, but like hundreds of thousands of other people around the world, there I was, sat at my computer, headphones on, groggy, but awake, and hitting play"
(Mark Pytlik, pitchforkmedia.com)

No i nie było tak? W świecie leaków (czyżby hydraulik Mario zawiódł?) droga dom-sklep-dom zamieniła się w drogę 0 % - 100 %. Co ciekawe - ekscytacja przetrwała - łapałem się na pospieszaniu autobusu, pstrykałem w niebieski pasek downloadu.

Ciekawostka: do 11.10 sprzedało się podobno ok. 1 200 000 "egzemplarzy". Nieźle jak na produkt bez oficjalnej okładki (fanarty tutaj: http://design.defymusicgroup.com/ir/ir.html).

No ale do treści, do treści. Odbiór In Rainbows zbiega mi się z odbiorem "Biegunów" Olgi Tokarczuk (highly recommended). "Być może najlepsza książka Tokarczuk" - piszą jedni, "Być może najlepsza płyta Radiohead" - drudzy. Pierwsi, być może, się nie mylą. Drudzy owszem.

TO NIE JEST OK COMPUTER. Kid A też nie. Z jednej strony szkoda, z drugiej who cares. Jeśli każda nowa płyta RH byłaby tak dobra to zżarłyby nas wątpliwości - czy to ziemia jeszcze czy może już wręcz przeciwnie? A tak there's nothing to fear and nothing to doubt.

ALE

..........
......
...
..

TO JEST NIESAMOWICIE PIĘKNA I BARDZO DOBRA PŁYTA.

Ten kwintet to kwintesencja tego co najpiękniejsze w muzyce rockowej, popowej, whatever. Na wysokości czterdziestej sekundy pierwszego utworu Radiohead pokazują, że bez wysiłku osiągają poziom dla 90 % nieosiągalny.

1. 15 Step - świetny początek w stylu "ja też muszę słuchać różnych pańskich odglosów" - wymieszane instrumentarium, fajny beat i już słychać, że Selway na Tęczach wymiata aż miło. I ta Amnesiacowa końcówka utworu na dodatek. Tzw. "No no".

2. Bodysnatchers - bardzo do przodu, truchcik dla zaawansowanych. Nawiązka do Smiths w:

Has the light gone out for you?
Cause the light's gone for me


- przypadkowa czy nie - bardzo zacne.

3. Nude - piękne i z kandydatem do najpiękniejszego dwuwersu albumu:

Now that you've found it, it's gone
Now that you feel it, you don't


No i wokal, wokal, wokal. Bardzo się stęskniliśmy.

4. Weird Fishes/Arpeggi - to też jest bardzo dobry numer, chwalony wszędzie, faworyta fanów itd. Morski! I w dobrym miejscu, bo luzuje trochę między wymiataczami.

5. All I Need. Odpowiedź na moje pytania o ulubiony utwór po pierwszych przesłuchaniach w ok. 3/4 przypadków brzmiała "piątka". Trudno się dziwić. Wyściółka wokalnej drabiny (ależ jesteśmy pretensjonalni dziś wieczór) rozgniata (rozkmińcie, proszę, stosunek muzyka-śpiew na wysokości chociażby I am a moth who just wants to share your light No i ta "Nosurprise"-owatość, noooo...).

You are all I need
You are all I need
I'm in the middle of your picture
Lying in the leaves

It's all wrong
It's all right
It's all wrong


"Jesień jak chuj, nie?" zapytała Karolina i jest to pytanie jak najbardziej na miejscu. Tak, Karolino, jesień jak chuj.

Jedziemy dalej.

6. Faust ARP - miniaturka godna najlepszych cedeczek ever. Ale jak dziś przypomniałem sobie głośno i na słuchawkach Fitter Happier (na wysokości disneylandowego nocą kościoła - Krucza, Wrocław) to w sumie, hm, jak tu ich rozliczać z miniatur. No rządy silnej ręki.

7. Reckoner. Kolejna miazga, Redhotowy początek + energia w klatce. Na koncertach, z tego co widziałem na Tubie, miecie aż miło. A tu schowane takie. "Co to jest? Uderzyło poszło w kąt i śmieje się?" No i już wiemy, że to Reckoner.

8. House Of Cards. Luz, wakacje, I don't wanna be your friend, I just wanna be your lover. Panie Tomaszu, cóż to??? Robi wrażenie. Westernowo trochę? No może i tak, ale pierwsze objawy były już na HTTT, więc nie ma co się dziwić.

9. Jigsaw Falling into Place. Dziwnie umiejscowione, bo bardzo przebojowe. Ktoś gdzieś pisał, że brakuje porządniejszego "jebnięcia" na IR. Może to i prawda, ale jeśli patrzeć na poziom chwytliwości niektórych elementów to naprawdę jest świetnie.

10. Videotape. No i tu był problem bo zobaczmy jak oni kończyli płyty:

1) Blow Out
2) Street Spirit (Fade Out)
3) The Tourist
4) Motion Picture Soundtrack
5) Life in a Glass House
6) A Wolf at the Door

Więc umówmy się - jest to "grupa śmierci".

Ale z całkowitym spokojem możemy tu dopisać:

7) Videotape.

Ten "nokturn", jak powiedziała Katarzyna, kontynuuje metodę ścielenia z "All I Need" wykańczając IR cudownym:

No matter what happens now
You shouldn't be afraid
Because I know today has been the most perfect day I've ever seen.


Tak, tak, znamy już te tekstowe ściemy. Tak jak Everything in its right place. Mhm, na pewno.

Ale, co by nie mówić, ta Yorke'owa niezgodność nastrojów (tekst-śpiew) zawsze robi wrażenie. Tu - ogromne.

***

O nowym RH będziemy pewnie jeszcze pisać. Tekstu o Animal Collective jak nie było tak nie ma. Co do pojedynku na szczycie (Dżem X Tęcze) - obstawiam długiego tajbreka.

Dzięki za uwagę i do usłyszenia, trzymajcie się ciepło, bo jesień jak...

sobota, października 06, 2007

i jeszcze za darmo

w oczekiwaniu na kieszonkowe/stypendium/wypłatę:

1) z najbardziej kreatywnego polskiego muzycznego stada, czyli stada Much:



Drivealone - Letitout EP
a tu majspejs

Bardzo niepolskie, co w przypadku muzyki często bywa komplementem...



2) z Florydy, ożywcze bardzo, chwytliwe również ; czyli kiedy już Devendra zmęczy się tańczeniem, proście ich - BLACK KIDS



majspejs i tam do pobrania cztery utwory.


Polecam wszystko, przede wszystkim otwieracze!

Devendra Banhart - Smokey Rolls Down Thunder Canyon - 8/10

Kiedy wjedzie się windą na kolumnę/pomnik Kolumba w Barcelonie, po jednej stronie widać ścisłe centrum miasta, potem dalsze dzielnice, obrzeża i tak dalej. Po drugiej stronie jest port, plaża i morze.
Kiedy popatrzy się na wszystkie płyty Devendry Banharta wydane przez 2007 rokiem widać ścisłe centrum twórczości (powiedzmy, „Cripple Crow“), potem dalsze dzielnice, obrzeża i tak dalej. Po drugiej stronie jest morze.


Zaczynać płytę numerem o Kolumbie („Republika marzeń“, pamiętamy) jest o tyle ryzykownie, że ten (jak się ostatnio okazało) Katalończyk (Bar-ca!) kojarzy się raczej jednoznacznie. Mówię więc od razu - „Smokey...“ nie jest albumem odkrywczym, a morze, które widzimy z poziomu „Cristóbal“ (śliczny duet z Gaelem Garcią Bernalem) nie jest morzem nowych żąnrów i świeżego przypływu. Ale, who the fuck, myśli o przypływie i żąnrach, kiedy jest gorąco (no ja wiem, październik, ale wczuwamy się, tak?) a przed nami bezmeduzowy (czasem się dłuży, czasem niedosyty, ale spektakularnych, parzących wpadek brak) ocean w pełnej krasie z chłodną, przyjemną wodą i możliwością skakania przez fale.


Zaprawdę powiadam wam, że tym whothefuckiem nie jestem ja. Tak jak mówiłem, ta płyta jest ciepła (chociaż to słowo trochę spalone, tak jak optymizm, pozytywność itp.). Ja się strasznie cieszę na bieganie po plaży z Carmensitą za ucho. Nie sądze, aby był to utwór kluczowy, ale otwieram sobie ci ja „Przekrój“ ostatnio a tam cytat z Devendry: „Chciałbym po prostu, żeby moje piosenki budziły w ludziach reakcje typu: Chodź, potańczymy sobie w kuchni, maleńka“. No więc ja, jako maleńka, jestem gotowa na wszystko z tym przeuroczym brodaczem, który napełnia moje uszy całym tym tropicalismem (brazylijski nurt, na którym D.B. wzorował swoje freakfolkowe natruralismo, temat na osobny post, jak już przesłucham Os Mutantes) pięknie zagranym i wyprodukowanym. Kiedy słyszę jak on śpiewa:


si la noche te persigue entregate a ella
o dile que tienes dolor de cabeza

(wg tłumaczenia Yokowej, podmiot liryczny wykręca się przed seksem z nocą, czyli takie „Date with the night“... NOT!)


to wymiękam tak, jak na plaży Barcelonety (na zdjęciu z kolejki) zajadając porą wieczorną magdalenki.

A to przecież nie wszystko! Dałem wczoraj „Seahorse“ na YouTube? Dałem. Posłuchajcie jeszcze np. „Seaside“ (oj ładne!). Więc to jest właśnie widoczne tam. To, czyli radość grania, hipi-lot, lato miłości, wynajęty dom przy Kanionie i fan grający na kalimbie. Home Taping Is Killing Music Industry... And It's Fun, anybody? No i właśnie, tutaj też industry swoje, a my się cieszymy.

No dobrze, a np. melorecytacja w „Shabop Shalom“? A grubaśna książeczka z rysunkami (jak zdołam dogadać się ze skanerem to oczekujcie próbek)? A kojąca Rosa? A wspomnienie „The Body Breaks“ z Poznania? Celowo tak mieszam z płyty i spoza, bo mimo że „Smokey...“ to coś innego niż reszta tworczości Devendry to jednak naturalismo wciąż jako wspólny mianownik („Krzysztof, siadaj i pisz: mam problemy z ułamkami i prostymi działaniami“) jest bardzo istotny.


All I wanna do is dance, pisałem? No i właśnie tak, maleńka. Bo wysoka ocena nie wynika z tego, że „eeee, niezła płyta, obiorę sobie przy niej kartofelki“, tylko rzucasz w cholerę kartofelki i tańczysz w morzu pełnym piękna. Pop matters!

true love waits


O, jeszcze coś, na osłodzenie czekania na "In Rainbows".

Creep (acoustic version) - flash

Z podziękowaniami i pozdrowieniami dla naszej ulubionej Rosany.

siostry, orgazmy i tańce

Daleki jestem od mędliwości spod znaku "kiepskiego roku muzycznego", ale muszę przyznać, że na tle 2007 kilka poprzednich wypada dość blado. Za 5 dni ukazuje się nowe Radiohead (czy ktoś ma wątpliwości, że to temat na osobną relację?) co powinno już kompletnie ustawić sprawę zajebistości tego roku, ale zanim...


No właśnie, pamiętacie Maltańską Americanę (zdjęcie: www.nowamuzyka.pl)? 4 koncerty jakich w Polsce nie było przez kilka lat w ciągu jednego dnia to raczej torturowanie obfitością, ale nie mieszkając w żadnej z zachodnich stolic trzeba ten 'festiwalomasochizm' polubić. Cottoning czas jednak skończyć, do rzeczy. Na Malcie grali dla nas: Devendra Banhart (jako pierwszy), CocoRosie (nr 3 ; na życzenie wrzucę mp3 "Noah's Ark" zrobioną z zapisu z TVP Kultura), (zamykający) Animal Collective i (drudzy) Antony and The Johnsons. Pierwsza trójka wydała w tym roku płyty. Tak, są dobre.


Z CocoRosie nie jestem na świeżo, faza wielkich przesłuchań nastąpiła przed ich świetnym koncertem w CSW (zagrały Turn Me On ; chwała Wam za to, siostry, żebyście już nigdy nie musiały nagrywać płyty w ciasnej łazience!).

O obcowaniu z twórczym orgazmem Animal Collective długo jeszcze nie będę mógł mówić. Dżemik to jedna z najlepszych płyt ostatnich lat, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Póki co, możecie połączyć się ze mną w ekstazie za pomocą serwisu Ty Tubo.




Devendra Banhart - Smokey Rolls Down Thunder Canyon
Pierwsza recenzja na nowym LTB będzie więc dotyczyć nowego Devendry. Ścieków, brudów z mopa i innych mokrych ścier spadło na ten album tyle, co na św. Aleksego podczas jego zalegnięcia pod ciągiem komunikacyjnym. Ale nie ma co wierzyć malkotenckiej brygadzie, kiedy pisze dla Was łatwo zachwycający się slejw.

Ale zanim zachwyty, proszę się wkręcać, wracam po śnie i opowiadam o jednej z najprzyjemniejszych i najcieplejszych płyt jakie znam. "All I wanna do is dance" chciałoby się powiedzieć cytując pewne małpy na G.

czwartek, października 04, 2007