Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maika Makovski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Maika Makovski. Pokaż wszystkie posty

środa, maja 26, 2010

PS10 - przystawki

Cześć!

Jak nieregularnie to nieregularnie - pocztówka z Barcelony jest jedna i na ostatnią chwilę, bo przecież już dziś wieczorem zaczyna się właściwy festiwal. Barcelona przypomniała nam się z najlepszej strony i znowu poczuliśmy się jak wtedy, gdy tu mieszkaliśmy, a miejscowa ludność rozpoznawała w nas raz Rosjan chcących kupić złoto, raz katalońskich studentów okupujących uniwersytet.



Do rzeczy - w poniedziałek mieliśmy zobaczyć The Ruby Suns, ale te nowozelandzkie śpiochy zamieniły się miejscami z Maiką Makovski (żeby rano wstać na owsiankę i samolot) i to na jej koncert w końcu trafiliśmy. No NowoŻalLandia, trochę się chyba obrażamy. Nie po to przecinamy dzielnicę Raval, w której spora część mieszkańców wygląda jak arabska młodzieżówka Budki Suflera, żeby oglądać po raz kolejny Maikę.



Było jednak w porządku, czasami całkiem fajnie, czasami nieco pretensjonalnie, ale bez większych wpadek, z naprawdę niezłymi momentami i chyba lepiej niż na poprzedniej Primaverze.



A potem przyszła środa i koncert Los Campesinos! - koszmar super niani i amatorów muzyki windy. Wielkie tłumy przed wejściem i liczenie ludzi (w duchu dziękowaliśmy Maice za poniedziałkowe zaobrączkowanie). Co w programie? Wyraźny niepokój ruchowy w zakresie dużej i małej motoryki, niemożność pozostawania w bezruchu przez nawet krótki czas, podrywanie się z miejsca, przymusowe wymachiwanie rękami.



Poza tym - świętowanie czternastych urodzin perkusisty i oblewanie go szampanem (tj. cavą), wparowanie w publiczność podczas kończącego zasadniczy set Sweet Dreams Sweet Cheeks , które zapowiadało jeszcze większe wparowanie w publiczność podczas bisowego Broken Heartbeats Sound Like Breakbeats. Inne highlighty to na pewno Sea z nowej płyty, We Are Beautiful, We Are Doomed z uroczą zapowiedzią: This one is for the locals, not for you, fucking Brits, behave yourself i Miserabilia (wideo niżej), naprawdę to show to kids. Świetny koncert, równie dobry jak ten w Razzmatazzie i jeśli One blink for yes Two blinks for no to mrugam razy trzy, ale oczywiście trzy razy jeden.



czwartek, sierpnia 20, 2009

Primavera Sound 2009 - dzień trzeci



17:00 Maika Makovski



Maika Makovski > Majka Jeżowska

17:30 Ariel Pink’s Haunted Graffiti



Gorąąąącoooo! I jakoś tak dziiiiwnieeee. Ale całkiem faaaajnieeeee i iiinteresuująąącooo. Ogólnie Pink trochę poniżej oczekiwań, ale z pozytywnym bilansem.

18:15 Shearwater



Bardzo przyjemna niespodzianka. Entuzjastycznie przyjęty przez krytykę "Rook" nie zrobił na nas wielkiego wrażenia, więc nie nastawialiśmy się specjalnie, a tu świetny koncert. Stojący obok Artur Rojek mówił do kolegi, że zajebiście, więc trzymajcie kciuki za Shearwater na OFFie.



19:30 Plants & Animals



Przyjemny, ale nierówny koncert - miejscami nużący, miejscami bardzo fajny. W porządku, jeśli nawet z rozczarowaniem to malutkim. No a potem…

21:15 Neil Young

… długa przerwa, bo jak gra Neil to nie gra nikt inny. To pewnie trochę wstyd nie zachwycać się Neilem, ale trudno, najwyżej z lansu nici. Było średnio, długo i zbyt nijako żeby porwać. Może to kwestia zmęczenia, może nie. Odwiedziliśmy pana Jacka Danielsa i wszystko się ułożyło.

23:30 Liars



Świetnie, ale czemu tak krótko?! Nakładka Liars/Deerhunter była chyba najbardziej okrutną w tym roku. Zaczęło się gęsto, ciemno, mrocznie i mocno. Czerń brzmienia była wręcz Schulzowsko namacalna. A kiedy już się rozkręcili, my z ATP przemieszczaliśmy się na scenę Rockdelux, bo tam zaczynali:

23:50 Deerhunter



Koncert Deerhunter z Primavery do odsłuchania/pobrania TUTAJ.

„To może być jedna z najlepszych chwil w moim życiu” powiedział Bradford i nie wyglądało to na kokieterię. Koncert Deerhunter wypadł rewelacyjnie, jeszcze lepiej niż na Primaverze 08. „Hazel St” wywołało u mnie najprawdziwsze dreszcze, zachwycająco zabrzmiało "Microcastle". Duet paralizatorów z ostatniej płyty - "Never Stops" i "Nothing Ever Happened” nie zawiódł, i w ogóle „jjjjaaaaciiiięęę”!

01:00 Gang Gang Dance + Do widzenia


foto: Studio koku

Musieliśmy odpuścić Sonic Youth, ale trudno, oni byli na Open'erze. Natomiast Gang Gang Dance - twórcy jednej z najlepszych płyt 2008 zakończyli nam festiwal w sposób nadzwyczaj udany. Było tajemniczo, żywiołowo, zmysłowo i pasjonująco. Dziwna prośba o skandowanie imion znajomej pary artystów nie zepsuła świetnego efektu. A przecież tylu zespołom by zepsuła! Gang Gang Dance unosili się nad scenę i wszystko jest im wybaczone. A teraz już czekamy na (PC09 i) PS10. Na kolejną edycję naszego ulubionego festiwalu.