Pokazywanie postów oznaczonych etykietą british sea power. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą british sea power. Pokaż wszystkie posty

środa, lutego 16, 2011

Wideo dnia #179 + nowe przesłuchy / PREMIERY 2011



Bardzo dobrze się składa, że już teraz możemy czekać na:

RESZTĘ LUTEGO:

- King of Limbs Radiohead (w sobotę),
- We’re New Here Gil Scott-Heron And Jamie Xx (21.02; dobre),



- Best of Gloucester County Danielson (22.02),

MARZEC:

- Belong The Pains of Being Pure at Heart (marzec),
- Wounded Rhymes Lykke Li (1.03),
- Build a Rocket Boys! Elbow (7.03 ; rzut ucha na cały album tutaj),
- Collapse Into Now R.E.M. (8.03),
- No Color The Dodos (14.03),
- Angles The Strokes (21.03),
- Gimme Some Peter Björn & John (28.03),

KWIECIEŃ:

- Raven in the Grave The Raveonettes (4.04),
- Blood Pressures The Kills (5.04),
- Share the Joy Vivian Girls (12.04),
* - Nine Types of Light TVOTR (12.04),
- Tomboy Panda Bear (12.04; Last Night At The Jetty w wersji płytowej tutaj),
- Walk the River Guillemots (18.04),

MAJ:

- Helplessness Blues Fleet Foxes (2.05),
- 5 Lamb (5.05),
- Eye Contact Gang Gang Dance (9.05),
- Live Fantastic Man Man (10.05),
* - Street of the Love of Days Amor de Días (Alasdair MacLean - Clientele i Lupe Núñez-Fernández - Pipas; 17.05),
- Codes and Keys Death Cab For Cutie (31.05),

CZERWIEC:

* - Suck It and See Arctic Monkeys (6.06),
* - It's All True Junior Boys (14.06).

[niektóre piosenkowe zapowiedzi znajdziecie tutaj] ; * - edit

*** LENIWY LINK, czyli wiosenno-letnie premiery na Pitchforku

Styczniem i początkiem lutego niepodzielnie trzęsie królowa PJ w wielkiej formie, dwór wypełniają natomiast płyty słabe, przeciętne i - co najwyżej - niezłe. Zawodzi The King Is Dead - nowe, przeproszczone Decemberists, ani przez chwilę nie zbliżające się poziomem do berlińskiego koncertu sprzed 4 lat (14.02.07), fantastycznych płyt 1-4 (czy nawet do słabszego Hazards of Love) i dowodzące, że o wiele więcej muzycznej ekscytacji przynosi jednak zgon królowej. Dalej - nowa, ocierającą się o nieporozumienie płyta Hercules and Love Affair, nudne Tennis, nie nawiązujące Cut Copy (po 1. przesłuchaniu uszy robią Australijczykom to) i przehajpowany James Blake, którego faktycznie słucha się jak przyzwoitego remix-albumu Antonego. Z rzeczy przyjemniejszych - zupełnie niezłe, ale znów - żadne w porównaniu z debiutem - The Go! Team (fajne to z Best Coast, jak radiowy poprock niektórych numerów Hole, dobre dobre), solowa basistka Vivian Girls - La Sera (I Promise You!), utrzymujące się na powierzchni British Sea Power (świetny otwieracz) czy tradycyjnie dobry Destroyer.

W ramach protestu gramy - zupełnie bokiem - początek nowej składanki Clubu Fonograma. Wiedzieliśmy, że Argentyńczycy nie przejdą nad chilijskim 2010 (np. o, i o) do porządku dziennego i nie pomyliliśmy się, bo ustawka z wąskimi zaczyna się już teraz. Nuevas bienvenidas Amor Elefante to zamknięta w małym puzdereczku kropla gitarowej krwi, 'na zdrowie' wystrzelona w podziurawioną paszczę Atakamy. To co - Panie z Wami!

środa, listopada 03, 2010

Wideo dnia #149 [+ pierwsze zapowiedzi 2011]



No dzień dobry!

Witamy przed wywczasem (w związku z nim zapowiadamy kolejną miejską playlistę), po nowości zapraszamy pod kreskę, a teraz gramy nowe wideo do Terrible Love The National. W klipie m.in.:

- nietrzeźwiejący lider,
- ole olek, czyli wiec-koncert na pocieszenie po dzisiejszych wynikach USA-wyborów,
- Matt i fanki jak z napisów po Jerrym Springerze,
- ożywiona okładka debiutanckiej płyty,
- przesłanie na bananie
- i oczywiście zapowiedź listopadowych Katowic (+ lutowych koncertów w Krakowie i Warszawie).





ŚWIEŻE PRZESŁUCHY:

- wspomniany w relacji z 1. AFF zespół Jarmuscha - The Del-Byzanteens, czyli coś więcej niż tylko muzyczna ciekawostka - rytmicznie i w klimacie czarnego ogryzka Nowego Jorku ; nic wielkiego, prosto i mroczno, do zapamiętania nie jako całość, ale fragmentami jak najbardziej. Prawie jak w żarcie z "Inaczej niż w raju" - Here, let me tell you a joke, all right? There's three guys, and they're walking down the street. One guy says to the other one, "Hey, your shoe's untied." He says, "I know that." And they walk... No... There's two guys, they're walking down the street, and one of them says to the other one, "Your shoe's untied." And the other guy says, "I know that." And they walk a couple blocks further, and they see a third friend, and he comes up and says, "Your shoe's untied." "Your shoe's un - " Aaah, I can't remember this joke. But it's good.


Muzyczne dokonania Jarmuscha można porównać do filmowych Waitsa - tylko odskocznia, ale mimo wszystko warta zachodu.

- dalej - nowości - świetna okładka, ale słaba płyta, czyli Clive Tanaka i jego orkiestra. Konkurs na znak kanji przedstawiający chillwave odwołany.

- poza tym Margins - miałki solowy Paul Smith. Spory zawód, bo tak go lubimy za dwa pierwsze Maximo, fragment trzeciego, pląsy na Summer of Music i wyznawanie Fitzgeralda.

Głowę bym dał, że było coś jeszcze, ale nawet jeśli, to na pewno średnio ciekawe. 2010. wypstrykał się z dobrych płyt. Jeszcze dwa pełne miesiące, a tu jaja puste i najwyraźniej zimową porą czeka nas dyskusyjny klub muzyczny (też dobrze!), bo najciekawsze zapowiedzi (oprócz Pandy, którego nie ma i nie ma) wpisujemy już w nowy kalendarz.

2011 - CZEKAMY:

- styczeń - Destroyer - Kaputt,
- styczeń - The Decemberists - The King Is Dead











- styczeń - Hercules & Love Affair - Blue Songs,
- styczeń - Iron & Wine - Sam Beam niczym San Epid radzi: Kiss Each Other Clean,
- luty - Cut Copy - Zonoscope,
- Valhalla Dancehall - British Sea Power,
- Live Fantastic (oj, prawda) Man Man,


zdj.: Amanda Bruns

- Vivian Girls - Share the Joy,
- & our fav fake japs - Fujiya & Miyagi - Ventriloquizzing.

Wszystkie "ej, wy, a co z..." mile widziane, a tymczasem I got three passports, a couple of visas, więc do przeczytania w miejskiej playliście!

piątek, czerwca 06, 2008

PRIMAVERA SOUND 2008 - dzień 1.

PRIMAVERA SOUND 2008 - Barcelona - 29-31.05.2008


scena Vice Jagermaister ; zdjęcie - my

[ credits: zdjęcia pochodzą głównie z serwisu www.drownedinsound.com, jeśli są z innego źródła - jest to zaznaczone w podpisie ; clipy z youtube'a: głównie naszego autorstwa, jeśli nie to też podajemy autora ]

Ogólnie - best fest ever! Ma skład soczysty jak paragwajska brzoskwinka, dni są wypełnione po brzegi świetną muzyką (spokojnie mógłby potrwać 4 dni, czasem nakładają się na siebie naprawdę świetne występy), organizacyjnie wszystko gra (omg, miła ochrona mówiąca po angielsku ; jedyny '-' to 'papierowe' opaski = padaka po każdej kąpieli), herbatę i kawę sprzedaje sobowtór Scarlett Johansson... No i położenie! Niesamowite. Open'er jest festiwalem obok morza, Primavera jest festiwalem nad morzem. Bez obrazy - Open'era bardzo lubię, ale barceloński Parc del Forum wymiata i to po całości.

6 scen:

CD DROME - mała, ale zadaszona, ok,
ESTRELLA DAMM - duża w centrum, poza tym tam odbył się pewien koncert, o którym później...
ROCKDELUX - największa, do wyboru płyta albo schody, z których widać morze,
ATP - klimatyczna, trochę schowana - też płyta/schody,
VICE JAGERMEISTER - nad samym morzem, tuż obok sceny przepływają żaglówki, muzyk zespołu Man Man forsuje płot i jest już bardzo blisko natury,
AUDITORI - duża, bardzo dobrze nagłośniona, nowoczesna sala z morskimi motywami wnętrza i zewnętrza.

No i sama Barcelona, mmmm, aż sobie włączyliśmy znów 'Pasażera' Antonioniego.

Ale konkretnie, po kolei, może z pominięciem garmażerki, ok? Po wymianie biletów na opaski+karty i otrzymaniu książki (nie książeczki, książki, spore bydle z opisem wszystkich zespołów i zdjęciami ; fajne) oraz spotkaniu z naszą dobrodziejką R. (besos gigantes) udaliśmy się na pierwszy koncert festiwalu.


The Marzipan Man - CD DROME - 3/10

Ej no! To miał być jedyny tego typu koncert na PS08. Jordi Herrera, czyli boss przedsięwzięcia rzekł, że jego zespół to "a character of a children's story that lives in a magic unreal world where the animals are the main characters". No i pięknie, od razu mi weszło so głowy Ys Joanny, trochę Black Rider Waitsa (btw: Waits w Barcelonie w lipcu, ale za 100 euro najmniej, chyba staniemy pod salą i przystawimy szklankę)... A tu raczej bieda. Ściągnąłem ich jeden utwór przed tym koncertem i wydawał się być całkiem fajny. Koncert fajny nie był. Gdyby children's stories były tak kakofoniczne i nieskładne owi children już dawno wypieprzyliby je poza kojec. Wrzask, słabe zgranie, bez klimatu. Kilka przebłysków nie wystarczyło by podciągnąć to wyżej niż do 'trójki'. Z pewnym potencjałem i ciekawym pomysłem pozostaje więc na razie ten zespół.


MGMT - ROCKDELUX - 7,5/10



Po krótkim wypadzie w strefę gastro przenieśliśmy się pod dużą scenę (dokładniej: do pierwszego rzędu) żeby panowie z MGMT zmietli z nas resztki marcepanu z Pana Marcepana. No i zmietli. Co prawda gdyby postawić ich obok Budki Suflera i Państwa Gucwińskich, niektórzy mieliby problem z wybraniem elementów, które nie pasują, ale nie dla oczu to miała być uczta, nie?

Zaczęli od Weekend Wars - smutnego utworu o braku wagonu restauracyjnego w pociągu Prząśniczka, którym główny bohater udaje się na weekendowy wypad. Ciężko komponować koncert mając jedną płytę i brak pomysłu na układ trochę uwierał, ale tylko trochę, uwierzcie. Podobno MGMT byli kiedyś bardzo słabi koncertowo - na szczęście już nie są. Świadkowie? M.in. rozbabrana, ale bardzo fajna wersja Kids, świetne Time to pretend i wzruszające Pieces Of What (wideo poniżej). 'Cukrowa uczta dla zmysłów' pisał o Oracular Spectacular recenzent Uncuta. No dokładnie.


MGMT - Pieces Of What ; wideo - my


THE NOTWIST - ROCKDELUX - 6,5/10



Trochę się bałem że to będzie, parafrazując reklamę Seata, "niemiecka fantazja i hiszpańska precyzja", ale nie. Grając taką muzykę chyba ciężko jest koncertować. Można albo wzmocnić, albo rozciągnąć, albo próbować zachować intymny, elektroniczny charakter kawałków. Opcja urockowienia utworów granych na żywo - to wybór The Notwist. Czy słuszny? Nie wiem, musiałbym dostać próbkę pozostałych. Anyway - był to niezły koncert z bardzo dobrymi momentami w postaci Pilot (z refrenem wyśpiewanym przez publiczność - budujące przeżycie), This Room (wideo poniżej) Neon Golden czy choćby nowego singla. Czasem robiło się nudnawo, czasem siadała atmosfera (głównie przez wspomniane rozciąganie, po które też Niemcy sięgali), ale generalnie udało im się jakoś wygrać ten występ. Większej ilości niemieckich zwycięstw w najbliższym czasie sobie nie życzymy.


The Notwist - This Room ; wideo: Stereogram2008


BRITISH SEA POWER - VICE JAGERMEISTER - 8/10

No a teraz musztarda przed obiadem, czyli rehabilitacja Do You Like Rock Music? na LTB. Owszem, jest na tej płycie kilka kawałków, które wciąż mnie irytują i to się chyba już nie zmieni, ale... potrzebowałem tego absolutnie świetnego (do czasu, o tym za chwilę) koncertu żeby DYLRM? mnie ruszyło. Zaczęło się znakomicie od All In It przechodzącego w Atom (wideo poniżej). Potem m.in. kapitalne wersje Waving Flags, No Lucifer, ale też Lights Out for Darker Skies czy Down on the Ground - numerów, których nie doceniłem.

W kwestii samego koncertu - jeden z najmocniej i najbardziej sugestywnie poprowadzonych setów jakie widziałem do momentu zupełnie niepotrzebnej outro-błazenady w postaci stawania na rękach, wchodzenia na głośniki itp. itd. Siła grania powalająca, utwory wygrzane bez najmniejszego ckliwego pitolenia, a przecież niektóre wzruszające. Mam nadzieję, że na OFFie lepiej rozegrają końcówkę. Wtedy może być to najlepszy koncert festiwalu.


British Sea Power - All In It + Atom ; wideo - my


PORTISHEAD - ROCKDELUX - 7,5/10



Obok Tindersticks - najsmutniejszy koncert na tegorocznej Primaverze. Smolistą czerń, gęstość, przygnębienie, przerażenie - wszystkie kluczowe czynniki swojej nowej płyty Portishead przenoszą bez straty na scenę. A oprócz tego highlighty z pierwszych dwóch albumów w postaci m.in. Roads, Glory Box czy Cowboys (wideo poniżej).


Portishead - Cowboys ; wideo - chusv


CARIBOU - CD DROME - bez oceny

Daliśmy radę zobaczyć tylko kilka kawałków, które wypadły świetnie. Czekamy na OFFa.


VAMPIRE WEEKEND - VICE JAGERMEISTER - 8/10



'O tej porze zazwyczaj piję w łóżku ciepłe mleko, no ale jesteśmy na tym festiwalu, to może coś, kurwa, zagrajmy' - mniej więcej takimi autoironicznymi tekstami raczył nas Ezra Koenig (na zdjęciu powyżej) podczas świetnego koncertu Vampire Weekend. Publiczność już mocno zjarana bawiła się bardzo dobrze, więc trzeba się było trochę przemieszczać żeby nie zostać zalanym miłością bądź piwem. No aaaale... nic nie zburzyło świetnego wrażenia muzycznego. Wielki '+' za zgranie - jak na debiutantów imponujące. Poza tym bardzo fajne aranże niektórych kawałków (np. One albo Ladies of Cambridge), świetny nowy numer - White Sky (zapraszam na festiwalową audycję) no i highlighty debiutanckiej płyty, np. otwierający całość Mansard Roof (wideo poniżej). Brawo.


Vampire Weekend - Mansard Roof ; wideo - my

***

Na Midnight Juggernauts nie mieliśmy już nawet resztek sił (pociesza nas tylko fakt, że ta nowa płyta wydaje się dość słaba). Poszliśmy więc spać, bo już następnego dnia o 17:15...



Informacje dodatkowe:

PJ Harvey - Warszawa, Sala Kongresowa - 21.05.2008

Zapraszam na relację w najbliższej koncertowo-festiwalowej audycji. Jeśli ktoś nie ma jeszcze bootlega, który krążył na last.fm, mogę podesłać - dajcie znać.



relacja - dzień 2.
relacja - dzień 3.


piątek, lutego 29, 2008

porządki i nowości 2008

Cześć. No i tak:

1) Porządki w związku z najlepszymi utworami 2007:

dodaliśmy za pamięci Now Now St. Vincent, ale co ważniejsze: były problemy z tymi playerami (nie wyświetlały wszystkiego), więc zamieszczamy dwa bezpośrednie linki do playlist na youtubie:

część pierwsza
część druga.

2) Porządki w kolekcji internetowej (czyli dodanie wyników naszego muzycznego zakupoholizmu) już wkrótce (myślę, że we wtorek np.).



3) Nowości - 2008,

bo zapowiada się świetny rok (już mamy kilka dobrych, bardzo dobrych i jeden rewelacyjny album) i później możemy nie ogarnąć. Ale zacznijmy może od przykrego działu:

ROZCZAROWANIA


Nick Cave & The Bad Seeds - Dig Lazarus Dig!!!

Niezły singiel i słaba płyta. No, powiedzmy, że dostateczna. Ogólnie dużo rock-łomotu, ale brak witalności świeżutkiej, pachnącej Nocturamy. O wcześniejszych dziełach i arcydziałach zespołu nawet nie wspominam. Fajne jest Midnight Man i ten kawałek przed tym też OK, ale ogólnie to już było, miejmy nadzieję, że wróci więcej.

3


British Sea Power - Do You Like Rock Music?

Nadzieje były spore - po fenomenalnym debiucie i bardzo inteligentnym, wyważonym kroku nr 2 w postaci urokliwego Open Season. "Ta płyta ma kamień zamiast serca" napisał recenzent Pitchforka, ale my aż tak srodzy nie będziemy. DYLRM to bowiem płyta w sumie przyzwoita. Na szczęście średni, dostateczny poziom nie utrzymuje się cały czas. Mamy po prostu sporo wpadek, trochę nudziarstwa (czasem, jak to powiedział jeden z bohaterów Juno, "pachnie zupą"), ale też kilka świetnych momentów. Żeby już nie lecieć Oskarem z Ulicy Sezamkowej, skupmy się na dwóch głównych pozytywach. Pierwszy nazywa się Waving Flags, drugi No Lucifer. Pierwszy pożycza melodię od Such Great Heights Postal Service, ale przetwarza ją w sposób bajeczno-epicki. Powstaje świetny hymniczno-poruszający numer, brawo. Drugi przepisali od Mercury Rev, ale znów przefiltrowanie inspiracji przez własny charakter stworzyło coś bardzo przyjemnego. Więcej hooków nie pamiętam, wszystkich nie-hooków żałuję.

+3

PS. Wszystko to nie zmienia faktu, że występ BSP na Primaverze to jeden z koncertów, których nie możemy się doczekać najbardziej.


Elbow - The Seldom Seen Kid

Raczej w kategoriach rozczarowania, a (znów!) zapowiadało się dobrze. Pamiętacie singla? Nam się podobał - surowy, w klimacie new-westernowym (ale w inny, bardziej dosłowny sposób niż np. s/t Portishead), z fajnym przypieprzeniem w refrenie. Pary jednak brakuje przez 3/4 płyty. Nudnawo bywa często, szczególnie pod koniec (jakieś 3 ostatnie numery). Ale tak jak w przypadku BSP, są momenty do wyłowienia i zachowania. Oprócz wspomnianego, singlowego Grounds For Divorce, jeszcze typowo-Elbowowe Bones Of You i przede wszystkim śliczne, walczykowate Audience With The Pope. A! No i może jeszcze bardzo ładnie zatytułowane Loneliness Of A Tower Crane Driver. Ogólnie jednak wielka szkoda, tym bardziej, że po gigantycznym Asleep In The Back (Newborn! Newborn!!) i dwóch niezłych płytach, Dzieciak jawi się jako spory spadek formy.

+3



PŁYTY DOBRE I BARDZO DOBRE


Cat Power - Jukebox

W sumie nie wiadomo czy ta płyta nie powinna się znaleźć w dziale powyżej, bo biorąc pod uwagę re-we-la-cyj-ność takich albumów jak niezwykłe Moon Pix, wspaniałe You Are Free czy czarujące The Greatest, Jukebox jest w pewnym sensie rozczarowaniem. Nie pomaga dobór utworów - głównie coverów znanych, starych, klasycznych pieśni z repertuaru np. Sinatry (tu akurat bardzo dobre wykonanie New York) czy Janis Joplin. Śliczna Chan, do tej pory wzór i ideał jeśli chodzi o tworzenie prostych piosenek, które nie są ani prymitywne ani nudne, tu czasem osuwa się w okolice interpretacyjnego banału. Jednak często bywa świetnie - wspomniane New York, kapitalna rekonstrukcja Metal Heart z Moon Pix, nowy numer - Song To Bobby, czy pociągająca, tajemnicza wersja Don't Explain z repertuaru Billie Holiday.

4


Beach House - Devotion

Pastele suche i rozmazywanie ich palcami - o tym myślę i to widzę słuchając płyty nr 2 w dyskografii Beach House (btw - świetna nazwa). Utrzymanie tak "rozmazanej" płyty w pewnych ryzach było, podejrzewam, ciężkie, ale chyba się udało. Mnóstwo "czwórkowej" materii do słuchania w tle bądź na pierwszym planie + świetne Gila, Turtle Island (przede wszystkim!) czy Heart of Chambers.

4


These New Puritans - Beat Pyramid

Płyta na granicy czwórki i czwórki z plusem - często hipnotyzująca, rzadziej drażniąca, ogólnie bardzo fajna i do bezmózgiego i do mózgiegu densu. Rządzi Numbers (czy też Numerology), ale podobają się też np. Kasabianowy Elvis, albo Navigate - Colours z wokalami jak z debiutanckiej płyty Klaxons. Poza tym fajowy układ (sprawdźcie sami - mówię tu i o pierwszym i ostatnim kawałku i o ogólnym ułożeniu utworów) i spora siła rażenia. Fajne.

4


The Kills - Midnight Boom

Dobry, prosty rockowy album z dobrymi piosenkami. Dobrze, że są takie płyty. Dobre i proste i rockowe. Dobrze już, dobrze.

4


El Perro del Mar - From The Valley To The Stars

1) Płyta-muzeum. Bardzo pasuje do niej określenie "sztuka". Elegancka, dostojna, przestronna. 2) Wytchnienie od/po i tutaj wstawcie cokolwiek. 3) Spiżarnia z piosenkami w słoiczkach. Więc z jednej strony bardzo artystyczna i poważna, z drugiej kojąca i otulająca, chciałoby się powiedzieć lekka. Prześliczne muzyczne pejzaże tworzy Szwedka na swoim drugim longpleju. Nie tak porywające jak na znakomitym (5 / +5) debiucie, ale momentami wręcz zachwycające (Do Not Despair). Brawo.

+4


Atlas Sound - Let the Blind Lead Those Who Can See but Cannot Feel

Kiedy walnęliśmy się z yoko na trawę w Parku Zachodnim z Let The Blind... na uszach, przyszła mi do głowy pewna pretensjonalna, ale nieźle ilustrująca tę płytę myśl. Otóż - debiut Atlas Sound (solowy projekt Bradforda Jamesa Coxa z Deerhuntera - musztarda 2007) ma strukturę bardzo roślinną. Tworzy go 14 tkanek - bardzo podobnych, ale jednak różniących się masą szczegółów. Całość układa się w bujną liściastą (płyta raczej się ścieli niż kłuje) przestrzeń. Skomplikowane? Niejasne? Hm, włączcie Let The Blind... a zobaczycie jak trudno cokolwiek o tej płycie powiedzieć. Większość czasu to +4, ale jest jedno "ale", które podnosi ocenę solowego projekt Coxa. Ten element to teksty - zazwyczaj pomijane w tego typu "dźwiękowych" albumach, tu stanowią ważną i silną część. Dokładna analiza tutaj.

-5


Vampire Weekend - Vampire Weekend

recenzja LTB

5



REWELACJA


El Guincho - Alegranza!

To co prawda płyta wydana w 2007 r. (przez Discoteca Océano), ale większość świata dowiaduje się o niej w związku z jej reedycją w 2008. Na okładce sztuczne ognia i kolorowa papuga (oko x 18), zabudowania jakby z Barcelonety (artysta - Pablo Díaz-Reixa - tworzy w Barcelonie), kolorowa ryba, palmy, geometryczne, jaskrawe góry i krótki list od twórcy. Hmm. Jakieś pojechane latino? Niekoniecznie, aczkolwiek to też znajdziecie na tej płycie. Z albumu bije bardziej nocna, imprezowa, europejska hiszpańskość - zsamplowana i ułożona w przesmakowity kawał muzyki.

Lekkość, wakacyjność, słoneczność, nastoletniość, seksowność, orzeźwiająca siła Since I Left You The Avalanches wpływa z impetem w genialne, nienormalne kompozycje Animal Collective imponująco chłodząc w ogólnopanującym żarze fragmentami jak z solowego Pandy Beara. Ufff. No ale tak to wygląda! Jesteśmy strasznie ciekawi jak to wszystko wypadnie na żywo (Primavera again), tak, nie możmy się doczekać. W Alegranzy! eksplodują wszystkie uśmiechny pięknych dziewcząt i chłopców, chwilowe zauroczenia, nieprzespane noce, najfajniejsze momenty imprez i co tam jeszcze chcecie.

Nie jest to album kompletny. Takim jest dla mnie np. zeszłoroczne Strawberry Jam AC, które w zabójczym pędzie znajduje czas na dotykającą absolutu "balladę" Fireworks (znów te fajerwerki). Ale nie zmienia to faktu, że Alegranza! to dzieło wybitne. Najfajniejsza laska ostatnich lat, najmądrzejszy przystojniak w kurorcie.

Chłońcie ją, oszałamia.

+5



Uff... to tyle na dzisiaj :-) W następnej notce postaramy się dodać jakieś próbki płyt, o których napisaliśmy. Polecamy też własne poszukiwania, np. na majspejsie. Naprawdę zapowiada się świetny rok. Do kontaktu.