Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bonnie 'Prince' Billy. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Bonnie 'Prince' Billy. Pokaż wszystkie posty

czwartek, lutego 05, 2009

NAJBARDZIEJ SPÓŹNIONE PODSUMOWANIE ROKU 2008 - miejsca 10-1




10. Fleet Foxes - Fleet Foxes



'White Winter Hymnal' - ten utwór powinien przejść do historii muzyki popularnej jako jeden z jej najpiękniejszych obrazów. EPka 'Sun Giant' zapowiadała, że debiutancki album Fleet Foxes będzie bardzo dobry, a EPki rzadko kłamią. 'Fleet Foxes' to płyta pełna bardzo dobrych piosenek, spójna, świetnie rozplanowana, krzepiąca. Działa jak ten kanał telewizyjny, gdzie cały czas pali się w kominku, a w dodatku grzeje i to bardzo mocno. Album roku wg Pitchforka.




9. The Dodos - Visiter



Bardzo dziwny koncert zagrali na PC 08 (Ciiii! Staram się unikać tego słowa na "p" co znaczy "wiosna") - na początku byłem lekko rozczarowany, a potem (mniej więcej w połowie) doceniłem kompletny przearanż i zdolność utrzymania wszystkich utworów w jednym, a nowym przecież, koncertowym klimacie.

Jeśli chodzi o płytę - 'Visiter' jest być może nieco za długi i traci przez to na kompozycyjnej zwartości. Bez wątpienia jest to jednak płyta naszpikowana fantastycznymi piosenkami. Energetyzujący wymiatacz 'Foals', wzruszające 'Winter' czy (przede wszystkim) 'The Season', piękne 'Ashley', mruczanka roku - 'Undeclared'... Wszystko ciepłe i poruszające, ale jednocześnie surowe i zdystansowane.




8. Cut Copy - In Ghost Colours



Był czas w ubiegłym roku, kiedy nie słuchaliśmy niczego innego. Więcej - przez długi czas nie mogliśmy wyjść poza pierwszy utwór, poza arcychwytliwą pętlę 'Feel The Love'. Potem przechodziliśmy fazę kapitalnego 'Unforgettable Season', który jest tak wiosenno-letni i soczysty jak letnie płyty Gorky's Zygotic Minci i tak wkręcający jak 'Slow Jam' New Order. 'Hearts on Fire' - osobny rozdział, górna część zestawienia singli ostatnich kilku lat. No a poza tym chociażby piękne 'Strangers in the Wind'.




7. MGMT - Oracular Spectacular



Oni tak naprawdę otwierali ubiegłoroczną P _ _ _ _ _ e r ę. Otworzyli bardzo dobrze, raźnym koncertem z karaoke-bisem w postaci singla tego roku, czyli utworu 'Kids'.

Druga część tej płyty jest bardzo ciekawa, tajemnicza i gęsta. Pierwsza jest fantastycznie przebojowa, zabawna i znakomicie napisana. Na pierwszą reaguję mniej więcej tak:



A to 'Kids':




6. Bonnie "Prince" Billy - Lie Down in the Light



Autor jednej z płyt wszech czasów - 'I See a Darkness' - powraca z albumem określanym często jako rozpromieniony brat bliźniak wspomnianego dzieła. 'Lie Down in the Light' nie jest tak nabrzmiałe emocjami jak opus magnum Bonniego, ale jest to niewątpliwie płyta bardzo udana. Oprócz prostych piosenek mocno zakorzenionych w amerykańskiej tradycji muzycznej ('You Want that Picture') znajdziemy tu jeden utwór wybitny (niepokojące, romantyczne, mocarne 'Willow Trees Bend') oraz kilka perełek, wśród których wyróżnić trzeba 'You Remind Me of Something (The Glory Goes)' - jeden z najczęściej słuchanych przeze mnie utworów w tym roku. Wracamy regularnie, gratulujemy i czekamy na 'Beware!'


koncert w Madrycie ; video: paquitobzh


5. Deerhunter - Microcastle / Weird Era Continued



Nad postacią Bradforda Coxa rozpływałem się już przy okazji opisywania albumu Atlas Sound. Jego zespół - Deerhunter to bez wątpienia jedna z najlepszych współczesnych grup muzycznych. Nagrali dwie rewelacyjne płyty ('Cryptograms' i tegoroczne 'Microcastle'), w zasadzie trzy jeśli liczyć album dodatkowy - 'Weird Era Continued'. Grają świetne koncerty, są ogromnie twórczy. W piosenkach z 'Microcastle' tkwi wielki potencjał - 'Never Stops' dysponuje niepozornym, ale zabójczym refrenem, 'Nothing Ever Happened To Me' to świetny muzycznie, smutny hymn szaraków, 'Agoraphobia' to fantastyczne wprowadzenie (i dziwna historia - zainteresowanym polecam In The Studio with Deerhunter na Pitchfork.tv), utwór tytułowy miażdży. 'Weird Era Continued' jest płytą bardziej kameralną, bardziej w stylu Atlas Sound, ale z brzmieniem jakże charakterystycznym dla całego zespołu. 'Vox Humana' startuje jak 'Just Like Honey', aby po chwili zmienić się w utwór wyjęty z potańcówki umarlaków w dawno zapomnianym górskim kurorcie. Kompozycje się bronią, wyobraźnia pracuje. Świetne płyty.




4. James Yorkston - When The Haar Rolls In



To zdecydowanie najlepsza płyta Yorkstona. Płyta, na której zbliża się momentami na całkiem niedużą odległość do geniuszu mistrza nad mistrzami - Nicka Drake'a. Jednym z tych momentów jest otwierający album 'B's Jig' - moment, w którym do gitary i głosu dołącza szersze instrumentarium przywodzi na myśl 'Fruit Tree' i subtelne "rozbrzmiewanie" fragmentów tego utworu. Klasykiem jest też 'Queen of Spain' - poruszająca do głębi ballada zaśpiewana tak pięknie, że duch Drake'a ożywa ponownie i przypomina nam melancholię 'River Man' (bardziej w wersji z Cambridge niż w tej z 'Five Leaves Left'). Album niezwykłej urody, dostępny w przepięknie wydanej edycji specjalnej.




3. El Guincho - Alegranza



W naszym poprzednim rocznym podsumowaniu zabrakło naszej płyty roku. Ot, drobne przeoczenie - miś Panda wyszedł poza kadr. Zaczynamy tym usprawiedliwieniem, bo Pandę z Guinchem sporo łączy i często bywają porównywani. 'Alegranza' nie jest dziełem aż tak genialnym jak 'Person Pitch', ale to nie powinno być w ogóle przedmiotem dyskusji. 'Alegranza' jest inna. 'Alegranza' dla Hiszpanii i jej wysp (Guincho urodził się w Las Palmas de Gran Canaria) jest absolutnie nowoczesną muzyczną wizytówką. Tropikalny klimat napływowy, hiszpańska żywiołowość, barwność życia tutaj - to wszystko wpada w mikser i kipi z niego fantastyczną muzyką. To nie jest tylko inspiracja czymś egzotycznym przepuszczona przez talent autora. To jest nowe spojrzenie na muzykę i emocjonalny klimat swojego regionu. 'Alegranza' jest imprezowa, taneczna, nadmorska, porywcza. Fakt, dźwięki, które słyszymy wpisują się w pewnym sensie w nurt, na którego czele stoi Panda i Animal Collective, ale Pablo Díaz-Reixa i jego debiutancka płyta tworzą tak naprawdę swój osobny, bardzo ciekawy i pociągający gatunek.




2. Bon Iver - For Emma, Forever Ago



Isolation doesn't get more splendid than this. (MOJO)




1. TV On The Radio - Dear Science



W sferze, nazwijmy to, metamuzycznej ta płyta to wykładnia eklektyzmu. Porównania 'Dear Science' do 'OK Computer' są jak najbardziej uzasadnione. Obie te płyty są kompletne, zamknięte, idealne. Łączą w sobie niezwykłą energię z niezwykłym spokojem, zaniepokojenie z ukojeniem, bogate aranżacje z prostymi, celnymi pomysłami. Nowy album TV On The Radio zaskakuje ciętością i błyskotliwością tekstów, oszałamia seksownością bijącą zarówno ze słów jak i z dźwięków, cieszy i zachwyca różnorodnością (od pędzących singli po nieoczywiste ballady) oraz perfekcyjnym songwritingiem. 'Halfway Home' zapowiada, że dzieje się coś wielkiego, 'Crying' już nas tylko upewnia. Pierwszy singiel - 'Golden Age' to fantastyczna muzyczna utopia, 'Stork and Owl' to piosenka roku, końcówka w postaci 'DLZ' i 'Lover's Day' kładzie na łopatki. I mimo tego, że wiedzieliśmy, że TVOTR to świetny zespół, nie podejrzewaliśmy, że mogą oni nagrać coś tak genialnego. Rok się skończył. Game set and match TV On The Radio.



niedziela, lipca 13, 2008

jeszcze plakat z Bonniego

bo fajny.




PS. Dziś lub jutro druga część madrycko-lizbońskiej notki + plan koncertów/relacji. Do przeczytania!

piątek, lipca 11, 2008

madryckie koncerty i lizbońskie skarby - cz. I

MADRYCKIE KONCERTY

Żegnamy się powoli z koncertowym Madrytem, ale żegnamy się in style, bo za nami dwa rasowe koncerty - jeden stricte rockowy, a drugi stricte hmmmmmm...



THE FUTUREHEADS - Międzynarodowy Dzień Muzyki FNAC - 21.06.2008

8/10

Holandia dostawała właśnie w dupę od Rosjan, kiedy na scenę wyszli panowie z The Futureheads. Przyszli, wygrzali i poszli. No i pięknie - tego właśnie oczekiwaliśmy od Sunderland's finest rock band (to oni o sobie). Zaczęli tak jak sobie zamarzyliśmy, czyli od The Beginning of the Twist, ale oprócz nowości znalazło się (na szczęście!) miejsce dla starości - patrz: świetne Meantime czy Decent Days and Nights. Niestety, jeśli dobrze pamiętamy, jedynym (tak, godnym, ale...) reprezentantem News & Tributes było Skip to the End. Ale za to wycięte przepięknie. Wybaczamy.

Ogólnie zagrali bardzo dobrze. Mimo tego, że koncert darmowy - bez najmniejszego olewactwa. Z pazurem i, co w ich przypadku bardzo ważne, z umiejętnym przenoszeniem hooków z płyt na scenę. Co jeszcze z wrażeń estetycznych? 3/4 zespołu wygląda wręcz niesmacznie (zdjęcie, które wybraliśmy robił mistrz, wyglądają tu całkiem znośnie), ale przecież Krzysztof Krawczyk też nie grzeszy urodą, a za Parostatek dalibyśmy się pokroić. Aż przypomina się ta reklama piwa: Helping ugly people have sex since 1928! No to zdrówko, panowie!




BONNIE 'PRINCE' BILLY - Joy Eslava - 10.07.2008

9,5/10

Te, Bonnie! Jedziesz z I See a Darkness! Pan mnie masz zamydlać a nie pierdolić trzy po trzy para piętnaście! jak to powiedział nasz ulubiony 'pan od TELE 2'. No a tu zamiast folkowo zabarwionego indie z najlepszej płyty Oldhama, niemalże Cotton Eye Joe. Jakieś... indie-country? Czyli co? Myślę, że wzór jest bardzo prosty:

(country - pretensjonalność) + (country + dystans do country) + (country + świetne kompozycje i różnorodność albumów Bonniego)

No dobra, nie taki prosty, ale jak działa! Wracamy do występu. Po pierwsze, pokłony przed znakomitym zespołem (układ płciowo-wizualny podobny jak w Sunset Rubdown - mężczyźni średniej urody + laska) - naprawdę fantastyczny skład. Dziewczynka (skrzypce, wokal), dziadzio (bęben + dziwne instrumenty), kontrabasista (polecana literatura: Patrick Süskind - Kontrabasista - no już przestańcie się foszyć o to EURO i czytajcie Niemca) i gitarzysta.


You Want That Picture - live, Joy Eslava, 10.07.2008 ; wideo - my

Po drugie sam Oldham, który ma klasę. Tylko dlatego wspomniany dystans oraz częste żarty nie zamieniły tego koncertu w coś w stylu żenującego występu Art Brut. Brawo.

Materiał. Grali baaardzo dużo z nowej płyty no i bardzo dobrze, bo jest co grać. Te kawałki na żywo ożywają jeszcze bardziej niż podczas odsłuchiwania na słuchawkach. Ot, na przykład You Want That Picture z żartem Bonniego nt. wielkiej disco-kuli (naprawdę wielkiej, sama się prosiła - patrzcie: klip powyżej) zawieszonej pod sufitem klubu Joy Eslava. A no właśnie - miejsce. Joy Eslava to wymarzony klub na koncert Oldhama & co. Przebudowany stary teatr, obsługa w smokingach i niezwykły, kameralny nastrój. Ja byłem tam pierwszy raz, Pani Yoko nie (vide: relacje z Wintercase w Madrycie czy np. Devendra Banhart). Jak przyjedziemy kiedyś znowu do Madrytu to pójdziemy tam na cokolwiek.

No nic, może jakieś podsumowanie? To był naprawdę świetny koncert. Często zabawny, często z wykopem, ale też z mnóstwem wzruszających momentów. A na deser, w środku bisów taka oto perełka:


I See a Darkness - live, Joy Eslava, 10.07.2008 ; wideo - my

Do zobaczenia w kolejnej części!

PS. Darmowe mp3 Bonniego z Daytrotter Sessions do pobrania tutaj.