poniedziałek, listopada 03, 2008
Rusza LOUDER THAN BOOTLEGS
Z przyjemnością informujemy, że dziś rusza nasz bootlegowy dział - Louder Than Bombs: Bootlegs. Na początek koncert Cansei De Ser Sexy (CSS) w Sali Razzmatazz 2 w Barcelonie. Początki bywają trudne (dawno nie było truizmów, co?), więc od razu przepraszamy za lekkie przebasowienie i pojawiające się czasami szumy. Pewnie nie jesteśmy całkiem bez winy, ale ze spokojnym sumieniem możemy powiedzieć blame nagłośnieniowiec!
Dla porządku sekcja bootlegowa dostępna jest pod nowym adresem - http://louderthanbootlegs.blogspot.com
No i to tyle, zapraszamy serdecznie! Następny w programie jest koncert M83, też z Razzmatazza, ale z sali numer 3.
niedziela, października 26, 2008
White Circle Crime Club, No Age - live - [2], Barcelona - 25.10.2009
Po trzech niemiłych zaskoczeniach związanych z koncertem otwierającym tegoroczny Wintercase (sala, support, gwiazda), trzy miłe zaskoczenia wczoraj.
Po pierwsze sala [2] - o wiele fajniejsza niż Razzmatazz 3 (mamy nadzieję, że 1 i 2 lepsze, bo sporo się tam dzieje) - przypomijąca madrycką Salę Heineken.
Po drugie support - naprawdę świetny koncert belgijskiego White Circle Crime Club (aż kupiliśmy ich nową płytę Pictures of Stares, przesłuchamy, damy znać). Muzyka raczej typu buldożer niż buldożek (francuski? Air?), ale szczera, przemawiająca i co najważniejsze dobrze skomponowana. Brawo.
Zaskoczenie nr 3? Gwóźdż programu, czyli No Age, którzy nadal ocierają się o casus Gincia (1 2), ale zagrali koncert nieco lepszy od tego, który oglądaliśmy na Primaverze. Udało się przenieść na scenę więcej ukrytej melodyjności, której na Nouns przecież sporo. Było głośno, wrzaskliwie, bywało chaotycznie, ale to wszystko grało jako całość. Nie tak wyglądałby mój idealny koncert No Age, ale o porażce nie może być mowy. Dobry, naprawdę dobry występ.
Aaa, jeszcze jedno! Z kartą najfajniejszego-festiwalu-na-świecie wejście było darmowe. Poniżej pamiątka z WCCC i dwie z No Age.
White Circle Crime Club
No Age - Here Should Be My Home
No Age - Eraser
Po pierwsze sala [2] - o wiele fajniejsza niż Razzmatazz 3 (mamy nadzieję, że 1 i 2 lepsze, bo sporo się tam dzieje) - przypomijąca madrycką Salę Heineken.
Po drugie support - naprawdę świetny koncert belgijskiego White Circle Crime Club (aż kupiliśmy ich nową płytę Pictures of Stares, przesłuchamy, damy znać). Muzyka raczej typu buldożer niż buldożek (francuski? Air?), ale szczera, przemawiająca i co najważniejsze dobrze skomponowana. Brawo.
Zaskoczenie nr 3? Gwóźdż programu, czyli No Age, którzy nadal ocierają się o casus Gincia (1 2), ale zagrali koncert nieco lepszy od tego, który oglądaliśmy na Primaverze. Udało się przenieść na scenę więcej ukrytej melodyjności, której na Nouns przecież sporo. Było głośno, wrzaskliwie, bywało chaotycznie, ale to wszystko grało jako całość. Nie tak wyglądałby mój idealny koncert No Age, ale o porażce nie może być mowy. Dobry, naprawdę dobry występ.
Aaa, jeszcze jedno! Z kartą najfajniejszego-festiwalu-na-świecie wejście było darmowe. Poniżej pamiątka z WCCC i dwie z No Age.
White Circle Crime Club
No Age - Here Should Be My Home
No Age - Eraser
środa, października 22, 2008
przegląd prasy (2)
Po przerwie wracamy z przeglądem prasy. Dziś nieco synestezyjnie. Zapraszamy.
CYTAT TYGODNIA
Uwielbiam spokój śródmieścia podczas przeciągających się letnich wieczorów, zwłaszcza ten, który panuje w rejonie pogrążonym za dnia w największej wrzawie; spokój uwydatniony przez kontrast (...) - wszystko pociesza mnie swoim smutkiem...
Fernando Pessoa, Księga niepokoju
PANDA i PESSOA
Pessoa i Panda Bear. O nich myślę, gdy myślę o Lizbonie. O tym w jakiej formie będziemy kontynuować nasz portugalski kącik też, spokojna głowa. Wracając do sedna - dwie wielkie postaci - literacka i muzyczna. Podobne kakofonie przeradzające się w zapierające dech w piersiach harmonie. Podobna umiejętność miksowania rzeczywistości w taki sposób, że efekt owego miksowania jest czymś od niej lepszym, prawdziwszym i jednocześnie bardziej pociągającym. W końcu - to samo miasto. Szokująco magiczna Lizbona - z jednej strony urokliwa i do zjedzenia małą łyżeczką (tramwaje, ujście Tagu do oceanu, długo możnaby wymieniać), z drugiej - odrapana, egzotyczna i dzika. Kontrasty powodują wielki ból, ale i wielką sztukę.
Pessoę przegapił świat, który odkrywa go dopiero teraz. Pandę w ubiegłym roku przegapiliśmy my. Nie ma go w rankingu a pewnie byłby pierwszy. No nic, jeśli chcecie poczytać to:
Pessoa i linki tutaj.
INNI
Poza tym z ciekawszych rzeczy:
- na Pitchforku zabawny wywiad z Marnie Stern, o której ostatnio głośno za sprawą dziwnie zatytułowanej płyty (Metacritic),
- w świetnej jak zwykle Pitchfork.tv do piątku dokument (ponad 70 minut) Kill Your Idols o nowojorskiej scenie art-punkowej (wpływ m.in. Sonic Youth na m.in. Yeah Yeah Yeahs czy Liars); poza tym, jak zwykle, mnóstwo teledysków i występów na żywo (Cut Copy na stronie głównej!),
- Drowned In Sound ma nową stronę główną oraz dwa mikstejpy: M83 (Saturdays = Youth na uszach często; 1.11 koncert w Barcelonie, zapraszamy już teraz na relacę) i El Guincho,
- a Domino pisze o nowej płycie Franz Ferdinand.
Sporo było o Lizbonie, a teraz pozdrawiamy z równie fantastycznej Barcelony z wspomnianym Pandą oraz nowym Deerhoofem (dooobre!) i TV On The Radio (cudowne!) na uszach. Do przeczytania!
nadużywający superlatyw zespół LTB
niedziela, października 19, 2008
Wintercase 2008 (1)
Witamy po długiej przerwie (spowodowanej odcięciem od stałego dostępu do internetu) i zapraszamy na relację z tegorocznego festiwalu Wintercase.
Trzeba wspomnieć, że festiwal zmienił nieco formułę. W zeszłym roku (patrz: relacja yoko) bardziej znane zespoły - droższe karnety, w tym roku mniej znane zespoły - tańsze karnety. I co prawda bardziej znany nie zawsze znaczy lepszy, skład Wintercase 2007 był niestety bardziej imponujący. Nie jest jednak źle. Zupełnie nie! Jest, powiedziałbym, bardzo dobrze i kameralnie, a zaoszczędzone euro można spokojnie wydać na nadzianej komisami ulicy Tallers. Szykuje się europejski przewodnik komisowy na LTB. Do tego dążyłem pokrętną stylistycznie drogą. Przepraszam, zacznijmy już.
FESTIWAL
Rozpiska. Pokursywiamy to, na co się cieszymy. Pogrubiamy to, na co cieszymy się najbardziej. A napiszemy o wszystkim.
18.10 - Clare & The Reasons + My Brightest Diamond
7.11 - Los Campesinos! + Ra Ra Riot
22.11 - The Radio Dept. + Hola a todo el mundo + ktoś
27.11 - Scott Matthew + El Perro del Mar + Cuchillo
KONCERT NR 1
Koncert prezentacyjny okazał się być koncertem pretensjonalnym. Krótko o szczegółach poniżej.
CLARE & THE REASONS
To miało być połączenie soundtracków Disney'a z muzyką filmową i Nickiem Drakiem. Przede wszystkim - wara od Drake'a - to był geniusz muzyki, jeden z największych. Żeby się do niego zbliżyć (chociażby na sporą odległość) trzeba się naprawdę napracować (patrz: nowa, świetna płyta Jamesa Yorkstona). Muzyka filmowa? Bardziej. Momentami zespół przycinał bardzo ładnie, zaraz potem wpadał jednak w disnejowską konwencję i męczył miałką bajkowością. Warto zapamiętać końcówkę - całkiem udany cover Everybody Wants To Rule The World Tears For Fears poprzedzony wyśpiewanym na melodię Somewhere Over The Rainbow hymnem ku czci Obamy. Niestety ogólnie mocno średnio, nudnawo, często irytująco.
MY BRIGHTEST DIAMOND
Po występie MBD spodziewaliśmy się więcej, więc i rozczarowanie większe. Pretensjonalności ciąg dalszy. Parateatralna papka przetykająca wykonane z metalową/gotycką pompą utwory denerwowała bardzo. Nudziliśmy się nadal, irytacja rosła, palić nie pozwalali. Highlighty? Faktycznie dobry głos Shary Warden, to raz. No a dwa - na dole grało Prodigy i kiedy poszło się do łazienki można było doświadczyć inspirującej kakofonii.
No i to chyba tyle. Czekamy na następne koncerty. Sądząc po składzie, będzie o czym pisać. Pozdrawiamy i do kontaktu!
w sieci: http://www.wintercase.com
Trzeba wspomnieć, że festiwal zmienił nieco formułę. W zeszłym roku (patrz: relacja yoko) bardziej znane zespoły - droższe karnety, w tym roku mniej znane zespoły - tańsze karnety. I co prawda bardziej znany nie zawsze znaczy lepszy, skład Wintercase 2007 był niestety bardziej imponujący. Nie jest jednak źle. Zupełnie nie! Jest, powiedziałbym, bardzo dobrze i kameralnie, a zaoszczędzone euro można spokojnie wydać na nadzianej komisami ulicy Tallers. Szykuje się europejski przewodnik komisowy na LTB. Do tego dążyłem pokrętną stylistycznie drogą. Przepraszam, zacznijmy już.
FESTIWAL
Rozpiska. Pokursywiamy to, na co się cieszymy. Pogrubiamy to, na co cieszymy się najbardziej. A napiszemy o wszystkim.
18.10 - Clare & The Reasons + My Brightest Diamond
7.11 - Los Campesinos! + Ra Ra Riot
22.11 - The Radio Dept. + Hola a todo el mundo + ktoś
27.11 - Scott Matthew + El Perro del Mar + Cuchillo
KONCERT NR 1
Koncert prezentacyjny okazał się być koncertem pretensjonalnym. Krótko o szczegółach poniżej.
CLARE & THE REASONS
To miało być połączenie soundtracków Disney'a z muzyką filmową i Nickiem Drakiem. Przede wszystkim - wara od Drake'a - to był geniusz muzyki, jeden z największych. Żeby się do niego zbliżyć (chociażby na sporą odległość) trzeba się naprawdę napracować (patrz: nowa, świetna płyta Jamesa Yorkstona). Muzyka filmowa? Bardziej. Momentami zespół przycinał bardzo ładnie, zaraz potem wpadał jednak w disnejowską konwencję i męczył miałką bajkowością. Warto zapamiętać końcówkę - całkiem udany cover Everybody Wants To Rule The World Tears For Fears poprzedzony wyśpiewanym na melodię Somewhere Over The Rainbow hymnem ku czci Obamy. Niestety ogólnie mocno średnio, nudnawo, często irytująco.
MY BRIGHTEST DIAMOND
Po występie MBD spodziewaliśmy się więcej, więc i rozczarowanie większe. Pretensjonalności ciąg dalszy. Parateatralna papka przetykająca wykonane z metalową/gotycką pompą utwory denerwowała bardzo. Nudziliśmy się nadal, irytacja rosła, palić nie pozwalali. Highlighty? Faktycznie dobry głos Shary Warden, to raz. No a dwa - na dole grało Prodigy i kiedy poszło się do łazienki można było doświadczyć inspirującej kakofonii.
No i to chyba tyle. Czekamy na następne koncerty. Sądząc po składzie, będzie o czym pisać. Pozdrawiamy i do kontaktu!
w sieci: http://www.wintercase.com
wtorek, września 23, 2008
Bon Iver - live - Paradiso, Amsterdam - 19.09.2008
Uuuu... To był jeden z najlepszych koncertów na jakich byliśmy. Kiedykolwiek. Spieszymy się trochę, więc na razie to tyle. No a przede wszystkim tyle:
Setlista:
Flume [video 1]
Lump Sum
Creature Fear
Blood Bank
Simple Man (Graham Nash cover) [video 2]
Blindsided
The Wolves (Act I and II) [video 3]
Skinny Love
re: Stacks
***
For Emma
Loving is for fools (Sarah Suskind cover) - ft. The Bowerbirds
wtorek, września 09, 2008
przegląd prasy (1)
Od dziś na LTB nowość, czyli przegląd prasy. W zamyśle cotygodniowy, wyjdzie pewnie nieregularny i czupurny jak wszystko na tej stronie. W każdym razie - linki do artykułów, cytat tygodnia, ogólnie wszystko co zostało napisane (głównie w sieci), a co chcielibyśmy Wam polecić. No to jedziemy. Aha, jeszcze jedno dla porządku - the image above was taken from http://www.michaelkmills.com.
CYTAT TYGODNIA
p.s. thanks for not masturbating all over this record, sitek.
David Sitek (TV On The Radio)
w komentarzu nt. nowego, rewelacyjnego albumu swojego zespołu - Dear Science (jeśli to nie będzie ścisła czołówka naszego podsumowania to ja nie lubię zagęszczonego mleka w tubie! - więcej w zapowiadanej wcześniej kolejnej części recenzji AV)
No i co Wy na to? Przypomina się Jarvis ze swoim You may sit if you wish - kneeling is really not necessary. W obu przypadkach płyty znakomite. A Sitek dostaje od LTB kolejnego + w tym roku. Pierwszy oczywiście za produkcję płyty Scarlett.
więcej o Dear Science:
oficjalna strona zespołu
artykuł w The New York Times
ARTYKUŁY
Paul Draper mówi o najlepszej płycie nieodżałowanego Mansun
So it begs the question. What the fuck is 'Six'? What do I make of 'Six'? Well my personal belief is that it's essentially, at the core, just a rock n roll record. Because whatever it took, whatever the cost, I did exactly what I truly believed in. You've got to get out there and whatever they throw at you, get that fucking record made and get the shows done. That to me embodies the true spirit of rock n roll. It didn't matter how many amps blew up, monitors broke, bottles came flying over, collapsing mic stands. You never did get me off that stage.
część 1.
część 2.
Glasvegas - dwie recenzje
na TAAAAK! - NME
na taaaak? - Drowned in Sound
Steve Lamacq o wygwizdywaniu zespołów
i nie tylko. Na swoim blogu.
Mixtape zespołu The Walkmen
dla Drowned in Sound.
Wywiad z Beckiem
z Pitchforka.
Pitchfork: Do you think of yourself as a melancholy person at all?
Beck: Um, no. I don't think so. I've never really been asked that! I'd have to ask somebody else.
No i na pierwszy raz może tyle, dobra? Czytamy się niedługo w związku z AV-recenzjami i zbliżającymi się koncertami: Bon Iver (Amsterdam), My Brightest Diamond (Amsterdam), Russian Red (Barcelona). Trzymajcie się!
czwartek, sierpnia 28, 2008
Bon Iver - zdjęcia w MOJO + cover Okkervil River
Autor kandydatki do tytułu płyty roku LTB na zdjęciach Mattii Zoppellaro (MOJO). Fajne, nie? Więcej tutaj.
I jeszcze ten właśnie miły pan - Justin Vernon - coverujący utwór Blue Tulip z nowego (świetnego!) albumu Okkervil River - The Stand-Ins:
Niedługo notka (lub audycja) z recenzjami. Do przeczytania/usłyszenia!
niedziela, sierpnia 24, 2008
The Stone Roses - BBC 6 Music - Live At 2
Nagrań z BBC 6 Music ciąg dalszy. Dziś wyemitowany wczoraj w nocy koncert:
The Stone Roses - Leeds Town And Country Club 1995
1) Intro
2) She Bangs The Drum
3) Waterfall
4) Ten Storey Love Song
5) Daybreak / Breaking Into Heaven
6) Your Star Will Shine
7) Tightrope
8) Good Times
9) Love Spreads
10) Driving South
download
sobota, sierpnia 23, 2008
James Yorkston - BBC 6 Music Session
Dziś w BBC 6 Music, w programie Lauren Laverne krótka, ale świetna sesja Jamesa Yorkstona promująca jego nowy album When the haar rolls in. Płyta ukazuje się 1.09 i można ją zamówić tutaj.
Oto co o płycie powiedział pewien sympatyczny perkusista:
"For me, listening to James Yorkston's music is like coming across the interesting-looking person on the fringes of a party. Before you know it, you've spent the evening listening to their compelling tale. In this record, I get a real sense that he has found his true voice. There's a quiet confidence in his craft; his singing, the words and instrumentation, all blend seamlessly to produce a really affecting record." – Philip Selway, Radiohead
A tu zarejestrowana przez ekipę Louder Than Bombs ;) sesja z BBC:
1) Tortoise Regrets Hare
2) B's Jig
download
Oto co o płycie powiedział pewien sympatyczny perkusista:
"For me, listening to James Yorkston's music is like coming across the interesting-looking person on the fringes of a party. Before you know it, you've spent the evening listening to their compelling tale. In this record, I get a real sense that he has found his true voice. There's a quiet confidence in his craft; his singing, the words and instrumentation, all blend seamlessly to produce a really affecting record." – Philip Selway, Radiohead
A tu zarejestrowana przez ekipę Louder Than Bombs ;) sesja z BBC:
1) Tortoise Regrets Hare
2) B's Jig
download
piątek, sierpnia 22, 2008
Hello, Hello Saferide!
24.09 ukazuje się nowa (druga) płyta Hello Saferide - zespołu ślicznej i zdolnej Anniki Norlin - zatytułowana More Modern Short Stories From....
Polecamy:
1) ściągnąć piękną próbkę w postaci utworu Anna tutaj,
2) kupić podpisany egezemplarz w tym sklepie (my już zamówiliśmy, Wy się pospieszcie - podpisanych płyt jest tylko 200!),
3) przeczytać co na temat albumu mówi sama Annika:
...the album More Modern Short Stories From Hello Saferide, will be arriving in your record shop and on your Itunes on September 24. The album is produced by Andreas Mattsson. It features no hand claps and hardly any acoustic guitars. I’m telling you this now, so you have some time to digest this information.
4) zajrzeć na oficjalną stronę zespołu oraz na ich majspejsa.
Pozdrawiamy i do kolejnej notki!
środa, sierpnia 20, 2008
pocztówka z OFFa
zdjęcie: onet.pl
Dlaczego nie list z OFFa? Bo Górny Śląsk jest taaaaki dołująąący, bo padało, a to zawsze psuje odbiór, bo organizacyjnie to niestety krok w tył (strefa gastronomiczna? pfff... kolejki i wpuszczanie po kilka osób na pobliskim Orlenie mówią same za siebie), bo festiwalowy przesyt itp. itd. Nieważne. Zajmijmy się tym co najważniejsze, czyli muzyką.
Dzień pierwszy to m.in. świetne Muchy - nareszcie dobre koncertowo. Zaśpiewana razem z publicznością Galanteria to zdecydowanie jeden z highlightów całego festiwalu.
Zapach wrzątku
Galanteria
Co jeszcze? Lekkie rozczarowanie (z tych z serii: Grasz, kurwa, czy nie?) Of Montreal (trochę mało muzyki w muzyce), ale wciąż był to niezły koncert. A może bywał. Np. tutaj:
Oslo In The Summertime
No i Clinic. Dobry, miejscami bardzo dobry występ. A teraz to, co przegapiliśmy - podobno świetne Caribou (wierzymy, widzieliśmy fragment na Primaverze i bardzo ok), podobne nudne Mogwai oraz nie-wiemy-jakie DAT Politics. No trudno, zmęczenie wygrało.
Drugi dzień mieliśmy wyjęty całkowicie, więc nie komentujemy. Słyszeliśmy, że British Sea Power bardzo fajni, w to też (jak najbardziej!) jesteśmy w stanie uwierzyć.
Trzeci dzień to natomiast najciekawsze wydarzenie całości, czyli koncert Iron&Wine w kościele ewangelickim w Mysłowicach. Nie było tak pięknie jak na Bonniem, ale to też był bardzo dobry koncert. Z niezwykłym klimatem. Brawo, panie enormous beard!
Sodom, South Georgia
On Your Wings
[ bootleg z tego koncertu dostępny na blogu Strangeways, here we come! - polecamy! ]
Przepraszamy za lakoniczność, nastał u nas permanentny opad sił, wykaraskanie się z niego może potrwać. Mamy jednak nadzieję, że Wy czujecie się świetnie i oddajecie się pląsom na polanie i tego typu letnim rozrywkom. A co do polskich festiwali - coś jest na rzeczy, bo na Nowych Horyzontach też było fajnie, ale nie tak jak w 2007. No nie wiem, chyba jakiś spisek tych na m i tych na ż. Ale ciii!
PS. A jutro nowe Bloc Party!
środa, sierpnia 13, 2008
FIB 2008 - relacja dzień po dniu
I'm a fiber, I'm a fiber, I ain't born typical – tak powinny zabrzmieć słowa U.R.A. Fever podczas koncertu The Kills (patrz: dzień trzeci). Ale może to jednak typowe, że na festiwalu trzeba się głównie bawić, gadać w trakcie koncertów, obgadywać gospodarzy i nie tylko, przebierać w *bardzo zabawne stroje*, upijać się już rano itp. itd. Nie jesteśmy z panią Yoko rasistami ani nacjonalistami (oj, nie), ale po tegorocznej edycji festiwalu Benicassim nabraliśmy pewnej dziwnej niechęci do Anglików. Flegmatycy... to od plucia, tak? Nie lubimiy generalizować, ale 99 % festiwalowego syfu wytworzyli oni. Na FIBie było ok. 148 tysięcy ludzi. Jakieś 55-60 % z zagranicy. Miażdżąca większość z Wysp. No... i jeśli chodzi o publiczność to było jak było.
Dobrze, teraz Oskar Zrzęda wraca do kosza i mówimy w końcu o muzyce. A jest o czym. Cztery dni i kilka koncertów, które szturmem wzięły naszą czołówke listy Najlepsze koncerty na jakich byliśmy. Trzeba było odciąć się od otoczenia i w myśl zasady take only what you neeeed from it czerpać to co najlepsze. Poniżej nasza relacja dzień po dniu. Skromniejsza w porównaniu z rozpiską, bo czasem nie pozwalała potrzeba natychmiastowego zaśnięcia, czasem coś wypadło. Nieważne, jedziemy.
17.07 – dzień pierwszy (FIB Start)
SIGUR RÓS
Jedyny koncert jaki udało nam się zobaczyć tego dnia. Baliśmy się, że będą przynudzać (patrz: nowa płyta), ale przynudzali rzadko. Set (zawartość + kompozycja) chyba jeszcze lepszy niż na Open'erze 2006. Sekcja dęta w białych melonikach, wielkie lampy na scenie (przypomniało się „ciepło” koncertu The Low Frequency in Stereo z ostatniego OFFa) – urzekające, ale wartość tego koncertu tkwiła w zaangażowaniu całego zespołu. Grali tak, jakby miał to być ostatni koncert w ich życiu. Sformułowanie okropnie oklepane, ale uwierzcie, tak to właśnie wyglądało.
HIGHLIGHTY: początek – Svefn-g-englar (video poniżej) i koniec - Gobbledigook (to im akurat na nowej płycie wyszło).
18.07 – dzień drugi
THE RUMBLE STRIPS i BABYSHAMBLES
Widzieliśmy, ale nie w całości. Ci pierwsi nudnawi, ci drudzy w porządku, ale bez rewelacji.
EL GUINCHO
Powiedzieliśmy, że damy szansę i daliśmy. Ale Guincho szansy nam nie dał i znów wokalu słychać nie było, bas dudnił, a fantastyczne kompozycje z Alegranzy ginęły w (rytmicznym, ale jednak) zgiełku. Jeśli zna się ten album nie jest najgorzej. Byliśmy w stanie się wkręcić i wyławiać linię melodycznę i niektóre hooki. Jednak jeśli ktoś widzi koncert El Guincho nienaznaczony jeszce jego twórczością może się łatwo zniechęcić. No nic, czekamy dalej.
PS. Pan Guincho miał na sobie koszulkę z napisem NO AGE. Na Primaverze dzielili scenę... Może jakiś wspólny projekt, panowie? To by było coś!
HIGHLIGHTY: Hmm... ciężko stwierdzić, głównie przez zakłócony odbiór.
FUJIYA & MIYAGI
A to bardzo fajny koncert. Wyśmienite wizualizacje – świat z domina + wariacje na temat Pacmana dopełniły muzycznego dzieła. Bardzo mięsistego i konkretnego. Nie był to może koncert porywający, ale lepszą elektroniczną zabawę trudno sobie wyobrazić. Yoko mówi, że podobało jej się sinusoidalnie. Ja nie znam takich trudnych słów, więc powiem, że nie było to rewelacyjne, ale pod „świetne” już mi podchodzi.
HIGHLIGHTY: otwierający całość Ankle Injuries i nasze ulubione Collarbone (video poniżej).
HOT CHIP
Niemożność dopchania się do wielkiego namiotu sprawiła, że widzieliśmy tylko kawałek i to z boku. Załapaliśmy się na dziwną wersję And I Was a Boy From School (bez tego najfajniejszego, zapętlonego motywu) i kilka kawałków z nowej płyty, za którą raczej nie przepadamy. Ogólnie wyglądało to średnio. Ale publika szalała, więc może się mylimy.
MY BLOODY VALENTINE
Pierwszy wielki koncert tego festiwalu. Shoegaze w pełnym tego słowa znaczeniu. Jak słusznie zauważyli autorzy festiwalowej gazetki – Shields i Melinda nie spojrzeli na siebie ani raz. Nie było też „cześć”, „kochamy was”, łamanej hiszpańszczyzny i innych ozdobników. Wszystko co mieli do powiedzenia powiedzieli muzyką. Było wzruszająco, mocarnie, soczyście. Aż niewarygodne, że to wszystko tak wygląda po 15 latach przerwy. Drugi, po Young Marble Giants wielki powrót tego roku. Oklaski, pokłony, głowy żegnają się z kapeluszami.
HIGLIGHTY: całość? Dwa kawałki poniżej.
ROISIN MURPHY
Po pamiętnych genialnych koncertach w Krakowie i w Madrycie oczekiwania były wielkie stąd małe rozczarowanie. Jednak o spadku formy Roisin raczej nie może być mowy. Chodzi o różnicę: regularny koncert X występ na festiwalu. Festiwalowy set był z wiadomych względów mocno okrojony, atmosfera też nie taka (mówiliśmy już o gadających wciąż Anglikach?). Murphy udowodniła jednak, że nie ma na nią bata i jest obecnie największą disco-divą na świecie. No i te bajeczne chórzystki...
HIGHLIGHTY: otwieracz – Don't Cry (video poniżej) i Primitive
19.07 – dzień trzeci
THE TING TINGS I JOSE GONZALEZ
Na pierwszych nie zdążyliśy (słyszeliśmy Great D.J. z daleka), na drugiego się nie dopchaliśmy. Tu już nie można było oglądać z boku namiotu, bo na scenie obok łupała muzyka, która Gonzáleza skutecznie zagłuszała.
AMERICAN MUSIC CLUB
Mieliśmy nie iść i byłby to błąd. Bardzo dobry, rasowy rockowy koncert. Muzycy zaangażowani i sympatyczni. Bardzo kameralnie jak na FIB. Na plus.
PS. Ich nowa płyta jest tak klasyczna, regularna i niewydziwiona, że aż urzeka. Nie będzie to czołówka zestawienia, ale raczej się w podsumowaniu zobaczymy.
HIGHLIGHT: Home (video poniżej)
MY MORNING JACKET
Rozczarowanie. Miało być ładnie, nie było. Masturbowanie się swoim graniem rozwleczone do granic sprawiło, że nie dotrwaliśmy do końca. Nie było to straszne, raczej nijakie. Szkoda.
THE KILLS
Świetni! Dwie osoby na scenie, a energii pokłady niezmierzone (wybaczcie dziwne konstrukcje, piszę te słowa niedługo po najszybszym i najdłuższym biegu mojego życia ; zainteresowanych zapraszam na piwo, które stawiacie :P). Dużo utworów z Midnight Boom to niewątpliwy plus tego koncertu, bo to bez wątpienia ich najlepsza płyta. No i piękne fragmenty, gdy wyśpiewywali te swoje wściekłe teksty „w siebie”. Robiło wrażenie.
HIGHLIGHT: no np. takie Last Day of Magic (video poniżej)
THE RACONTEURS
Też kapitalni. Energetyzujący występ, fantastycznie zagrany. Jedne z najbardziej burzliwych oklasków festiwalu całkowicie zasłużone. Ich pierwsza płyta nie zachwyca, ich druga płyta nie zachwyca. Trzeba być kimś żeby w takich okolicznościach wygrzać zachwycający koncert.
HIGHLIGHT: Steady As She Goes (video poniżej)
20.07 – dzień czwarty
THE NATIONAL
Jeśli chcecie recenzji obrazkowej wpiszcie w gadu-gadu < wow >.
A recenzja tekstowa? Hmm... no < wow > właśnie. Świetny dobór kawałków (czyli dużo z Boxera i dużo z Alligatora), świetna kompozycja (zaczęli piękną wersją Start a War, skończyli z wykopem w postaci Mr. November) no i przede wszystkim miażdżące wykonanie. Utwory mocne były niezwykle mocne, utwory spokojniejsze na potrzeby koncertu podrasowano. Ale z głową, bez rozwlekania i z zachowaniem ducha piosenki.
Podczas koncertu Morrissey'a, o którym za chwilę, podszedł do mnie mocno już „zmęczony” chłopiec i powiedział: „Ooooo Boooże, widziałem cię na The National, po reakcji sądzę, że się strasznie podobało, hm?”. Noooooo!
HIGHLIGHTY: Start a War, Fake Empire, Secret Meeting, Abel (video poniżej) i Mr. November
DEATH CAB FOR CUTIE
Na głównej zaczynał Cohen (gdyby nie DCFC to pewnie byśmy poszli), pod namiotem mała obsuwa, ale wielka okładka-płachta Narrow Stairs pojawiła się w końcu za sceną i zaczęło się. Tak jak nowa płyta – od Bixby Canyon Bridge. A jeśli już o nowym albumie mowa – zespół zachował się sprytnie i na koncert wybrał same mocne punkty. Usłyszeliśmy więc wspomniany Bixby..., I Will Possess Your Heart, Cath..., Long Division. Zabrakło tylko mojego ulubionego Grapevine Fires. No a co poza nowościami? Brak I Will Follow You Into The Dark i We Have The Facts... wynagrodziły m.in. perełki z Transatlanticism.
Ogólnie kapitalny koncert. Skumulowane emocje wybuchały kiedy trzeba, Gibbard zachwycał wokalem (dokładniem takim jak na płytach), było fantastycznie.
HIGHLIGHTY: np. piękna wersja Transatlanticism (video poniżej)
MORRISSEY
My, Morrissey i obiektywna ocena? No way. No ale spróbujemy podać chociaż kilka informacji. Nie było tak magicznie jak w Berlinie. Powód ten sam, co w przypadku Roisin Murphy. Ale, ale... to koncert Morrissey'a, więc w naszym przypadku o rozczarowaniu nie może być mowy. Świetny set, odsączony niestety z kawałków z nowej płyty (czekamy, czekamy). Ale jak tu narzekać jeśli dostaliśmy absolutnie piękne wersje m.in. Why Don't You Find Out For Yourself, Death of a Disco Dancer czy Stretch Out and Wait. + cięte komentarze np. nt. mięsożerców (I feel sad that Benicassim is still not cruelty-free) oraz angielskiej i hiszpańskiej muzyki (Wiem, że znane zespoły w Hiszpanii są straszne, ale nie martwcie się, znane zespoły w Anglii też są straszne). Bardzo wzruszający, ale też surowy i mocny był to koncert. Long live the king!
HIGHLIGHTY: heh...
The Last of the Famous International Playboys (video)
Ask
First of the Gang To Die (video)
That's How People Grow Up
Irish Blood, English Heart
I Just Want To See The Boy Happy
Sister, I'm a Poet (video)
Vicar in a Tutu
All You Need Is Me (video)
The Loop
The World Is Full of Crashing Bores (video)
Why Don't You Find Out For Yourself (video)
What She Said
Death Of a Disco Dancer
You Say You Don't Love Me (Buzzcocks cover)
Stretch Out and Wait
Life Is a Pigsty
How Soon Is Now?
All these great photos are from fiberfib on flickr.
A już niedługo relacja z OFFa :) Do przeczytania!
środa, lipca 16, 2008
before we go, czyli ostatnia notka przed Benicassim (AV)
Years of Refusal - taki oto optymistyczny tytuł będzie nosiła nowa płyta Morrissey'a. Jakoś nie jesteśmy zaskoczeni. Lata odmowy, lata wyrzeczeń? Pozostajemy w miłym nastroju i dorzucamy domek z kart. Czyli mówiąc w końcu po ludzku:
świetny numer Morrissey'a , który pojawi się na YoR, tu na żywo w programie Joolsa Hollanda:
Something Is Squeezing My Skull
oraz teledysk + making of (oglądać w komplecie!) do House of Cards Radiohead:
No i to by było na razie wszystko. Do usłyszenia i przeczytania po festiwalu! Będzie relacja dzień po dniu (tak jak po Primaverze) + najprawdopodobniej audycja Open'erowo-Benicassimowa. No zobaczycie (-czymy). Cześć!
świetny numer Morrissey'a , który pojawi się na YoR, tu na żywo w programie Joolsa Hollanda:
Something Is Squeezing My Skull
oraz teledysk + making of (oglądać w komplecie!) do House of Cards Radiohead:
No i to by było na razie wszystko. Do usłyszenia i przeczytania po festiwalu! Będzie relacja dzień po dniu (tak jak po Primaverze) + najprawdopodobniej audycja Open'erowo-Benicassimowa. No zobaczycie (-czymy). Cześć!
poniedziałek, lipca 14, 2008
PODCAST #011, czyli: madryckie koncerty i lizbońskie skarby cz. II
Prowadzący nie jest w szczytowej formie, za to muzyka przednia. Kilka nowości, a przede wszystkim wielki comeback kącików: długa wizyta w Domu Niespokojnej Starości i pierwszy odcinek Tramwaju 28 (Muzyczna mapa). Zapraszamy!
podcast #011
LADYTRON - Ghosts
ISLANDS - Creeper
TELEVISION - See No Evil
WE VERSUS THE SHARK - See No Evil (Television cover)
WE VERSUS THE SHARK - Hello Blood
ANNIE - Loco
LUIS COSTA - Punk Rock (Tramwaj 28)
THE ROLLING STONES - I'm Free (live, Lisbon)
THE ROLLING STONES - Shine a Light (live, Paradiso)
THE SOUND - I Can't Escape Myself (live, Paradiso)
THE SOUND - Hey Day (live, Paradiso)
BON IVER - The Wolves (Act I and II)
czas trwania: 56:54
Muzyczna Mapa
Alfabet The Smiths
Dom Niespokojnej Starości
informacje dodatkowe:
Zbliżają się Nowe Horyzonty, ale muzycznie w tym roku słabo. Po powrocie z Benicassim chodzimy na filmy, ale gdzie się podziała Marianne Faithfull?! No właśnie - Benicassim. Poniżej nasza rozpiska - z większości tych koncertów będą relacje. Audiowizualne oczywiście.
17.07
22:50 – 00:20 Sigur Rós | 23:40 – 00:40 Lightspeed Champion
02:10 – 03:10 Black Lips
03:00 – 04:00 Battles | 03:30 – 04:20 These New Puritans
18.07
18:40 – 19:30 The Rumble Strips
21:00 – 21:50 Babyshambles | 21:30 – 22:30 El Guincho | 22:00 – 23:00 Fujiya & Miyagi
23:00 – 0:00 Hot Chip
23:50 – 1:00 My Bloody Valentine
1:30 – 2:30 Roisin Murphy
2:30 – 3:30 Chromatics
19.07
18:40 – 19:30 The Ting Tings
20:30 – 21:30 Jose Gonzalez
22:30 – 23:30 My Morning Jacket | 23:00 – 0:00 Tricky
0:00 – 1:00 The Kills
1:30 – 2:30 The Raconteurs
3:00 – 4:00 Gnarls Barkley
20.07
18:40 – 19:30 The National
20:00 – 21:00 Death Cab For Cutie
23:00 – 0:00 Justice | 23:30 – 0:45 Morrissey
1:15 – 2:30 Siouxsie
DZIŚ TRAMWAJEM 28 JECHAŁ Z NAMI: Luís Costa
myspace
nowe demo do pobrania
(na bieżąco odkrywamy nowe portugalskie zespoły, więc ogólnie nasz Tramwaj 28 może się wydłużyć, damy znać!)
I jeszcze jedno - jeśli wciąż nie wierzycie, że The Rolling Stones to nadworny zespół szatana, sami zobaczcie na jakim etapie (kilobajty) wysypała się sieć, gdy ściągałem na laptopa album Stripped do dzisiejszej audycji.
Do usłyszenia!
niedziela, lipca 13, 2008
jeszcze plakat z Bonniego
piątek, lipca 11, 2008
madryckie koncerty i lizbońskie skarby - cz. I
MADRYCKIE KONCERTY
Żegnamy się powoli z koncertowym Madrytem, ale żegnamy się in style, bo za nami dwa rasowe koncerty - jeden stricte rockowy, a drugi stricte hmmmmmm...
THE FUTUREHEADS - Międzynarodowy Dzień Muzyki FNAC - 21.06.2008
8/10
Holandia dostawała właśnie w dupę od Rosjan, kiedy na scenę wyszli panowie z The Futureheads. Przyszli, wygrzali i poszli. No i pięknie - tego właśnie oczekiwaliśmy od Sunderland's finest rock band (to oni o sobie). Zaczęli tak jak sobie zamarzyliśmy, czyli od The Beginning of the Twist, ale oprócz nowości znalazło się (na szczęście!) miejsce dla starości - patrz: świetne Meantime czy Decent Days and Nights. Niestety, jeśli dobrze pamiętamy, jedynym (tak, godnym, ale...) reprezentantem News & Tributes było Skip to the End. Ale za to wycięte przepięknie. Wybaczamy.
Ogólnie zagrali bardzo dobrze. Mimo tego, że koncert darmowy - bez najmniejszego olewactwa. Z pazurem i, co w ich przypadku bardzo ważne, z umiejętnym przenoszeniem hooków z płyt na scenę. Co jeszcze z wrażeń estetycznych? 3/4 zespołu wygląda wręcz niesmacznie (zdjęcie, które wybraliśmy robił mistrz, wyglądają tu całkiem znośnie), ale przecież Krzysztof Krawczyk też nie grzeszy urodą, a za Parostatek dalibyśmy się pokroić. Aż przypomina się ta reklama piwa: Helping ugly people have sex since 1928! No to zdrówko, panowie!
BONNIE 'PRINCE' BILLY - Joy Eslava - 10.07.2008
9,5/10
Te, Bonnie! Jedziesz z I See a Darkness! Pan mnie masz zamydlać a nie pierdolić trzy po trzy para piętnaście! jak to powiedział nasz ulubiony 'pan od TELE 2'. No a tu zamiast folkowo zabarwionego indie z najlepszej płyty Oldhama, niemalże Cotton Eye Joe. Jakieś... indie-country? Czyli co? Myślę, że wzór jest bardzo prosty:
(country - pretensjonalność) + (country + dystans do country) + (country + świetne kompozycje i różnorodność albumów Bonniego)
No dobra, nie taki prosty, ale jak działa! Wracamy do występu. Po pierwsze, pokłony przed znakomitym zespołem (układ płciowo-wizualny podobny jak w Sunset Rubdown - mężczyźni średniej urody + laska) - naprawdę fantastyczny skład. Dziewczynka (skrzypce, wokal), dziadzio (bęben + dziwne instrumenty), kontrabasista (polecana literatura: Patrick Süskind - Kontrabasista - no już przestańcie się foszyć o to EURO i czytajcie Niemca) i gitarzysta.
You Want That Picture - live, Joy Eslava, 10.07.2008 ; wideo - my
Po drugie sam Oldham, który ma klasę. Tylko dlatego wspomniany dystans oraz częste żarty nie zamieniły tego koncertu w coś w stylu żenującego występu Art Brut. Brawo.
Materiał. Grali baaardzo dużo z nowej płyty no i bardzo dobrze, bo jest co grać. Te kawałki na żywo ożywają jeszcze bardziej niż podczas odsłuchiwania na słuchawkach. Ot, na przykład You Want That Picture z żartem Bonniego nt. wielkiej disco-kuli (naprawdę wielkiej, sama się prosiła - patrzcie: klip powyżej) zawieszonej pod sufitem klubu Joy Eslava. A no właśnie - miejsce. Joy Eslava to wymarzony klub na koncert Oldhama & co. Przebudowany stary teatr, obsługa w smokingach i niezwykły, kameralny nastrój. Ja byłem tam pierwszy raz, Pani Yoko nie (vide: relacje z Wintercase w Madrycie czy np. Devendra Banhart). Jak przyjedziemy kiedyś znowu do Madrytu to pójdziemy tam na cokolwiek.
No nic, może jakieś podsumowanie? To był naprawdę świetny koncert. Często zabawny, często z wykopem, ale też z mnóstwem wzruszających momentów. A na deser, w środku bisów taka oto perełka:
I See a Darkness - live, Joy Eslava, 10.07.2008 ; wideo - my
Do zobaczenia w kolejnej części!
PS. Darmowe mp3 Bonniego z Daytrotter Sessions do pobrania tutaj.
Żegnamy się powoli z koncertowym Madrytem, ale żegnamy się in style, bo za nami dwa rasowe koncerty - jeden stricte rockowy, a drugi stricte hmmmmmm...
THE FUTUREHEADS - Międzynarodowy Dzień Muzyki FNAC - 21.06.2008
8/10
Holandia dostawała właśnie w dupę od Rosjan, kiedy na scenę wyszli panowie z The Futureheads. Przyszli, wygrzali i poszli. No i pięknie - tego właśnie oczekiwaliśmy od Sunderland's finest rock band (to oni o sobie). Zaczęli tak jak sobie zamarzyliśmy, czyli od The Beginning of the Twist, ale oprócz nowości znalazło się (na szczęście!) miejsce dla starości - patrz: świetne Meantime czy Decent Days and Nights. Niestety, jeśli dobrze pamiętamy, jedynym (tak, godnym, ale...) reprezentantem News & Tributes było Skip to the End. Ale za to wycięte przepięknie. Wybaczamy.
Ogólnie zagrali bardzo dobrze. Mimo tego, że koncert darmowy - bez najmniejszego olewactwa. Z pazurem i, co w ich przypadku bardzo ważne, z umiejętnym przenoszeniem hooków z płyt na scenę. Co jeszcze z wrażeń estetycznych? 3/4 zespołu wygląda wręcz niesmacznie (zdjęcie, które wybraliśmy robił mistrz, wyglądają tu całkiem znośnie), ale przecież Krzysztof Krawczyk też nie grzeszy urodą, a za Parostatek dalibyśmy się pokroić. Aż przypomina się ta reklama piwa: Helping ugly people have sex since 1928! No to zdrówko, panowie!
BONNIE 'PRINCE' BILLY - Joy Eslava - 10.07.2008
9,5/10
Te, Bonnie! Jedziesz z I See a Darkness! Pan mnie masz zamydlać a nie pierdolić trzy po trzy para piętnaście! jak to powiedział nasz ulubiony 'pan od TELE 2'. No a tu zamiast folkowo zabarwionego indie z najlepszej płyty Oldhama, niemalże Cotton Eye Joe. Jakieś... indie-country? Czyli co? Myślę, że wzór jest bardzo prosty:
(country - pretensjonalność) + (country + dystans do country) + (country + świetne kompozycje i różnorodność albumów Bonniego)
No dobra, nie taki prosty, ale jak działa! Wracamy do występu. Po pierwsze, pokłony przed znakomitym zespołem (układ płciowo-wizualny podobny jak w Sunset Rubdown - mężczyźni średniej urody + laska) - naprawdę fantastyczny skład. Dziewczynka (skrzypce, wokal), dziadzio (bęben + dziwne instrumenty), kontrabasista (polecana literatura: Patrick Süskind - Kontrabasista - no już przestańcie się foszyć o to EURO i czytajcie Niemca) i gitarzysta.
You Want That Picture - live, Joy Eslava, 10.07.2008 ; wideo - my
Po drugie sam Oldham, który ma klasę. Tylko dlatego wspomniany dystans oraz częste żarty nie zamieniły tego koncertu w coś w stylu żenującego występu Art Brut. Brawo.
Materiał. Grali baaardzo dużo z nowej płyty no i bardzo dobrze, bo jest co grać. Te kawałki na żywo ożywają jeszcze bardziej niż podczas odsłuchiwania na słuchawkach. Ot, na przykład You Want That Picture z żartem Bonniego nt. wielkiej disco-kuli (naprawdę wielkiej, sama się prosiła - patrzcie: klip powyżej) zawieszonej pod sufitem klubu Joy Eslava. A no właśnie - miejsce. Joy Eslava to wymarzony klub na koncert Oldhama & co. Przebudowany stary teatr, obsługa w smokingach i niezwykły, kameralny nastrój. Ja byłem tam pierwszy raz, Pani Yoko nie (vide: relacje z Wintercase w Madrycie czy np. Devendra Banhart). Jak przyjedziemy kiedyś znowu do Madrytu to pójdziemy tam na cokolwiek.
No nic, może jakieś podsumowanie? To był naprawdę świetny koncert. Często zabawny, często z wykopem, ale też z mnóstwem wzruszających momentów. A na deser, w środku bisów taka oto perełka:
I See a Darkness - live, Joy Eslava, 10.07.2008 ; wideo - my
Do zobaczenia w kolejnej części!
PS. Darmowe mp3 Bonniego z Daytrotter Sessions do pobrania tutaj.
zapowiedź
Cześć!
Nadrabiamy zaległości - już niedługo (dziś? jutro?):
- spóźniona relacja z koncertu The Futureheads (Madryt - Międzynarodowy Dzień Muzyki),
- świeża relacja, czyli Bonnie 'Prince' Billy w najlepszym klubie w jakim byliśmy [nie trzymamy dłużej w niepewności - Joy Eslava, Madryt ; było nawet bardziej klimatycznie niż na pamiętnym Domino Showcase (Psapp, Archie Bronson Outfit, James Yorkston) w Fabryce Trzciny],
+ video
+ mp3
oraz:
- w formie AUDYCJI lub NOTEK (to się jeszcze okaże!) powraca muzyczna mapa - zaczynamy jej specjalne wydanie, czyli kącik Tramwaj 28, a w nim... nowa muzyka portugalska,
- poza tym znalezione przez nas lizbońskie skarby (mają znakomity komis, opowiemy)
- i inne atrakcje (np. ostateczna zapowiedź Benicassim).
Do usłyszenia/przeczytania/zobaczenia!
piątek, czerwca 20, 2008
PODCAST #010
Audycja koncertowo-festiwalowa. Najlepiej przyswajać z naszą festiwalową relacją przed oczami. Można też najpierw pobiegać żeby rozbolały Was nogi i rozwodnić sobie piwo by poczuć niepowtarzalną atmosferę każdego plenerowego festiwalu muzycznego.
podcast #010
PJ HARVEY - Big Exit
MGMT - Time To Pretend
THE NOTWIST - Good Lies
BRITISH SEA POWER - Atom
PORTISHEAD - Machine Gun
VAMPIRE WEEKEND - White Sky (live)
VAMPIRE WEEKEND - Arrows
PJ HARVEY - Snake (Peel Sessions)
THE MARY ONETTES - The Companion
NO AGE - Brain Burner
MAN MAN - Doo Right
LIGHTSPEED CHAMPION - Galaxy Of The Lost
YOUNG MARBLE GIANTS - Salad Days
DEERHUNTER - Strange Lights
ANIMAL COLLECTIVE - Water Curses
SUNSET RUBDOWN - Stadiums and Shrines II
WOLF PARADE - California Dreamer
COLIN MELOY - A Cautionary Song (live)
THE FUTUREHEADS - Radio Heart
BONNIE 'PRINCE' BILLY - Death To Everyone
BONNIE 'PRINCE' BILLY - You Remind Me Of Something (The Glory Goes)
PJ HARVEY - Desperate Kingdom Of Love
czas trwania: 1:34:17
Muzyczna Mapa
Alfabet The Smiths
Dom Niespokojnej Starości
niedziela, czerwca 15, 2008
PRIMAVERA SOUND 2008 - dzień 3.
Trzeci dzień zaczął się tragicznie a skończył wspaniale - nic to, zawsze mogło być odwrotnie. Tragiczność spowodowali pierdoleni kieszonkowcy (którzy na 100% pójdą do piekła, ale nie do tego co my), przez których nie obejrzeliśmy koncertów Justina Vernona (Bon Iver) i Atlas Sound, na które byliśmy bardzo napaleni. No ale trudno, gdzieś ich dorwiemy. Spóźniliśmy się nawet na Okkervil River (bez oceny, ale z tego co udało nam się zobaczyć, bardzo fajny koncert). Relację zaczynamy więc od godziny 19:45.
LIGHTSPEED CHAMPION - VICE JAGERMEISTER - bez oceny
Tu też bez oceny (byliśmy na tym koncercie niecałe pół godziny, o 20:15 w Auditori zaczynali YMG), ale z bardzo dobrym wrażeniem. Świetne kompozycje (m.in. singlowe Galaxy Of The Lost) z bardzo ciekawego, ekscentrycznego (Devonte Hynes pisze w książeczce m.in.: "Restaurants that shaped this record" i tu wymienia, huh) debiutu Falling Off The Lavnder Bridge na żywo ożywają no i mamy koncert dołujących hitów, z którego z bólem serca musimy uciec (ale jeszcze ich opiszemy, będą na Benicassim!). Aha, gdybyśmy oceniali byłby punkt w górę za świetną perkusistkę!
Lightspeed Champion - nowa piosenka ; wideo - my
YOUNG MARBLE GIANTS - AUDITORI - 10/10
Do Walii mamy sentyment, ale o tym może kiedy indziej. Skupmy się na tym świetnym, kultowym, wyjątkowym zespole z Cardiff. Nagrali praktycznie jeden longplay (Colossal Youth - rewelacja ; jeśli nie słyszeliście, polecam podcast #007), zajęło im to 3,5 dnia i wydali na to bardzo mało pieniędzy. No a efekt porażający.
Koncert? Hmm... Chyba największa niewiadoma tegorocznej Primavery, bo kiedy siedzieliśmy w Auditori odczuwałem pewien niedosyt (oczywiście obok zachwytu, radości, że mogę ICH oglądać itd.), ale teraz gdy myślę o tym występie wydaje mi się, że był kapitalny. [edit: myślę coraz częściej i nie mogę przestać, koncert wrasta w czołówkę top ten ever]
No i Alison... Alison Statton (która aktualnie zajmje się chiropraktyką, "no i co zrobisz, oka nie wyjmiesz") - uosobienie scenicznej elegancji, ale nie takiej spod znaku zwiniętej w stożek serwety, ale tej pociągającej, artystycznej elegancji.
Ogólnie wielkie brawa, zagrać taki koncert 28 lat po wydaniu debiutanckiej płyty to jest, no umówmy się, mistrzostwo świata.
Think of salad days
they were folly and fun
They were good, they were young
Young Marble Giants - Salad Days ; wideo - my
Więcej o Young Marble Giants - Cardiffians.
DEERHUNTER - ATP - 8,5/10
zdjęcie - mattbooy
Spóźniliśmy się na solowy projekt Bradforda Coxa, ale na Deerhuntera na szczęście zdążyliśmy bez problemu. Gdybyśmy się nie zagapili (kolejna musztarda po obiedzie), Cryptograms znalazłoby się wysoko w naszym podsumowaniu 2007 (btw: staramy się być bardziej uważni w tym roku, więc po rankingu 2008 powinno być mniej sarepskiej, dijon, czy jaką tam lubicie).
Nieważne, ważne jak zagrali, a zagrali wyśmienicie. Zachowując klimat zbudowali konieczną na koncercie dramaturgię. No i nowa gitarzystka jak najbardziej daje radę.
+ perełki, m.in. Strange Lights z intro w postaci dialogu Bradford Cox - Brian Weitz (Animal Collective), czyli najfajniejsza zapowiedź koncertu AC jaką można sobie wyobrazić (wideo poniżej)
Deerhunter - Strange Lights ; wideo - my
TINDERSTICKS - ROCKDELUX - bez oceny
Piękny, smutny występ przerwany terapią redbullową (again) i (again) drzemką. No ale musieliśmy być gotowi na główny koncert wieczoru, a jak się miało okazać, również całego festiwalu.
ANIMAL COLLECTIVE - ESTRELLA DAMM - 10/10
Ujarany set na poznańskiej Malcie raczej nas rozczarował, a że Animal Collective to aktualnie najbardziej kreatywny, wizjonerski, najcool i najsoczystszy kolektyw na świecie, bardzo liczyliśmy na poprawę. Chcieliście? No to macie! Nie miejcie jak się pozbierać przez kilka dni, niech wam się zamknie głowa na cokolwiek innego, ależ bardzo proszę. Co dla pani? Pranie mózgu dźwiękiem? Bardzo proszę... Następny! Zabić pana monumentalną wersją Fireworks? Nie powinno z tym być problemu. Małe paraliżowanko Peacebone? Robi się, szefie!
To było przeżycie pozazmysłowe, a przy tym zmysłowe do granic możliwości. Trudno więc cokolwiek napisać, żeby nie brzmiało patetycznie/hagiograficznie/banalnie. Może powinienem dać 9 albo 9,5, bo co bym zrobił gdyby np. zamknęli całość For Reverend Green? Ale to kwestia emocji i przeżyć, a nie cyferek, więc fuck it. To był jeden z kilku (trzech, czterech?) najlepszych koncertów na jakich byłem. Zresztą sami, wiecie, znacie Animal Collective. Idźcie na ich koncert, czytanie relacji może być tylko impulsem. It's not my words that you should follow, you've got your IN-SIDES!
Animal Collective - Peacebone ; wideo - my
Więcej klipów tutaj.
relacja - dzień 1.
relacja - dzień 2.
No OK, dzięki za uwagę :-) Prawdopodobnie niedługo audycja festiwalowo-koncertowa, damy znać. Na razie polecamy nowego Bonniego (Lie Down In The Light ; relacja z koncertu 10.07.2008 w Madrycie oczywiście pojawi się na LTB) i Fleet Foxes (PIĘKNA płyta). Do kontaktu!
środa, czerwca 11, 2008
wtorek, czerwca 10, 2008
PRIMAVERA SOUND 2008 - dzień 2.
[ W związku z trwającym EURO 2008 – turniejem, który wywołuje u Waszego wujka Slejwa wielką podjarkę, każda dzisiejsza recenzja będzie opatrzona odpowiednim komentarzem. Podziękowania dla Zczuba.pl za spisanie tej mądrości narodu. Szacun! ]
THE SWELL SEASON – AUDITORI – 6,5/10
czyli o niewiedzy i miłej niespodziance
To może trener Strejlau coś powie o Arabach, bo ja od nich znam tylko Bin Ladena z telewizji - Wojciech Kowalczyk, Polsat
Nastawieni byliśmy na soundtrackową miałkość, a tutaj fajny pop-folk-rockowy występ, bardzo dobry na przystawkę. + Cactus Pixies (w wersji nie tak fajnej jak Bowiego z Heathen, ale też niezłej ; wideo poniżej) i bardzo duże zaangażowanie występujących. OK.
THE MARY ONETTES – VICE JAGERMEISTER – 7,5/10
Szwedzi zaatakowali z ogromnym ferworem. - Przemysław Pełka, Polsat
Babcia w Gliwicach aż chyba cmoknęła z radości, a rodzice na trybunach pewnie biją brawa - Tomasz Zimoch, Polskie Radio
Obok British Sea Power najlepszy stricte rockowy koncert festiwalu. Wybaczamy (z trudem) brak The Laughter. W zamian za to otrzymaliśmy m.in. bardzo-do-przodu-wersję Lost (wideo poniżej) i wzruszające Companion. Nie mówiąc już o bardzo sympatycznym 'spotkaniu' z zespołem po koncercie, które zaowocowało „Thanx Chris!” na okładce (nie dali rady z „Krzysztofem”). A wokalista tak się zestresował spotkaniem ze mną, postacią tak znaną i lubianą w świecie, że wylał na siebie piwo. „Bardzo przepraszam, ale obecność pana konsula tak mnie onieśmieliła, że oblałam się winem”.
The Mary Onettes - Lost ; wideo - my
NO AGE – VICE JAGERMEISTER – 7,5/10
Wskazane byłoby wezwanie kapitanów i zwrócenie uwagi na zbyt nadmierną ostrą grę - Dariusz Szpakowski, TVP
Na fali wielkiej ekscytacji ich albumem Nouns oczekiwania były właśnie zbyt nadmierne, a tu po prostu dobry koncert. Aha, jeśli nie mieliście nigdy do czynienia z muzyką No Age to na koncercie będzie ciężko. Melodie są dość skrzętnie ukryte pod grubym shoegaze'owym puchem. Do rozkminienia w domu i dopiero później – używania na żywo. W każdym razie, trzymamy kciuki a future is bright.
MAN MAN – VICE JAGERMEISTER – 8/10
I teraz kibice, którzy przynieśli na stadion koguty, zajadają się cukinią - Krzysztof Ratajczak, Polskie Radio
Każde dotknięcie piłki nogą może spowodować utratę bramki samobójczej - Mateusz Borek, Polsat
No i właśnie – o co chodzi? Muzyk skacze do wody, muzyk udaje epileptyka, muzyk skacze po pianinie? Spokojnie, to tylko zespół Ziom Ziom z Philadelphi – autorzy jednej z najlepszych płyt tego roku (Rabbit Habbits – koniecznie!).Przy tak wysokim natężeniu surrealu i rozpieprzu o samobója bardzo łatwo, więc to, że ten koncert się odbył i był bardzo dobry budzi respekt. Energetyzujący, inteligentny set z masą świetnie wykonanych numerów z nowej płyty.
Man Man - Big Trouble ; wideo - henninkj81
CAT POWER – ROCKDELUX – bez oceny
Ballack ziewa, chyba się nie wyspał, bo przecież mecz całkiem żywy - Mateusz Borek, Polsat
Jak można zasnąć na koncercie Cat Power, na który czekało się tak długo? Na występ ślicznej, zdolnej, inteligentnej Cat Power, do jasnej cholery?! A można, permanentny brak snu robi swoje. Ja wytrzymałem trzy piosenki (na szczęście było wśród nich moje ukochane Metal Heart), moje dziewczęta zero piosenek. Czy wymiatam? Nie. Wymiękliśmy i dla rozbudzenia musieliśmy nabyć redbulle i udać się na:
FUCK BUTTONS – ATP – 7,5/10
Poproszę o plazmę, będę demonstrować - Andrzej Strejlau, Polsat
No i tu się (nie do końca, ale jednak) rozbudziliśmy. Świetny, transowy występ – bardzo atrakcyjna demonstracja jednej z naszych ulubionych płyt 2008.
idziemy na... Fuck Buttons - Sweet Love For Planet Earth ; wideo - my
THE GO! TEAM – ESTRELLA DAMM – bez oceny
Sobolewski wystawił ze zmęczenia swój długi język i położył go na wardze - Polskie Radio
Nadal śnięci wpadliśmy na Junior Kickstart co nas bardzo ucieszyło, jako że to numer fantastyczny. Bez oceny bo widzieliśmy mało, kuracja redbullowa trwała.
EL GUINCHO – VICE JAGERMEISTER – 7,5/10
Gdyby ta piłka wpadła do bramki, z pewnością byłby gol - Mirosław Trzeciak, TVP
Otóż to. Ale gdy prawie w ogóle (!) nie słychać wokalu nie pomagają nawet świetne wizualizacje i sympatia miejscowych. Kompozycje z Alegranzy bronią się samę – to jeden z najlepszych albumów ostatnich lat. No ale, ale! Trzeba to jakoś przekazać. Mamy nadzieję, że na Benicassim będzie lepiej. Bo pana Guincho, jak wiecie, uwielbiamy.
El Guincho - Kalise ; wideo - my
relacja - dzień 1.
relacja - dzień 3.
Na dzisiaj to tyle, zapraszamy na relację z trzeciego dnia, która powinna się pojawić bardzo niedługo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)