niedziela, października 19, 2008

Wintercase 2008 (1)

Witamy po długiej przerwie (spowodowanej odcięciem od stałego dostępu do internetu) i zapraszamy na relację z tegorocznego festiwalu Wintercase.



Trzeba wspomnieć, że festiwal zmienił nieco formułę. W zeszłym roku (patrz: relacja yoko) bardziej znane zespoły - droższe karnety, w tym roku mniej znane zespoły - tańsze karnety. I co prawda bardziej znany nie zawsze znaczy lepszy, skład Wintercase 2007 był niestety bardziej imponujący. Nie jest jednak źle. Zupełnie nie! Jest, powiedziałbym, bardzo dobrze i kameralnie, a zaoszczędzone euro można spokojnie wydać na nadzianej komisami ulicy Tallers. Szykuje się europejski przewodnik komisowy na LTB. Do tego dążyłem pokrętną stylistycznie drogą. Przepraszam, zacznijmy już.

FESTIWAL

Rozpiska. Pokursywiamy to, na co się cieszymy. Pogrubiamy to, na co cieszymy się najbardziej. A napiszemy o wszystkim.

18.10 - Clare & The Reasons + My Brightest Diamond
7.11 - Los Campesinos! + Ra Ra Riot
22.11 - The Radio Dept. + Hola a todo el mundo + ktoś
27.11 - Scott Matthew + El Perro del Mar + Cuchillo

KONCERT NR 1

Koncert prezentacyjny okazał się być koncertem pretensjonalnym. Krótko o szczegółach poniżej.

CLARE & THE REASONS



To miało być połączenie soundtracków Disney'a z muzyką filmową i Nickiem Drakiem. Przede wszystkim - wara od Drake'a - to był geniusz muzyki, jeden z największych. Żeby się do niego zbliżyć (chociażby na sporą odległość) trzeba się naprawdę napracować (patrz: nowa, świetna płyta Jamesa Yorkstona). Muzyka filmowa? Bardziej. Momentami zespół przycinał bardzo ładnie, zaraz potem wpadał jednak w disnejowską konwencję i męczył miałką bajkowością. Warto zapamiętać końcówkę - całkiem udany cover Everybody Wants To Rule The World Tears For Fears poprzedzony wyśpiewanym na melodię Somewhere Over The Rainbow hymnem ku czci Obamy. Niestety ogólnie mocno średnio, nudnawo, często irytująco.

MY BRIGHTEST DIAMOND



Po występie MBD spodziewaliśmy się więcej, więc i rozczarowanie większe. Pretensjonalności ciąg dalszy. Parateatralna papka przetykająca wykonane z metalową/gotycką pompą utwory denerwowała bardzo. Nudziliśmy się nadal, irytacja rosła, palić nie pozwalali. Highlighty? Faktycznie dobry głos Shary Warden, to raz. No a dwa - na dole grało Prodigy i kiedy poszło się do łazienki można było doświadczyć inspirującej kakofonii.

No i to chyba tyle. Czekamy na następne koncerty. Sądząc po składzie, będzie o czym pisać. Pozdrawiamy i do kontaktu!


w sieci: http://www.wintercase.com

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Los Campesinos! w moje urodziny...

slejw pisze...

może Ci coś puścić telefonicznie w ramach prezentu? ;)

słyszałaś płytę Ra Ra Riot? baaardzo fajna.

ściskamy :)

Unknown pisze...

Wow, byłabym zachwycona! Mam darmowe minuty na polskie telefony więc moglabym nawet zadzwonic ;)

Nie, nie słyszałam, ale zainteresuję się :)

Pozdrawiam z deszczowej Anglii!