środa, września 01, 2010
Wideo dnia #134
Na Louder Than Bombs pojawiały się już teksty "z zajezdni", więc przy okazji klipu nr 134 spokojnie mógłbym opisać kilka płyt, które ściśle przylgnęły do konkretnych odcinków autobusowej trasy Nowy Dwór - Księże Wielkie. Ale pada, a when it rain, it pours, więc radio męczy Modlitwę o złoty deszcz Bajmu - zawsze aktualne i na czasie (Nagle zrywam się / Biegnę na ulicę / Z tłumem modlę się) studium kuracji prostamolem.
My jednak przejdziemy do Muzyki, głownie dlatego, że ze sporym zdziwieniem odnotowałem, iż na blogu nie pojawiła się nigdy moja ulubiona deszczowa piosenka. Wiadomo, istnieje wiele fantastycznych - Raining In Darling Bonniego, Raining In My Heart Buddy'ego, całe Ocean ____ Echo, Crooked ____, Crooked ____ Pavement i ____ Dogs Waitsa, obłędny początek Wish Cure z And the way the rain comes down hard / That's the way I feel inside (a jeśli już Cure to przecież Prayers For Rain). Oprócz tego Ballet for a Rainy Day XTC + pozostając w klimacie: I'll Take The Rain z najbardziej underrated płyty R.E.M. (no a So. Central Rain?). Jest Happy When It Rains pod wezwaniem dzieciątka Jezus i Mary Chain, przedeszczowe Everyday Is Like Sunday Moza, Country Rain Slowdive, Rain Drake'a... I jeszcze I never meant to cause you any sorrow. I never meant to cause you any pain, inne iTunes -> szukaj -> 'rain' oraz cała masa mniej oczywistych typów.
A wśród typów osobistych bezapelacyjny zwycięzca mojego ulewnego rankingu - Screwdriver Song - wczesny b-side The Cooper Temple Clause z czasów ich świetnego debiutu. Utwór, który spina klamra jakiegoś fantastycznego kolejowo-deszczowego przeciągu, numer, który brzmi jak rozciągnięty w Audacity pomruk dalekiej burzy, a "wygląda" jak wszystkie te najlepsze deszczowe obrazy, z Shipping on the Clyde Johna Atkinsona Grimshawa (powyżej, oryginał w madryckim Thyssenie) na czele. Z jednej strony wychodzimy nim na deszcz, z drugiej chowamy się przed burzą. Z jednej domowe zacisze, zimna płyta i ciepłe napoje w rytm dzwonienia o szyby, z drugiej ścieranie kropli z pokrywy discmana w Parku Słowackiego. Ale zostawmy wpisy z pamiętniczka, liczy się sam utwór - senny, pozytywkowy, szumiący, ale wkręcający jak tytułowy śrubokręt i z masą poskramianej energii wykraczającej poza skale wszystkich Celsjuszy i Beaufortów. Mój ultrazachwyt jest z pewnością subiektywny i trąci sentymentalną myszką. Jednak jeśli ktoś nie dostrzega w pełni obiektywnego piękna Screwdriver Song to aż chce się powiedzieć - "Jarek, pierdolisz, nie było cię tam."
PS Jeszcze z kolekcji zrzutów - obrazek z wgrywania na youtube'a Cooper Temple Clause:
Czy przeciwnicy spalenia Jaggera mają jeszcze cokolwiek do powiedzenia?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz