piątek, kwietnia 30, 2010
czwartek, kwietnia 29, 2010
Wideo dnia #068
Notkę niżej nowy Interpol, a dzisiejsze wideo dnia to (trochę spóźnione) ADD SUV Uffie (z gościnnym występem Pharrella, którego mogłoby równie dobrze nie być). Nie żebym wybaczał jej nieobecność na Primaverze 09, która to nieobecnosć nadal mi ciąży. Po prostu zapowiadam ukazujące się pod koniec maja/na początku czerwca Sex Dreams & Denim Jeans.
Lights - nowy Interpol!
Nowa piosenka jednego z naszych ulubionych zespołów przynosi znaną z Our Love To Admire przebojową mroczną rzężuchę. Czy to dobrze? Nie wiem. Czytelnicy LTB wiedzą, że bardzo lubimy tę płytę (tak, to my), ale hm, OLTA 2? To zdecydowanie bardziej karkołomny pomysł niż np. powrót do intymności debiutu czy soczystości Antics. Biorąc pod uwagę łatwość wysypania się przy próbie nagrania kolejnego albumu, który byłby tak radio friendly, nawet rewolucyjne eksperymenty wydają się być bezpieczniejszym wyjściem. Na razie jednak liczy się to, że Lights to naprawdę dobry numer. Z drugiej strony należy pamiętać, że zespoły z tej samej szufladki nagrały ostatnio płyty świetne. Editors najlepszą w karierze, The National dopełniającą znakomitą 'nową trylogię' rozpoczętą w 2005 Alligatorem. Poza tym solowy Banks (Julian Plenti) z ubiegłego roku to zaledwie 2-3 dobre piosenki i sporo bladej fugi między nimi. Zobaczymy. Niedługo na oficjalnej stronie zespołu mają się pojawić ważne daty. Zakładając, że nie chodzi o Chrzest Polski ani o pierwszy odcinek Familiady (17.09.94), czekam bardzo niecierpliwie.
środa, kwietnia 28, 2010
Wideo dnia #067
Pomijamy kolejne 'częste' zespoły - Delorean i Dum Dum Girls. Te karły szydziły z naszego prezydenta. Teraz my bojkotujemy ich! Jednocześnie informujemy, że zgodnie z pisownią zastosowaną na oficjalnej stronie festiwalu, zespoły z The w nazwie pokażemy przy okazji prezentacji litery T (jak Ty też szydziłeś!).
A teraz przechodzimy do F jak Fuck. Buttons.
+ sesja dla Daytrottera.
PS10 - 05 - Fuck Buttons
wtorek, kwietnia 27, 2010
Wideo dnia #066
Za karę (za słabe Signal Morning z 2009) pomijamy Circulatory System i przechodzimy do CocoRosie. Przy okazji wspominamy niezapomnianą Americanę na Malcie. Minęły cztery lata, a ja nadal nie wierzę, że ten koncert się odbył. Devendra, Antony, CocoRosie, Animal Collective - skład festiwalowy wtłoczony w jeden fantastyczny wieczór. + Antony wyznający miłość Szanaji (wzór odmiany Shania, celownik, propozycje?) Twain i podróż powrotna nocnym pociągiem Českých drah żywcem wyjętym ze Szwejka. Działosię.
PS10 - 04 - CocoRosie
EDIT: W związku z tym, że wszystkie znaki na niebie i ziemi (tej koło placu budowy Narodowego Forum Muzyki we Wrocławiu również) przypominają o Primaverze, od dzisiaj nasze PS-Prezentacje zyskują specjalne logo.
poniedziałek, kwietnia 26, 2010
Wideo dnia #065 (zestaw nr 5)
Pośród ogrodu siedzi ta królewska para. Dwa utwory - pierwszy z jednej z moich ulubionych płyt 2008 roku (James Yorkston), drugi z albumu, który mnie zaskoczył. Do tej pory znałem tylko fragmenty twórczości Kristiana Matssona (The Tallest Man On Earth) i zdziwiony popularnością jego nowej płyty The Wild Hunt, chciałem wykonać manewr: przesłuchanie+objechanie. Efekt? Skok do aktualnej pierwszej dziesiątki roku i ciągły repeat. Krótkie, świetnie napisane piosenki mocno osadzone w Dylanowskiej tradycji songwriterskiej, a miejscami: 1) klimat jak z cudownego Lie Down In The Light Oldhama, 2) ogniskowość Fleet Foxes, 3) wyczucie melodii Devendry i 4) wrażliwość Justina Vernona. Koniecznie.
Królowa i król Hiszpanii - najpierw Szkocja, potem Szwecja.
James Yorkston and The Athletes - Queen Of Spain
The Tallest Man on Earth - King Of Spain
niedziela, kwietnia 25, 2010
Wideo dnia #064
sobota, kwietnia 24, 2010
piątek, kwietnia 23, 2010
Notatki z przesłuchania (4) + Kalendarz - Chwalcie łąki umajone, czyli...
...trzy najbardziej oczekiwane płyty maja.
Broken Social Scene - Forgiveness Rock Record
Przystawki zżarły główne danie. Pierwszy sygnał - World Sick - zapowiadał potężne, świetnie napisane, epickie dzieło. Później przyszło bardzo fajne Forced To Love i wspaniałe All to All (więcej tutaj). A potem? Potem wyciekła całość i wystrzelana z najlepszych momentów musiała zawieść. To naprawdę nie jest zły album, ale po pierwsze nie zaspokaja dużych oczekiwań, po drugie w porównaniu z s/t z 2005 roku czy (przede wszystkim) z wybitnym You Forgot It in People (2002) wypada blado. Dwukrotne strącenie poprzeczki bardzo ogranicza szanse na sukces.
Zbyt duże rozbieżności stylistyczne, brak zwartej kompozycji, rozmycie hooków - to grzechy główne. Z plusów przede wszystkim wspomniane rewelacyjne numery i charakterystyczna atmosfera płyty BSS, za którą się stęskniliśmy (to w końcu 5 lat przerwy). Perspektywa zobaczenia ich na żywo nadal sprawia, że cieszę się jak dziecko, ale no... Used to be the one of the rotten ones and I liked you for that! Tu niestety zbyt dużo solidnego wypełnienia, zbyt mało tej pociągającej 'zepsutej' treści. Forgiveness Rock Record? Wybaczam i liczę na Compensation Rock Record w najbliższym możliwym terminie.
The National - High Violet
Recenzent magazynu PASTE pisząc o High Violet przywołuje fragment wywiadu, którego Matt Berninger udzielił serwisowi Stereogum - We started out trying to make a fun pop record. I had the word HAPPINESS taped to my wall. We veered off that course immediately. To zboczenie z obranego kursu jest na nowej płycie The National bardzo słyszalne, ale ta wyboldowana, przypięta RADOŚĆ gdzieś tam przebija - zgaszona, zamazana i wypłowiała, ale jednak.
W jednej z innych rozmów Berninger powiedział, że ciężko nazwać tę płytę wesołą, ale dobrze jeździ się przy niej samochodem. Takie właśnie jest High Violet - inne niż kapitalny, mocny, surowy Alligator (2005), ale też niezbyt podobne do płynącego, szeptanego, eleganckiego Boxera (2007). Chyba najtrudniejsze do określenia z trzech najnowszych płyt Nowojorczyków. Powołam się na trzeci wywiad (tym razem Drowned In Sound) i kolejne słowa-klucze lidera The National - gdyby Alligator nie był taki jaki był, nie byłoby takiego Boxera. Myślę, że ta najświeższa płyta jest również logiczną odpowiedzią na stylistykę poprzedników. Z jednej strony bardzo smutna, z drugiej chwytliwa, przebojowa i witalna. Smutna zarówno jeśli chodzi o obrazy (Sorrow's my body on the waves z przepięknego numeru 2), muzykę (Sorrow właśnie, ale też np. jeden z najstarszych utworów na płycie - Runaway - wcześniejszy tytuł Karamazov), jak i konkretne bolesne frazy a'la Boxer (And I can't fall asleep / Without a little help / It takes a while to settle down / My shivered bones / Until the panic's out). Witalna w buzującym, potężnym centralnym punkcie płyty - Bloodbuzz Ohio (pierwszy singiel), czy w jednym z wielu perkusyjnych popisów Bryana Devendorfa - Anyone's Ghost.
cała płyta do przesłuchania na stronach The New York Times
Oprócz tych oczywistów highlightów (highvioletów?), High Violet to dzieło kopalniane, z pokładami smaczków takich jak art-seplenienie w Afraid of Everyone, albo powodująca gęsią skórkę końcówka Lemonworld. Można narzekać, że The National znowu nagrali płytę prawie idealną, ale wspomniane dwa wymiary - świetny ogół i pasjonujący szczegół umieszczają ten album na podium 2010 roku i zakładają mu cementowe buciki. Biorąc pod uwagę fakt, że zacementowani na wyżynach są już Beach House, dalsza część tegorocznego wyścigu może stać się czekaniem na peleton i sprawdzaniem międzyczasów. Chyba że Panda coś namiesza, chyba że Memoryhouse, chyba że ktoś sprawi niespodziankę... Na razie High Violet z pasją i na repeacie i na wszelki wypadek nie oddaję głosu do studia.
The New Pornographers - Together
Together to niezły album, ale jego dużym problemem jest to, że brzmi jak jakiś Tribute to The New Pornographers. Weźmy takie Sweet Talk, Sweet Talk. Fajne? Fajne. Ale po pierwsze tylko fajne, a po drugie autoplagiatujące (i ugładzające) świetny motyw z The Laws Have Changed (Electric Version, 2003). Takich par i autonawiązań jest tu zdecydowanie za dużo. Spory uśmiech na twarzy wywołuje tylko piękna kontynuacja Testament to Youth in Verse (też Electric Version) w postaci najlepszego chyba utworu z Together - Crash Years. Z dobroci warto jeszcze wymienić bardzo ładne If You Can't See My Mirrors w stylu najlepszych ballad z Challengers (2007). A tak poza tym bywa różnie - czasem porządnie, czasem średnio, czasem nudnawo. Być może ten album spodoba mi się trochę bardziej po kilku kolejnych przesłuchaniach, ale na dużą zmianę oceny się nie zanosi. Muzykom przytrafiło się bowiem (po chuj to bowiem?) to, przed czym do tej pory dzielnie się bronili. Za mało energii w energicznych kawałkach, za mało poruszenia w poruszających. Za słabo jak na autorów tak dobrej płyty jak debiutanckie Mass Romantic (2000).
Kiedy chciałem wysłać SMSa o treści: "piszę teraz o nowym new pornographers", bramka Plusa odmówiła współpracy twierdząc, że "wiadomość zawiera niedozwolone słowa". Z New Pornos nie jest na pewno aż tak źle, by wykreślać ich ze swojego muzycznego słownika. To po prostu najsłabsza płyta tego świetnego zespołu. Jeśli chcecie coś od nich kupić, proponuję w pierwszej kolejności zaopatrzyć się w jakiekolwiek inne wydawnictwo z ich dorobku (ze wskazaniem na debiut), albo w którąś ze świeżutkich reedycji albumów Destroyera.
Inne ważne majowe premiery:
CocoRosie – Grey Oceans
Płynące z wielu źródeł złe recenzje tylko rozbudziły moją ciekawość. Na razie czasu starczyło mi tylko na jedno przesłuchanie w słabych warunkach. Ciekawość nie mija, relacja (albo reakcja) niedługo.
The Futureheads – The Chaos
Nowy teledysk tradycyjnie straszny, ale singiel też kiepski, a szkoda, bo lubimy The Futureheads zarówno w wersji interesting (pierwsze 2 płyty) jak i light (poprzednia). Całość do przesłuchania.
LCD Soundsystem – This Is Happening
Nie podzielam panującej euforii i uważam, że na This Is Happening w znacznym stopniu wyczerpuje się formuła Murphy'ego (główny, nie podzielany przeze mnie, zarzut dla tegorocznego Spoon).
Broken Social Scene - Forgiveness Rock Record
Przystawki zżarły główne danie. Pierwszy sygnał - World Sick - zapowiadał potężne, świetnie napisane, epickie dzieło. Później przyszło bardzo fajne Forced To Love i wspaniałe All to All (więcej tutaj). A potem? Potem wyciekła całość i wystrzelana z najlepszych momentów musiała zawieść. To naprawdę nie jest zły album, ale po pierwsze nie zaspokaja dużych oczekiwań, po drugie w porównaniu z s/t z 2005 roku czy (przede wszystkim) z wybitnym You Forgot It in People (2002) wypada blado. Dwukrotne strącenie poprzeczki bardzo ogranicza szanse na sukces.
Zbyt duże rozbieżności stylistyczne, brak zwartej kompozycji, rozmycie hooków - to grzechy główne. Z plusów przede wszystkim wspomniane rewelacyjne numery i charakterystyczna atmosfera płyty BSS, za którą się stęskniliśmy (to w końcu 5 lat przerwy). Perspektywa zobaczenia ich na żywo nadal sprawia, że cieszę się jak dziecko, ale no... Used to be the one of the rotten ones and I liked you for that! Tu niestety zbyt dużo solidnego wypełnienia, zbyt mało tej pociągającej 'zepsutej' treści. Forgiveness Rock Record? Wybaczam i liczę na Compensation Rock Record w najbliższym możliwym terminie.
The National - High Violet
Recenzent magazynu PASTE pisząc o High Violet przywołuje fragment wywiadu, którego Matt Berninger udzielił serwisowi Stereogum - We started out trying to make a fun pop record. I had the word HAPPINESS taped to my wall. We veered off that course immediately. To zboczenie z obranego kursu jest na nowej płycie The National bardzo słyszalne, ale ta wyboldowana, przypięta RADOŚĆ gdzieś tam przebija - zgaszona, zamazana i wypłowiała, ale jednak.
W jednej z innych rozmów Berninger powiedział, że ciężko nazwać tę płytę wesołą, ale dobrze jeździ się przy niej samochodem. Takie właśnie jest High Violet - inne niż kapitalny, mocny, surowy Alligator (2005), ale też niezbyt podobne do płynącego, szeptanego, eleganckiego Boxera (2007). Chyba najtrudniejsze do określenia z trzech najnowszych płyt Nowojorczyków. Powołam się na trzeci wywiad (tym razem Drowned In Sound) i kolejne słowa-klucze lidera The National - gdyby Alligator nie był taki jaki był, nie byłoby takiego Boxera. Myślę, że ta najświeższa płyta jest również logiczną odpowiedzią na stylistykę poprzedników. Z jednej strony bardzo smutna, z drugiej chwytliwa, przebojowa i witalna. Smutna zarówno jeśli chodzi o obrazy (Sorrow's my body on the waves z przepięknego numeru 2), muzykę (Sorrow właśnie, ale też np. jeden z najstarszych utworów na płycie - Runaway - wcześniejszy tytuł Karamazov), jak i konkretne bolesne frazy a'la Boxer (And I can't fall asleep / Without a little help / It takes a while to settle down / My shivered bones / Until the panic's out). Witalna w buzującym, potężnym centralnym punkcie płyty - Bloodbuzz Ohio (pierwszy singiel), czy w jednym z wielu perkusyjnych popisów Bryana Devendorfa - Anyone's Ghost.
cała płyta do przesłuchania na stronach The New York Times
Oprócz tych oczywistów highlightów (highvioletów?), High Violet to dzieło kopalniane, z pokładami smaczków takich jak art-seplenienie w Afraid of Everyone, albo powodująca gęsią skórkę końcówka Lemonworld. Można narzekać, że The National znowu nagrali płytę prawie idealną, ale wspomniane dwa wymiary - świetny ogół i pasjonujący szczegół umieszczają ten album na podium 2010 roku i zakładają mu cementowe buciki. Biorąc pod uwagę fakt, że zacementowani na wyżynach są już Beach House, dalsza część tegorocznego wyścigu może stać się czekaniem na peleton i sprawdzaniem międzyczasów. Chyba że Panda coś namiesza, chyba że Memoryhouse, chyba że ktoś sprawi niespodziankę... Na razie High Violet z pasją i na repeacie i na wszelki wypadek nie oddaję głosu do studia.
The New Pornographers - Together
Together to niezły album, ale jego dużym problemem jest to, że brzmi jak jakiś Tribute to The New Pornographers. Weźmy takie Sweet Talk, Sweet Talk. Fajne? Fajne. Ale po pierwsze tylko fajne, a po drugie autoplagiatujące (i ugładzające) świetny motyw z The Laws Have Changed (Electric Version, 2003). Takich par i autonawiązań jest tu zdecydowanie za dużo. Spory uśmiech na twarzy wywołuje tylko piękna kontynuacja Testament to Youth in Verse (też Electric Version) w postaci najlepszego chyba utworu z Together - Crash Years. Z dobroci warto jeszcze wymienić bardzo ładne If You Can't See My Mirrors w stylu najlepszych ballad z Challengers (2007). A tak poza tym bywa różnie - czasem porządnie, czasem średnio, czasem nudnawo. Być może ten album spodoba mi się trochę bardziej po kilku kolejnych przesłuchaniach, ale na dużą zmianę oceny się nie zanosi. Muzykom przytrafiło się bowiem (po chuj to bowiem?) to, przed czym do tej pory dzielnie się bronili. Za mało energii w energicznych kawałkach, za mało poruszenia w poruszających. Za słabo jak na autorów tak dobrej płyty jak debiutanckie Mass Romantic (2000).
Kiedy chciałem wysłać SMSa o treści: "piszę teraz o nowym new pornographers", bramka Plusa odmówiła współpracy twierdząc, że "wiadomość zawiera niedozwolone słowa". Z New Pornos nie jest na pewno aż tak źle, by wykreślać ich ze swojego muzycznego słownika. To po prostu najsłabsza płyta tego świetnego zespołu. Jeśli chcecie coś od nich kupić, proponuję w pierwszej kolejności zaopatrzyć się w jakiekolwiek inne wydawnictwo z ich dorobku (ze wskazaniem na debiut), albo w którąś ze świeżutkich reedycji albumów Destroyera.
Inne ważne majowe premiery:
CocoRosie – Grey Oceans
Płynące z wielu źródeł złe recenzje tylko rozbudziły moją ciekawość. Na razie czasu starczyło mi tylko na jedno przesłuchanie w słabych warunkach. Ciekawość nie mija, relacja (albo reakcja) niedługo.
The Futureheads – The Chaos
Nowy teledysk tradycyjnie straszny, ale singiel też kiepski, a szkoda, bo lubimy The Futureheads zarówno w wersji interesting (pierwsze 2 płyty) jak i light (poprzednia). Całość do przesłuchania.
LCD Soundsystem – This Is Happening
Nie podzielam panującej euforii i uważam, że na This Is Happening w znacznym stopniu wyczerpuje się formuła Murphy'ego (główny, nie podzielany przeze mnie, zarzut dla tegorocznego Spoon).
Wideo dnia #062
W dziale Wideo dnia zaczynamy alfabetyczny przegląd najciekawszych artystów, któzy zagrają na tegorocznym festiwalu Primavera Sound 2010 w Barcelonie. Oczywiście jeśli pojawi się coś nowego, ciekawego, wartego uwagi, przerywamy transmisję i nadajemy aktualności. Zaczynamy od Atlas Sound.
Atlas Sound - Quick Canal
PS10 - 01 - Atlas Sound
PS A jeszcze dziś na LTB kolejne notatki z pewnego przesłuchania. Zapraszamy.
czwartek, kwietnia 22, 2010
Wideo dnia #061
środa, kwietnia 21, 2010
wtorek, kwietnia 20, 2010
Wideo dnia #059
Wracamy do dnia sklepu płytowego i powiązanych z nim wydawnictw. Dziś wytwórnia 4AD i EPka Fragments, na której znalazł się nowy piękny utwór Blonde Redhead. Wiem, że po albumie tak genialnym jak 23 aż strach wchodzić do studia, no ale czekamy na nową płytę. Nie ma innego japońsko-włoskiego zespołu z Nowego Yorku, który lubiłbym tak BARDZO.
mp3 (ze strony magazynu FADER)
poniedziałek, kwietnia 19, 2010
Wideo dnia #058 (zestaw nr 4 - Dum Dum Girls)
Ich debiutancka płyta jest jak połączenie Is This It z Fever To Tell - z garażowym trzaskiem, kapitalnymi kompozycjami i pieprzną, seksowną atmosferą. Jail La La rozpoczęło nową serię naszych audycji, o EPce pisaliśmy przy okazji podsumowania ubiegłego roku, ale dopiero teraz naprawdę jest się czym cieszyć. I już wiadomo o czym myślę, kiedy myślę cd-good-to-drive-to. Nie mogę się doczekać Dum Dum Girls na Primaverze i przejażdżek z I Will Be. Vivian Girls już nie są same.
La la la la la, la la la la la
la la la la la, la la la
Jedna z najlepszych piosenek The Rolling Stones zamieniona w spalony słońcem makaronowy muzyczny western w wydaniu żeńskim. Smakowite.
Can't you see she's
Dum the dum dum girl
The dum dum girl the dum dum girl
1) Dum Dum Girls - Jail La La
2) Dum Dum Girls - Play With Fire (The Rolling Stones cover)
3) Talk Talk - Dum Dum Girl
niedziela, kwietnia 18, 2010
Wideo dnia #057
sobota, kwietnia 17, 2010
Wideo dnia #056
A dziś zapowiadany Record Store Day i nowa piosenka Blur. Biorąc pod uwagę nieglobalny wymiar tego święta (ale nie, to nie foch, patrzcie: poprzednia notka), proponuję zmianę nazwy na eBay Sellers Day. Na aukcjach Fool's Day w okolicach tysiąca złotych, Last Day Editors od rana w kilkunastu egzemplarzach. No nic, trzeba liczyć, że nadejdzie kiedyś taki day, że i my pokoczujemy jakiegoś siedemnastego kwietnia pod sklepem w celu nabycia świeżej, jeszcze ciepłej małej limitowanej płyty. Na razie Blur. I jak Wam się podoba?
mp3 (YouTube rip)
PS Ale jeśli zamówiona przeze mnie na kanadyjskim Amazonie Zebra Beach House (12") wydana z okazji RSD właśnie, faktycznie znajdzie się kiedyś w mojej skrzynce pocztowej... to już lepiej. Dla mnie, nie dla święta oczywiście.
piątek, kwietnia 16, 2010
Wideo dnia #055 (specjał nr 3)
W dzisiejszym specjale High Violet - nowa płyta The National w wideo-całości. Czekamy niecierpliwie, ale na szczęście Mr. May już niedługo.
Czy będzie to pierwszy album, który w 2010 stoczy (albo przynajmniej nawiąże) walkę z Teen Dream? Bardzo prawdopodobne.
1 Terrible Love (live, Fallon)
2 Sorrow (live)
3 Anyone's Ghost (live)
4 Little Faith (live)
5 Afraid of Everyone
6 Bloodbuzz Ohio
7 Lemonworld (live)
8 Runaway (live)
9 Conversation 16 (live)
10 England (live)
11 Vanderlyle Crybaby Geeks (live)
czwartek, kwietnia 15, 2010
Wideo dnia #054
Oczekującym na nową płytę The New Pornographers polecam bardzo przyjemny wywiad z A.C. Newmanem.
Szczególnie sympatycznie Allan Carl leci w sprawie tekstów:
I also have to remind myself that some of my favorite bands in the world, like Nirvana or the Pixies, have lyrics that are complete nonsense. People try to imbue them with meaning but, really, "Smells Like Teen Spirit" is about nothing. It's basically about itself. It's just a really cool rock song.
I have a few songs that people have tried to figure out and I have to tell them, "Actually, I just thought it sounded cool-- there's no such thing as a letter from an occupant."
No i w sprawie Destroyera:
Even Dan Bejar liked them [The Libertines] and he hates everything.
środa, kwietnia 14, 2010
wtorek, kwietnia 13, 2010
Wideo dnia #052
No dobra. Powiedzmy, że pogoda dzisiaj była na tyle dobra, że Cults może być w końcu naszym klipem dnia.
poniedziałek, kwietnia 12, 2010
Wideo dnia #051
niedziela, kwietnia 11, 2010
Wideo dnia #050
17.04 to Record Store Day - święto sklepu płytowego. Jeśli mieszkając w Polsce zdążyliście zapomnieć co to sklep płytowy, proponuję zajrzeć na stronę, o której pamiętają wszyscy.
Z okazji tego dnia wydany zostanie (oczywiście między innymi, lista wydawnictw jest jak zwykle imponująca) nowy wspólny singiel Blur. Ich ostatni singiel - jedna z najpiękniejszych piosenek w historii zespołu - ukazał się w roku 2003, nazywa się Good Song i jest naszym klipem dnia.
sobota, kwietnia 10, 2010
Editors - 9.04.2010, Poznań, CK Zamek
Setlista:
In This Light And On This Evening
Lights
An End Has A Start
You Don't Know Love
Bones
A Life As A Ghost
Eat Raw Meat = Blood Drool
Blood
Escape The Nest
Last Day
Bullets
Big Exit
The Racing Rats
Munich
Smokers Outside The Hospital Doors
***
No Sound But The Wind
Bricks And Mortat
Papillon
Fingers In The Factories
Grupie Interpol niemal od początku zarzucano przesadną inspirację Joy Division. Editors mieli jeszcze gorzej, dostało im się za podobieństwa i do Joy Division i do Interpolu właśnie. Jak na ostatnie ogniwo łańcucha recenzenckich zjebek poradzili sobie wyjątkowo dobrze. Na debiucie umieścili kilka niezwykle chwytliwych utworów i jedną piękną balladę (no przecież, że Fall), na płycie nr 2 kilka cudownych momentów (polecam kliknięcie w etykietę editors, pisaliśmy o nich) i nowość w postaci wielkiej przestrzenności kompozycji, na trzecim, najnowszym i najlepszym albumie połączyli high-endową jakość Kraftwerkowych utworów z bardzo piękną, ciemną, miejską melodyką.
Oczekiwania przed poznańskim koncertem były wysokie. Po pierwsze po Madrycie, po drugie po wielu zachwytach nad jakością ich występów, po trzecie po In This Light And On This Evening właśnie. Bo z jednej strony mroczno, mniej przebojowo i w ogóle the nights are longer now than ever before, ale z drugiej strony now you see lights of the town. Stawiałem na tę płytę i nie zawiodłem się - utwory z debiutu podciągnięte stylistycznie do klimatu In This Light... brzmiały lepiej niż na płycie, kawałki z An End Has A Start broniły się same (kapitalne wykonanie Smokers Outside the Hospital Doors na koniec głównej części setu czy jakby napisane pod koncerty The Racing Rats), ale najpiękniej błyszczały piosenki najnowsze.
Połączenie świeżutkiego A Life As A Ghost z gęstym parkietowym Eat Raw Meat = Blood Drool to pierwsze z dwóch najmocniejszych uderzeń. Na drugie musiałem poczekać aż do bisu i kolejnego killer-duetu: Bricks And Mortar + Papillon. Bo kiedy wydawało się, że motylka ostatecznie zakatowały radiowe playlisty, ożył i świetnie zakończył rewelacyjną wersję Bricks - utworu absolutnie uwodzącego i mocnego.
wideo (to i więcej): Anahata20
Czy był to występ genialny? Chyba nie, bo mimo wielu naprawdę znakomitych momentów nie zostawiłem szczęki na Świętym Marcinie. Trzeba jednak pamiętać, że tych boskich koncertów jest naprawdę niewiele i czasem trzeba *zadowolić się* czymś po prostu bardzo dobrym. Editors pokazali w Poznaniu, że nie są klonem ani Joy Division ani Interpolu. Mają pomysły, piosenki, ogromnie charyzmatycznego lidera i basistę, który wygląda jak twój ulubiony wujek. W stworzonej przez siebie charakterystycznej stylistyce dzielą i rządzą. I jako królowie grają na zamkach ś-w-i-e-t-n-e! koncerty.
piątek, kwietnia 09, 2010
czwartek, kwietnia 08, 2010
Wideo dnia #047 (Musztarda 2009 - zapowiedź)
Co prawda planowa duża Musztarda 2009 pojawi się na łamach LTB przy okazji podsumowania roku 2010, ale zaczynamy już teraz krótką zapowiedzią (albo serią krótkich zapowiedzi). Na początek Here We Go Magic - zespół, którego nazwa rzuciła mnie w wir skojarzeń koszykarskich - ten knypek Penny Hardaway + ten olbrzym Shaq, a w związku z tym i gęsia skórka Spaldinga, piski parkietu na sali u dziadka, tablica gospodarze-goście, mecze gwiazd, nieprzyjemne pytanie kiedy-do-ch-w-końcu-Knicks-będą-znowu-dobrze-grać, streetball na placu Wolności (wszyscy idziemy na, ra ra ra) i takie tam.
Po pierwszym przesłuchaniu odrzuciłem ten album jako średni, ale gdy za pomocą szufli iPod przypomniał mi utwór Fangela
(wideo mocno Kwaidanowe)
pomyślałem: mmmm...
...i że to nie jest drobne przeoczenie, bo to naprawdę świetna płyta. Rozmarzona, ale nie rozwleczona, plażowo-morska, ale zapuszczająca się też w jakieś magiczne gęste lasy, kipiąca naprawdę dużą muzyczną wyobraźnią (Temple'a chwalił za nią sam Sufjan). Trochę w klimacie Animalowych Feels, ze sporą domieszką ulic spalonych słońcem (ale nie Lenny, bardziej genialne Forever Changes Love) i niesamowitymi zwiewnymi konstrukcjami (patrz: Piranesi) Atlas Sound.
I nawet jeśli Here We Go Magic nie zawsze sięgają tak wysoko jak wymienieni mistrzowie to z pewnością nie jest to niedolot. Piłka odbija się od tablicy zacnych inspiracji i wpada do kosza (z napisem Musztarda 2009). Przypomnimy jeszcze o nich w związku z 1) Primaverą 2010, 2) zapowiadaną dużą Musztardą, 3) i być może podsumowaniem 2010, bo przed nami przesłuchanie tegorocznej płyty zatytułowanej Pigeons (no trudno).
Na koniec Tunnelvision w Pitchforkowym Tunnelvision:
środa, kwietnia 07, 2010
Wideo dnia #046
Dwa gołębie? Trzy gołębie! A brzmią tutaj jak co najmniej sześć. W związku z niedawną premierą nowego bestofu Doves, nasz ulubiony utwór z ich repertuaru, fantastyczne Cedar Room. To jednocześnie nasz kolejny soundtrack, tym razem jednak barceloński (wjazd na Estació del Nord). To tak w kwestii pamiętnikarskiej, a najważniejsze, że to naprawdę miażdżący numer.
wtorek, kwietnia 06, 2010
Wideo dnia #045
poniedziałek, kwietnia 05, 2010
niedziela, kwietnia 04, 2010
sobota, kwietnia 03, 2010
RADIO LTB - nowe podcasty - Audycja #4
AUDYCJA W ARCHIWUM -> pobierz
03/04/10 - #004 tracklista
THE BIRD AND THE BEE - Heard It On The Radio
J*DaVeY - Fight The Daylight
GALAXIE 500 - Final Day (Young Marble Giants cover, Peel Sessions)
ERYKAH BADU - Turn Me Away (Get Munny)
EL GUINCHO - Kalise (Delorean Remix)
SECRET CITIES - Pink Grafitti Part 1
PARALLELS - Dry Blood
MEMORYHOUSE - To The Lighthouse
BEST COAST - The Road
TOKYO JIHEN - Sweet Spot
Muzyczna Mapa - Półwysep Iberyjski
Muzyczna Mapa - Japonia
Wideo dnia #042
2009. przyniósł kilka świetnych i co najmniej dwie wybitne (Deradoorian i Animal Collective) EPki i wydawało się, że pierwszemu rocznikowi nowej dekady (10s) będzie ciężko nawet zbliżyć się do takiego wyniku. I co? I niespodzianka - mamy świetne Memoryhouse, mamy YCWCB (patrz: radio LTB), a teraz jeszcze bardzo dobra mała płyta Boudoir Synema: The Great Mistapes zespołu J*DaVeY z LA (fuj, rym! brzydzi w okresie bełkotliwych świątecznych wierszyków o drobiu).
EPka ukazała się wprawdzie pod koniec grudnia 2009 (coś jednak jest w tym eP-anowaniu ubiegłego roku), ale jako zdecydowanie letnią, możemy ją spokojnie przypisać do zbliżających się ciepłych dni. No i jeszcze ten teledysk... pozostaje powtórzyć za oficjalną stroną zespołu: J*DaVeY, baby!
J*DaVeY "Outta the Window" from SOCKETUMi Iam on Vimeo.
Cała EPka za darmo tutaj.
piątek, kwietnia 02, 2010
Wideo dnia #041
To Shiina Ringo. Jej zespół nazywa się Tokyo Jihen, w 2010 ukazała się ich płyta Sports, a mi trochę wstyd, że odkryłem tych świetnych Tokijczyków dopiero teraz.
Poprzednie nagrania podobno równie dobre, więc szykuje się miso zamiast żurku (albo mleko sojowe, tu reklama z Shiiną i hanafudowym tłem w rolach głównych), japanese egg dolls zamiast pisanek i co gorsza - odpuszczenie oszałamiającej światęcznej TV ramówki.
Czego jednak nie robi się dla dobrej muzyki. Funkujący, soulujący, jazzujący j-pop-rock - brzmi karkołomnie, ale zobaczcie jak wasze WTF?! zmieni się w FTW! Świetna płyta, jedna z najlepszych jakie słyszałem w tym roku (a to już jakieś 40 albumów).
czwartek, kwietnia 01, 2010
Notatki z przesłuchania (3) - Memoryhouse - The Years EP
To jak na razie najlepsza EPka tego roku. Przestrzenna, kojąca, wciągająca, orzeźwiająca. Zespół nazywa się Memoryhouse (to na cześć Maxa Richtera), płyta nazywa się The Years, moje odczucie nazywa się ogromna sympatia.
1 - startuje jak Untitled Interpolu, ale już na wysokości wejścia wokalu (0:25) przenosi się z dark side na bright side, w okolice przestrzennego rozmarzenia Beach House (atmosfera zupełnie jak na Teen Dream, ale kompozycja bardziej zbliżona do tych z Devotion, patrz: Gila) i aeroklimatów spod znaku np. Air France.
2 - Lately, my heart's been breaking - znowu Interpol (tam Baby...), znowu pierwsza płyta, tym razem The New ; pewnie przypadek, bo to odległe stylistyki, ale sposób śpiewania tej linijki przez Denise przypomina anielską wokalizę Banksa w jednej z perełek (czyli jednej z piosenek, na jedno wychodzi) z Turn On The Bright Lights ; muzyka unoszenia się w powietrzu, leżenia na wodzie, zasypiania na plaży i...
3 - skakania przez fale w tempie 0.5x, ale w końcu to rasowy chillwave ; orientalny motyw spleciony z zachodnim beatem, szepty jak monologi walkie talkie.
To the Lighthouse 7"
4 - tytułowe nawiązanie do Virgini Woolf wykorzystał już m.in. Patrick Wolf, ale choć bardzo dobry, highlight z jego Lycanthropy przegrywa z kawałkiem zamykającym The Years. Ta piosenka płynie jak Feel It All Around Washed Out i niczym najlepsze nagrania High Places wkręca się słodko w świadomość i subtelnie zamienia nam miejscami bajeczny background z przyziemnym foregroundem.
A scoverowany Foreground poniżej.
MP3 - Foreground (Grizzly Bear cover)
MYSPACE (tam EPka do ściągnięcia za darmo i limitowana 7" do zamówienia)
FLICKR DENISE (polecam)
Uwaga uwaga - WIDEO DNIA (1.04) - SPECJAŁ NR 2 poniżej!
Wideo dnia #500 [40] (specjał nr 2)
On Fire to album rewelacyjny, jedna z najpiękniejszych wiosennych płyt jakie powstały. To jednak wiosenność zupełnie inna niż ta prezentowana np. przez genialnych Zombies, piknikowo-trawiaste XTC na Skylarking, kłujące w brzuchu The Shins (taa, New Slang) czy zwiewne i do-zakochania The Bird & The Bee (offtop, ale muszę - Heard It On The Radio i Kiss On My List z tegorocznej cover-płyty cudowne, nie przegapcie - to do słuchania teraz, u mnie na całomarcowym repeacie). Jest w niej raczej coś z letniego rozleniwienia, ale wszystko studzi się w miętowej mgle slowcore'u, dreampopu i shoegaze'u.
On Fire moves at an almost erotic pace, aglow in its strange and visionary world. A perfect, liquid equilibrium. Listen, and lose yourself, in the heat of this alchemical masterpiece - typowa dla tzw. liner notes pompa swoją drogą, ale uchwycenie istoty atmosfery tych piosenek bardzo trafne. Seksowne linie basu Naomi Yang, wokalna blaza i wyjątkowa uprzejmość zespołu, który zamiast tylko mędzić, że It's time to leave the planet daje nam od razu 10 biletów. Muzyka sprowadzona do podstaw, czyli piosenek przenoszących nas wyżej bez używania sztucznych klimatów, produkcyjnych sztuczek, polepszaczy, wypełniaczy, glutaminianu utworu (tj. nudnych glutów i omijanych utworów).
When Will You Come Home? (live)
W związku z reedycją płyt wspaniałego Galaxie 500, na LTB trzy oblicza tego znakomitego zespołu - gimnastyczne (wyżej), dziwne i aksamitne.
Strange (live)
Here She Comes Now (Velvet Underground cover, live)
PS Pewnie zauważyliście, że na blogu bootlegowym pojawiło się i zniknęło nasze nagranie z Nico? Kilkadziesiąt osób zdążyło ściągnąć, więc polecam dowiadywać się u ludzi z last.fm.
Aha, w następnym specjale absolutni mistrzowie krytych kortów -Young Marble Giants, zapraszam już teraz! A dziś lub jutro notatki z przesłuchania najlepszej EPki 2010.
Subskrybuj:
Posty (Atom)