piątek, marca 05, 2010

Notatki z przesłuchania - Holly Miranda - The Magician's Private Library



Forest Green Oh Forest Green -> ustawia klimat jak Fawn na płycie Scarlett (obie płyty produkował genialny Dave Sitek). Niby naturalna rola pierwszego kawałka, ale posłuchajcie większości płyt z ostatnich lat i okaże się, że to wcale nie takie oczywiste. Duży plus kompozycyjny - przedmowa do płyty łączy bowiem jej 2 strony . Pierwszą, ciemniejszą, kipiącą subtelnymi okrągłymi beatami i loopami jak ręka w worku z grochem albo jedzenie tapioki. I drugą upbeatową, wychyloną w stronę bardziej typowego żeńskiego indie-popu.

moment: 2:27 - fonetyczne ćwiczenie na pierwszym planie przed bardzo fajnym wyaranżem, który wprowadza w piosenkę nr 2:



Joints -> która zaczyna się jak kawałek Man Man, żeby zaraz potem zmienić kierunek i wpłynąć w klimat Blonde Redhead (dziesiątkowe 23!) i wczesnych piosenek Beach House (takie np. Tokyo Witch). Sekcja dęta wyrasta w drugiej część utworu i przypominam sobie nocne podróże z jedną z płyt dekady - Dear Science TV On The Radio na uszach. Fortepianowa czerń + złote trąbki - jednym słowem najwyższy stopień muzycznej elegancji. Człowiek ma wrażenie, że zaraz opuści się szlaban i nadjedzie blue train, albo Sam Cooke spyta sarkastycznie: "Can you imagine me carrying a suitcase?"

Sitek wykazuje się tu wielką wirtuozerią łącząc bardzo chłodno-wieczorne i Khanowe wokale Mirandy z klimatem zupełnie innym - gwarnym, zadymionym i przede wszystkim ciepłym. Rozbija wokalną ascezę, ale zamiast zabić piosenkę tworzy ją jeszcze pełniejszą.

Waves -> chyba największa piosenka na tej płycie. Start znowu mylący, bo kierujący w klimaty niemieckiej indie-elektroniki spod znaku The Notwist i Lali Puny. A tu niespodzianka - wraz z wejściem pierwszego refrenu zamiast błyszczącego chłodu pojawia się gorący prowadzony basem podkład pod wspaniały śpiew Mirandy, który w Waves jest najbliżej barwy głosu Chan Marshall. Sejsmiczny zapis uczuć, bez wątpienia jeden z utworów roku.

moment: pierwsze (i każde następne) wejście refrenu



No One Just Is -> recenzent BBC Music napisał "Such is Sitek’s influence on the record that it takes you a little while to get to know the real Miranda" i jeśli nawet nie do końca zgadzam się z tą opinią, to na wyokości utworu nr 4 jestem skłonny przyznać mu rację. No One Just Is najbardziej przypomina nocne, wielkomiejskie, komiksowe przestrzenie z utworów TV On The Radio - Jarmuschowskie hotele, dyskoteki w imigranckich dzielnicach. Z zakurzonej biblioteki w zmyślonym mieście przenosimy się na chwilę do rzeczywistości, a wers "grasping at straws" - niby neutralny idiom - wpędza w skojarzenia z inną wielką miejską płytą - Clutching at Straws Marillion, a poplątane egzotyczne smyki układają się w Fishowskie "hollow corridors".



Slow Burn Treason -> absolutnie cudowny utwór, który wyciekł do sieci jeszcze w 2009 r. za sprawą Kanyego Westa. Kyp Malone (TOTR) śpiewa tu wyjątkowo delikatnie (jak w najpiękniejszych utworach z Dear Science czy na jednej z dwóch świetnych piosenek na Rain Machine - New Last Name), a The weight of the world is on your side brzmi jak współczesne Good morning heartache.

Sweet Dreams -> czyli dość gwałtowne przejście do drugiej, nieco słabszej części The Magician's Private Library, no ale who am I to disagree?

Everytime I Go To Sleep -> loopowana kołysanka z Forest Green Oh Forest Green powraca jako rdzeń nowej, przyjemnej piosenki, ale tęsknota za pierwszą stroną albumu tylko się wzmaga i...



High Tide -> ...zaraz zostaje przygłuszona przez najlepszy numer na stronie B. High Tide to przede wszystkim wokalny popis Mirandy. Wyrzucane przez nią wyrazy wymieniają ciosy i wracają do naróżników robiąc miejsce dla pięknie przeciąganego "We go on".

Canvas -> leniwy podwieczorkowy numer.

Sleep On Fire -> powtórka atmosfery Sweet Dreams, marszowość, zmiany tempa i dodatkowo bardzo fajne łączenie się wokaliz Mirandy i Jaleela Buntona (z takiego zespołu TV On The Radio, znacie?).

Brak komentarzy: