sobota, listopada 24, 2007

this song is based on a true story. Wintercase 2007.



Kilka słów wstępu. Wintercase to zimowy festiwal objazdowy, organizowany w Hiszpanii już po raz szósty. Ma też swoją letnią, open-space edycję, czyli (tak, wasze podejrzenia są słuszne) Summercase:) Idea zimowej akcji jest taka: zapraszamy 4 indie-gwiazdy i 6 mniej znanych zespołów i, w ramach festiwalu, organizujemy im mini-trasę. Joder,Hiszpanom gratulujemy Wintercase!!

odsłona 1: SUPER FURRY ANIMALS, Ratatat



Jako support zagrał duet Ratatat, dość dziwaczny, ale jednak interesujący.
Ich elektroniczno-gitarowe kompozycje wprawiły w ekstazę hiszpańską publiczność. Odniosłam nawet wrażenie, że całkiem spora grupa ludzi przyszła tego wieczoru do Joy właśnie dla nich, a nie dla „starych nudziarzy z SFA”, well..

Chcesz zrozumieć hiszpańską publiczność, kliknij tu: http://www.myspace.com/ratatatmusic



Po dziwolągach z Nowego Yorku na scenie pojawili się Walijczycy z SFA. Człowiek o dziwnym imieniu, Gruff Rhys, czyli wokalista SFA, powitał publiczność słowami 'Somos animales superpeludos de Gales' ['Jesteśmy superfutrzakami z Walii'], czym wywołał, chwilowy niestety, entuzjazm zgromadzonych. Tak, to właśnie tego wieczoru mit „wspaniałej hiszpańskiej publiczności” upadł. Mogę zrozumieć, że nie śpiewali, ale zagadywanie zespołu, to już raczej nietakt, nawet gruby:) Na szczęście SFA nie zawiedli, mimo chłodnego przyjęcia zagrali fantastycznie. W pierwszej, nastojowo-pościelowej, części setu pojawiły się m.in. 'Juxtaposed with you', 'Hello Sunshine' czy 'Show Your Hand'.



Druga część koncertu to już czysta rockowa energia z, najlepszym momentem wieczoru, zagranym prawie na finał 'The Man Don't Give a Fuck'. A na pożegnanie, 'Para vosotros, para la buena gente de Madrid' ['Dla was, dla dobrych ludzi z Madrytu'] krótki psychodeliczny jam ze zdjęciami Madrytu wyświetlanymi w tle. Klasa. Cymru am Byth!


odsłona 2: EDITORS, The Boxer Rebellion, How I Became the Bomb

Pierwszy z występujących tego wieczoru zespołów, How I Became the Bomb, to synonim sformułowania 'muzyczny obciach.' Bardzo się cieszę, że zdążyłam tylko na dwie ostatnie piosenki w ich wydaniu.
Tak, grają tak jak wyglądają. Bodek, dno.



Honor supportów uratowali świetni The Boxer Rebellion. 'We have this place surrounded', jedna z moich 'most played' piosenek, na żywo wypada znakomicie. To samo można powiedzieć o 'Flashing Red Light' zagranym na dwie perkusje. Na koniec krótkiego setu 'Watermelon':
Inside, outside, Inside your love.
Inside, outside, Inside your love.



Koncert Editors można podsumować jednym słowem: MIAZGA.
Słyszałam już peany na ich cześć po warszawskim koncercie w Stodole, ale to co usłyszałam/zobaczyłam przerosło wszelkie oczekiwania. Energia, pasja, radość grania!
Tom Smith swoim pięknym smutnym głosem i scenicznym ADHD uwiódł publiczność. Na szczęście chyba przyszli ci z koncertów w Rivierze, więc były śpiewy w spanglishu, nucenie melodii, ole, ole i inne przejawy uwielbienia:)



setlista:

Lights
Bones
Bullets
An End Has A Start
The Weight Of The World
Blood
Escape The Nest
Banging Heads
All Sparks
When Anger Shows
Spiders
The Racing Rats
Munich


You Are Fading
Smokers Outside The Hospital Doors
Fingers in the Factories

Na finał, w trakcie 'Fingers in the Factories' wyemitowano w publiczność setki mydlanych baniek.

Magiczny moment, magiczny koncert.


Odsłona 3: SPOON, Explosions in the Sky



Na przystawkę bardzo serdecznie, ciepło przyjęci Explosions in the Sky. Panowie z Teksasu, zagrali jeden dłuuuugi, trwający ponad godzinę, ponury utwór:)



Później kolejni reprezentanci ww stanu USA, Spoon. Jakiś czas temu zachwycili nas grając przed Interpolem w Berlinie. Wczoraj potwierdzili klasę, udowadniając, że zasługują na wiele więcej niż tylko 'wspieranie' gwiazd Matadora. Zagrali głównie utwory z nowej, gagaistycznej:) płyty 'Ga Ga Ga Ga Ga', polecamy!!. Było więc 'Don't Make Me a Target' z refrenem odśpiewanym przez publiczność, fantastyczne 'The Ghost of Your Lingers', 'You Got Yr. Cherry Bomb', 'Rhthm & Soul' , 'The Underdog' i przede wszystkim, moje ukochane 'Black Like Me'. Gdzieś w środku setu pojawił się nokautujący duet 'The Way We Get By' i 'The Two Sides of Monsieur Valentine'.
Na bis 'Everything Hits At Once' i już 'adiós amigos'. Krótko, ale JAK!

4 komentarze:

slejw pisze...

zazdroszczę ogromnie i wszystkiego ;) SFA strasznie, Editors po yokowych zeznaniach też no i Black Like Me... uhhhh, ileż to razy na repeacie wypełniało godizny ;)) + nieopisanego Devendry też zazdroszczę :P czekam już tylko na Arctic Monkeys, Air, New Pornographers i BRMC.

yoko pisze...

też sobie zazdroszczę:) a devendrę opiszę a jakże :*

slejw pisze...

a jakże czekam ;) :*

aha, proszę komentować, nie to, że my sobie gadamy ;)

Anonimowy pisze...

marta także zazdrości a jakże ;)