piątek, lutego 10, 2012

Piosenki roku 2011




Ponad wszelką wątpliwość niepełna lista piosenek roku 2011.
Kolejność przypadkowa.


Veronica Maggio - np. Valkommen In
Veronica Maggio - np. Mitt Hjarta Bloder
Lykke Li - np. Get Some
Lykke Li - np. Love Out of Lust

Np. dlatego, że to niewątpliwie ścisłe wyżyny 2011?
St. Vincent - Strange Mercy
Brak słów, bo to także piosenkowa czołówka roku. Klawiszowe „calming infusion” pączkuje na prawdziwej muzycznej magmie, a porcelowany wokal jest wykładnikiej muzycznej magii.
(+ np. Cheerleader)
Amor Elefante - Nuevas Bienvenidas
Jako zdeklarowani lanserzy lubimy pisać o zespołach, które potem piszą o nas na Facebooku. A jeśli dodatkowo zespoły te nagrywają jedną z najlepszych piosenek roku, to już w ogóle nie mamy pytań.
Patrick Wolf - The City (1) + Slow Motion (2)
Na nowej płycie Wolf zdecydował się na arsenał trików soundtrackowych, które wynoszą stworzone przez niego piosenki na poziomy patosu mogące wywoływać na wielu twarzach zgryźliwe uśmieszki. Kinowy sznyt bardziej niż skreślonego pod Oscara OSTa przypomina jednak najlepsze numery Eltona Johna. Następcy któregoś ze wspaniałych utworów z "Wind in the Wires" próżno tu szukać, ale gdy chcemy "objejrzeć" jakiś dobry, chwytliwy, a jednocześnie nie będący muzyczną wydmuszką kawałek "Lupercalia" to dobry adres. I to zarówno jeśli chodzi o numery estradowe (1) jak i rasowe i stylowe pościelówy (2).
Lamb - She Walks
Najlepszy moment „piątki”, muzycznie odbijający miejski nocny spacer.
Elbow - Lippy Kids
Do you feel like dancing real slow?
Holy Ghost! - Jam For Jerry
Jeden z najbardziej czepliwych ubiegłorocznych rzepów.
The Kills - Future Starts Slow
Za takie riffy powinni wlepiać „parental advisory”. Jeden z najseksowniejszych momentów roku.


TV On The Radio - Will Do
Bo jak już pisaliśmy - to ich „Float On”.
Guillemots - Walk The River
Podobnie jak w przypadku Wolfa (patrz niżej) trudno szukać tu wczorajszych uniesień - Guillemots zboczyli ze ścieżki cudownego debiutu (i epka i album) i zaczęli nagrywać mniej (częściej) lub bardziej (rzadziej) udane piosenki. Jedną z nich jest mocno przegięte ("Walk the river like a haunted animal"? Błagam) "Walk the River", które broni się jednak niezwykłą chwytliwością, co sprawia, że warto wpisać je na stałą listę wstydliwych przyjemności.
John Maus - Quantum Leap
Koncentrat melodyjny 100%
Juvelen - Make U Move
Szwed dobrze wie, że słuchacze nie otwierają pod jego piosenki Bordeaux 1-er cru classe, nie zapalają świec i nie biorą wolnego w pracy (choć dla doliny w środku "Everytime" chyba warto). Cały urok jego piosenek polega na rwaniu do tańca, choćby i tylko mentalnego. Petterssonowi to jednak nie wystarcza, chce widzieć nas gnących się konwulsyjnie do każdego kolejnego hitu i jestem przekonany, że gdyby dźwięki miały oczy to nieźle by się napatrzył.
Metronomy - The Bay
Patrz: „Jam For Jerry”.
M83 - OK Pal
Bo wbrew powszechnej opinii jest to najlepsza piosenka na "Hurry Up, We're Dreaming".
Panda Bear - Last Night At The Jetty
A może czytaliście już podsumowanie płytowe?
(+ np. You Can Count On Me)
Lido Pimienta - Luces
Cudowne. Naprawdę cudowne.



OLGA - Hacer pie
Ponieważ to przynajmniej kontaktowe trafienie w meczu z Chile.
Andrea Balency - Lycra Mistral (El Guincho cover)
To kandydat do tytułu coveru wszech czasów no a do tego przecież:



Youth lagoon - 17
patrz tutaj.
Jamie Woon - Middle
Najlepszy chyba utwór na płycie, przyjemnie gęsty.
Bon Iver - Holocene
Vernon ma już swój dzień w Milwaukee, swoje nominacje do Grammy i swoje miejsce w panteonie smutnych muzycznych bóstw i właśnie dlatego może pozwolić sobie na zabawę motywami do bólu prostymi. Dźwiękowa podstawa "Holocene" to nic innego jak proste ćwiczenie na gitarę akustyczną, ale to (też prościutkie) piętrowe schodzenie refrenu czyni z niej jeden z najbardziej wzruszających muzycznych momentów roku. Niby nie głosuję na myśliwych, ale w tym przypadku mam związane ręce - lista piosenek roku bez "Holocene" wygląda niezbyt wiarygodnie.
Deradoorian - Marichka
Chyba nikt ze stałego grona czytelników LTB nie oczekuje ode mnie wytłumaczenia. Gdyby Deradoorian zarejestrowała na taśmie chociażby fragment porannej gazety śladu tego nagrania szukajcie wśród jej znajomych i w naszym podsumowaniu roku. 

Amor de Dias - Bunhill Fields

Nawet jeśli cała płyta, o której wspominaliśmy w jednej z audycji LTB okazała się w gruncie rzeczy rozczarowaniem , to jednak zachowaniem nieczułym i głupim byłoby niewyłowienie z niej kilku muzycznych ocieplaczy. Jednym z nich jest "Bunhill Fields" - utwór, który swoją niepozorność przekuwa w dużą zaletę.
Girl Crisis - The Sign (Ace of Base cover)
"The Sign" było hitem zajeżdżanym jeszcze na dawno już emerytowanych walkmanach i discmanach, ale wersja Girl Crisis - projektu pod patronatem Elizabeth Harper (Class Actress) - sprawia, że to toporny oryginał brzmi jak przeróbka nie na miejscu. Pomijając samą urodą tego wykonania - ta jest zbyt oczywista, by dłużej się nad nią rozwodzić - warto podkreślić sam jego początek, a w zasadzie jego formalny brak. To właśnie dlatego nowe "Sign" brzmi jak odpowiedź na prośbę o zanucenie starego przeboju, a to nadaje temu już czarującemu fragmentowi dodatkowej magii.



A na dodatek:
Class Actress - Keep You
Cults - Oh My God
tUnE-yArDs - Bizness
The Go! Team - Buy Nothing Day (feat. Best Coast)
Feist - How Come You Never Go There
Junior Boys - Banana Ripple


i kilka innych piosenek, o których haniebnie zapomnieliśmy.

Brak komentarzy: