środa, lipca 28, 2010

Wideo dnia #124



Śluby (milczenia też) lubią się przeciągać (choć nie wszystkie, pozdro zepsuta młoda paro!) i dlatego odzywamy się dopiero dzisiaj. Wracamy zgodnie z przewidywaniami (tzw. uważnych czytelników) na czarodziejską górę z nutą uzdrowiskowo-sanatoryjną, czyli dream pop, akwarele, mgiełka i shoegaze, który ostatnio prawie że "tylko się liczy". Na początek otwieracz Souvlaków Slowdive, bo te zapętlamy od tygodnia:



Poza tym, jak wiecie, siedzimy na Nowych Horyzontach. W tym roku wyjątkowo niekarnetowo, ale wciąż bardzo owocnie. Widzieliśmy już prawie całą serię kina samurajskiego (norma: cykl nocne szaleństwo i symfonia otwieranych browarów na "prosimy wyłączyć telefony komórkowe", piękny rozjazd komunikatu i odbioru, model Jakobsona na łopatkach), m.in. najpojechańszy film o genitaliach (w sumie o jednym genitaliu) ever - Hanzo zwany brzytwą (btw: My wife loves that Greek shit. She'll suck your cock like souvlaki.). Poza tym bardzo fajna Turcja (Za dziesięć jedenasta) o kolekcjonerze, mocno w klimacie Zbyt głośnej samotności Hrabala.

No i jeszcze to We Don't Care About Music Anyway, o którym Wam mówiliśmy - dokument o japońskiej scenie noise. Świetny, niby banalnie zestawiający noise miejski z noisem muzycznym, ale z drugiej strony nienudzący i nieirytujący ani przez chwilę. Film chropowaty, pulsujący i głośny (w pokazach specjalnych w ramach kuracji powinni puszczać Wielką ciszę), który jednak nie wpada w pułapkę bycia przydługim teledyskiem. Fascynujący obraz z miażdżącymi momentami (tytułowy numer na plaży! tytułowy numer na plaży!) wykładający za pomocą audiowizualnej opowieści, pseudogigów i muzycznych dyskusji genezę tokijskiego szaleństwa, a jednocześnie po prostu krótki film o napierdalaniu. Mocno polecamy.



No i jeszcze oczywiście sporo przed nami. Opowiemy, a na razie drugi wkręt tego tygodnia, czyli skarby Cocteau Twins. Właśnie lunęło, a potem posiąpi nam na ten cały shoegaze, matko! jak ładnie!

Brak komentarzy: