poniedziałek, lipca 12, 2010
Wideo dnia #114
Czeski granat (na tacę) i łzy Wełtawy! Z powodów niezależnych od organizatora musieliśmy odwołać sobie Creepy Teepee. Jednocześnie poprzysięgliśmy sobie, że za rok nie odpuścimy. Poza tym jest gorąco, skończyły się wybory (a z nimi tv-występy politolożki z Genetix), a na dworze coraz więcej owadów. Humoru nie poprawia zaobserwowana przez nas zależność - owe owady są z roku na rok coraz brzydsze. Szykujcie dupy na przyszłoroczny nalot skrzydlatych Gucwińskich i packi na Lipko w Lidlu - to moje proroctwo na dwa tysiące *jednasty*. Gdyby tego było mało - krucyfiks zagrożony, a zamiast spóźnionej wiosny znowu widzę opóźnioną Polskę. No a latem niech wiosnę... a tu nic, cała druga drużyna na nas i temperatury dążące ku magicznej liczbie sorok.
W związku z kombosem przedstawionych złych informacji (nie, nie, są i dobre) pocieszamy się tryumfem króla czerwonego (oraz smutną miną holenderskiego księcia, który wygląda jak... no, przecież wiecie!) i przypominamy sobie obrazki z Hiszpanii w czasach Euro 2008. Irlandzki klub przy madryckim Plaza Mayor - nasze stałe miejsce śledzenia gały, duży Murphy's wygrany od barmana, ciągnące się mozzarelki, tłumaczenie Amerykanom, że krzywa wieża to nie tu + co to jest spalony, obściski z nieznajomymi i całowanie w podstawkę posążka matki, która urodziła boskiego Ikera. No a w końcu finał w Walencji, flagi na ryjach i plecach, Bachus w fatałaszkach Don Simona i opsajt i gol i nowy El Guincho.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz