środa, listopada 28, 2007

here comes the Mapinguari singing



Wyobraźcie sobie, że Hiszpania to taki kraj w którym oprócz tego, że przeważnie świeci słońce, a ludzie są sympatyczni, to jeszcze ktoś taki jak Devendra Banhart nie ma najmniejszego problemu z całkowitym wyprzedaniem koncertu w jednej z większych madryckich sal. Na człowieku wschodu to robi wrażenie :)

Po pamiętnym (i wielokrotnie przez nas odtwarzanym na dvd:-)) koncercie na poznańskiej Malcie i świetnej nowej płycie 'Smokey Rolls Down Thunder Canyon' oczekiwania wobec Devendry miałam wygórowane. I nie zawiodłam się. DB na żywo jest absolutnie fantastyczny!



Koncert otworzył pan ze zdjęcia. To Noah Georgeson, jeden z gitarzystów devendrowego zespołu. 'Cześć, jestem Noah i teraz trochę poprzynudzam' oznajmił na wstępie i jak powiedział tak zrobił:) Z towarzyszeniem perkusisty zaprezentował piosenki ze swojej świeżowydanej solowej płyty 'Find Shelter', do posłuchania tu: http://www.myspace.com/findshelter

Niestety Noahowi kompozycyjnie / tekstowo / scenicznie do Devendry daleko. Ale jego występ miał jeden świetny moment. Ciekawą wersją 'Nature Boy', klasycznego utworu Nat King Cole'a, nieco się Noah uratował.

Potem posłuchaliśmy chwilę Os Mutantes (jeśli nie macie pojęcia dlaczego właśnie ich, polecam zajrzenie do październikowej notki Slejwa -> http://loudertb.blogspot.com/2007/10/devendra-banhart-smokey-rolls-down.html ) i już na scenę wkroczył Devendra z zespołem.



Zaczęli spokojnie, na początek 'Samba Abuelita', 'So Long Old Bean', 'Quedate Luna'(w fantastycznej, tropiklanej-prosto-z-selwy aranżacji!) później Devendra zamienił gitarę akustyczną na elektryczną i pokazał pazur :)Prześliczny 'Seahorse' i energetyczna 'Carmencita', 'The other', 'Mama Wolf' i 'Tonada Yanomaninista' na pierwszy bis, achy i ochy!
Zresztą, sami zobaczcie.



tu już fragment bisu, czyli Devendra pląsający.



a setlista wyglądała tak:

Samba Abuelita
So Long Old Bean
Quedate Luna
At The Hop
Freely
Bright Wind
My Dearest Friend
The Other
Woman
You May Be Blue
Put Me in Your Suitcase
Seahorse
Bandera
Samba Vexillographica
Carmencita
Shabop Shalom

bis 1
Mama Wolf
Long Haired Child
Lover
Tonada Yanomaninista

bis 2
I Feel Just Like A Child

Ale dwie godziny z Devendrą to nie tylko mnóstwo świetnie zagranych piosenek, ale też: dialogi z publicznością, kolektywne wymyślanie zabawno-aburdalnych nazw dla zespołu ('somos los barbudos lisérgicos que fuman pipa', tłumaczenie udostępniam zainteresowanym na prv:D), monologi DB w jego wenezuelskim szeleszcząco-zdrabniającym hiszpańskim, 'kto ostatnio napisał piosenkę i chciałby ją zagrać??' i jamowanie z wybrańcem, itp.

ay, Devendra!!

poniedziałek, listopada 26, 2007

poniedziałkowe piosenki

czyli:

Is this the light of a new day dawning?
A future bright that you can walk in?
No it's just another Monday morning.




Pulp - Monday Morning



New Order - Blue Monday



The Boomtown Rats - I Don't Like Mondays (Live AID)



Tori Amos - I Don't Like Mondays (The Boomtown Rats cover)



Malcolm Middleton - Monday Night Nothing

A Wy macie jakieś propozycje? ;-)

niedziela, listopada 25, 2007

peepholism!



Na forum Morrissey-Solo ktoś bardzo uczynny udostępnił cały (dziś dostępny chyba tylko na ebay'u) Peepholism (książkę o okładkach płyt The Smiths i Morrissey'a), zdecydowanie polecam! Skany w dwóch archiwach do ściągnięcia tu:

http://forums.morrissey-solo.com/showthread.php?t=79835

sobota, listopada 24, 2007

this song is based on a true story. Wintercase 2007.



Kilka słów wstępu. Wintercase to zimowy festiwal objazdowy, organizowany w Hiszpanii już po raz szósty. Ma też swoją letnią, open-space edycję, czyli (tak, wasze podejrzenia są słuszne) Summercase:) Idea zimowej akcji jest taka: zapraszamy 4 indie-gwiazdy i 6 mniej znanych zespołów i, w ramach festiwalu, organizujemy im mini-trasę. Joder,Hiszpanom gratulujemy Wintercase!!

odsłona 1: SUPER FURRY ANIMALS, Ratatat



Jako support zagrał duet Ratatat, dość dziwaczny, ale jednak interesujący.
Ich elektroniczno-gitarowe kompozycje wprawiły w ekstazę hiszpańską publiczność. Odniosłam nawet wrażenie, że całkiem spora grupa ludzi przyszła tego wieczoru do Joy właśnie dla nich, a nie dla „starych nudziarzy z SFA”, well..

Chcesz zrozumieć hiszpańską publiczność, kliknij tu: http://www.myspace.com/ratatatmusic



Po dziwolągach z Nowego Yorku na scenie pojawili się Walijczycy z SFA. Człowiek o dziwnym imieniu, Gruff Rhys, czyli wokalista SFA, powitał publiczność słowami 'Somos animales superpeludos de Gales' ['Jesteśmy superfutrzakami z Walii'], czym wywołał, chwilowy niestety, entuzjazm zgromadzonych. Tak, to właśnie tego wieczoru mit „wspaniałej hiszpańskiej publiczności” upadł. Mogę zrozumieć, że nie śpiewali, ale zagadywanie zespołu, to już raczej nietakt, nawet gruby:) Na szczęście SFA nie zawiedli, mimo chłodnego przyjęcia zagrali fantastycznie. W pierwszej, nastojowo-pościelowej, części setu pojawiły się m.in. 'Juxtaposed with you', 'Hello Sunshine' czy 'Show Your Hand'.



Druga część koncertu to już czysta rockowa energia z, najlepszym momentem wieczoru, zagranym prawie na finał 'The Man Don't Give a Fuck'. A na pożegnanie, 'Para vosotros, para la buena gente de Madrid' ['Dla was, dla dobrych ludzi z Madrytu'] krótki psychodeliczny jam ze zdjęciami Madrytu wyświetlanymi w tle. Klasa. Cymru am Byth!


odsłona 2: EDITORS, The Boxer Rebellion, How I Became the Bomb

Pierwszy z występujących tego wieczoru zespołów, How I Became the Bomb, to synonim sformułowania 'muzyczny obciach.' Bardzo się cieszę, że zdążyłam tylko na dwie ostatnie piosenki w ich wydaniu.
Tak, grają tak jak wyglądają. Bodek, dno.



Honor supportów uratowali świetni The Boxer Rebellion. 'We have this place surrounded', jedna z moich 'most played' piosenek, na żywo wypada znakomicie. To samo można powiedzieć o 'Flashing Red Light' zagranym na dwie perkusje. Na koniec krótkiego setu 'Watermelon':
Inside, outside, Inside your love.
Inside, outside, Inside your love.



Koncert Editors można podsumować jednym słowem: MIAZGA.
Słyszałam już peany na ich cześć po warszawskim koncercie w Stodole, ale to co usłyszałam/zobaczyłam przerosło wszelkie oczekiwania. Energia, pasja, radość grania!
Tom Smith swoim pięknym smutnym głosem i scenicznym ADHD uwiódł publiczność. Na szczęście chyba przyszli ci z koncertów w Rivierze, więc były śpiewy w spanglishu, nucenie melodii, ole, ole i inne przejawy uwielbienia:)



setlista:

Lights
Bones
Bullets
An End Has A Start
The Weight Of The World
Blood
Escape The Nest
Banging Heads
All Sparks
When Anger Shows
Spiders
The Racing Rats
Munich


You Are Fading
Smokers Outside The Hospital Doors
Fingers in the Factories

Na finał, w trakcie 'Fingers in the Factories' wyemitowano w publiczność setki mydlanych baniek.

Magiczny moment, magiczny koncert.


Odsłona 3: SPOON, Explosions in the Sky



Na przystawkę bardzo serdecznie, ciepło przyjęci Explosions in the Sky. Panowie z Teksasu, zagrali jeden dłuuuugi, trwający ponad godzinę, ponury utwór:)



Później kolejni reprezentanci ww stanu USA, Spoon. Jakiś czas temu zachwycili nas grając przed Interpolem w Berlinie. Wczoraj potwierdzili klasę, udowadniając, że zasługują na wiele więcej niż tylko 'wspieranie' gwiazd Matadora. Zagrali głównie utwory z nowej, gagaistycznej:) płyty 'Ga Ga Ga Ga Ga', polecamy!!. Było więc 'Don't Make Me a Target' z refrenem odśpiewanym przez publiczność, fantastyczne 'The Ghost of Your Lingers', 'You Got Yr. Cherry Bomb', 'Rhthm & Soul' , 'The Underdog' i przede wszystkim, moje ukochane 'Black Like Me'. Gdzieś w środku setu pojawił się nokautujący duet 'The Way We Get By' i 'The Two Sides of Monsieur Valentine'.
Na bis 'Everything Hits At Once' i już 'adiós amigos'. Krótko, ale JAK!

piątek, listopada 23, 2007

nocna konferencja nt. lirycznej warstwy albumu Terroromans

kasia l. 23:36:40
śnieg topnieje
w rękawiczkach dzieciom - do kolekcji; z uwzglednieniem kontekstu blizszego i dalszego
Ja 23:36:49
taaa
Ja 23:37:09
a to zatanczymy przy zakurzonej zarowce kingsajzowe nieco :-) jakos mnie porusza to ;-)
Ja 23:37:32
i z tym wyjedziemy ! w polaczeniu z "tylko nie za daleko bo jest zimny wtorek - wieczor"
kasia l. 23:37:48
no no, wtorek odjezdza!
kasia l. 23:38:14
zatańczymy jak owady
przy zakurzonej żarówce
najlepiej na obcasach
i po dużej wódce - dla mnie cala strofa, nierozdzielnie = obraz
kasia l. 23:38:20
mmmmmmmmmm
Ja 23:38:47
w ogole to mi sie kojarzy z kreskowkami ta strofa
Ja 23:38:50
ale tak pozytywnie
kasia l. 23:38:52
ale nie kingsajz...raczej...pociag do hollywood
kasia l. 23:38:56
niestety :-)
Ja 23:39:03
z brygadą rr

(...)

Ja 23:53:12
ale fajnie dobieraja. dom kultury, wyscigi, bulwary. to jest wszystko z takiego fajnego wyblaklego polskomiejskiego wora
kasia l. 23:53:20
groteskowo nieudaczne - a przez konsekwencje ukladu w tekscie - wdzieeeczne
kasia l. 23:53:44
no wlasnie mowie, z secendhendu
kasia l. 23:54:16
sorry, zza kotar
Ja 23:54:40
no. cepeliada, cerata, balkon, podomki, za miasto, tramwaje, klatka, blokowiska, oranzada
kasia l. 23:54:57
u mnie tymi wyscigami, przez skrot z domami kultury, to nawet XIX wiek ruszyli!
Ja 23:55:11
ale tez mniej oczywiste: wodka, zarowka, wykladzina
Ja 23:55:44
no i mi sie nawet to 111 podoba, ale jest moim zdaniem z zupelnie innej bajki
kasia l. 23:55:46
a ci starzy ludzie...to jak z innej szerokosci geograficznej, jacys nienasi
Ja 23:55:49
muzycznie
Ja 23:56:01
no no, tacy poludniowi bardziej mi sie wydaja ;-)

(...)

kasia l. 23:58:21
111 = maja rezerwy pekania nerwow
Ja 23:59:24
hm?;)
kasia l. 23:59:32
malenki sygnal mozliwej psycho, mniam,
kasia l. 0:00:42
diabolizm, Krzychoo, diabolicznosc psyche, gotowosc na obled
Ja 0:01:09
hm
kasia l. 0:01:17
wiecej niz z jednej warstwy zlozeni
Ja 0:01:30
ale ja tekstowo to jakostam odczuwam i kumam
kasia l. 0:01:52
mozliwosc, nie koniecznosc; a moze raczej - zrozumienie stanow odmiennych? :D
kasia l. 0:02:07
ze oni tacy?
Ja 0:02:11
tylko uwazam, ze nie pasuje do muzycznego charakteru plyty. takiego bardziej osadzonego w prostszych popowych numerach
kasia l. 0:02:36
zgadzam sie. Ale pasuje do nich :D

(...)


Ja 0:05:45
wygladasz tak nierozsadnie - to jet mistrzostwo
kasia l. 0:07:37
no przeciez , ze jest, juz pisalam - mis-trzost-wo to nierozsadne wygladanie!

(...)

Ja 0:10:16
a co powiesz na:
Ja 0:10:40
"wiec nowoczesnie terroryzuj
romantycznie hipnotyzuj mnie"
kasia l. 0:11:31
autor lubi nieproste kontrasty, stad idzie w strone antynomii inwersyjnych :P
Ja 0:11:53
hahahaha
Ja 0:11:56
no przeciez!
Ja 0:11:56
:D
kasia l. 0:12:09
no ma w sobie ten gwalt, ktory u nich lubie

(...)

Ja 0:12:51
a kosmos okien i litania adresow?
Ja 0:13:05
ogolnie astronomicznosc gornego tarasu?
kasia l. 0:13:13
a to spowiedz jest?
Ja 0:13:15
mi sie strasznie podoba
Ja 0:13:24
nie, podpuszczam Cie, zeby byl fajny post
kasia l. 0:14:04
kosmos-bajerancki, litania ciut mniej
Ja 0:14:45
litania adresow ci sie nie podoba?
kasia l. 0:15:17
kosmos okien grzecznie lezy przy astronauckiej/astralnej panoramie
Ja 0:15:50
litania adresow mi tu pasuje astronomicznie. litania z ciemnych witrazy, granatowo-gwiezdnych
kasia l. 0:16:16
aaaa, pan rozbiera..
kasia l. 0:16:28
pan mysli, ja tylko czuje
Ja 0:16:43
o nie nie, ja to poczulem, nie wymyslilem ;-)
kasia l. 0:16:50
i proweniencje koscielne mnie boda
kasia l. 0:16:56
:D
Ja 0:17:15
nie no mi sie tu litania kojarzy z czyms zwiazanym z wiara nie z religia, dlatego jest ok
Ja 0:17:57
i sa taksowki.. a w innych piosenkach tramwaje. nawet samoloty z papieru. gdzies im tylko autobusy i pociagi zginely
kasia l. 0:18:05
gdzie co noc, w każdym oknie
się trwonią i wierzą
wierzą, że odlecą - toz to przeduchowne, choc niewiele koscielne, rowniez dzieki ukryciu "onych"
Ja 0:18:08
pociag jest w kolobrzeg-swinoujscie, ale autobusow sobie nie przypominam
Ja 0:18:48
oni sa tez na dywanie w 111
kasia l. 0:18:52
dopiero beda? :)
Ja 0:18:54
ufo tez srodek komunikacji
Ja 0:18:57
a moze moze...
kasia l. 0:19:15
no, jak bogato transportowo!
kasia l. 0:20:12
to moze w zapachu wrzatku - autobusem??
Ja 0:20:34
haha :D tez to mialem powiedziec

(...)

Ja 0:20:03
zakochuje sie w tramwajach
zakochuje sie na miescie
potem tydzien chodze przez sen
jem brudny snieg
Ja 0:20:50
to jest swietne. 1) zakochuje sie w... (gdzie?) (w kim? gdzies)
Ja 0:21:11
2) jedzenie brudnego sniegu - mocne, dobre. gryzc grudy itd.
kasia l. 0:21:16
tez sie zakochalam w tramwajach, zaraz po przyjezdzie do W, w nocnych jazdach
Ja 0:21:30
nooo, niesamowita sprawa. i nowe Skody tez sa do zakochania sie
kasia l. 0:22:05
sa sa, ale do takiego bezwzglednego brakuje im tego brudu
Ja 0:23:20
a co do zakochiwania sie w tramwajach i na miescie to bardzo fajny jest ten motyw latwego zakochiwania sie. tak jak w A Man Who Never Sees a Pretty Girl That He Doesn't Love Her a Little. miodnosc

(...)

kasia l. 0:23:04
nigdzie się nie spieszę
nie mam żalu do nikogo
nie kopiemy się pod stołem
jestem po swojej stronie - a to??? on ma wysmienite wyczucie dynamiki, czasu trwania slowa
Ja 0:23:53
no ma ma, to jest wielki fragment
kasia l. 0:23:54
a propos bulwarow - co za import!!
kasia l. 0:25:01
srednia sytuacja zreszta tez; gdzies przyuwazylam, zeszlym razem , neologizm frazeologiczny; fajnie - to cos wiecej niz zwykle metafory, nie?

(...)

Ja 0:30:03
i co? ;-)
kasia l. 0:30:10
wrześniowe dni
te gdy nie chce się być - tak spleenu nawet francuzi nie opisali!
Ja 0:30:32
o, to ladne na koniec wpisu ;)

(...)

Ja 0:31:59
przycinam to
Ja 0:32:11
zeby wyszlo ze jestes fajna a ja zajebisty
kasia l. 0:32:59
hahaha no no

czwartek, listopada 22, 2007

na pierwszy rzut (m)ucha




nie przypominam sobie żebym z taką niecierpliwością oczekiwał jakiejś polskiej płyty.
nie przypominam sobie również żeby uczucie leciutkiego zawodu pojawiło się u mnie w połączeniu z tak dużym zachwytem. strange.

ale konkretnie:

1)wyścigi

tekstem zaciągnąłem się jeszcze przed odsłuchem Terroromansu i powiązałem z otwieraczem albumu tzw. high hopes jak śpiewał taki zespoł na p,f. i tu bez zarzutów, Wyścigi to dobre wejście. nie jest to Signal & Sign tej płyty, ale dzięki tej piosence czuć, że coś jest na rzeczy, że ktoś tego żubra ugryzł w dupę jak chce poeta. (+ plusy za perkusję i dom kultuRY!)

2)fototapeta

hm. w sprawie refrenu to trochę kapela ze wsi poznań. nie wiem czy ta ludowość to dobry pomysł, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę wielkomiejski koncept (m.in. Górny taras, blokowe Pięć po wpół). zaczyna się zabawnie – jakby Interpol nagrał Obstacle 1 na Antics, nie na TOTBL (C'mere się kłania). echa i handclapy bardzo na tak, „oddychamy tym co jest na p“ lingwistycznie ciekawe, szkoda, że powielone potem w „słowach na m“ (m jak...) - przez to traci trochę na wyrazistości. ale nie, nie - ogólnie nieźle.

3)najważniejszy dzień

bardzo bałem się o wiejski (to już ocena 'jakości', nie klimatu jw.) klawiszowy motyw, który na szczęście ocalał i na Terroromansie kręci wiochę tak jak kręcił w wersji pierwotnej. bardzo dobrze, bo ten utwór wiele zawdzięcza tej prowincjonalnej keybordowej partii. + to wszystko czym się zachwycałem, gdy usłyszałem Najważniejszy dzień po raz pierwszy. świetny, świetny, świetny numer.

4)galanteria

kolejny dowód na językową bardzofajność tej płyty. słyszałem wiele głosów, że wersja z Epki jest lepsza. nie zgadzam się. smyczkowa wyściółka refrenu (jak już pisałem na last.fm) jest urzekająca, wprowadza pięknie pod biszkoptowe serce, w którym to sformułowaniu jestem zakochany od pierwszego wejrzenia, czyli od całkiem dawna ; ale: właśnie tu zaczyna się to, co potem razi – dziwne wokalne eksperymenty. ale ejjj, co by nie mówić, to jest jedna z najlepszych polskich piosenek.

5)miasto doznań

hymn lokalnych patriotów z każdego miasta ważnych spraw. między mną a Miastem zaiskrzyło od razu, kiedy Stelmi puścił nam ten kawałek. tekstowo i muzycznie to są wyżyny, nie tylko polskie.

6)zapach wrzątku

gdzieś w tym momencie (miałem chwilę na przemyślenia, bo to kolejny znany utwór) wyłonił mi się aranżacyjny koncept tej płyty. a może inaczej – wtedy stwierdziłem, że to „pierdolnięcie“ już się raczej nie skończy. nie będzie nic mniej zdyszanego. czy to dobrze? chyba tak, debiuty powinny drzeć ryja. ps. eksperymentów wokalnych ciąg dalszy. jak dla mnie psują swego rodzaju surowość całości.

7)brudny śnieg

tu dla odmiany efekt wokalny fajny, a okolice 1:34 to jeden z najpiękniejszych momentów na płycie. myśl na boku: chciałbym przez chwilę być kimś kto kupuje Terroromans i nie zna żadnej piosenki Much. to coś jak stan przed pierwszym przesłuchaniem Since I Left You, albo Source Tags & Codes. potem jest się już zgwałconym przez uszy na zawsze.

8)za pięć wpół

oj fajna, ooooo jaka fajna ta piosenka. i Pustki by pozazdrościły i w repertuarze Klausa Mittfocha by zagrało. wokalnie w refrenie Republikowo się robi i przez to ckliwie, ale to bardzo dobrze - luka po Ciechowskim jest wielka, dobrze, że ktoś coś z tym robi. chyba najmilsza niespodzianka tej płyty.

9)21 dni

gdyby płyty przecierały się tak jak taśmy to nasza Offensywa 2 na odcinku 21 dni dawno by już pękła. wielkomiejskich pejzaży ciąg dalszy. muzycznie bardzo dobrze.

10)górny taras

sporo fajnych pomysłów na ten rewelacyjny utwór. m.in. bardzo trafne wejście w 'refren' w okolicy 1:30. kalejdoskop wszystkich miejskich skojarzeń na przestrzeni pięciu minut, nooo „to nie zdarza się nam“ często. jedna z moich ulubionych piosenek w ogóle. wielki szacun i tym większy żal, że znów kombinacje z wokalem kompletnie nieudane, tu chyba najbardziej. tylko przez nie tęsknie za wersją z EP.

11)terroromans

dobrze jest głównie od usytuowanego w środku maślanego przełamania do końca. wcześniej tytułowy numer wchodzi trochę gorzej, ale ciężko to uznać za większe potknięcie. miodność części drugiej > coś dziwnego w części pierwszej, więc jest ok.

12)111

największa zagadka Terroromansu. chyba jednak na -. oj chyba tak. po pierwsze jako utwór – nieprzekonywujący, po drugie jako część całości – dziwny skok w bok na ostatniej prostej. nie jest to żadna żenada ani dół... ale szkoda, że tak to się kończy.


no i właśnie, co by tu powiedzieć? to bez wątpienia jest jedna z najlepszych polskich płyt ostatnich wielu wielu lat. tekstowo wyznacza bardzo ciekawy kierunek (coś między popową zwiewnością a lingwistyczną finezją spod znaku Janerki czy Nosowskiej). muzycznie niejednokrotnie zachwyca chwytliwością i soczystością kompozycji. gęba się cieszy gdy się tego słucha. często wygląda się jak trener Chorwatów po dzisiejszym 3:2 na Wembley.
z drugiej strony szkoda, że w niektórych momentach dzieją się rzeczy, które ową fajność na chwilę wysypują. poza tym Terroromans nie jest na pewno dziełem kompletnym, raczej mięsistym wejściem Much na większą scenę. bywa nierówno, czasem tak bardzo chciałbym coś zmienić.

cóż, generalnie i tak jest pięknie. nie kopiemy się pod stołem. jestem po Waszej stronie.

sobota, listopada 17, 2007

2:0! :-)

w chowanego



I tried living in the real world
Instead of a shell
But I was bored before I even began
I was bored before I even began


bored albo scared.

Wtedy albo ukryte miejsce:



albo:

Tom Smith: I wrote the words to that song when I found out that someone I went to school with was killed on their way home from work, for no reason. It's not about that event itself, it's about how I felt hearing the news. I can't even begin to imagine the kind of person that would do that to another human being, so when I heard I thought, 'Well, what's the point? What's the point in going outside? What's the point in having any hope at all?' That's all the song is really, just those thoughts....It's a lock the door, stay inside and throw away the key kind of song.

Zresztą sam tekst Well Worn Hand równie ważny i wzruszający.

Wake up my love
Today I heard some bad news
Just what are we all supposed to do?
I won't let them get to you

I don't want to go out on my own anymore
I cant face the night like I used to before

Take my well worn hand
Let's lock ourselves away
We'll never, ever step outside
We'll curl up in a ball and hide

I don't want to go out on my own anymore
I cant face the night like I used to before

I don't want to go out on my own anymore
I cant face the night like I used to before
I'm so sorry for the things that they've done
I'm so sorry about what we've all become


I o ile "An End Has A Start" na pewno nie jest najlepszą płytą tego roku, to te 3 minuty to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie słyszałem.

Yokowa dziś na Boxer Rebellion i Editors. Wczorajsze Super Furry Animals podobno bardzo bardzo. Ale mit świetnej hiszpańskiej publiczności podupadł. Zobaczymy jak dziś, może jakaś relacja się pojawi :-)

A na koniec, wracając do wątku przewodniego, absolutny Mistrz Krytych Kortów:

piątek, listopada 16, 2007

nie doKAZUj

I jeszcze Blonde Redhead po nocach.





+ zapomnieliśmy Wam powiedzieć, że kolekcja nasza (rozczochrana trochę, ale co robić) jest tu: http://mygenres.com/yoko-slejw/

No to do napisania :-)

czwartek, listopada 15, 2007

something familiar

Billy Liar



za Wikipedią:

Billy Liar is a 1963 film based on the novel by Keith Waterhouse. It was directed by John Schlesinger and stars Tom Courtenay (who had understudied Albert Finney in the West End theatre adaptation of the novel) as Billy and Julie Christie as Liz, one of his three girlfriends. Mona Washbourne plays Mrs Fisher, and Wilfred Pickles played Mr Fisher. Rodney Bewes, Finlay Currie and Leonard Rossiter also feature. The Cinemascope photography is by Denys Coop, and Richard Rodney Bennett supplied the score.

The film belongs to the British New Wave (or "kitchen sink") movement, inspired by the earlier French New Wave. Characteristic of the style is a documentary/cinéma vérité feel and the use of real locations (in this case the city of Bradford in Yorkshire). One sequence includes a very early use of a swear word ("pissed"), which was unusual by commercial film standards of the time; the word is uttered by Mona Washbourne.

In 2004 the magazine Total Film named Billy Liar the 12th greatest British film of all time.




ale też:



świetny singiel The Decemberists. Na walentynkowym koncercie w Berlinie grali (łódkowy hostel na Szprewie i oni, to jak się przekonaliśmy mieszanka idealna), grali też tutaj:



Ale wróćmy na chwilę do filmu. Główna rola to jak pamiętamy Tom Courtenay. Hmmm... Tom Courtenay, anybody? A no właśnie.



The Decemberists. Yo La Tengo. Most między zupełnie różnymi światami. Z przedmieść miasta mostów. Dla Państwa ;-)

***

A w Berlinie grał przecież i Morrissey i jakiż to był genialny koncert. Zainteresowanych bootlegiem proszę o kontakt. Dziś u mnie na repeacie, z singla o najpiękniejszej okładce na świecie :-), Sweetie-Pie z gościnnym udziałem Kristeen Young.

Sweetie Pie
How I feel in my mind
And how I live in the world
They are oceans apart
I'm depending on you
To see I get safely to
The port where my heart
Is too lost to find
And will be there to meet you when its your time




A jeśli komuś mało, to niech sobie jeszcze teledysk strony A zobaczy.



Trzymajcie się.

wtorek, listopada 13, 2007

live!

Hej.

Zamiast objadać się tabletkami trzeba było od razu pojechać na te dwa madryckie koncerty, o których zaraz. 'Hiszpańska publiczność' to synonim słowa 'wymiatać'. Nie dość, że (w większości, zdarzały się oczywiście małe wyjątki) dens nie polega tu na rozbryzgiwaniu piwa i waleniu łokciami w sąsiadów (zaleciało Juwenaliami, co?), to jeszcze ludzie znają i śpiewają teksty. A niektórzy, uwaga, tylko śpiewają (naśladując dźwięki i tworząc na potrzeby koncertu własny anglo-podobny język). Ważny jest efekt - miażdzący.

INTERPOL - 8.11.2007 - La Riviera


fragment zagranej na bis Stelli

setlista

Pioneer To The Falls
Obstacle 1
NARC
C'mere
The Scale
Say Hello To The Angels
Mammoth
No I In Threesome
Slow Hands
Rest My Chemistry
The Lighthouse
Evil
The Heinrich Maneuver
Not Even Jail
***
Hands Away
Stella Was A Diver And She Was Always Down
PDA



Zaczęło się od świetnego występu Blonde Redhead. Koszmarne nagłośnienie zostało wynagrodzone przez sceniczne zachowanie Kazu Makino (to trzeba zobaczyć) i niezwykły oniryczny nastrój krótkiego setu. Potem niezbyt długa przerwa i na scenie pojawiła się gwiazda wieczoru.



Tu trzeba wyjaśnić sobie jedną sprawę. Zaczęło się od Pioneer, podczas całego występu muzycy zagrali 7 piosenek z nowego albumu. Płyty, jak się okazuje, stworzonej by ją grać na żywo. Wiem, że tworzenie zjebek (przyczepiło się do mnie to słowo od czasu lektury "Na krawędzi" dawno temu, sorry) i pozycja muzycznego znawcy (rozkminiającego co jest skąd zerżnięte i dlaczego) to fajna zabawa, ale muzyka obroni się też przed masową mądralokrytyką. Our Love To Admire triumfuje na scenie, chociaż nie wskazywały na to YouTube'owe przecieki (No I... w jakimś amerykańskim programie kazało się bać). Ale koniec tej bełkotliwej obrony Interpolu nr 3. Nevermind. Do rzeczy.

Po pierwsze, jak mówiłem - wszyscy uczestniczą. Niesamowite musi być czuć na sobie głos 2500 ludzi (tyle mieści La Riviera) śpiewających twoją piosenkę. Uhh... Po drugie - poczucie spełnienia po The Lighthouse, bo strasznie chcieliśmy usłyszeć to na żywo. Warto było czekać - punkt G closera OLTA strzela w publiczność mlecznym światłem i przepala nerwy. Boskość się wdziera do dyskotekowego klubu z palmami.
Po trzecie - zapasy, które zgromadziliśmy na dwóch koncertach w Berlinie. Pewnie, gdyby nie one, byłoby nam strasznie żal, że nie usłyszeliśmy Leifa Eriksona (którego podobno czasem grają na tej trasie) czy Specialist. A tak... :-)

Orgazmicznie, bardzo dobrze muzycznie, Kessler szaleje, Carlos (poimo naszego rozpaczliwego apelu) nie 'zgolił wąsa', Banks jednak wokalnie bardzo daje radę, Fogarino tłucze aż miło a klawiszowiec ma kapelusz. Jakby to powiedziała Pani Serwusowa: "Jak dla mnie bomba".

WILCO - 9.11.2007 - La Riviera

Najpierw support - zespół The Sunday Drivers z Toledo. Przesympatycznie grający - cukier w kostkach, drink z parasolką, lato miłości zimą. Posłuchajcie sobie, myślę że warto.

A później...


Jesus Etc.

Np. Hummingbird z wyśpiewanym w całości refrenem:

Remember to remember me
Standing still in your past
Floating fast like a hummingbird
.

Albo niebieskie, kończące zasadniczy set On and On and On ze Sky Blue Sky (tytułowy utwór też wypadł pięknie).

No a Jesus Etc. właśnie? A kapitalne Shot in the Arm (tak bardzo na to czekałem po przesłuchaniu Kicking Television)? A mnóstwo improwizacji łącznie z zasugerowanym przez publiczność "Ole, ole, ole, ole!"? ;-)

No.

Ale generalnie to:

Radość grania.
RADOŚĆ GRANIA.

RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.
RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.RADOŚĆ GRANIA.

Właśnie. RADOŚĆ GRANIA.



To tyle na razie. Do kontaktu :-)

Aha, coś fajnego znalazłem dziś:

sobota, listopada 03, 2007

higher than the sun - toledo symphony

Z Madrytu do Toledo jedzie się Screamadelicę i trochę.





PS. A "Presidential Suite" Futrzaków jest być może jedną z najpiękniejszych piosenek jakie istnieją.