poniedziałek, listopada 15, 2010

The National - Ars Cameralis, Chorzów - 13.11.2010



Runaway
Anyone's Ghost
Mistaken For Strangers
Bloodbuzz Ohio
Slow Show
Squalor Victoria
Afraid Of Everyone
Available
Cardinal Song
Conversation 16
Sorrow
Apartment Story
Abel
Daughters Of The Soho Riots
England
Fake Empire

Tribute to Henryk Mikołaj Górecki
Start A War
Mr. November
Terrible Love
Vanderlyle Crybaby Geeks (acoustic)


zdj.: Joanna 'frota' Kurkowska/wp.pl

O! To będzie teraz moja ulubiona piosenka The National - pomyślałem - ta, w trakcie której Matt Berninger usiadł krzesło w krzesło z nami, a przecież takie atrakcje nie były naniesione na plan widowni Teatru Rozrywki. Miały więc pospadać z tronu wszyskie Secret Meetingi, Apartment Stories i Gospele, Lucky You z EPki Virginia miało opuścić lokal. Co znowu za Slow Show, Mr. November, jakie Driver, Surprise Me czy dziesięć innych aktualnie repeatowanych? Teraz mam, hm, no i właśnie - co? I chociaż mi sprzyjał ten wieczór mglisty i ta noc bezgwiezdna, jakże ukocham nową piosenkę _ jeśli jej nie znam? Gdzieś 2/3 koncertu, pierwsze chyba wyjście Berningera wgłąb strefy krzesełkowej, prawy 2/3 rząd? No nic, nie pamiętam i coś czuję, że gdyby nie nagranie z Trójki i setlist.fm białe plamy byłyby jeszcze większe.

Te podkreślające najlepsze partie linii melodycznej aranże, możliwość żywego doznawania perkusji wyrośniętego Lennona, wszystkie "Matt lost it" wywalały spore kawałki tego bardzo dobrego koncertu w kosmos. Hitler dowiadywał się, że jadło i KDT otwarte, że matematyka jednak nieobowiązkowa, że Hello! Kitty! Niby nie powinienem być zaskoczony, bo przecież wykon pod namiotem Benicassim był wielki jak świebodziński dżizus kurwa ja pierdolę, ale... Fakty są takie, że kameralis miejsca, trzy dzwonki, składane fotele, sekcja dęta, loty Matta, teatralność tej muzyki (Boxer!), techniczna profeska - wszystko to tak i wszystko na tak. Sieć podopowiadała, co będzie grane, ale co szkodzi irracjonalnie zdziwić się i ucieszyć po wyrywającym wejściu Available - najlepszego numeru z Sad Songs For Dirty Lovers? "Love song full of hate?" No tak, ale to chyba definicja połowy piosenek braci brothers i Berningera.


zdj.: Joanna 'frota' Kurkowska/wp.pl

The National szyli przedwczoraj bez chwili zadyszki. Nawet przydługie rozmowy (takiemu choćby Shieldsowi słów starczyłoby na trzy trasy) ze wspaniała chorzowską publicznością nie naruszały atmosferu. Zagrali z wygarem dobrą setlistę z momentami. Soho Riots w najsmutniejszej wersji jaką słyszałem, mocarny jak zawsze Mr. November, Fake Empire, dalej Anyone's Ghost + Conversation 16 - Sorrow - chyba najlepsze wykonania z nowej płyty, razem z kończącym koncert akustycznym, ogniskowym Vanderlyle Crybaby Geeks. Udała się nawet ryzykowna improwizacja poświęcona pamięci zmarłego dzień wcześniej Henryka Mikołaja Góreckiego, a czający się patos dostał drzwiami po gębie uwagą Berningera o "cyckach i cukierkach."

Wspomniałem o swego rodzaju bliskości klimatów: muzyki zespołu i przestrzeni, w której odbywał się koncert i ta uwaga wymaga uzupełnienia. Na płaszczyźnie płyta-odbiorca piosenki The National są bardzo szczere, dosadne i natychmiast wchodzą w burzliwe reakcje z zastanym u słuchacza stanem emocjonalnym. I oni przekładają możliwie dużą część tych emocji na scenę, tak więc teatralność w tym przypadku to elegancki noir i wymuskane brzmienie, nie rutyna i recytacja. Jest taka scena w Black Adder, kiedy głupawy książę (najlepsza chyba rola Lauriego) widzi na scenie aktora, który leży udając nieżywego. Na uwagę "panie, to tylko przedstawienie" odpowiada "mówiąc panie, to tylko przedstawienie nie nakarmisz dziatek, które osierocił!" Tak właśnie było na The National, można się było zapomnieć.



nagranie z Trójki: tutaj | edit: + nagranie z innego źródła

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Booze. Matt powiedzial "booze", nie "boobs". :) Subtelna różnica (choć jedno i drugie panom często na myśli :)), ale w życiu by sobie nie pozwolil na takie przedmiotowe traktowanie kobiet. A jak już sobie pozwala, to aż musi o tym napisać pelną samoudręczenia piosenkę. ;)

slejw pisze...

Hehe, w takim razie my mind's not right. Dzieki!