wtorek, kwietnia 05, 2011
Śląsk Wrocław - Lech Poznań - Lech Janerka
Podczas koncertu Lecha Janerki we wrocławskim klubie Alibi (1.04), na dużym ekranie mogliśmy obejrzeć pogodę TVN oraz mecz piłkarski wyżej wymienionych zespołów. Gdybym zabrał się do pisania po bożemu (tj. po koncercie), pamiętałbym pewnie, przy których utworach padały gole dla obu drużyn. Nie żebym się znał - wystarczy nadmienić, że pierwsza informacja, której po występie szukałem na ekranie, to - powtórka czy na żywo? Nie żebym się interesował - bramki odczuwałem raczej podświadomie. Skąd więc ten wstęp? Po pierwsze - liczę, że taki, a nie inny tytuł mile połechce mnie boomem odwiedzin. Po drugie - pragnę wytłumaczyć pewne rozkojarzenie, które towarzyszyło mi podczas kilku pierwszych numerów. Jarmarczny biedermeier wnętrza, animowany deszcz plazmy i zaskoczenie, że oto jednak Lech supportuje Kim Nowak ('supergrupę' potrzebującą raczej supportu kompozycyjnego). Skup się tu teraz, szturchana sardyno i zacznij śpiewać pod nosem! Po trzecie i najważniejsze - chcę wykorzystać nazwę "ekstraklasa" - słowo, które spokojnie mogłoby znaleźć się w Janerkowym paradygmacie neologizmów, rozumianych nie jako wyrazy nowe, ale nowo użyte. Otóż na koncertach tego artysty bywaliśmy już wielokrotnie. Po każdym jesteśmy zachwyceni, ale po każdym narzekamy. Że aranże te same, że setlista stała (jak stoi), że ten Muł pancerny to juwe(ba)nalia, że gdzie, na Boga, nowa płyta. Później tygodniami goimy jednak pogryzione ze wstydem języki, bo są Artyści, z którymi się nie dyskutuje. Artyści ekstraklasy.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz