środa, września 29, 2010

Wideo dnia #146



Nie było nas, był Pablo Diaz, więc nadrabiamy i puszczamy fantastyczny teledysk do najbardziej porywającego numeru 2010. No te vayas a China que alla no tienen cortinas como las que nos escondieron de todo lo demás!

EL GUINCHO | Bombay from MGdM | Marc Gómez del Moral on Vimeo.



PS Waits nominowany do Rock and Roll Hall of Fame!

czwartek, września 23, 2010

Wideo dnia #145



Druga połowa września i 90 pozycji na liście przesłuchanych długogrających 2010. Ze dwie rewelacyjne, kilka świetnych (razem nie więcej niż 10), kilkanaście bardzo dobrych, dużo dobrych/niezłych + gdzieś od połowy listy oblatujące i słabe. Sporo tego, a przecież i tak po sporym ograniczaniu się. Czasy, w których nawet średnie płyty dostawały po kilka przesłuchaniowych szans minęły bezpowrotnie. Rozwój sektora poniżej 5/10 jest duży, ale mało interesujący, gorzej z płytami z półki 6-7 - "jakże niesluchać?", ale cóż, nie da się. Ponad 100 płyt na 365 dni to 1 płyta na ok. 3,5 dnia - nieźle, ale tylko jeśli ponad połowy czasu nie spędza się na słuchaniu staroci. Jakoś jednak dotarliśmy do dziewięćdziesiątki, a poniżej kilka słów o albumie 90/2010, którego słuchałem już od dłuższego czasu, ale który na spokojnie łyknąłem dopiero w ostatnich dniach.



Bardzo zabawne i polskie są opinie, że Ariel - różowy lew boga, retro-król i papa-chillwave (główny nurt tego kierunku faktycznie rozmija się trochę z zakwaszonymi 'radio days' Pinka, ale: - Is it much further Papa Smurf? - Not much further my little smurfs!) - nagrywając Before Today odłączył się od elitarnego (słowo klucz) kontynentu niezależnego indie i wypłynął na wody indie mainstreamowego (oksymorony same się pchają). Teraz już same krótsze zdania, obiecuję.

Pamiętam kolektyw Pinka z czasów niestrawnej dla mnie jako całość Worn Copy, z późniejszego bardzo dobrego The Doldrums, z upalnego koncertu na PS09, z którego napisałem zbyt krótką notatkę. Nigdy jednak, in this day and ej, nie wpadłbym na pomysł takiego podchodzenia do sprawy. Muzyka jest wszędzie, pojawia się w internecie, jest opisywana przez wpływowe media, kiedy 1) jest/staje się dobra, 2) jest/staje się modna. I tak, denerwuje mnie miliardowy wpis w shoutboksie, indie-chłopięta i fanki z fotostory Bravo-Indie, hajpy i antyhajpy, ale, hm, co z tego?

Zespół nagrał najlepszą płytę w swojej historii, sam Pink, jak donosi Allmusic, calls 'Before Today' his first album. Więc o co chodzi? To naprawdę bardzo dobry album, przypominający słuchanie skaczącego przez fale radia przy granicy ze Stanami i Wyspami lat 60./70./80. Już nie na wypadającym radiowym panelu dużego fiata, ale na jakimś przyjemnym "sprzęcie z epoki". Wciągalność na poziomie Odelay Becka, prowadzenie piosenek przez Pinka w stylu Arthura Lee (w końcu zioma z west coast), miksy dance-metalowe, pop-rockowe, harmonie sixties, smoła kolejnej i błyszcząca disco-gała jeszcze następnej dekady. 12 ryzykownych kompozycji bez najmniejszej skuchy i jest tak jak słyszeliśmy w TV -"Ariel, olśniewający rezultat za każdym razem".



PS O, nowa EPka British Sea Power!

środa, września 22, 2010

Wideo dnia #144



Sam już nie wiem, może to Sufrir z Jensem jest jednak najlepsze z całej płyty? Night falls over Santiago? Oh you're so silent Mena? W każdym razie repeat gigant i Javiera:reszta świata, 2:0. Na dzień bez samochodu = największy korek od początku wakacji, z najlepszej dancepopowej płyty roku:



wtorek, września 21, 2010

Wideo dnia #143



Karnety na American Film Festival kupione! Teraz miesiąc czekania, a potem 5 dni ciągłego stosunku z filmem i Stanami, które, zamiast z celulitem, lepiej i przyjemniej kojarzyć z celuloidem. Pełny program dostępny jest na stronach festiwalu, nasz skrócony program znajdziecie kilka linijek niżej. Już podczas ostatniej edycji Nowych Horyzontów staraliśmy się spisywać wybrane, mocniejsze wrażenia, tym razem przewidujemy pełnowymiarową relację - po pierwsze dlatego, że rozszerzamy nowe działy, po drugie, że sporo z filmów, na które się wybieramy mniej lub bardziej współtworzy muzyka.

- cykl: retrospektywa Johna Cassavetesa - na pewno nowojorskie lata 50. w Cieniach + Premiera, która zainspirowała napędzającą scenę Wszystko o mojej matce Almodovara ; (Dziecko Rosemary na dużym ekranie kusi, więc jeśli starczy czasu...),
- cykl: Dekada niezależnych i Zagraj to jeszcze raz, Sam - też w ramach wielkoekranowych powtórek,
- cykl: On the Edge - czyli poziom dziwności erowego konkursu ; The Owls - kryminał z czterema znudzonymi lesbijkami w rolach głównych - oj tak, reszta do przemyślenia,
- cykl: Highlights i jego 3/5 z naszą zieloną metką, czyli 1) The Killer Inside Me - thriller noir Winterbottoma (9 Songs), 2) Please Give Holofcener, 3) Scott Pilgrim vs. the World - komiks filmowy z OSTem Broken Social Scene, Metric, Becka i wielu innych.



- No i ostatnie (oprócz pokazów specjalnych), najciekawsze bloki - Spectrum i American Docs, a w nich m.w.in. (czytaj: między wieloma innymi): We Are The Sea z muzyką Sama Beama, The Road z muzyką Cave'a i Aragornem w roli głównej, Blank City (nowojorska punkowa scena filmowa przełomu lat 70. i 80.), muzyka walcząca w Soundtrack for a Revolution, Tommy Tedesco i The Wrecking Crew oraz Ride, Rise, Roar - "kinetyczny kop dźwiękowy", "koncertowy dokument z trasy Byrne’a z lat 2008/2009, promującej Everything That Happens Will Happen Today".

A jeśli już mowa o postaci Byrne'a - ostatnio (oprócz częstych odsłuchów Blue Mitchell, która to płyta idealnie wpasuje się w panujące warunki meteo) repeat-faza obejmuje "scenę CBGB", przede wszystkim zaś Television (norma) i Talking Heads (z naciskiem na duet Fear of Music - Remain in Light). Gramy:



When Talking Heads started, we called ourselves Thinking Man's Dance Music.
Tina Weymouth

niedziela, września 19, 2010

Wideo dnia #142



Nastawiłem wczoraj yamahowego (can't) sleepa na 120 minut i jako pierwszy podkład do odpływania wybrałem nowego Deerhuntera - bardzo dobrą płytę jednego z moich ulubionych zespołów, który zawsze - cały lub pod postacią Bradforda - podbija kartę na Primaverze i grywa tam jedne z najlepszych koncertów festiwalu. Halcyon Digest otrzyma swoją osobną not(at)kę, ale w ten niełatwy Sunday morning, w którym "Bóg zimnem daje nam znak, że trzeba spalić chrześcijan", muszę napisać kilka ciepłych słów o Rainwater Cassette Exchange. Ta majowa EPka z ubiegłego roku wylądowała bowiem w naszym podsumowaniu krótkich płyt na odległym szóstym miejscu zupełnie niesłusznie. Kiedy słucham jej teraz brzmi mi na brąz 2009 (po niedościgalnych Deradoorian i AC). To przeciekające, zroszone, małe dzieło musiało przejść obok naszych uszu, teraz wydaje się być naturalnym łącznikiem między rewelacyjnym Microcastle a świeżutkim Halcyon Digest. W ramach musztardy irygujemy podwójnie - z Rainwater i Halcyon. Oto nasze słowo na niedzielę:

Deerhunter - Rainwater Casette Exchange



Deerhunter - Helicopter



sobota, września 18, 2010

Wideo dnia #141



Dziewczyna nazywa się Javiera Mena, płyta nazywa się Mena i jest drugim album w dorobku tej młodej Chilijki (debiut Esquemas juveniles ukazał się cztery lata temu). Gościnnie, mimo klimatycznego rozjazdu, pojawia się na niej Jens Lekman, ale to nie Surfir - (bardzo dobry skądinąd) numer, w którym Szwed melorecytuje jest tu najlepszy. Po pluszowym electro-popowym dwutakcie płytę prawdziwie otwiera fantastyczny numer trzeci - Primera estrella - naiwny dance'owy hymn kumulujący w sobie pamiętniczkowy tekst, skandynawską elegancję Robyn, ckliwe klawisze Shapirowego wydania italo disco i pudrową nastoletniość pierwszej Annie. Mało? (Mało?!) No to urocze brakowanie głosu i spięty taniec na dokładkę. Coś pięknego!



piątek, września 17, 2010

El Guincho - przewodnik (notatki z przesłuchania [7] Pop Negro - część 2.)





EL GUINCHO - PRZEWODNIK | CZĘŚĆ 1. | CZĘŚĆ 2. | Alegranza - SUPLEMENT




TROPICALISMO (cd.) i EXOTICA

Faktem jest, że Pop Negro to płyta mniej egzotyczna niż Alegranza i że bliżej na niej Guinchowi do hiszpańskiego radia czy space age popu (→ WIDEO NR 16 - Marty Gold and His Orchestra - Dance, Ballerina, Dance) niż do szemrzącej brazylijskiej portugalszczyzny Tropicalistów, ale patrząc przekrojowo na twórczość Hiszpana i dokonania Veloso, Gila i innych (ogólny obraz daje m.in. składanka Tropicália ou Panis et Circencis) trudno nie doszukać się wielu podobieństw. Spalona jak Lily na T4 stylistyka, plażowy luz, wielki odważnik rytmu, zabawy wokalem, czerpanie z kulturowej multiwitaminy - wymieniać można długo. Tropicalismo to jednak w miarę konkretny styl, a płytę z papugą charakteryzuje spora kalejdoskopiczność brzmienia, dlatego przy koniecznej we wszystkich recenzjach inspiracyjnej litanii często pojawia się nazwa exotica (When I started producing, I was obsessed with exotica records) - nostalgiczny nurt orientalno-oceaniczny pod patronatem i batutą Lesa Baxtera

→ WIDEO NR 17 - Les Baxter - Jungle Flower

gdzie kształt większości instrumentów (oprócz wszechobecnych smyków rzecz jasna) podpada pod explicit content. Bardzo exotyczne jest np. Guinchowskie Cuando maravilla fui.

Wracając natomiast do Tropicalismo i postaci genialnego Veloso warto przytoczyć jeden z wywiadów, w którym zapytany o swoich pięć ulubionych płyt Díaz-Reixa wylicza:

These 5 by Caetano Veloso: 1968 (Tropicália), Araça Azul, Muito, Qualquier Coisa (Side A) and Cinema Trascendental..

No to gramy jeszcze raz, tym razem z fantastycznej płyty Caetano Veloso (Tropicália) z 1968 roku → WIDEO NR 18 - Cateano Veloso - Clarice:



[Zobacz też: dokument BBC o ruchu Tropicalismo]

SAMPLE, DEBIUT, J DILLA

Pozostajemy w sferze inspiracji. Wspominaliśmy już o pewnych podobieństwach do Since I Left You The Avalanches - płyty definiującej plażową żonglerkę samplami i zabójczymi melodiami, porównania do Pandy i Animal Collective (które brzmiały najprawdziwiej na etapie Folías - pierwszego, wyprzedanego albumu Guincha*, który → WIDEO NR 19 - rules) szły na żółtym pasku w TVNie. Sam Guincho wskazuje jednak na inną definiującą początki jego stylu inspirację:

I'm flattered when all these journalists compare me to Animal Collective or Cornelius or other great bands, but that's not me, I wouldn't have done anything if it weren't for J Dilla. I heard Donuts, wow! That was when I decided to get a sampler and it all started. I couldn't pay for an MPC, it was way too expensive! I asked for something cheap and they sold me a Roland SP-404.

→ WIDEO NR 20 - J Dilla - Last Donut of the Night:



Na Pop Negro sample poszły jednak w odstawkę, dlatego więcej o nich w Alegranzowym suplemencie do przewodnika (zapraszamy niedługo).

* opis ze strony wytwórni: Imagine the Cookie Monster all full on crack in a dark and wet basement aiming El Guincho with an AK-47 and screaming at him“play something beautiful for me baby, c’mon flaco this is my weird war!” Thirteen songs about bizarre birthday parties, intergalactical karts and sharks on the swimmingpool. If Caetano Veloso had known what is a Sp-404 in 1968 another rooster would sing. Word!

ODNOGI i KOLONIE

Z lewej strony muzycznych równań przenosimy się (po raz kolejny, patrz: cz. 1) w rejony po znaku równości. Oprócz The Avalanches (a jeśli Avalanches to czemu by nie Girl Talk? → WIDEO NR 21 - Girl Talk - Play Your Part, pt. 1) mamy tu sporo słuchania podzielonego na dwie grupy:

ZESPOŁY, KTÓRYCH CZŁONKIEM JEST/BYŁ EL GUINCHO i (uwaga) ZESPOŁY, W KTÓRYCH NIE WYSTĘPUJE EL GUINCHO. Na razie zapraszamy grupę pierwszą:

Coconot:

znajoma twarz i debiut pt. Novo tropicalismo errado → WIDEO NR 22:



Giulia Y Los Tellarini:



Guincha przygoda z perkusją i soundtrack do Vicky Cristina Barcelona:

→ WIDEO NR 23 - Giulia Y Los Tellarini - La Ley Del Retiro

+ Albaialeix = Guincha przygoda z perkusją [2].

POZOSTAŁE GRUPY:

Na początek bardzo przez Guincha lubiani Barcelończycy (dołączający tym samym do Thelematicos, o których pisaliśmy w pierwszej części przewodnika) Extraperlo (→ WIDEO NR 24 - Extraperlo - Bañadores)

Actually, I should say my favorite new band is Extraperlo. They're from Barcelona, too, and great friends of mine. They write clever pop songs that you can dance to with all these jumpy percussion sounds like in my favorite Tom Tom Club tunes, and the way they sing the melodies like if they were not interested at all. I think they're great...

Dalej - Delorean - autorzy bardzo dobrej EPki Ayrton Senna i jeszcze lepszej płyty Subiza, o których na LTB pisaliśmy bardzo często (tag: delorean).

→ WIDEO NR 25 - Delorean - live, Primavera Sound 2010

Dalej - i to dalej w rozumieniu odległości stylistycznej - Devendra Banhart - który swoją odmianę New Weird Americi oparł głównie na kontynencie południowym. Banhart to największy chyba propagator tropikalnych rytmów na alternatywnej scenie, bosy JezusMax, którego na LTB pamiętamy m.in. z Americany na Malcie oraz koncertu w Madrycie.

→ WIDEO NR 26 - Devendra Banhart - Carmensita:



BERLIN



Muzycznie Berlin i Niemcy kojarzą się chociażby z kraut-rockiem, pociągami i autostradami Kraftwerk, mur-trylogią Bowiego, idealnym eskperymentalnym kwachem Can, zimnym błyszczącym dichem, owłosionym NRDowskim punkiem - słowem ze wszystkim oprócz tropikalnej biby. Berlin jednak ma swoje miejsce na mapie Pop Negro - Guincho przez trzy miesiące nagrywał w znanym studio Planet Roc (zdjęcie powyżej). Mówiliśmy już o hiszpańskim temperamencie i niemieckiej precyzji, tak?

A na koniec - DISCOTECA OCEANO



czyli wytwórnia założona "pod Alegranzę" (dumnie oznaczoną numerem DO001), która oryginalnie nie została wydana przez Young Turks, ale przez Discotecę właśnie (ze znaczkiem tego labelu Alegranza pozuje z mą ręką powyżej). Podobno gdy Félix Ruiz usłyszał materiał nagrany przez Guincha nie miał wątpliwości - ktoś musi wydać to W TEJ CHWILI. Dzisiaj Discoteca Oceano (MYSPACE) to m.in.:

- opisywani Thelematicos,
- Joe Crepúsculo (Ruiz jest jego managerem),



- Linda Mirada - → WIDEO NR 27 - Linda Mirada - Solo,
- Maluca,
- Los Massieras

i honorowy ambasador - Pablo Díaz-Reixa - El Guincho.

czwartek, września 16, 2010

Wideo dnia #140



Jako tak zwany obrońca nowej i czciciel poprzedniej płyty Blonde Redhead, prezentuję nowy teledysk promujący Penny Sparkle - klip do fantastycznego Not Getting There z moją ulubioną Kazu w roli głównej.

BLONDE REDHEAD - NOT GETTING THERE (VIDEO) - PITCHFORK.TV

Poza tym - na RYM pierwsze oceny ostatnich odsłuchów, na uszach (po raz pierwszy! po raz drugi!...) Halcyon Digest Deerhunter, a w nocy/nad ranem polowanko na rozrywki z The National (na FIBie było bosko)!

środa, września 15, 2010

Wideo dnia #139



Jeśli chciałbym być szczery, musiałbym wideem dnia uczynić jakąkolwiek scenę z Monicą Vitti, przepisać wszystkie śmieszne erotyczne kawałki Bolaño i podłożyć pod to repeatowanego do znudzenia Veloso, ale ni chuja ja ja ja, będzie o planach na na na nach. Otóż tak - szykują się:

- przesłuchania, bo po sporym "take a leak", czyli "ściągnij płytę przed premierą" na playliście odsłuch znalazły się:

0) aktualne obsesje - ten Panda z Primavery, który - jak już wspominałem, jednak o dziwo - jako bootleg brzmi znakomicie, + The Changes, DJ Shadow i znów Bowie (Hunky Dory), a z nowości:

1) The Corin Tucker Band - 1,000 Years (40 minut)



Corin Tucker, która wygląda trochę jak żona potato heada, Corin ze Sleater-Kinney, za którymi tak tęsknię.

2) solowa Laetitia Sadier (też krótka, 34 minuty, przesłuchuje się),
3) Memoryhouse (też krótkie, 35 minut),
4) Maximum Baloon (s/t, też krótkie, 38 minut),
5) Marnie Stern, która ostatnio poszła w kisiel z Best Coast [walki dziewcząt!] (również s/t i krótka, 34 minuty),

No i widzisz, Newsom? Można rach ciach pograć?



- dalej - po weekendzie druga część przewodnika po Guinchu, a w niej stacje-atrakcje zapowiadane w części pierwszej,

- esej - o tym, że ostatnio nawet Pitchfork bawi się w srogie oceny (niedorzeczne teksty o nowym Blonde Redhead - btw: notatki z przesłuchania również niedługo - i debiucie Everything Everything - notatki tu) - not!,
- poszerzanie się nowych działów (trwa).

Nie będzie za to o nowym Grindermanie, który wcale nie jest taki fajny. No, to do przeczytania niedługo!

poniedziałek, września 13, 2010

Wideo dnia #138 (Me and my arrow)



Po nagraniu jednej z najlepszych EPek 2010 - wspaniałej Grey, o której pisaliśmy w czerwcu - Dam Mantle (Tom Marshall) powraca z nową krótką płytą - Purple Arrow. W uszy od razu rzuca się ogromny wpływ mailowej konwersacji Tom-Krzyś. Jej fragment - good luck with your exams - zdradza nowy kierunek w planie Marshalla, który egzamin z drugiego poważnego wydawnictwa zdaje bez problemu. Bardzo polecam.

Purple Arrow EP by Dam Mantle

+ mp3 za e-mail na oficjalnej stronie

piątek, września 10, 2010

El Guincho - przewodnik (notatki z przesłuchania [7] Pop Negro - część 1.)





EL GUINCHO - PRZEWODNIK | CZĘŚĆ 1. | CZĘŚĆ 2. | Alegranza - SUPLEMENT




Kiedy okazało się, że El Guincho wydaje w tym roku następczynię rewelacyjnej Alegranzy ciężko było stwierdzić czy 'on znowu to zrobi' czy 'niczego nie będzie'. Po zadaniu pieprzu multikolorowej papudze i twórczym, porywającym papugowaniu tropikalnych rytmów, po wylądowaniu na trzecim miejscu naszego płytowego podsumowania 2008 przyszedł czas na płytę-ośmiornicę - pieśni 8 + głowa - album nr 3 (licząc mało znane Folías) w dorobku Díaz-Reixy. Poniżej nasz jakże niekompletny przewodnik po Pop Negro i Guinchu w ogóle:

MUZYKA

Sposób tworzenia muzyki przez Guincha przypomina sposób tworzenia pączków przez swedish chefa

→ WIDEO NR 1 - Muppet Show - Swedish Chef - making donut

- jest radosnym strzałem w tradycję. Z jednej strony są to dźwięki tworzone przez kanaryjskiego zioma (miejsce urodzenia: Las Palmas de Gran Canaria) z wybitnym czuciem subtropików, z drugiej czuć bliskość Hiszpanii i przeprowadzkę do Barcelony. O ile wspomniana Alegranza była wahnięta w stronę wyspiarskiej pstrokacizny, Pop Negro minimalnie przechyla się w stronę osiągnięć spanishpopu, wielkich motywów tanecznych (Saura!) i gęstego miejskiego beatu. Trochę mniej tu Pandy, do którego odwoływano się w recenzjach 2008 roku, trochę więcej soundtracków starych filmów i hitowego zacięcia.

KANARY



The Canary Islands are in the middle of the world and the middle of nowhere. They’re right next to the Sahara desert. Below you’ve got Senegal, above you’ve got Morocco. It’s really far down—the islands belong to Spain, but it’s a three and a half hour flight to Barcelona. (El Guincho, Fader)

+ między innymi:

- ulubiony sklep płytowy - Moebius (http://www.tiendamoebius.com/),
- zespół Los Gofiones, czyli twórcy Guincha piosenki wszech czasów - Isa de Salón (ściągnij tu, poczytaj tu).

BARCELONA



Europejski New York New York to Katalonia, czyli jak wiadomo Hiszpania mniej hiszpańska, Hiszpania probyk i trochę jak w alternatywnej wersji reklamy Seata - z hiszpańską precyzją i niemieckim temperamentem. Z jednej strony fantastyczna baza muzealno-kulturalna, kipiąca od drogich klubów i zamkniętych dyskotek, z drugiej ciepła, przybrudzona, z chropowatą piracko-lumpiarską Barcelonetą z ulicznymi festynami, niedzielną gorącą bagietką od Araba i praniem na sznurach. To co? 100 stron bloga o BCN? Chętnie, ale głodnym żywej miejskiej tkanki proponujemy raczej przejrzenie LTB z okresu barcelońskiego i Primaverowych relacji.

Barcelona Guincha to m.in.:

- SURFING - surferskie klimaty na Barceloneciej plaży oraz w na innych barcelońskich piaskach ; Lycra Mistral:



After watching the Tom Curren surfing documentary The Search, I really wanted to do a song like this. In high school there was a group of us obsessed with surfing and bodyboarding. We used to spend Friday to Sunday on the beach and skipped classes whenever we could to go riding the waves. We bought the magazines, watched the movies and all that. I was easily one of the worst, I couldn’t do many tricks and had a strange style, but I used to love it out there in the water. There’s always an incredible moment when the series of waves arrives, you see them a long way out and they start to come towards you - that moment when you start to paddle out and have decide whether to catch that wave or not. It’s a very special sensation that you only get in that situation.

→ WIDEO NR 2 - The Search (fragment),
→ WIDEO NR 3 - surf-video, czyli Kalise z poprzedniej płyty Guincha,
→ WIDEO NR 4:


The Beach Boys - Surfin' USA [Live],

- Gràcia - jedna z najprzyjemniejszych barcelońskich dzielni, w której Díaz-Reixa mieszka ; mnóstwo orientalnych knajp, bliskość parku Güell, kawa i papierosy w Café Nilo,
- Sala Apolo - patrz: koncertowe relacje i bootlegi na LTB (Apolo i Apolo [2]):

My favorite music venue so far is the Sala Apolo in Barcelona. I love the bass there and they've been supporting all the bands in the city a lot so they are definitely my first choice! (El Guincho, Pitchfork)

- tropicalia paradise w studio,
- zaprzyjaźniony duet Thelematicos - autorzy EPki Thelematicos EP (do pobrania tutaj ; długograj w tym roku) ; Sergio z Thelematicos nagrywał z Guinchem demo genialnego otwieracza Pop Negro - Bombay,
- ulubiona audycja radiowa - http://www.fotolog.com/diasderubias,
- oraz mnóstwo nieudokumentowanego genius loci.

MADRYT



Mimo tego, że klimat albumów Guincha jest zdecydowanie nadmorski, nie kontynentalny, z kilku powodów warto wspomnieć w naszym przewodniku o hiszpańskiej stolicy. Madryt to miasto, w którym po raz pierwszy słuchałem Alegranzy. Mógłbym bardzo dokładnie wskazać miejsce absolutnego doznania w okolicach stacji metra Ciudad Universitaria. Jeśli chodzi o Madryt Guincha to na Pop Negro liczy się:

- stołeczna, hotelarska, saksofonowa (solówki Jensa Neumaiera) elegancja,
- Cinearte - studio, w którym powstało np. FM Tan Sexy - miejsce nagłaśniania filmów Almodovara, którego poskramiany eklektyzm (tak, tak, patrz również: Tetro Coppoli) jest na nowej płycie Hiszpana mocno widoczny. Inspiracja - świadoma czy nie - sięga dalej, np. do:

- spanish-popu:

→ WIDEO NR 5 - MEGAMIX POP ESPAÑOL 80S + cytowana w Lycra Mistral 5-10-15 piosenka Que triste es el primer adiós
- i Luz Casal, hiszpańskiej gwiazdy występującej między innymi w nagłaśnianych w Cinearte Wysokich obcasach:

→ WIDEO NR 6



→ WIDEO NR 7 - Luz Casal - No me importa nada,

- od Luz Casal płynnie przenosimy się na stację PRODUKCJA:

Wydaje się, że pomijając ruch tropicalismo, wyspiarskie dicho i hitowy pop (hiszpański i światowy), największą inspiracją naszego pupila pozostają producenci:

- Paco Trinidad produkujący album Luz V (Danza Invinto),
- Bombay-ska inspiracją produkcją (→ WIDEO NR 8) Promise Ciary,
- Afanasieff w (→ WIDEO NR 9) Fantasy Carey (Novias),
- ulubieniec autora - numer Muerte midi (z tytułem i podkładem przypominającym ciasny ekran gameboy'a i pixelowe liany w Donkey Kongu) inspirowany kanapowym disciem, wspaniałą klasyczną płytą C'est Chic i postacią Nile Rodgersa:

→ WIDEO NR 10 - Chic with Nile Rodgers - Le Freak,

- Bowiego bębny Viscontiego.



I na koniec TROPICALISMO + PARTY

- inspiracje mimo wszystko kluczowe, powracające i wykraczające poza swoje własne granice. Pop Negro i Alegranza to płyty niezwykle zabawowe, ale bez wątpienia podszyte dźwięczną czułością. To nie chłodny bounce z palemką, to raczej karnawałowy wir z dziurą w sercu jak ocean i jednocześnie radosnym szaleństwem w oku. Częściowo:

→ WIDEO NR 11 - Nara Leão:



częściowo:

→ WIDEO NR 12 - Caetano Veloso - Tropicália

Granice zacierają się i pochłaniają chociażby afro-pop, samplowane Avalanches (→ WIDEO NR 13 - The Avalanches - Since I Left You), Miguelito Valdésa z Kuby śpiewającego (→ WIDEO NR 14) Babalú z orkiestrą Casino de la Playa. Czasami objawiają się bardzo namacalnie, jak na wydanej ostatnio EPce Piratas de Sudamérica (→ WIDEO NR 15 - El Guincho - Hindou), czasami są nieoczywiste, np. wtedy, gdy przenoszą na grunt muzyki ideę tropikalistycznego Cinemo Novo - Uma câmera na mão e uma idéia na cabeça - a camera in the hand and an idea in the head (w miejsce "kamera" wstaw samplera!).

czwartek, września 09, 2010

Wideo dnia #137



Po dwutakcie czwartkowych numerów pod opady (Asobi Seksu i Futureheads) zapoznajemy się z nowymi piosenkami Owena Palletta, Marnie Stern, Belle and Sebastian (edit: i Japandroids), ale przede wszystkim:

- jak zwykle siedzimy w większych/mniejszych starociach (non stop Love + wczoraj - dzień Becka pod znakiem komondora i - która to już? - noc z berlińską trylogią Bowiego),
- przesłuchujemy nowego, sprinterskiego (34 minuty), anonsowanego wielokrotnie i zapowiadającego się (Bombay, FM Tan Sexy) kapitalnie Guincha:

YT047 - El Guincho - Pop Negro by Young Turks

[świetna lektura pod przesłuch na Drowned in Sound - sam Pablo o każdym utworze]

- z wielką przyjemnością dajemy nury w nową EPkę Nite Jewel, która (Ramona, nie EPka) nadal brzmi jak Sade Tierieszkowa i wprowadza w modny w ostatnich dniach stan zawieszenia. Czysta przyjemność.



poniedziałek, września 06, 2010

Wideo dnia #136



Dokładnie za tydzień, 13.09, ukaże się nowa płyta El Guincha. Od kilku dni z oficjalnej strony muzyka można pobrać kolejny bardzo obiecujący fragment Pop Negro - AN UPBEAT, NOSTALGIC POP JAM FOR THE BEACH, SUMMER DRIVES WITH FRIENDS AND TWILIGHT BBQ'S - FM Tan Sexy. Kawałek, podobnie jak wcześniej kuszący Bombay, robi dobrze, wieje sandałem z masłem (no właśnie: bardziej początek niż koniec wakacji) i zapowiada naprawdę dobre pieśni z Rolanda (SP-404). Jako piewcy wielkości Alegranzy nie możemy się doczekać i mamy tylko nadzieję, że Díaz-Reixa zamiast wpisywać się w modną egzotyczno-wakacyjną stylistykę głównego indie-nurtu pomłóci po swojemu i pokaże towarzystwu komu należy się buzi w pierścionek.


+ MP3 (XL Recordings)

piątek, września 03, 2010

Wideo dnia #135, czyli:



Panda Bear - single i zdjęcia z gwiazdami,
Muzyczna mapa - komisowe przymiarki.

Dzisiejsze wideo dnia to w pewnym sensie zagrycha wyrzutu sumienia, bo oto obiecałem sobie, że w miesiącu wrześniu, miesiącu - jak mawiała moja licealna wychowawczyni - pieniążkochłonnym (bo i rada i brulion) nie kupię żadnej płyty i już trzeciego dnia złamałem to postanowienie kilkoma draśnięciami laptopowego gładzika. Po wakacyjnej rozpuście miał nastąpić rozsądny odwyk, ale jeśli rano odbieram maila, że można już zamawiać nowy, limitowany do 500 przedpremierowych egzemplarzy, singiel 7" Pandy no to hold on, szwagier, I gotta wyłączyć na chwilę. Wyłączyć zakaz oczywiście, a w dalszej części miesiąca nie otwierać skrzynki.

Singiel to You Can Count On Me - najjaśniejszy (obok Ponytail) punkt występu Pandy na tegorocznej Primaverze - koncertu, który z perspektywy czasu (i z perspektywy tego nagrania) wydaje się mniejszym rozczarowaniem niż wydawał się wtedy. Przepiękny numer, jak pisze Domino - a gentle duet between Panda Bear and himself.



W sprawie muzycznych zamówień - teoretycznie ostatnią przeszkodą dla płytowej globalizacji stały się wysokie koszty wysyłki, które czasem odstraszają i każą czekać na nalot na zagraniczne komisy, na jakieś spontaniczne lub planowane 'go west' (chociaż kiedy taki cdwow oferuje wysyłanie wszystkiego za darmo to nawet ten argument trafia szlag). Teoretycznie, bo sama instytucja sklepu z muzyką nadal przyciąga bardziej niż błysk w oku listonosza. Zbaczając więc z niewygodnego tematu winy rozkładam przykurzoną muzyczną mapę i wspominam kupowanie płyt:



tu, w Berlinie, gdzie obok przetacza się któryś z bahnów,



tu, w Lizbonie, w Louie Louise, gdzie ma się wrażenie, że przyszło się do koleżeństwa pożyczyć coś fajnego do słuchania,



tu, w fantastycznym barcelońskim Revolverze na nierealnej ulicy płytowych komisów,



tu, w madryckim FNACu, który w trakcie naszej hiszpańskiej emigracji pełnił wszystkie funkcje raju,



tu, na sztokholmskim starym mieście, w sklepie gdzie na półce leżało sobie ultrarare promo wydanie domowych piosenek Drake'a (po naszej wizycie już tam, rzecz jasna, nie leży),



tu, w amsterdamskim Distortion, w przepięknej dzielnicy Jordaan, gdzie pan podliczając zakupy zakazuje płacić za Bring On the Dancing Horses Echo & the Bunnymen i mówi, że gdyby trzeba było coś do Polski przesłać to przecież poczta blisko ; albo w Leidzie przy mostku gdzie jest więcej płyt niż we wszystkich polskich sklepach stacjonarnych,



albo nawet tu, na rzymskim Termini, w jakiejś przyjemnej sieciówce.

Jednym słowem miejsca > poczta, ale dzwonek do drzwi i rwanie kartonu to też jakiś urok. Wracając do spraw bieżących - w końcu pojawił się nieprzeskakujący Interpol, który wydaje się lepszy niż po pierwszych niepokojących przesłuchaniach, zobaczymy. + z nowości całkiem fajna EPka (i jeszcze lepszy singiel) zespołu The Hundred in the Hands. A najfajniejsze to zdjęcie:



Na razie Panda na pętli i do nieodległego kontaktu!

środa, września 01, 2010

Wideo dnia #134



Na Louder Than Bombs pojawiały się już teksty "z zajezdni", więc przy okazji klipu nr 134 spokojnie mógłbym opisać kilka płyt, które ściśle przylgnęły do konkretnych odcinków autobusowej trasy Nowy Dwór - Księże Wielkie. Ale pada, a when it rain, it pours, więc radio męczy Modlitwę o złoty deszcz Bajmu - zawsze aktualne i na czasie (Nagle zrywam się / Biegnę na ulicę / Z tłumem modlę się) studium kuracji prostamolem.

My jednak przejdziemy do Muzyki, głownie dlatego, że ze sporym zdziwieniem odnotowałem, iż na blogu nie pojawiła się nigdy moja ulubiona deszczowa piosenka. Wiadomo, istnieje wiele fantastycznych - Raining In Darling Bonniego, Raining In My Heart Buddy'ego, całe Ocean ____ Echo, Crooked ____, Crooked ____ Pavement i ____ Dogs Waitsa, obłędny początek Wish Cure z And the way the rain comes down hard / That's the way I feel inside (a jeśli już Cure to przecież Prayers For Rain). Oprócz tego Ballet for a Rainy Day XTC + pozostając w klimacie: I'll Take The Rain z najbardziej underrated płyty R.E.M. (no a So. Central Rain?). Jest Happy When It Rains pod wezwaniem dzieciątka Jezus i Mary Chain, przedeszczowe Everyday Is Like Sunday Moza, Country Rain Slowdive, Rain Drake'a... I jeszcze I never meant to cause you any sorrow. I never meant to cause you any pain, inne iTunes -> szukaj -> 'rain' oraz cała masa mniej oczywistych typów.



A wśród typów osobistych bezapelacyjny zwycięzca mojego ulewnego rankingu - Screwdriver Song - wczesny b-side The Cooper Temple Clause z czasów ich świetnego debiutu. Utwór, który spina klamra jakiegoś fantastycznego kolejowo-deszczowego przeciągu, numer, który brzmi jak rozciągnięty w Audacity pomruk dalekiej burzy, a "wygląda" jak wszystkie te najlepsze deszczowe obrazy, z Shipping on the Clyde Johna Atkinsona Grimshawa (powyżej, oryginał w madryckim Thyssenie) na czele. Z jednej strony wychodzimy nim na deszcz, z drugiej chowamy się przed burzą. Z jednej domowe zacisze, zimna płyta i ciepłe napoje w rytm dzwonienia o szyby, z drugiej ścieranie kropli z pokrywy discmana w Parku Słowackiego. Ale zostawmy wpisy z pamiętniczka, liczy się sam utwór - senny, pozytywkowy, szumiący, ale wkręcający jak tytułowy śrubokręt i z masą poskramianej energii wykraczającej poza skale wszystkich Celsjuszy i Beaufortów. Mój ultrazachwyt jest z pewnością subiektywny i trąci sentymentalną myszką. Jednak jeśli ktoś nie dostrzega w pełni obiektywnego piękna Screwdriver Song to aż chce się powiedzieć - "Jarek, pierdolisz, nie było cię tam."



PS Jeszcze z kolekcji zrzutów - obrazek z wgrywania na youtube'a Cooper Temple Clause:



Czy przeciwnicy spalenia Jaggera mają jeszcze cokolwiek do powiedzenia?